Rozdział 2

Siedziałam z przyjaciółkami na ławce w poczekalni lotniskowej, oczekując przybycia mojego braciszka, z którym byłam umówiona, że nas stąd odbierze. W tej chwili jednak, miałam wątpliwości, czy w ogóle się tu pojawi. Osobiście, wolałabym być już w domu, z kubkiem gorącej kawy w rękach i rozmawiać z nim, o wszystkim i o niczym. Jednak nie mogłam mieć do niego pretensji o to, że wciąż go nie było. Miał inne sprawy na głowie, a ja - jako osoba pełnoletnia i jak najbardziej dojrzała - powinnam to uszanować. 

Nie mniej jednak, zaczęło mi się już nudzić.

W pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy, poczułam jak coś, czy może raczej ktoś, chwyta mnie za ramię. Obróciłam się gwałtownie za siebie, spodziewając się ujrzeć brata, jednak okazało się, że był to ktoś zupełnie inny. Ktoś kogo w życiu bym się tu nie spodziewała. Ktoś, kto najwyraźniej cieszył się na mój widok. Rozpromieniłam się cała.

Luann i Kot również spojrzały na nieznajomego. I obydwie za moment uśmiechały się do niego od ucha do ucha. Kot nawet bardziej. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą, a ja wcale się jej nie dziwiłam. 

W końcu naszym oczom ukazał się nie kto inny, jak nasz przyjaciel z dzieciństwa. 

- Skarra!!! - zawołałam, wstając i rzucając się mu na szyję, obejmując go z całej siły.

Odwzajemnił gest.

- Nie pytaj skąd, nie pytaj kiedy, ale dowiedziałem się, że przylatujecie - powiedział. - Chciałem się z wami zobaczyć. Ze wszystkim trzema. - Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Skarra obdarował mnie szczerym uśmiechem, a ja, jako wprawiona obserwatorka, uważnie go analizowałam. Był to uśmiech, jak najbardziej prawdziwy. Nie wymuszony. Co oznaczało, że jego zamiary były dobre. Szczęśliwa odwzajemniłam uśmiech, jednak za moment go wypuściłam, pozwalając, by podbiegł do Kot i okręcił ją wokół siebie, ściskając ją z całej siły. - Cudownie znów cię widzieć, Kot. Słuchaj, wybacz tamto ze Strikas. Naprawdę mi przykro. Nie powinienem był cię w to mieszać. 

- Wybaczyłam ci to już dawno! - zapewniła go Kot. - Cudownie znów cię widzieć, Skarra.  

No tak, Kot opowiadała mi, że Skarra za którymś razem, kiedy przyjechała do RPA w czasie wolnego, poprosił ją o włamanie się do tajnego kompleksu Supa Strikas, aby podpatrzyć sekretne ruchy czerwonych. Dziewczyna zgodziła się, nie dlatego, że chciała zaszkodzić tamtym, ale dlatego, że po prostu od dawna podkochiwała się w Skarrze. A on w niej, choć tylko mi o tym powiedział. Kiedyś, dawno temu. Oczywiście, nie miałam im za złe próby sabotowania Supa Strikas. Według mnie spór Skarry i mojego braciszka, był co najmniej bezsensowny. To prawda, byłam wściekła na to, że pozwolili, by poróżniła ich piłka nożna, rzecz, którą obaj kochali i razem uprawiali od dzieciństwa, ale nie mogłam się na nich złościć o to, że obaj starali się wygrać. 

Wiadomo, wszystko ma swoje granice. Na przykład, uwięzienie Shakera w symulatorze, za to byłam na niego tak wściekła, jak jeszcze nigdy dotąd. Wybaczyłam mu dopiero wtedy, kiedy osobiście przyjechał do Forks i powiedział, że rzucił piłkę nożną na zawsze. Cieszyłam się, że był zdolny do takiego poświęcenia w imię starej przyjaźni, ale jednocześnie czułam się winna. W końcu, jak nikt inny, dobrze wiedziałam, że piłka nożna jest dla Skarry wszystkim. Rezygnując z zawodu piłkarza, pozbawił samego siebie części duszy. Nie czułam się dobrze ze świadomością takiego stanu rzeczy.   

Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił. Z szerokim uśmiechem wymalowanym na ustach, przypatrywałam się, Kot, tulącej się do torsu Skarry. Ich widok mnie po prostu rozbrajał. Cieszyłam się, że udało im się pogodzić.

Milczenie przerwała Luann, gniewnie patrząc na Skarrę, z rękoma założonymi na piersiach.

- Ale ze mną to już się nie przywitasz? - spytała dziewczyna. 

Skarra uśmiechnął się do niej przepraszająco, wypuszczając Kot z objęć. Podszedł do dziewczyny i przytulił ją do siebie.

- Sorka - wypalił. - Ciebie też miło widzieć. 

- No, ja myślę, Skarra! - zawołała Luann, odrywając się od niego. - Ja myślę! 

Razem z Kot się roześmiałyśmy, Luann wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, natomiast Skarra podrapał się po szyi, oblewając się przy tym szkarłatnym rumieńcem. 

- To... może chciałybyście abym was podwiózł? - zapytał chłopak. - Zaparkowałem niedaleko auto. Nie musiałybyście czekać na taksówkę. 

Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.

- To bardzo miłe z twojej strony Skarra, ale już jestem umówiona z Shakerem. 

- Ach tak - Skarra zamyślił się. - No cóż... gdzieżbym śmiał wtryniać się w sprawy mojej przyjaciółki i jej brata. 

Roześmiałam się.

Skarra, na ogół, zawsze był dobrym chłopakiem, pomocnym i uczynnym. W stosunku do mnie, jeszcze nigdy nie wyraził się chamsko czy ironicznie. Kiedy tu mieszkałam z mamą, nim zdecydowała się wrócić do Ameryki, siedem lat po rozwodzie, byliśmy ze sobą naprawdę bardzo blisko. Był moim najlepszym przyjacielem. Z Shakerem, który był w jego wieku, również dobrze się dogadywał. Właściwie, momentami zachowywali się niczym bracia. Kiedy do naszej drużyny doszły jeszcze Luann i Kot, które raz przyjechały tu ze mną i z mamą na wakacje, staliśmy się nierozłączną paczką. Uwielbiałam tamte szczęśliwe czasy. 

Z zamyślenia wyrwała mnie Luann.

- Może jednak przyjmiemy propozycję Skarry? - spytała. - Nie to, żebym nie chciała spotkać Shakera, ale nie chce mi się już dłużej czekać. 

Wzruszyłam ramionami. 

Ja również nie miałabym nic przeciwko temu, zwłaszcza, że traktowałam Skarrę niemalże jak brata i chętnie spędziłabym z nim resztę dnia, to jednak nie byłoby to uprzejme wobec mojego prawdziwego braciszka, gdybym do tak po prostu wystawiła. 

Po krótkiej chwili namysłu, zdecydowałam się już, co uczynimy.

- Skarra - zwróciłam się w stronę chłopaka - zawieź dziewczyny do domu Kot. Pamiętasz chyba jeszcze, gdzie to jest, nie? Ja tu poczekam na brata. 

Przez dłuższy moment, sprzeczali się ze mną, ale po pewnym czasie, wszyscy troje, odpuścili. Skarra raz jeszcze mnie uścisnął, po czym zabrał walizki dziewczyn i udał się z nimi do wyjścia. Obydwie przytuliły mnie mocno na pożegnanie, co ja odwzajemniłam, i pobiegły za Skarrą w kierunku wyjścia.  

Kiedy straciłam ich z oczu, zmarszczyłam czoło. Zanotowałam już, aby koniecznie zrugać braciszka za to, że nadal nie wyzbył się tego irytującego nawyku do spóźniania się.  

Nagle zobaczyłam, jak ktoś wchodzi na salę przez główne wejście. 

Shaker. Mój kochany, młodszy o dwa lata, przyrodni brat. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top