[20,0] - Aftershock

13 lipca 201x

Jimin był przekonany, że każdy kolejny festiwal, na którym mieli się pojawić, będzie podobny do Welcome to Rockville, dlatego czuł się kompletnie oszołomiony po pierwszej dobie na Aftershocku.

To nie tak, że nie spodziewał się, że "największy rockowy festiwal" nie będzie większy od poprzedniego. Jednak mimo tej świadomości, powierzchnia festiwalu, pola namiotowego, parkingu oraz przede wszystkim ilość ludzi już pierwszego dnia festiwalu przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Gdyby nie to, że w czwartek, po rozłożeniu się i dogadaniu szczegółów dzisiejszego występu Bulletproof Boys z obsługą, chłopaki zgodnie stwierdzili, że nie powinni szaleć, żeby nie grać koncertu na kacu, Jimin najpewniej już miałby dość.

Jedyną pozytywną rzeczą, jaka towarzyszyła mu, od kiedy dotarli na Aftershock, a nawet już nieco wcześniej, była nieustająca adoracja, jaką urządzał mu Taehyung. Seokjin miał rację, jak zwykle zresztą, bo wokalista dosłownie oszalał jeszcze bardziej na punkcie Parka, dzięki jego nowym, płomienistorudym włosom. Dosłownie nie odstępował Jimina na krok, ciągle przy okazji przypomniając mu, jak obłędnie wyglądał w tym kolorze.

Nawet fakt, że jechali już na własny koncert, żeby przygotować się za sceną i dopiąć wszystko na ostatni guzik, nie przeszkadzał Taehyungowi w klejeniu się do Jimina, kiedy siedzieli obok siebie w vanie. Park trzymał głowę na ramieniu wokalisty, trochę przysypiając. Mimo wszystko na polu namiotowym nigdy nie było cicho, więc nie dane mu było się wyspać. Kim natomiast obejmował go ramieniem, delikatnie gładząc jego policzek i co jakiś czas składając pocałunki na rudych włosach Jimina. Hoseok, który siedział za nimi, już z dwa razy w ciągu tak krótkiej przejażdżki narzekał pod nosem na ich "migdalenie się", ale wokalista nic sobie z tego nie robił, nie mając zamiaru tracić ani chwili, którą mógł poświęcić swojemu chłopakowi.

- To już jutro, hyung! Chyba dzisiaj nie zasnę z tego wszystkiego - szczebiotanie podekscytowanego Jeongguka niosło się echem po samochodzie, a sam Jeon niespokojnie wiercił się na miejscu pomiędzy Hoseokiem i Yoongim, spoglądając to na jednego to na drugiego, mimo że to z Minem rozmawiał o nadchodzącym występie jego ulubionego zespołu.

- Wiem, Ggukie, mówisz mi to już jakiś dziesiąty raz - przyznał Min z pobłażliwym uśmiechem, postanawiając delikatnie zmierzwić basiście włosy. - Zresztą, dzisiaj też słabo spałeś.

- Ah, faktycznie - młodszy oblał się rumieńcem i uśmiechnął niewinnie, ale mimo to nie stracił rezonu. - Ale to nieważne, hyung! Myślisz, że uda nam się wkręcić na backstage, skoro w tym roku też tutaj gramy?

- Mam wrażenie, że jarasz się tymi chińskimi dziewczynkami bardziej niż własnym koncertem na Aftershocku - wtrącił się w końcu Jung. - Co jest z tobą nie tak?

- Hyung, przecież dobrze wiesz, że są z Japonii - mruknął Jeon, wydymając słodko usta, na co Hoseok uniósł jedną brew, jakby chciał się z nim podroczyć albo faktycznie mu nie dowierzał. - Poza tym, to nie tak, że się nie cieszę naszym występem! To dla nas duży sklep milowy*! Ale to też pierwszy raz, kiedy będę mógł zobaczyć Babymetal na żywo i, o matko, tak bardzo chcę, żeby było już jutro!

- Chyba chodziło ci o kamień milowy, Ggukie - poprawił go Yoongi, ale Jeongguk był zbyt przejęty wizją nadchodzącego show Babymetal, żeby przejmować się językową usterką. - I myślę, że może uda nam się jakoś wślizgnąć za scenę.

*milestone - milestore

- Byłoby ekstra! Na zdjęcia nie ma co liczyć, ale gdyby chociaż mi się podpisały na płycie, którą specjalnie ze sobą zabrałem, to już byłoby coś. Ostatnio widziałem też nagrania z jakiejś nowej piosenki, którą grają na razie tylko na koncertach i jeszcze nie jest oficjalnie wydana, i, rany, jest obłędna, prawie nauczyłem się już słów! - kontynuował niezrażony basista, na co Yoongi zaśmiał się pod nosem, dając chłopakowi wygadać się, żeby później mógł się skupić na grze.

Jimin uśmiechnął się pod nosem, bo entuzjazm Jeongguka był naprawdę uroczy. Kiedy chłopak mówił o swojej ukochanej muzyce, w końcu się nie peszył i nie raziły go kąśliwe uwagi perkusisty, a do tego wydawał się zwyczajnie szczęśliwszy niż zwykle. Właśnie takie momenty uwielbiał Park - kiedy wszystko było w porządku, a cała siódemka była w dobrych humorach.

- Mówiłem ci już, że wyglądasz fenomenalnie? - szepnął mu nagle we włosy Taehyung, żeby zwrócić uwagę rudowłosego na siebie. - Hm, Jimin-ah?

Park powoli zdawał sobie sprawę z tego, że zaczął się uzależniać od głębokiego głosu Taehyunga, którego ten używał bardzo często, gdy spędzali czas w swoim towarzystwie. Ten specyficzny ton był tak niemożliwie niski i zabarwiony seksowną chrypą, ale zarazem każde słowo, które Kim nim wypowiadał, było miękkie i czułe, co wciąż przyprawiało Jimin o dreszcze albo uderzenie gorąca. Szczególnie, kiedy Tae rzucał nieco dwuznacznymi stwierdzeniami, co zdarzało mu się coraz częściej.

Tak jak na początku bezpośredniość wokalisty bardzo peszyła Jimina, teraz zwyczajnie mu się podobała. Kim nigdy nie owijał w bawełnę, co odpowiadało rudowłosemu, a także jakoś dziwnie sprawiało, że Taehyung wydawał mu się jeszcze bardziej pociągający.

Nie bez powodu mówi się, że pewność siebie jest jedną z najatrakcyjniejszych cech charakteru.

- Powtarzasz mi to średnio co piętnaście minut - odparł w końcu Jimin, uśmiechając się sam do siebie. Podniósł głowę i szybko cmoknął wokalistę w usta, żeby zaraz z powrotem się do niego przytulić. - Co nie znaczy, że masz przestać.

- Świetnie się składa, bo nie miałem zamiaru - odpowiedział Kim, delikatnie łapiąc Jimina za brodę i ostrożnie, ale stanowczo, odwracając jego twarz w swoją stronę, żeby móc złożyć na jego ustach o wiele dłuższy i głębszy pocałunek.

Jimin westchnął z zadowoleniem w usta drugiego chłopaka, mając ochotę usiąść Kimowi na kolanach, żeby wygodniej im było kontynuować pieszczoty. Nie chciał jednak jeszcze bardziej degustować reszty chłopaków. Wystarczyło już, że kiedy Tae złapał go w talii i mocniej przyciągnął do siebie, Parkowi wyrwało się ciche sapnięcie, które bardzo łatwo można było wziąć za stłumiony jęk przyjemności.

Ktoś z przodu odchrząknął znacząco, więc Kim poczuł się zmuszony, by bardzo niechętnie odsunąć się od miękkich ust Jimina. Park smakował niesamowicie słodko, zapewne za sprawą zakupionego niedawno owocowego błyszczyku oraz nektaru bananowego, który popijał od rana zamiast wody. Taehyung czuł się tak, jakby odlatywał, kiedy się całowali. To było po prostu tak przyjemne i komfortowe, że za każdym razem ciężko mu było przestawać.

- Niektórzy tutaj są singlami. Właściwie to wszyscy - prychnął Jin, mierząc wokalistę i rudowłosego karcącym spojrzeniem. - Just get a room, rany.

Taehyung od kilku dni faktycznie czuł, że chciał więcej. Chciał być z Jiminem jeszcze bliżej niż dotychczas. Chciał zrobić coś ponad całowanie i przytulanie. Nigdy wcześniej nie czuł do nikogo takiego pożądania, co w jakiś sposób sprawiało, że był okropnie szczęśliwy. Uśmiechnął się, kiedy o tym pomyślał, ciągle patrząc na uroczo zarumienionego Parka, którego speszył komentarz Seokjina. Mimo to rudowłosy odwzajemnił gest Tae i zaraz ostatni raz pocałował go w policzek, żeby z powrotem usiąść porządnie przodem do kierunku jazdy.

W końcu byli już niemal na miejscu.

Bulletproof Boys mieli grać na średniej scenie festiwalu, ale i tak była ona chyba największą, na jakiej kiedykolwiek występowali. Przerzucono ich tam w ostatniej chwili, bo pierwotnie mieli wystąpić na tej najmniejszej, jednak rosnąca liczba fanów i odwołanie koncertu innego zespołu zadziałało na ich korzyść. Słońce prażyło fanów muzyki, którzy zebrali się na połaciach wydeptanej trawy na obrzeżach jednego z największych parków w Sacramento. Dopingowali inny zespół, który właśnie dawał z siebie wszystko, żeby zachęcić ludzi do słuchania, jednak, mimo że grali całkiem fajnie, nie mieli w sobie tego czegoś. A przynajmniej zdaniem Jimina. Nie miał też co prawda zbyt dużo czasu na ocenianie poprzedników Bulletproof Boys, bo musiał pomóc Seokjinowi w przygotowaniu chłopaków do koncertu. Pomijając fakt, że Taehyung nie pozwalał mu za długo skupić się na czymkolwiek innym niż on sam.

Jimin uważnie malował wokalistę, kiedy Jin układał mu włosy, co jakiś czas ostrzegając Parka, gdy musiał użyć lakieru. Taehyung był ostatni w kolejce, bo jako wokalista wymagał najmniej przygotowania technicznego, w przeciwieństwie do instrumentalistów. Granie na festiwalach było najbardziej stresujące właśnie ze względów technicznych, a przynajmniej o tym Namjoon gderał od samego rana. Było mało czasu na zmiany, mało czasu na sprawdzenie dźwięku, a to, co zazwyczaj ustanowili poprzedniego dnia, sypało się zaraz po wejściu chłopaków na scenę, kiedy okazywało się, że ustawienia kompletnie się rozjeżdżały, a w obecności ludzi pod sceną każdy najmniejszy dźwięk brzmiał inaczej. Kim, stojąc gdzieś z brzegu i rozmawiając z jednym z festiwalowych dźwiękowców, już wyglądał na poirytowanego, co było rzadkim widokiem. Na szczęście w jego zasięgu był też Yoongi, który starał się uspokajać Namjoona swoją obecnością i krótkimi, ale trafnymi komentarzami w rozmowie, w której Jimin, słysząc jedynie urywki, za cholerę nie potrafił się połapać.

Wszyscy poza Namjoonem wyglądali jednak na spokojnych i podekscytowanych. Nieważne, jak trudne miewali warunki, Kim zawsze dawał radę wydobyć z ich dźwięku to, co najlepsze. W tej kwestii cały zespół ufał mu bezgranicznie, co chyba sprawiało, że Joon kładł na siebie jeszcze większą presję, by dopiąć wszystko, co mógł na ostatni guzik, zanim zacznie się koncert.

- Namjoon zaraz wyjdzie z siebie - mruknął Yoongi, podchodząc do Seokjina.

Jin westchnął ciężko. Doskonale wiedział, w jakim celu Min mu to oznajmił. Jako dwaj najstarsi w grupie, od dawien dawna dzielili pomiędzy siebie te bardziej "rodzicielskie" niż "przyjacielskie" zadania. Jednak to Seokjin był oficjalnym menadżerem i to nie bez powodu.

Yoongi był świetnym kompozytorem i w kwestii muzyki zawsze miał decydujący głos, ale to Jin miał najlepsze gadane, najlepiej odczytywał innych ludzi i najlepiej potrafił trafić do kogoś swoimi słowami. Członkowie zespołu nie byli wyjątkiem. Dlatego kiedy Min nie potrafił sobie poradzić z złagodzeniem jakiejś sytuacji, bo zwyczajnie nie był dobry w przekazywaniu swoich myśli w inny sposób niż muzyka, przychodził po pomoc do Jina, który dla niego również był jak starszy brat.

- Przejmuje się jak mrówka okupacją - odparł Jin, na sekundę oddalając się od Taehyunga, który siedział grzecznie na kręconym fotelu, wpatrzony w malującego go Jimina jak w obrazek. Fryzura wymagała jeszcze tylko kilku małych poprawek, na co Seokjin odetchnął z ulgą i powrócił do pracy, wciąż jednak przysłuchując się rozmowie pomiędzy dźwiękowcami. - Umowa jest jaka jest, a jeśli obsługa festiwalu będzie mieć jakiś problem, to dobitnie im wyjaśnię, co o nich myślę.

Yoongi skinął głową, ukradkiem zerkając na Namjoona, który wciąż toczył coraz to żywszą dyskusję z członkiem staffu Aftershocku, którego w sumie wszyscy pierwszy raz zobaczyli dopiero dzisiaj.

W przeciwieństwie do Jimina, Yoongi i Seokjin od początku doskonale rozumieli, o czym tak zażarcie rozmawiali, a może i nawet już o co kłócili się dźwiękowcy. Poprzedniego dnia podczas próby spotkali się z zupełnie innymi ludźmi i zapowiedzieli im, że mają swojego dźwiękowca oraz, że, zgodnie z umową zawartą z dyrekcją festiwalu już podczas planowania występu kilka miesięcy wcześniej, będzie on głównym koordynatorem dźwięku Bulletproof Boys na Aftershocku. Jednak mężczyzna, na oko kilka lat starszy od Joona, który miał być generalnym dźwiękowcem sceny tego dnia, nie dowierzał chłopakowi, który na spokojnie chciał się z nim porozumieć w tej kwestii, gdy tylko przyjechali. Facet uparcie twierdził, że nikt mu o niczym nie powiedział, a do tego zaczął kwestionować umiejętności i przekonania Namjoona odnośnie technicznego sterowania występem.

Namjoon rzadko denerwował się na poważnie, ale teraz faktycznie wyglądał na wściekłego. Mimo to dobrze się trzymał, bo gdyby to Hoseok był na jego miejscu albo nawet gdzieś w pobliżu i usłyszał brednie członka festiwalowego staffu, to ktoś musiałby zbierać zęby z podłogi. I wszyscy domyślali się, kto to taki.

Seokjin ubolewał nad tym, że Jeongguk poszedł z Jungiem tuż za scenę, opuszczając namiot, w którym się przygotowywali. Gdyby Jeon nie czatował z perkusistą na zakończenie występu ich poprzedników, żeby od razu poprawić na scenie wszystko, co musieli poprawić przed koncertem, to Jin oddałby mu fryzurę Taehyunga do skończenia i poszedłby załagodzić sytuację albo dolać oliwy do ognia. Jednak nie mógł się ruszyć, bo Jimin i tak miał już zajęte ręce, a Kim nie miał też pewności co do jego umiejętności fryzjerskich. Nie mógł go więc po prostu zostawić sam na sam z V, który musiał wyglądać perfekcyjnie podczas występu na tak ważnym przystanku ich trasy.

- Pogadasz z tym gościem, jak skończysz? - dopytał dla pewności Min, wyrywając Kima z zamyślenia.

- Tak, tak - mruknął Jin, zaraz znowu odsuwając się od Taehyunga. - Uwaga, lakier - dodał, czekając chwilę, aż Jimin odsunie się z pola rażenia i zaraz ostatni raz psikając włosy wokalisty. - No, mogę iść już nawet teraz! A ty wolny.

Seokjin poklepał Taehyunga po ramieniu i zaraz odłożył wszystko, co miał w rękach, żeby ratować sytuację Namjoona i utrzeć nosa wymądrzającemu się dźwiękowcowi. Po drodze wyjął nawet papierki podpisane przez dyrekcję festiwalu, na co Yoongi uśmiechnął się pod nosem. Na Jina i jego przygotowanie do wszystkiego zawsze można było liczyć.

- Coś się stało? - zapytał Taehyung, dopiero chyba teraz zdając sobie sprawę, że Min zjawił się koło nich nie bez powodu.

- Jakiś gbur, nic wielkiego - oznajmił gitarzysta, nie chcąc martwić młodszych chłopaków.

Sięgnął równocześnie do kieszeni spodni po paczkę papierosów, którą, stety lub niestety, musiał zostawić w garderobie na czas występu. Nie mógł się jednak oprzeć pokusie i ukradkiem wyciągnął jedną sztukę, mając zamiar odprężyć się przed koncertem ten ostatni raz.

- Hyung, na terenie wokół scen nie można przecież palić - powiedział cicho Jimin, a Min skrzywił się nieznacznie, uświadamiając sobie, że został przyłapany.

- Pójdę więc znaleźć jakąś grupkę na backstage'u, która też ma ten zakaz w dupie - odpowiedział tylko Yoongi, delikatnie uśmiechając się do Jimina.

Młodszy pomachał głową na boki, ale nic więcej nie powiedział, a Min czmychnął z namiotu, omijając szerokim łukiem Seokjina i Namjoona, którzy właśnie udowadniali zadufanemu w sobie dźwiękowcowi, że w sprawie koncertu Bulletproof Boys nie miał nic do gadania. Min wolał, żeby akurat Jin nie przyuważył go na paleniu tam, gdzie nie powinien, mimo że przez niecałą godzinę, jaką spędzili za sceną, Yoongi zdążył wypalić już dwa papierosy i to za każdym razem w innym, również palącym gronie zmęczonych i zestresowanych muzyków czy członków staffu. Min miał wrażenie, że Seokjin specjalnie po to go przefarbował, żeby łatwiej mu go było przyuważyć na paleniu gdzie nie trzeba, bo jego nowe, miętowe włosy absurdalnie mocno rzucały się w oczy. Na razie jednak pomyślnie unikał wzroku menadżera i miał nadzieję, że tak zostanie do końca festiwalu.

W czasie kiedy gitarzysta niepostrzeżenie przemykał pomiędzy namiotami, Jimin powrócił wzrokiem do swojego chłopaka, który siedział przed nim w dość szerokim rozkroku, żeby Park mógł swobodnie dostać się do jego twarzy i obracać do stolika za sobą, na którym trzymał kosmetyki. Taehyung patrzył na niego spod przymrużonych powiek i, co tu dużo mówić, wyglądał obłędnie. Jimin już niemal skończył go malować, więc wokalista był praktycznie gotowy do wejścia na scenę, wystarczyło się tylko rozśpiewać. Park miał ochotę usiąść mu na kolanach i pocałować go prosto w usta, które chwilę temu dyskretnie poprawił nawilżającą pomadką, nadając im bardziej wyrazistego koloru, jednak wiedział, że nie powinien. Nie mieli już czasu na poprawki, bo poprzedni zespół grał bis, a Jimin zapewne zepsułby wokaliście nie tylko makijaż, ale również fryzurę, za co Jin zabiłby go na miejscu.

- Też skończyłeś? - odezwał się w końcu Kim, kiedy Jimin przez dłuższą chwilę się nie ruszał, podziwiając wokalistę.

- Chyba tak, bo jak zacznę coś jeszcze poprawiać, to zepsuję - odparł Park, przyglądając się uważnie makijażowi wokół oczu Taehyunga. Zaraz kazał jednak Kimowi na chwilę je zamknąć, żeby mógł popsikać całość utrwalającym specyfikiem i oficjalnie zakończyć malowanie swojego chłopaka. - Fantastycznie wyglądasz.

- Dziękuję - Taehyung przyjął komplement z uśmiechem, ostrożnie wstając ze swojego miejsca.

Kiedy się wyprostował, niemal stykali się nosami, będąc tak blisko siebie. Kim pochylił się w stronę rudowłosego i złożył na jego ustach delikatny, czuły pocałunek, który chyba miał być podziękowaniem za wyśmienity make-up. Jimin mimowolnie zarzucił mu ręce na ramiona, zapominając o strachu przed menedżerem zespołu. Co miał jednak zrobić, kiedy Tae jedną ręką objął go w talii, a drugą złapał za kark, przyciągając do siebie, żeby swobodnie móc wsunąć język do buzi Jimina?

W tym samym momencie, kiedy Park o mało nie wplótł palców we włosy muzyka, niemal skazując się na śmierć, którą zapewniłby mu Jin, usłyszeli przytłumione brawa i krzyki zastępujące muzykę, a za sceną pomiędzy namiotami zrobiło się gwarno. Taehyung niechętnie odsunął się od Jimina, ostatni raz składając na jego ustach motyli pocałunek, uśmiechając się przy tym. Wyglądał na całkiem zadowolonego z siebie, gdy zobaczył rumiane policzki Parka, zważywszy na to, że jeszcze kilka chwil temu takie nie były.

- Muszę lecieć - oznajmił, gładząc kciukiem twarz Jimina, na co chłopak przymknął oczy, oddając się miłemu uczuciu. - Dam z siebie dzisiaj jeszcze więcej niż zazwyczaj. Baw się dobrze.

- Oj, będę - zaśmiał się Jimin, ciągle nie przestając patrzeć w ciemne oczy Kima. Dzisiaj faktycznie mógł obejrzeć cały występ chłopaków, bo merch sprzedawano odgórnie na łączonym stoisku, które było obsługiwane przez pracowników Aftershocku. - Zawsze świetnie się bawię na waszych koncertach.

- Twoje słowa są jak miód na moje serce - odparł poetycko Tae, rozśmieszając tym swojego chłopaka.

- Taehyung, rusz dupę, wchodzicie za dwadzieścia minut! - krzyk Seokjina z zewnątrz namiotu sprawił, że obaj ponownie się zaśmiali. - I mam nadzieję, że jesteście tam ubrani, a twój makijaż i fryzura nieruszone!

- Już idę, spokojnie! - odkrzyknął wokalista, a zaraz potem faktycznie opuścili namiot, żeby zacząć ostateczną fazę przygotowań do jednego z ważniejszych koncertów, jakie do tej pory grali.

***

Jimin musiał przyznać, że tak, jak poprzedni zespół nie przyciągnął zbyt dużej uwagi, tak Bulletproof Boys uzbierali o wiele większy tłum, jeszcze zanim w ogóle zaczęli grać. Kiedy natomiast rozpoczęli występ, ludzi zeszło się naprawdę dużo, i to tak, że Park nie był w stanie ze swojego miejsca ogarnąć wszystkich spojrzeniem.

Dźwięk chłopaków był tak samo dobry, jak zwykle, a sami muzycy szaleli na dużej scenie w najlepsze. Taehyung miał niezwykły kontakt z publicznością tego dnia, za co Jimin szczerze go podziwiał, zważając na fakt, że w tłumie festiwalowiczów niewiele osób było ich wiernymi fanami - prawie nikt nie znał większości piosenek zespołu, ani tekstów, ale nikomu też to nie przeszkadzało. Wszyscy bawili się fenomenalnie, a Park, który zdążył już zapamiętać wszystkie utwory Bulletproof Boys, zdzierał sobie gardło, zachęcając innych wokół siebie do śpiewania i krzyczenia razem z Taehyungem. Kim co jakiś czas zadziornie spoglądał na Jimina, jakby chciał się upewnić, czy chłopak faktycznie dobrze się bawił, stojąc przed handbangującym tłumem wśród festiwalowych ochroniarzy. Jednak za każdym razem, gdy już wypatrzył przed barierkami płomieniste włosy swojego ukochanego i zobaczył, jak ten z radością i ogromną energią bierze udział w koncercie, nie miał żadnych wątpliwości. Przez to sam V bawił się o wiele lepiej.

W końcu lubił uszczęśliwiać ludzi swoją muzyką, a szczególnie, jeśli był to ktoś, na kim mu zależało.

Nim wszyscy się obejrzeli, czas przeznaczony na występ chłopaków dobiegł końca. Przez lekki czasowy poślizg nie mieli już czasu na bis, dlatego ciepło żegnali się z tłumem, który skandował o encore. Jimin przemieścił się nieco bardziej na bok, czekając, aż Taehyung zejdzie do niego i zapewne w końcu będą mogli całować się do woli, a przynajmniej dopóki wokalista razem z resztą zespołu nie ruszą do rozdawania autografów pod sceną.

- Cholera, zajebiści są - mruknął ktoś z ciężkim brytyjskim akcentem obok Parka, przez co chłopak niemal podskoczył ze strachu.

Jimin odwrócił się ukradkiem, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że chyba od dłuższego czasu nie był sam pod sceną. Stało zaraz przy nim trzech mężczyzn, których miał wrażenie, że kojarzył, tylko nie miał pojęcia skąd. Jeden z nich, z przydługimi, falowanymi włosami i naprawdę sporą liczbą tatuaży, drapał się po policzku, a pozostała dwójka kiwała głowami.

Musieli być z następnego zespołu, który miał występować po Bulletproof Boys, ale Jimin za żadne skarby świata nie potrafił sobie przypomnieć, kto miał być dzisiejszym headlinerem na tej scenie. Nikt inny nie mógłby tutaj wejść, no i... po prostu wyglądali na rockmanów. A do tego zorientowali się, że Jimin na nich patrzył.

- Jak oni się nazywają? - zagadnął go ten sam mężczyzna, który odezwał się wcześniej.

- Bulletproof Boys - odparł zdziwiony Park, ale zanim zdążył domyślić się, po co komu była nazwa zespołu chłopaków, mężczyzna zaczął krzyczeć swoim donośnym głosem, pobudzając niedaleki tłum do zrobienia tego samego.

- Bul-let- proof! Je-szcze-raz!

- Bul-let-proof! Je-szcze-raz!

Taehyung spojrzał zdziwiony w stronę Jimina oraz anonimowych dla Parka muzyków i oczy niemal wyszły mu z orbit, kiedy zobaczył prawie cały skład Bring Me The Horizon skandujący nazwę jego zespołu. Oli uśmiechnął się do niego i pomachał zachęcająco rękami, jakby próbował dać mu znać, że faktycznie mają zagrać bis.

Kim zerknął w bok na Yoongiego, który stał najbliżej niego i również nie dowierzał w to, kto chciał usłyszeć ich jeszcze raz. Mimo tego, gitarzysta uśmiechnął się i szybko poprawił gitarę, którą zdążył wcześniej przerzucić na pasku na bok, zaraz rozbudzając kolejne wrzaski widowni krótką, pokazową solówką.

- Na specjalne życzenie, ostatnia piosenka! - krzyknął Taehyung, a Hoseok błyskawicznie złapał aluzję, zakładając z powrotem słuchawki i biegnąc na swoje miejsce za bębnami z krawędzi sceny, gdzie rozdawał zapasowe pałeczki napalonym dziewczynom. - The End!

Cały zespół przerażająco szybko odnalazł się w sytuacji, a chwilę później Yoongi zaczynał już pierwszy riff piosenki, którą najczęściej grali na koniec koncertu lub bisu. Namjoon zza sceny dostosował elektroniczne dodatki, a zaraz utwór rozbrzmiewał już w pełnej okazałości. Taehyung zaczął śpiewać, a muzycy stojący obok Jimina bawili się razem z tłumem, wciągając Parka w swoją grupkę i próbując jak najszybciej załapać tekst, żeby śpiewać razem z wokalistą i rudowłosym chłopakiem.

Taehyung natomiast pomyślał, że dla tak beztroskiego uśmiechu Jimina mógłby śpiewać do końca życia.

***

Kiedy tylko Bulletproof Boys zeszli ze sceny, spotkali się z ciepłym przyjęciem przez o wiele sławniejszy zespół. Bring Me The Horizon zapowiedzieli im, że na pewno kiedyś się odezwą w sprawie collabu, poprosili Seokjina o kontakt, a później niestety musieli zająć się własnym występem, pozwalając chłopakom oczywiście zostać na backstage'u, gdyby mieli później ochotę na małe afterparty. Zanim jednak BMTH weszło na scenę, chłopaki postanowili podejść do specjalnie wyznaczonego miejsca przy barierkach, z którego mogli rozdać autografy zainteresowanym osobom.

Zważając na to, że ci ludzie poświęcali dobre miejsce pod sceną Bring Me The Horizon dla podpisów czterech chłopaków, którzy pojawili się na festiwalu po raz pierwszy, tłum był naprawdę spory.

Jimin obserwował z daleka jak niekończąca się kolejka ciągle się porusza i wije niczym umierająca dżdżownica, gdy w większości nastoletnie lub nieco starsze dziewczyny próbowały dopchnąć się do stojących w niewielkich od siebie odstępach gitarzysty, perkusisty i oczywiście wokalisty. Jednak tym, co zaniepokoiło Parka, nie były niemal uginające się barierki, a bardzo mały ruch przy najmłodszym członku zespołu.

Jeongguk stał na samym końcu tuż przy chłopakach, a tłum dziewczyn omijał go tak, jakby był niewidzialny. Tylko nieliczne fanki, wyglądające na jeszcze młodsze od Jeona, czasami podchodziły do niego przy okazji, ale żadna osoba, oprócz dwóch kobiet w średnim wieku, nie podeszła do basisty w pierwszej kolejności.

Nie była to pierwsza taka sytuacja - w klubach, w których grali, fani zazwyczaj faktycznie podchodzili do Jeona na samym końcu, ale jeszcze nigdy nie było to tak perfidnie widoczne, jak na Aftershocku. Jimin doskonale widział, jak basista wodził swoimi dużymi, sarnimi oczami po tłumie, wyczekując, aż ktoś zainteresuje się też nim, jednak na próżno.

Jimin po części rozumiał ten smutny fenomen.

Zainteresowanie wokalistą było nader oczywiste. V na scenie przyciągał uwagę całej widowni, co powinno charakteryzować każdego frontmana. Był cholernie przystojny, pewny siebie i okropnie dobry w tym co robił. Yoongi, który oczywiście nie ustępował Kimowi wyglądem, z kolei był znany jako ten "tajemniczy" i "zimny" członek zespołu, a jako instrumentalista zachwycał swoją grą i sprawiał, że po każdej solówce tłum podnosił salwę krzyków, żeby wyrazić tym swoje uwielbienie dla Sugi. Dodatkowo jego nowy kolor włosów wprawił zaznajomionych z Bulletproof Boys ludzi w niemałe poruszenie, kiedy zobaczyli gitarzystę na żywo. Hoseok za to był książkowym przykładem "bad boya" i podrywacza, a jego specyficznie umięśnione od gry na perkusji ciało przyciągało spojrzenie prawie każdej dziewczyny, którą Jung chciał zdobyć. Nie wspominając już, o jego wrodzonej charyzmie, którą Jung wykorzystywał na prawo i lewo. Każdy z nich jednym szarmanckim uśmiechem potrafił wywołać pisk większości fanek i fanów, co dość dobrze wróżyło ich karierze przyszłych gwiazd show biznesu.

Tylko Jeongguk miał mniej "rockowy" charakter i nie umiał jeszcze się tak dobrze sprzedać. Był równie cichy, co Yoongi, ale nie ciągnęła się za nim ta specyficzna aura mrocznego, tajemniczego faceta, który "otwiera się tylko dla tej jedynej". Jeon był po prostu uroczy i śliczny, a oversize'owe ciuchy, które nosił w większości przypadków poza sceną, tylko dopełniały ten obrazek. Do tego grał na basie, a chociaż jego ogromna nieśmiałość absolutnie nie przeszkadzała mu w byciu świetnym muzykiem, tak był to najmniej słyszalny instrument dla niewtajemniczonych. Tak naprawdę dopiero kiedy brakło basu, większość osób była w stanie powiedzieć, że robi on jakąkolwiek różnicę. Gdyby nie chórki, za które odpowiedzialny był Jeon, zapewne mało kto zwróciłby na niego uwagę, nie wspominając już o tym, jak młodo i niewinnie wyglądał basista.

Mimo tego Park uważał takie zachowanie za po prostu chamskie. Chłopaki byli zespołem, a jeśli słuchało się jakiegoś zespołu, to powinno się szanować wszystkich członków tak samo. Oczywiście, zawsze ktoś miał swojego ulubieńca, ale kompletne zignorowanie jednego członka było bardzo niemiłe. Złość Jimina wzmagała również ta naiwna nadzieja w oczach Jeona. Chłopak naprawdę chciał, żeby ktoś docenił jego wkład w muzykę Bulletproof Boys, ale mało kto z festiwalowiczów miał taki zamiar.

Jimin naraz wpadł na świetny pomysł. Podszedł bliżej Jeona, a kiedy basista go zauważył, Park uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Jednak kiedy już miał złapać skołowanego chłopaka za ramiona i na siłę wepchnąć między Yoongiego i Hoseoka, żeby chłopak nie stał z boku i tym samym nie był kompletnie pomijany, ktoś podszedł do barierek koło nich, rzucając niemal złowrogi cień na biednego Jeongguka.

- Czy możemy prosić autografy od... JK'a?

Jimin i Jeon równocześnie unieśli głowy, żeby spojrzeć na wysokiego, przysadzistego mężczyznę z włosami przewiązanymi bandaną i brodą przyprószoną siwizną, który dość niepewnie wymówił sceniczny pseudonim basisty swoim niskim głosem. Obaj byli równie mocno zdziwieni, kiedy zauważyli, że facet nie był sam. Tuż za nim stała grupka równie potężnych mężczyzn, którzy w większości byli ubrani w skórzane kurtki zdobione jak największą ilością ćwieków, a do tego niemal każdy miał długą, zadbaną brodę, niekiedy starannie zaplecioną w warkoczyki. Jimin zauważył nawet, że kilku z nich miało na sobie koszulki albo bandany z logiem Bulletproof Boys. Jeongguk przetarł oczy, jakby chciał sprawdzić, czy ta sytuacja mu się nie śniła, ale faktycznie kilkunastu Harleyowców nie zniknęło, gdy ponownie otworzył oczy, a wręcz przeciwnie - zbliżyli się do barierek, żeby jak najlepiej było ich wszystkich widać.

- O-ode mn-nie? - zająknął się Jeon, a wszyscy mężczyźni skinęli na znak zgody.

Jimin z radością obserwował, jak na twarz basisty powoli i raczej mimowolnie wpłynął szeroki uśmiech. Jeon rozpromienił się w przeciągu kilkunastu sekund, a zaraz energicznie pokiwał głową, dopiero po chwili przypominając sobie, że grzeczniej byłoby odpowiedzieć słowami.

- O-oczywiście! - chłopak podskoczył z ekscytacji w miejscu, przy okazji wyrzucając z rąk marker, który Harleyowcy musieli mu pomóc znaleźć w trawie pod barierkami. - M-możemy sobie też zrobić zdjęcie?

Po tym jak Jeon podpisał się wszystkim mężczyznom na ich egzemplarzach debiutanckiej płyty Bulletproof Boys, Parkowi przypadł zaszczyt zrobienia im pamiątkowego zdjęcia i przesłania go również zadowolonym Harleyowcom, którzy na dobre kilkanaście minut zagadali potem onieśmielonego basistę, jeden przez drugiego zachwalając jego fenomenalną grę na gitarze basowej i delikatne, idealnie dopełniające głos V chórki. Chłopak jednak szybko się rozluźnił i nawet zaczął z nimi żartować, więc Jimin stwierdził, że był to dobry moment na to, żeby trochę się odsunąć i dać Jeonowi pogadać z fanami sam na sam, dopóki nie zacznie się kolejny koncert.

Kiedy Park obrócił się w stronę namiotów na backstage'u, zauważył dziwnie zadowolonego Seokjina, stojącego kilka metrów dalej przy barierkach. Kim patrzył dumnie na Jeongguka i Harleyowców, przerzucając delikatnie z ręki do ręki jeden egzemplarz płyty Bulletproof Boys. Dopiero po jakimś czasie menadżer spostrzegł, że Jimin skierował się w jego stronę, więc ukradkiem próbował schować płytę za plecami, ale niezbyt mu to wyszło, bo śliskie pudełeczko wyleciało mu spomiędzy palców i upadło w połowie drogi pomiędzy nim a Parkiem.

- Myślałem, że zdarzył się cud, a to ty napuściłeś Harleyowców na Jeongguka - powiedział cicho Jimin, kiedy już znalazł się tuż obok Seokjina, przy okazji podając mu płytę, którą podniósł po drodze. - Będzie mu przykro, jeśli się dowie.

- Nie będzie, bo wcale ich nie napuściłem - fuknął Seokjin, prezentując wyraźnie, że słowa Jimina uraziły jego honor.

- To co, sami zapytali cię o płytę? - podsunął Park, unosząc jedną brew, na co Kim przewrócił oczami.

- Po prostu może trochę podsłuchałem, jak po występie rozmawiali o młodym, zdolnym basiście. Chcieli do niego podejść, ale zaraz zwaliło się tyle dziewczyn, że zrezygnowali, bo nie mieli zamiaru się z nimi przepychać. Próbowali znaleźć go na socialach, ale nie byli pewni, jak ma na imię, więc po prostu podszedłem do nich i im trochę pomogłem, a później zachęciłem do wzięcia autografów - wyjaśnił Jin, wzruszając ramionami. - Do niczego nich nie zmusiłem, a za płyty odpalili mi trochę hajsu. I tak jesteśmy dużo na plusie, jeśli chodzi o budżet, a przynajmniej będą nas dobrze wspominali.

Jimin parsknął śmiechem pod nosem, kiwając głową na znak, że zrozumiał. To było właśnie coś, co uwielbiał w Seokjinie. Mimo że tego nie okazywał na pierwszy rzut oka, to martwił się i dbał o wszystkich członków zespołu, czasami stawiając ich dobro ponad własne.

- Bulletproof Boys chyba nie mogli sobie wymarzyć bardziej niezawodnego menadżera - stwierdził Park, uśmiechając się ciepło do Seokjina, który od raz machnął na niego ręką.

- A tam, pierdoły klepiesz - burknął, ale Jimin doskonale widział, jak koniuszki uszu Kima i jego policzki przybierają czerwoną barwę. - Chodź, musimy zgarnąć szpargały z namiotu, skoro BMTH jeszcze nie zaczęli grać. Później idziemy oglądać koncert. Ich warto znać, więc dopisz sobie do listy obowiązkowych zespołów do nauki.

- Aj, aj, kapitanie! - Park zasalutował żartobliwie, za co oberwał delikatnego kuksańca w bok od zawstydzonego menadżera.

Chwilę później zgodnie ruszyli w stronę namiotu, zostawiając za sobą ostatnią falę fanów, która właśnie nadciągała po autografy od składu Bulletproof Boys, absolutnie niezrażona wianuszkiem Harleyowców otaczającym szczęśliwego Jeongguka.

Ten festiwal nie zapowiadał się wcale aż tak źle.




Hellllooooo~~ Jednak widzimy się jeszcze w 2024, i to nawet po tylko 5-ciu miesiącach! (bardzo unikam pisania pracy licencjackiej, to chyba dlatego) Wychodzi na to, że miesięcznie umiem wydusić z siebie tylko tysiąc słów, bo cały rozdział ma prawie 5000 TT~TT

Właściwie to powoli zmierzamy ku części tego opowiadania, która mocno zaburzy sielankę, ale proszę się nie martwić, postaram się nie utracić klimatu dzikiej, wakacyjnej przygody siódemki chłopców! Na razie daję sobie lockdown na pisanie jedynie licencjatu, ale mam zamiar po tej sesji faktycznie wrócić do pisania ficzków, żeby chociaż skończyć Supine, HH i Agenta V, a potem móc skupić się na którejś z drugich części~

Dajcie mi znać, jak Wam się podobało i czy macie jakieś złe przeczucia hehe (uwielbiam spekulacje i przeczucia czytelników, bo, cholera, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma rację)

Do następnego~!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top