Rozdział 5

Siedzieliśmy z Shakerem na ławce w pobliskim parku, opierając się o siebie nawzajem i słuchając brzmienia wody w fontannie niedaleko miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Pośród wielu dźwięków, które dobiegały zewsząd do moich uszu, szczególną uwagę zwróciłam również na śpiewy ptaków i śmiechy dzieci, bawiących się ze swoimi rodzicami. Dzień był słoneczny, więc nie zdziwiłam się zbytnio, gdy okazało się, że w parku jest cały tłum ludzi. Łagodnie rzecz ujmując. 

Jednak nie przeszkadzało mi to. W prawdzie nie lubiłam zatłoczonych miejsc, ale w miejscu, w którym wraz z Shakerem przesiadywaliśmy, wcale nie było aż tak wielkiego tłumu, więc mogłam się cieszyć pewną swobodą. 

Od mojego przyjazdu do RPA, minęły już dwa tygodnie. W tym czasie zdążyliśmy z Shakerem zrobić bardzo wiele. Bawiliśmy się na plaży, surfowaliśmy i pływaliśmy w morzu, zwiedziliśmy bardzo wiele ciekawych miejsc naszego miasta, a nawet pojechaliśmy na wycieczkę krajoznawczą. O dziwo, naprawdę nam się podobało, a prowadzący mówił tak ciekawie, że aż się chciało go słuchać! 

W tym czasie naprawdę poprawiło mi się samopoczucie, a dzięki pomocy Shakera, zrozumiałam, że nie jestem sama. 

W prawdzie nie wiele rozmawiałam z Kot i Luann, ale wiedziałam, że rozumieją, dlaczego spędzam większość swojego czasu z bratem i nie chowają urazy. Nie miały do mnie pretensji. Same poinformowały mnie, że dobrze się bawią ze Skarrą. Okazało się, że kiedy mnie przepraszał, naprawdę nie żartował. Opuścił Niepokonanych United, a ja nie wiedziałam, czy powinnam z tego powodu płakać czy może przeciwnie. Przynajmniej dobrze się bawił z dziewczynami. Czy może raczej z Kot?

Luann napisała do mnie sms-a, że ponoć razem pojechali do kina i że któregoś razu zjedli razem kolację. Dwa razy! To już musiało coś znaczyć. Przynajmniej według mnie. Ale cieszyłam się z tego, bo to oznaczało, że Skarra i Kot mają się ku sobie. Nic lepszego nie mogło się wydarzyć. 

Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie troskliwy głos Shakera.

- Laylo, co chciałabyś teraz zrobić? - zapytał Shaker.

- Nie wiem, nie wiem. - Myślami błądziłam po zupełnie innym świecie. Wciąż wiele spraw ciążyło mi na sercu. Nadal czułam tę potworną rozpacz i pustkę, wiążące się ze śmiercią mamy. - Nawet nie myślałam o tym, co chcę dziś na obiad. Jestem zmęczona, Shaker. 

Chłopak objął mnie ramieniem i mocno przytulił do siebie.

- Pamiętaj, Laylo, że cokolwiek by się nie wydarzyło, ja zawsze będę po twojej stronie! Możesz mi wszystko powiedzieć! - mówiąc to, mocno mnie ścisnął za rękę, jakby chciał tym potwierdzić swoje słowa i ich wiarygodność. 

Uśmiechnęłam się blado.

- Może pójdziemy do domu? - spytałam szeptem. 

Shaker przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. Ponieważ moje ucho nagle znalazło się na jego klatce piersiowej, dobrze słyszałam bicie serca chłopaka.

- Mam chyba lepszy pomysł, niż pójście do domu - powiedział, uśmiechając się dziwnie.

- Jaki? - spytałam cicho, ale z nutą zaciekawienia w głosie. 

Mój brat obdarował mnie zawadiackim uśmiechem.

- Oj, przekonasz się, siostrzyczko! - klasnął w dłonie. - Przekonasz się!

Oderwałam się od niego, chociaż mi to utrudniał, po czym spojrzałam na niego, pełnym podejrzliwości wzrokiem, zastanawiając się przy tym, o co mu w ogóle chodzi. Mina Shakera zdradzała mi jedynie tyle, że coś sobie zaplanował, a z doświadczenia wiedziałam, że różnie to z nim bywa. Zwłaszcza w kwestii niespodzianek. 

Nie pozostało mi zatem nic innego, jak tylko odwzajemnić jego uśmiech. Widać, że bardzo go to ucieszyło. Objął mnie po raz kolejny, przyciskając moje ciało do swojego.

- A zdradzisz mi chociaż, Shaker, dokąd planujesz mnie zabrać? - spytałam.

- O tym przekonasz się dopiero wieczorem - powiedział. - Mogę ci jedynie rzec, że wymagany jest porządny stój. Dzisiaj wieczorem, przekonasz się o tym, jak dobre tu są imprezy i poznasz smak rozrywki, której zakosztujesz tańcząc do muzyki Funky! 

Zupełnie nie zrozumiałam, o czym on plecie.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top