[8,0] - Welcome to Rockville

- Masz szczęście, że odebrałeś, niewdzięczny gówniarzu.

Jimina sparaliżowało. Nie mógł się ruszyć, a jednocześnie prawie wypuścił telefon z dłoni. Chciał coś powiedzieć, ale jedynym, na co było go stać, było piskliwe jęknięcie:

- Mamo?

Jego matka zaśmiała się po drugiej stronie.

- A kto inny? Myślałeś, że nie dam rady się do ciebie dodzwonić, skoro zablokowałeś mój numer? Miałam nadzieję, że wrócisz sam z podkulonym ogonem, a wtedy wywalę cię za drzwi na zbity pysk. Twój powrót jednak się opóźnia, więc postanowiłam dać ci znać, że równie dobrze możesz w ogóle nie wracać.

Słowa pani Park były jak cały kosz igieł, wyrzucony na pozostawione na wyciągniętej dłoni serce chłopaka. Miał wrażenie, że każde kolejne zdanie wbija w niego stosy szpileczek, powodując nieprzyjemne kłucie w całej klatce piersiowej.

- Mamo, napisałem ci przecież, że-

- Gówno mnie to obchodzi, tępy gnojku! Całe życie dla ciebie poświęciłam, całe życie, słyszysz?! A ty tak mi się odpłacasz?! Uciekając z domu?!

- Obiecałem, że wrócę. Nie zaprzepaszczę swojej przyszłości - powiedział cicho, chociaż jego matka krzyczała do słuchawki jak opętana. - Nawet jeszcze nie wiem, gdzie dostałem się na studia.

- O ile w ogóle się dostałeś - zaznaczyła pani Park, wbijając tym samym kolejną szpilkę w swojego syna. - Nie licz na moją pomoc, Jimin. Skoro chcesz radzić sobie sam, to od dzisiaj tak właśnie będzie. Jak wrócisz, to spakujesz swój majdan i się stąd wyniesiesz! Nie będę utrzymywać darmozjada!

- Mamo, proszę! Daj mi wytłu-

- Nie nazywaj mnie tak! Bycie twoją matką, to najgorsze, co mnie spotkało!

Połączenie urwało się, pozostawiając Jimina z echem słów pani Park, odbijającym się w jego głowie niczym kauczukowa piłeczka. Z chwili na chwilę przybierało na sile, zagłuszając wszystko wokół. Jimin nawet nie wiedział, czy płakał. Ludzie wokół patrzyli na niego dziwnie, a ich postacie mazały się chłopakowi przed oczami, więc zakrył je dłońmi, kucając na środku ścieżki.

Jak mogła mu powiedzieć coś takiego? Może nie był najwspanialszym dzieckiem, może nie chciał zostać miss ani misterem Stanów, może nie był najlepszym uczniem w szkole, ale starał się. Starał się zasłużyć na jej miłość i pochwałę. Czy jego mama od zawsze go nienawidziła? Co zrobił źle? Przecież nie miał wpływu na to, jaki się urodził.

Czy w ogóle kiedykolwiek go kochała? Szczególnie po jego małym buncie?

- Hyung? - usłyszał gdzieś z daleka głos Jeongguka, ale nie potrafił na niego spojrzeć. Dopiero teraz dotarł do niego jego własny zduszony szloch, który przebił się przez nieprzyjemne piszczenie w uszach. - Hyung!

Jimin nie mógł oddychać.

***

Taehyung nigdy nie trzymał w ramionach tak mocno drżącego ciała. Jimin trząsł się jak osika, a mimo że zapadł zmrok, wcale nie było zimniej niż za dnia. Nieprzerwanie szlochał, chociaż spod jego zaciśniętych ciasno powiek nie wypływały łzy - nie miał już czym płakać.

Kiedy spanikowany Jeongguk zadzwonił do Taehyunga, prosząc o natychmiastową pomoc, Kim spodziewał się co najwyżej, że się zgubili albo wpadli na jakichś pijanych festiwalowiczów, którzy nie chcieli dać im spokoju. Hoseok obstawał natomiast przy tym, że zatrzasnęli się w toaletach. Żaden z nich nie przewidział, że chodziło o Parka, który po prostu się rozpłakał, a przynajmniej tak twierdził Jeon.

Taehyung gładził delikatnie włosy i mokre policzki Jimina, próbując go uspokoić. Gdy tylko dotarł na miejsce, które opisał mu przez telefon basista, od razu wziął Parka na ręce. Jimin nie odpowiadał na zadawane pytania i zdawał się nie mieć pojęcia, kto znajdował się wokół niego. Wyglądało to na porządny atak paniki, tylko... tylko, że nie stało się nic, co mogłoby ten atak wywołać.

- Nic mu nie zrobiłem, naprawdę nie wiem, co się stało. Po prostu poszedł odebrać telefon, a potem...

- Spokojnie, Koo. Nikt nie mówi, że to twoja wina.

- Jeszcze tylko histeryzującego frajera nam brakowało do szczęścia.

- Hoseok, przymknij się łaskawie.

Głosy spoza namiotu docierały do Taehyunga stłumione, ale i tak słyszał, o czym rozmawiali. Był trochę zły na siebie, że puścił Jeongguka i Jimina samych, bo obiecał sobie przecież, że będzie opiekował się Parkiem. Chciał również wiedzieć, co się stało, ale mniejszy chłopak, z którym ostatecznie został sam na sam w namiocie, do którego doniósł go na rękach, nie reagował na jego pytania. Cała ta sytuacja go frustrowała, bo był to dopiero początek trasy, a wszystko zaczynało się sypać - Jiminowi stała się jakaś krzywda, Hoseok nie potrafił trzymać języka za zębami, a Taehyung tracił kontrolę, chociaż zawsze jako frontman zespołu starał się nad wszystkim panować razem z Seokjinem.

Zaczynał się zastanawiać, czy w ogóle nadawał się do swojej umownej pozycji lidera. Nigdy tego nie ustalili, ale zawsze, kiedy potrzeba było kogoś, kto wypowiedziałby się za cały zespół, spojrzenia wszystkich padały właśnie na niego. Nie należał do bardzo wygadanych osób, nie miał wielkiego parcia na szkło, nigdy nie lubił mówić za innych, ale jakoś już tak było i widocznie miało tak pozostać. Może powinien się z kimś zamienić?

Westchnął głęboko, próbując w ten sposób odgonić myśli zgniatające resztki jego dobrego humoru. Nigdy nie był dobry w ukrywaniu emocji, więc wolałby nie wyglądać jutro na scenie, jakby był tam za karę.

- Chim - powiedział miękko po raz n-ty. - Powiedz mi, co się stało, proszę.

Jimin pociągnął nosem, jedynie mocniej wtulając się w Taehyunga. Mimo to Kim miał wrażenie, że gdy w końcu zostali sami, chłopak zaczął powoli się uspokajać. Oddychał z minuty na minutę bardziej równomiernie, a jego dłonie mniej desperacko zaciskały się na ręce Tae.

- Przepraszam - szepnął nagle tak cicho, że wokalista w pierwszej chwili nie zorientował się, że Jimin faktycznie coś powiedział.

- Nie masz za co przepraszać, ale byłbym wdzięczny, gdybyś mi wyjaśnił, co doprowadziło cię do takiego stanu - Taehyung delikatnie przesunął dłonią po jasnych włosach Jimina, uśmiechając się pokrzepiająco, nawet jeśli Park nie mógł tego widzieć.

- Ja... - zaczął Jimin. - Mama do mnie zadzwoniła.

Taehyung zamrugał zdziwiony. Bał się, że usłyszy jakąś nieprzyjemną historię o zbyt nachalnym gorylu, który próbował obmacywać Jimina, czy cokolwiek w tym stylu, ale nie wpadłby na to, że telefon od matki mógł tak wpłynąć na chłopaka.

- Nigdy nie łudziłem się, że mnie kocha, ale... teraz tak to do mnie dotarło, kiedy praktycznie powiedziała to na głos - kontynuował cicho Jimin, z zamkniętymi oczami wdychając już całkiem dobrze sobie znany zapach ubrań Tae. Chyba był już nawet w stanie zaakceptować drażniący smród jego papierosów, byle żeby być blisko niego.

- Co ci powiedziała? - dopytał Taehyung. - Oczywiście, jeśli masz ochotę mi powiedzieć.

- Że bycie moją matką to najgorsze, co ją w życiu spotkało... no i że w sumie to mogę już nie wracać - blondynek odetchnął głęboko, czując się trochę lepiej, że już to z siebie wyrzucił.

Ufał Taehyungowi. Nie wiedzieć czemu, czuł się przy nim komfortowo i nie bał się mu wyżalić, nawet jeśli miał lekkie wyrzuty sumienia, że narzuca się wokaliście.

- Z tego co wiem, to nie jest warta łez, które ciągle wylewasz, kiedy wkurwia się, gdy robisz coś nie po jej myśli. Masz prawo do podejmowania własnych decyzji, nawet jeśli ona twierdzi, że jest starsza i wie lepiej. Ludzie najlepiej uczą się poprzez własne doświadczenie, a nie czyjeś - odparł Kim, marszcząc brwi ze złości. - Poza tym jest twoją matką czy tego chce, czy nie. Jest dorosła, musi ponosić konsekwencje swoich życiowych wyborów. Zresztą, podejrzewam, że powiedziała tak, bo jest wściekła, że wyjechałeś. Wątpię, żeby naprawdę miała to na myśli.

- Pewnie tak, ale znając ją, faktycznie będę musiał na studiach radzić sobie sam, jeśli jej nie przejdzie. Jest dosyć... obraża się na całkiem długo. Wiesz, ciągle nie wybaczyła mi tego, że nie chciałem startować w konkursach...

- A gdzie będziesz studiować?

Na to pytanie Jimin nie znał poprawnej odpowiedzi. Prawda była taka, że po prostu chciał w końcu wynieść się z domu, a dokąd - to nie grało zbyt wielkiej roli. Złożył dokumenty na kilka uczelni w całych Stanach, ale postępowanie rekrutacyjne wciąż trwało. Park na dobrą sprawę nie wiedział nawet jeszcze, czy dostał się gdziekolwiek, chociaż miał o wiele bardziej optymistyczne poglądy w tym temacie niż jego matka.

- Chyba... chyba w Nowym Jorku - odparł cicho, bo właśnie na nowojorski uniwersytet najbardziej chciałby się dostać.

Taehyung uśmiechnął się ponownie, by zaraz ukryć twarz we włosach Jimina i złożyć na nich delikatny pocałunek.

- A mówiłem ci, że mieszkam w Bostonie, prawda?

- Tak, ale to wciąż całkiem daleko, a do tego nie chcę być dla ciebie problemem i-

Taehyung zakrył buzię Jimina jedną z dłoni, chichocząc, gdy Park fuknął na niego niezadowolony.

- Nie będziesz problemem, jeśli będziesz chciał wyrwać się z akademika na weekend, zaufaj mi. Nie jesteś w tym sam, Jimin. Pamiętaj.

Jimin naprawdę cieszył się, że spotkał na swojej drodze Taehyunga.

***

Poranek na festiwalu zaczął się dość burzliwie, od kilku wyzwisk rzuconych przez Hoseoka w stronę nowoprzybyłych festiwalowiczów, którzy zaparkowali tak, że Jung miał problem z wyjechaniem. Na szczęście grupa nastolatków szybko ustąpiła, widząc, że perkusista o ósmej rano był najprawdopodobniej zdolny do wszystkiego. Wstał na tyle późno, że nie zdążył zrobić sobie kawy, więc jedynym ratunkiem dla niego i wszystkich wokół mógł być tylko jakiś automat na backstage'u. Jimin miał nadzieję, że znajdą go jak najszybciej, bo Hoseok był wprost nie do wytrzymania.

- Gorzej chyba już być nie może - mruknął pod nosem, zerkając na zegarek.

Ciągle czuł się trochę przymulony, bo mimo że Taehyungowi ostatecznie udało się go uspokoić i przekonać do spania pod jednym kocem, to późno zasnął. Miał też wyrzuty sumienia, że znowu zbłaźnił się przed całą szóstką z dość błahego powodu, a do tego Jeongguk, nie chcąc im przeszkadzać, poszedł spać w busie razem z Hoseokiem.

- Zawsze automat z kawą może być nieczynny - zauważył Yoongi, pozornie śpiący na siedzeniu obok Parka. Gitarzysta posłał w stronę młodszego chłopaka zawadiacki uśmiech, na co ten jęknął cierpieńczo.

- Nie martw się, piwo też mu pomoże, a tego na festiwalu pod dostatkiem. Nie mówiąc już nawet o Monsterach - powiedział pokrzepiająco Namjoon z przedniego rzędu, konspiracyjnie wychylając się do nich, żeby Jung niczego nie usłyszał.

Do sceny dojechali w miarę szybko, bo o tak wczesnej godzinie po terenie festiwalu nie pałętało się zbyt wiele osób. Zanim wjechali przez odpowiednie bramki, Seokjin musiał okazać jakieś dokumenty i podpisać kilka rzeczy, które wysoki, ciemnoskóry mężczyzna podał mu na ładnej podkładce przez okno busa.

- Okej, macie tu przepustki - mężczyzna, z którym rozmawiał Jin, podał mu przez okno kilka karteczek na smyczach. - Sześć, ta?

- Siedem - Seokjin uśmiechnął się pięknie, na co ochroniarz od razu zmarszczył brwi. Spojrzał na dokumenty, a potem jeszcze raz na Kima, widocznie się denerwując.

- W dokumentach jest sześć i tak mam na liście - burknął nieprzyjemnie mężczyzna. - Seokjin Kim, Namjoon Kim, Taehyung Kim, Yoongi Min, Jeongguk Jeon i Hoseok Jung. Jeszcze umiem liczyć.

- Ah, tak, haha, wybaczy pan, mamy jeszcze jednego chłopaka do pomocy przy make-up'ie, jest z nami od tygodnia, dlatego nie uwzględniłem go w zgłoszeniu.

Seokjin uśmiechnął się przepraszająco, gdy gładko minął się z prawdą, a Jimin poczuł, jak coś skręciło mu się w żołądku. Ostatnim, czego chciał, było to, żeby nie wpuścili go na backstage z resztą, a tym samym przez pół dnia musiałby zająć się sobą w inny sposób.

- Nie dałoby się załatwić dla niego jakiejś przepustki? Jest mi potrzebny, zajmuje się wokalistą - kontynuował Kim.

- Myślicie, że ja tak mogę szastać przepustkami na prawo i lewo? Jeśli bym tak robił, to każdy mógłby tu wleźć. Dbamy o bezpieczeństwo artystów! - zirytowany mężczyzna zajrzał przez okno do wnętrza vana, snując spojrzeniem po twarzach pasażerów. - Który to?

Jimin przełknął zalegającą mu w gardle ślinę i dopiero wtedy wychylił się zza siedzenia, podnosząc nieśmiało rękę. Uśmiechnął się delikatnie, mając nadzieję, że faktycznie wyglądało to jak uśmiech, a nie jak gdyby dostał szczękościsku ze stresu. Ochroniarz patrzył na niego przez chwilę oceniająco.

- Dobra - burknął pod nosem. - Źle mu z oczu nie patrzy. Dam wam jeszcze jedną uniwersalną przepustkę staffu.

- Dziękujemy!

Seokjin zamknął szybę, opadając luźniej na fotelu obok kierowcy. Odetchnął z ulgą, podobnie jak cała reszta.

- Wisisz mu duże piwo, Jimin - zażartował Jin. - Mi w sumie też, starałem się uśmiechać jak najładniej umiem.

- Nie wiem, czy facet poleciał akurat na twoje względy, Jin - wtrącił Namjoon. Zaraz musiał się szybko przechylić w bok, żeby nie dostać swoją przepustką w głowę.

- Zakładajcie to i nie pogubcie przypadkiem, bo drugi raz się starał nie będę.

Zanim reszta, w bardziej cywilizowany sposób, otrzymała swoje identyfikatory, Hoseok zdążył wjechać w odpowiednio wyznaczone miejsce za sceną, gdzie mógł bezpiecznie zaparkować. Jacksonville Landing Stage górowała nad okolicą, kładąc cień na wszystko, co zostało ustawione za nią i od jej zachodniej strony. Dwóch mężczyzn, z których jeden wyglądał na dźwiękowca, podeszło do nich, najpierw sprawdzając przepustki, a potem kierując ich do odpowiedniego namiotu dla ich zespołu. Namjoon od razu złapał jednego z nich, zaczynając rozmawiać o nagłośnieniu, Seokjin natomiast szybko gdzieś zniknął, by dopełnić formalności. Muzycy, podobnie jak w Atlancie, od razu wzięli się za rozkładanie sprzętu, a Jimin...

A Jimin znowu nie wiedział, co ze sobą zrobić.

Nie chciał przeszkadzać, ale nie mógł też stać bezczynnie, żeby nikt przypadkiem nie nabrał względem niego podejrzeń. Rozglądał się przez chwilę, ostatecznie postanawiając poszukać torby z kosmetykami, którą Seokjin wrzucił w odmęty bagażnika po poprzednim koncercie. Torba leżała oczywiście za kilkunastoma pudłami z koszulkami i innymi dziwnymi rzeczami, więc Park musiał się trochę nagimnastykować, zanim udało mu się dosięgnąć jej paska.

Praktycznie leżał na pudłach, próbując nie zgnieść niczego, kiedy nagle poczuł czyjeś dłonie na swoich biodrach. Ze strachu prawie wylądował w merchu, ale silne ręce w ostatnim momencie poderwały go do pionu, wyciągając go z bagażnika razem z torbą.

- Mogłeś przesunąć te pudła albo chociaż poprosić mnie o pomoc, Chim - chłopak odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał przy uchu głos Taehyunga, a nie jakiegoś przypadkowego, wynaturzonego faceta, który postanowił go zmacać.

- Nie strasz mnie tak. Myślałem, że to jakiś zboczeniec - fuknął cicho, obracając głowę w bok, by napotkać rozbawione spojrzenie Kima. - Poza tym nie chciałem robić tutaj bałaganu i radziłem sobie!

- Mhm, właśnie widziałem - Jimin już miał się z nim kłócić, ale wokalista szybko zamknął mu usta krótkim pocałunkiem. Zaraz potem uśmiechnął się przebiegle, sugestywnie zerkając na torbę z kosmetykami. - Dzisiaj ty mnie malujesz?

- Uh, nie... znaczy, nie wiem, ja...

- Na razie mnie nie potrzebują przy sprzęcie, więc możemy iść spróbować. Jeśli Seokjinowi się nie spodoba, to szczerze ci powie, że mamy to zmyć i dać jemu i Jeonggukowi pracować. Hm, co ty na to?

I jak niby Jimin miałby się nie zgodzić? Szczególnie, gdy po raz kolejny miał szansę pobyć z Taehyyungem sam na sam?


Jeśli macie do polecenia jakieś przyjemne appki do robienia fake postów to... To odezwijcie się, błagam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top