Rozdział 3: Polowanie

Zastanawiacie się pewnie kim tak właściwie jest wampirzy sługa i dlaczego nie może przejść przemiany pomimo ukąszenia. Według wielu do zakażenia dochodzi poprzez krew wampira, ale prawda była inna. Byłą ona katalizatorem dla jadu, który znajdował się w kłach. Dlaczego więc inna grupa ludzi sądziła, że wirus wampiryzmu był w ślinie? Ślina przecież była osobliwym znieczuleniem, mającym na celu zmniejszyć cierpienie ofiary o pięćdziesiąt procent. Wina od zawsze leżała po stronie pisarzy, którzy dostawali błędne informacje u źródła, jakim były same wampiry.

Od setek lat te przebiegłe pijawki zwodziły ludzi na każdy możliwy sposób, by tylko dostać się do ich krwi, dlatego pośród wielu pojęcie „sługi" straciło jakikolwiek sens, ponieważ wampiry pragnęły krwi, jak narkomani swojego narkotyku, jak seksoholicy seksu i jak alkoholicy alkoholu. Pragnienie było nie do zniesienia. Kiedy człowiek myślał, że zostanie sługą dla wszechpotężnego wampira, jego żywot dobiegał końca. Tak po prostu jego byt przestał istnieć.

Sługa wampira to ktoś, kto dba o wampira i jak babcia dokarmia go, lecz z umiarem. Sługa to ktoś, kto zajmuje się wieczną istotą i pomaga mu zagnieździć się we współczesnym świecie, a w końcu sługa to ktoś, kto bezwarunkowo podąży za swoim panem na koniec świata, a może jeszcze dalej. Ginie, kiedy wampir umiera. Cierpi, kiedy wampir cierpi. Czuje wszystko to, co czuje wampir. Istnieje między nimi więź, którą może przerwać śmierć jednego z nich, bądź przemiana sługi w wampira.

Czy życie sługi było łatwe? Może tylko z pozoru, bo przecież był chodzącym workiem krwi, ale poza tym miał być wsparciem dla wampira. Pomagać mu w tym, co robił, nawet jeśli postępował źle.

Jimin posiadł tę wiedzę z pomocą pewnego wampira, któremu zebrało się na pogaduszki, żeby tylko obniżyć cenę jednej z pracujących w burdelu kobiet. Kiedy Park wyciągnął z niego informacje, oczywiście obniżył cenę o zaledwie pięć procent, ale jego gość nie narzekał. Zastanawiał się jaki będzie Jungkook wobec niego. Czy zabije go, kiedy uzna, że głód przejmuje nad nim władzę?

Oczywistością było to, że Jimin nie bał się śmierci. Inaczej nie prosiłby wampira o tak wiele, prawda?

Kiedy oboje przemierzali Busan, nad nimi rozciągało się nocne niebo. Brak jakiegokolwiek zachmurzenia sprawiał, że gwiazdy lśniły swoim jasnym i niepowtarzalnym światłem, zdobiąc otaczającą ich czerń. Jimin lubił przyglądać się bezkresnemu nieboskłonowi. Wtedy myślał o tym, że jest niczym więcej, jak ziarnkiem piasku na pustyni zwanej kosmosem, a jego życie było jak mrugnięcie oka dla wieczystych ciał niebieskich.

W chwili, gdy szedł obok Jungkooka, wiedział, że jego istnienie nabierze sensu i że przeżyje wiele ludzkich istnień. To dość egoistyczne podejście, ale czyż nie każdy w swoim życiu był egoistą? Kiedy człowieka wiała śmierć, ten błagał o wydłużenie czasu na tej ziemi, gdzie chciał spełniać swoje marzenia.

On nie musiał się tego obawiać. Sługa żył tyle ile jego pan, a co za tym idzie? On sam nie doczeka starości, w której kostucha tak bardzo lubowała. Dopóki będzie trwał przy Jungkooku, dopóty będzie żył wiecznie.

– Wszystko z tobą w porządku? – zapytał Jungkook, machając dłonią przed twarzą swojego sługi.

– W jak najlepszym – odpowiedział z uśmiechem. – Stało się coś?

– Docieramy na miejsce. Wolałbym, żebyś był obecny umysłem, bo możemy przypłacić życiem.

– Tak, oczywiście. Przepraszam – ukłonił się nisko. – Wytłumacz mi jeszcze raz moje zadanie.

– W porządku. Kiedy ja wejdę do tego budynku – wskazał przed siebie na wysoki hotel – ty będziesz siedział na wzgórzu i bacznie obserwował teren wokoło wieżowca. Jeśli ktoś będzie zbliżał się posuwistym krokiem w stronę wejścia, powiadomisz mnie o tym za pomocą krótkofalówki, a ja podejmę odpowiednie kroki. Zrozumiano?

– Tak – skinął głową.

***

Zaraz po odprawieniu Jimina na wzgórze naprzeciw hotelu, Jungkook sprawdził swój podręczny arsenał, na którego skład wchodziło tuzin kołków przymocowanych do wnętrza płaszcza. Do tego były dwa pistolety – jeden wypluwał z siebie poświęcone kule, a drugi strzałki z wodą święconą. Do tego wszystkiego dochodził krzyż, który musiał trzymać w skórzanej rękawiczce, żeby się nie oparzyć.

Miał przy sobie broń, która mogła go zabić, ale nie bał się tego. Pracował z tego typu zabawkami kilkadziesiąt lat, dlatego też nie miał teraz problemów z wylewającą się wodą święconą, czy kołkami, które przy niektórych ruchach wysuwały się ze swojego miejsca i raniły go najczęściej w prawy bok. Teraz był profesjonalistą. W dodatku najlepszym w swoim fachu.

– Czas zacząć zabawę – powiedział do siebie, gdy wszedł do sali balowej pełnej wampirów wysokiej rangi, ale tylko jeden z nich dopuścił się potwornego czynu, skazując niczemu winne dzieci na śmierć.

Dlaczego więc zamierzał zabić wszystkich tu zgromadzonych? To proste. Kiedy tylko rozpoznają jego twarz, rzucą się na niego, jak dziecko na świąteczny prezent i rozerwą go na strzępy dokładnie z taką samą radością, którą przejawia owy dzieciak, podczas odpakowywania swojej wymarzonej zabawki.

Ze spuszczoną głową szybko odszukał Ume Junmina, po czym wyciągnął pistolet na strzałki, by w okamgnieniu wycelować i strzelić do niczego nie spodziewającej się ofiary. Teoretycznie tamten wampir mógł obronić się przed strzałem, ale był zbyt pewien tego, że Jungkook go nie znajdzie. Kiedy tylko strzałka utkwiła pomiędzy jego żebrami, niegodziwiec zrozumiał, że nie ma dla niego ratunku. Woda, która została wstrzyknięta do organizmu wampira, po upływie kilku sekund rozerwało ciało zbrodniarza. Nie minęła chwila, gdy wszyscy zebrani zorientowali się w sytuacji, ale Jungkook już torował sobie ścieżkę do wyjścia przy pomocy kołków, które z niezwykłą łatwością, jak i precyzją wbijał w serca wampirów.

Kiedy tylko wydostał się z hotelu, ugiął kolana, po czym skoczył i wzniósł się w powietrze, by za chwilę wskoczyć na najbliższy budynek i zniknąć w ciemności.

Dokładnie na tym polegały jego misje. Często dziwił się temu, że chociaż chodził w swoim czarnym, skórzanym płaszczu, rzadko kiedy był rozpoznawany. Najwyraźniej wampiry unosiły się zbyt wielką dumą, żeby dopuścić do siebie myśl, że łowca taki, jak Jungkook kiedykolwiek go dopadnie, dlatego nie przywiązywali uwagi do jego osoby.

Takie zachowanie naprawdę cieszyło Jungkooka. Nie musiał martwić się na nic zdatną ochroną, ani tego typu rzeczami. Przychodził zabijać swój cel i wynosił się z miejsca zborni po wykonaniu swojej powinności. Zaraz po tym Jeon zwykł wracać do swojego pustego mieszkania i siadać na parapecie, aby wznowić swoje próby samobójcze, które jak zwykle kończyły się fiaskiem.

Teraz miał do kogo wrócić. Był pewien, że tej osoby nigdy nie pokocha. W końcu lubował w kobietach, ale skąd mógł wiedzieć, że w świecie, który ciągle się zmienia i on się zmieni?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top