Rozdział 13: Polowanie II

Od ostatniego posiłku minęły dwa dni, a Jimin nadal spał. Jungkook wiedział, że tym razem przesadził, dlatego obwiniał siebie za poddanie się głodowi, do którego dopuścił z własnej głupoty. Próbował oszukać samego siebie. Wmówił sobie, że jeśli nie będzie zbliżał się do jedynej osoby, która przetrwa z nim wieczność, nie ukaże ani jednego uczucia, które sługa mógłby wyczuć. Zrezygnował z tego pomysłu po trzech tygodniach. Ten mężczyzna, którego przygarnął nie tak dawno temu był czymś w rodzaju serum prawdy dla Jungkooka. Nie mógł na długo przed nim czegoś ukryć, kiedy przed swoimi ukochanymi był w stanie ukryć wszystko, co tylko zapragnął. 

Przez wiele lat uważał, że nigdy nie napije się krwi mężczyzny, a co dopiero pocałuje go chętniej, niż przypuszczał. Później spotkał Jimina, którego tak po prostu mianował sługą, by jakiś czas później uświadomić sobie dlaczego to zrobił. Inicjując rytuał nie sądził, że poza związaniem się ze sługą będzie obejmowało również wpływ sługi na wampira. Zbyt mało wiedział. Postąpił pochopnie. Był tego świadom. Dlatego teraz siedział na krawędzi łoża należącego do Jimina i przypatrywał się jego spokojnej twarzy. Kiedy po raz kolejny analizował jego twarz, zdał sobie sprawę, że jego powinnością jest zerwanie zakładu.

Był niemal pewien, że którejś nocy i on ulegnie uczuciom, a wtedy Jimin zażąda przemiany w wampira. Nie chciał tego robić przez wzgląd na to, co sam przeżył, gdy otworzył oczy nie będąc już człowiekiem. Pragnienie palące gardło nie mogła zaspokoić woda, czy alkohol. To było trudne przeżycie. Potrzebował wiele lat, by opanować to, a w końcu zamknąć gdzieś głęboko w umyśle i dokarmiać co jakiś czas. 

Jego rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu rozchodzący się po całym mieszkaniu. Swoje źródło miał w kuchni, ponieważ przytwierdzony był do ściany. Było to o wiele praktyczniejsze, jeśli chodziło o telefony stacjonarne. Na początku spróbował zignorować hałas spowodowany przez natrętne urządzenie, jednak gdy Jimin zaczął się wiercić, zirytowany Jungkook wstał z łóżka i pognał do kuchni, by odpędzić natrętną osobę.

- Kto? - warknął do słuchawki, która była połączona z telefonem spiralnym kablem.

- Dobry wieczór, Jungkookie. Tu Hrabina. Mój drogi, dowiedziałam się, że szanowny Kwon Haeyang postanowił zabalować na dyskotece.

- Przyrzekł, że nigdy nie wróci tam na łowy - wypomniał, przymykając powieki.

- Widocznie uznał, że jesteśmy głupi. Wiesz gdzie go szukać?

- Tam, gdzie ostatnio?

- Dokładnie. Miłej nocy. Pozdrów Jimina - powiedziała, nim się rozłączyła. Później Jungkook usłyszał sygnał świadczący o zakończeniu rozmowy, więc zawiesił słuchawkę na swoim miejscu i przeszedł do salonu, po drodze zaglądając do Jimina. Nadal spał, więc nie miał czym się przejmować. 

Nim zaczął się ubierać do wyjścia, ukucnął przed szafką, którą kupił, by schować w niej broń. Nie chciał, by niebezpieczne narzędzia tak po prostu leżały ma stole. Pozbył się nawet miski z wodą święconą. Teraz trzymał ją po prostu w butelkach. Żeby było ciekawiej po tym, jak Jimin zasnął, wyniósł do piwnicy swoją szubienicę, żeby sługa nie miał czego się czepiać, bo naprawdę nie przepadał za kłótniami z nim. Za każdym razem istniała opcja, że powie o kilka słów za dużo, przez co będzie musiał poświęcić czas na wytłumaczenia. 

Odgoniwszy od siebie myśli, chwycił za dwa mniejsze pistolety, do których potrzebne były dziewiętnasto milimetrowe, poświęcone naboje oraz cztery magazynki. Nigdy nie wiadomo, czy szajbus nie będzie miał przy sobie przyjaciół, których również trzeba będzie zgładzić. 

***

Kiedy w końcu dotarł na miejsce, pierwsze co w niego uderzyło, to nieprzyjemny dla nosa swąd potu i alkoholu. Muzyka, do której bawiła się młodzież raniła jego uszy, a słowa, które chcąc nie chcąc słyszał od tych wszystkich ludzi przyprawiały go o niechęć do nich.

- Jak dobrze, że nie muszę polować - mruknął do siebie, uważnie obserwując otoczenie. 

Jego zadaniem było odszukać wampira, który zwodził młode dziewczyny, by później je zabijać dla krwi z dodatkiem paru procentów alkoholu. Sam był świadom, że ta mieszanka była wyśmienita w smaku, jednak wszystko miało swoje ograniczenia. Gdyby poszukiwany przez Jungkooka osobnik wypijałby tylko troszkę i wypuszczałby swoje ofiary żywe, łowca nie miałby czego tu szukać.

Prawda jednak okazała się całkowicie inna. Nie trudno było znaleźć delikwenta, który śmiał przerwać mu nocne rozmyślanie. Haeyang siedział na rogowej sofie tuż za ciężką, czerwoną zasłoną. Gdy Jungkook odsunął materiał, wampir był szerokim, obrzydliwym uśmiechem. W jego rękach spoczywał pistolet.

- Czekałem na ciebie - powiedział, co naprawdę zirytowało Jungkooka. 

- Jesteś tego świadom, że zrobiłeś z siebie debila, prawda?

- Ja chciałem cię tylko zabić, żeby móc w spokoju polować - wzruszył ramionami.

- Ach, a niedawno klęczałeś przed radą i błagałeś o jeszcze jedną szansę - zakpił Jungkook, sięgając za pazuchę po broń. - Dobra, powiedzmy, że nie mam czasu, dlatego przejdźmy do części, w której cię zabijam - oznajmił, z uśmiechem odbezpieczając broń.

- Rzuć to - nakazał Haeyang, lecz gdy Jungkook nie usłuchał, nacisnął spust, trafiając łowcę w nogę. Nie spodziewał się, że taki półgłówek, jak jego przeciwnik zdobędzie święcone naboje. Mimo bólu, jaki rozszedł się po całym jego ciele, wykrzywił usta w uśmiechu.

- Jakim trzeba być kretynem, żeby strzelać do łowcy?

- Nie jestem kretynem. Nie zbliżaj się do mnie - warknął, kiedy Jungkook zaczął stawiać kroki w jego stronę. Zwykły strzał w serce go nie satysfakcjonował. Mimo że utykał na postrzeloną nogę, twardo szedł przed siebie. 

- Jesteś zbyt młody, żeby posiadać umiejętność celnego strzelania, prawda? - zaśmiał się. - Własnie nabrałem ochoty na małe igraszki. Wolisz umrzeć na stojąco, czy siedząco?

- Powiedziałem, że masz się do mnie nie zbliżać - powtórzył, oddając trzy kolejne strzały. Tym razem trafił w klatkę piersiową, tym samym dziurawiąc ulubioną koszulę Jungkooka.

Wtedy łowcy odechciało się gierek. Widział strach w oczach swojego przeciwnika i to napawało go satysfakcją. Nawet jeśli kule, które przyjął, zagrażały jego martwemu organizmowi, wysilił się na wampirzą sztuczkę, jaką było szybkie przemieszczanie się. Wampir, który myślał, że zatrzymał tymi śmiercionośnymi strzałami łowcę, dlatego nawet nie zauważył, kiedy ten znalazł się przy nim. Ostatnie co czuł, to kule rozdzierające jego serce na kilka kawałków. Później po prostu spłonął.

Kiedy wyłonił się zza zasłony, zdał sobie sprawę, że muzyka ucichła, a cała ta zbieranina zniknęła. Najwyraźniej usłyszeli strzały, które przedarły się przez cały ten gwar.

- Hrabina znowu będzie musiała porozmawiać z policją - mruknął Jungkook, zapinając swój płaszcz. Rany, które powstały za sprawą nieistniejącego już wampira, nie mogły się zagoić, póki miał w sobie poświęcone kulki, powolutku wypalające tkankę. Teraz jego priorytetem był szybki powrót do domu, by zapobiec swojej własnej śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top