Rozdział 16
WRÓCIŁAM!!! TĘSKNILIŚCIE?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od przyjścia Tygrysa nie minęło nawet pół godziny, a mimo to, impreza rozkręciła się na dobre: tańczyliśmy, piliśmy - w ograniczonych ilościach oczywiście, znów tańczyliśmy i śpiewaliśmy, poza Clausem, który tak fałszował, że odpadały uszy.
Czułam się cudownie.
Po raz pierwszy od mojego przyjazdu do RPA, naprawdę poczułam, że żyję. Co więcej, zaśpiewałam, czego nie robiłam już od bardzo dawna. Wszystkim się podobało, a przynajmniej taką mam nadzieję. Byłam przeszczęśliwa, a i Shaker wyglądał na zadowolonego; tym lepiej!
Ucieszyła mnie myśl, że Supa Strikas tak mnie polubili! Wiele razy prosili mnie do tańca albo, bym coś dla nich zaśpiewała. Z przyjemnością spełniałam te prośby.
Tak spędziliśmy kolejne godziny.
Kiedy było już długo po północy, przyszła pora na "późną kolację", jak nazwaliśmy to z Clausem i Northem. Jako główne danie, Rasta podał mięso mielone w sosie ogórkowym z ziemniakami oraz resztki z grilla, a także kilka sałatek i zupę pomidorową. Na deser miały być sernik na zimno i lody waniliowe.
Siedząc przy stole, zupełnie nieświadomie podzieliliśmy się na grupy, kto z kim rozmawiał. Sokole Oko, North i Ściana byli pochłonięci pogawędkami na temat nowej strategii obronnej, którą wymyślili na nadchodzący sezon. Joe zagłębił się w pasjonującą rozmowę na temat muzyki, w której towarzyszyli mu El Matador i Shaker. Rasta był jeszcze w kuchni, a Wielki Bo mu towarzyszył. Tylko ja i Tygrys, który siedział tuż obok mnie, pozostawaliśmy milczący. Nie wiem z czego to wynikało. Może był nieśmiały? Osobiście, bardzo chciałam z nim pogadać. Intrygowały mnie jego sztuczki, które widziałam w telewizji, a poza tym, gdyby nie liczyć Shakera, to chyba on jest moim ulubionym graczem Supa Strikas.
Z zadumy wyrwał mnie delikatny, miły głos. Głos Skrętnego Tygrysa.
- Więc... to ty jesteś Layla? - nareszcie się wypowiedział. - Layla Whiteblade, siostra Shakera, tak?
Uśmiechnęłam się do niego promiennie, co on odwzajemnił.
- Tak, jestem Layla. A ty to Skrętny Tygrys, zgadza się? - Wiem, że to głupie pytanie, ale jakoś musiałam rozpocząć rozmowę.
Tygrys zachichotał ze szczerego rozbawienia, a ja dołączyłam do niego. Po chwili rozmowa bardzo nas wciągnęła. Chętnie słuchałam opowieści Tygrysa, a on uważnie wysłuchiwał tego, co ja miałam do opowiedzenia. On opisał mi Japonię, a ja opowiedziałam mu w skrócie o Stanach, co chyba go zainteresowało. Przynajmniej wyglądał na zainteresowanego.
W końcu tak bardzo się zagadaliśmy, że nie zauważyliśmy nawet, kiedy wszyscy zaczęli jeść.
- Rety, ile pyszności! - rzuciłam rozradowana, nakładając sobie wszystkiego po trochu na talerz.
Skrętny Tygrys spojrzał na mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
- I ty to wszystko zjesz?! - zapytał zdziwiony. Zachichotałam.
- Oczywiście, że tak! Jak jestem głodna to mogę nawet zjeść słonia! - Żartowałam, oczywiście. Ale faktycznie potrafiłam pochłonąć ogromną ilość jedzenia w czasie jednego posiłku, jeśli dopisywał mi apetyt.
Czerwonowłosy zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, po chwili się uśmiechając, co ja odwzajemniłam. Przyznaję, że Tygrys ze wszystkich Supa Strikas, okazał się być najbardziej intrygujący.
Tygrys znów się roześmiał, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Za każdym razem, kiedy miałam okazję słuchać jego chichotu, od razu wyczuwałam szczere rozbawienie lub radość. W dodatku był taki miły! Naprawdę go polubiłam.
Chłopak znów zwrócił swoje spojrzenie ku mnie.
- Więc, Laylo... dlaczego wcześniej nie było cię tutaj z Shakerem? - zapytał.
Nie dałam po sobie tego poznać, ale to pytanie znów wywołało u mnie wyrzuty i smutek.
- Cóż... - musiałam ostrożnie dobierać zdania. Cokolwiek powiem, prędzej czy później może trafić do Shakera, a nie chcę by się zamartwiał. - Jakiś czas temu umarła moja mama. Przyjechałam do RPA, aby zacząć od nowa.
Tygrys momentalnie spoważniał.
- Przykro mi... - powiedział.
- Nic się nie stało! - zawołałam szybko. - To naprawdę nic!
Jednak chłopak nie wydawał się być przekonany.
Westchnęłam.
Właśnie dlatego nigdy nie lubiłam o sobie opowiadać. Ludzie od razu zaczynają mi współczuć i zachowywać się tak, jakby to, co się stało, było ich winą - przynajmniej ja tak to odbieram. Z Tygrysem, jak widać, jest tak samo. W sumie, lepiej, że zachowywał się tak, a nie inaczej. Był bardzo miły i potrafił wciągnąć człowieka do miłej rozmowy, a ja doceniam takich ludzi, bo wiem, że są oni dobrzy.
Nagle poczułam mrowienie w kieszeni sukienki po lewej stronie. Sięgnęłam po telefon i zajrzałam do skrzynki.
Kot...
Sprawdziłam, co napisała.
Od Kot: Laylo, Skarra widział TEGO kolesia w parku razem z Niepokonanymi! Właśnie mi napisał. Czy dom Rasty nie znajduje się koło parku?
Zbladłam. Z trzęsącymi się rękoma, odpisałam na sms-a.
Do Kot: A i owszem.
Cholera!
- Wszystko w porządku, Laylo? - zapytał Tygrys.
- Nie - odpowiedziałam od razu. W ułamku sekundy mój umysł podsunął mi pierwsze lepsze kłamstwo, jakim mogłam poczęstować chłopaka. - Moja koleżanka, Luann Lee, miała kraksę. Eeee... Kozioł na drodze. Jest teraz w szpitalu w stanie krytycznym.
- Kozioł? - Tygrys zmarszczył czoło.
- Nie! Luann!
- ŻE CO?! - wrzasnął Shaker. Cholercia! Zapomniałam, że siedzi niedaleko. Musiał usłyszeć naszą rozmowę. Cholera! Teraz będzie mi ciężko się wymigać. - JEDZIEMY NATYCHMIAST! CHODŹ, LAYLO! NA RAZIE CHŁOPAKI!
Opuściliśmy osłupiałych Strikas i popędziliśmy (czy raczej Shaker popędził, ciągnąc mnie za sobą) do samochodu. Mój brat dosłownie wepchnął mnie do samochodu, a kiedy sam wsiadł, w ułamku sekundy odpalił silnik i zaczął pędzić w kierunku najbliższego szpitala.
W czasie kiedy Shaker pędził z prędkością światła i powtarzał imię "Luann" jak jakieś zaklęcie, ja się modliłam, aby to nas nie spotkała kraksa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top