Rozdział 12: Samobójstwo

Kiedy Jimin otworzył oczy, od razu zapragnął zamknąć je z powrotem. Niemal natychmiast dopadło go niesamowite zmęczenie. Jak długo spał? Dlaczego spał w łóżku, a nie w fotelu, w którym siedział, nim stracił świadomość? Kiedy dostanie coś do jedzenia? Te i wiele innych pytań, które znikały tak szybko, jak się pojawiały, mąciły jego umysł.

Leżał sztywno pod pierzyną, dopóki jego brzuch nie zaczął upominać się o posiłek. Nie miał pojęcia która była godzina, a to skutkowało tym, że nie wiedział, czy Jungkook był w domu, dlatego zmuszony był samodzielnie wyjść z łóżka. Kiedy tylko stanął o własnych siłach, chwycił się ściany, żeby nie upaść na podłogę. Najwyraźniej Jungkook wypił trochę więcej krwi, niż powinien, lecz nie miał mu tego za złe.

Obwiniał jednak siebie za to, że nie poświęcał wampirowi uwagi. W końcu nawet wieczne stworzenia potrzebowały posiłku, by przeżyć.

Mimo zawrotów głowy, szedł, stawiając niewielkie kroki w stronę wyjścia z jego sypialni. Przez to, że okna były zasłonięte, nie potrafił określić, czy była noc, czy może dzień, dlatego nie marnował energii na nawoływanie Jungkooka. Po prostu wlókł za sobą nogi, próbując tym samym nie narodzić hałasu, nawet jeśli wiedział, że wampiry miały wyostrzony słuch i mogły usłyszeć nawet najcichszy szmer. 

Wkrótce nadeszła pora na przekroczenie korytarza w celu dostania się do równoległej ściany, w której znajdowało się przejście do upragnionej kuchni. 

- Jimin? - zdziwił się Jungkook, stojąc w progu salonu, czego rudzielec nie zauważył. - Dlaczego nie leżysz w łóżku?

- Jestem głodny - powiedział cicho. - Nie wiedziałem, czy jest dzień, czy noc, więc postanowiłem...

- Okna są zasłonięte po to, żebym mógł poruszać się wewnątrz mieszkania o każdej porze - przypomniał spokojnie. - Chodź do salonu - nakazał, wyciągając w jego stronę rękę.

Zaskoczony postępowaniem Jungkooka, Jimin niepewnie chwycił jego dłoń i z jej pomocą przeszedł przez do salonu, gdzie wampir podniósł go i usadził w fotelu. Jimin nie potrafił wyjść z podziwu. Nie spodziewał się, że Jungkook może być taki miły dla niego. Krótko po tym, jak wampir zniknął w niewielkim korytarzu, łączącym wszystkie pomieszczenia, wrócił do Jimina ze szklaną buraczanego soku i talerzykiem, na którym zostały ułożone japońskie kulki ryżowe. Kiedy postawił pełne naczynia na o dziwo pustym stole, ówcześnie służącym do składowania naboi, przysunął mebel do fotela.

- Dzień dobroci dla biednych sług? - zapytał zdziwiony Jimin, łapczywie zabierając się za jedzenie, co nie było wskazane dla jego obolałego ciała.

- Mam zacząć traktować cię tak, jak wcześniej? 

- Dobre te kulki - stwierdził Jimin, udając, że wcześniej nic nie powiedział. - Dziękuję.

- To moja wina, że teraz jesteś w takim stanie. Nie powinieneś dziękować - wyraził skruchę, co dla Jimina było nie do pojęcia.

- Czy ty przypadkiem coś ćpałeś?

- Bądź miłym dla kogoś, kto jeszcze wyzywą cię od narkomanów - warknął Jungkook tak, jak to miał w zwyczaju. - Czy nie mogę już być dobry, dla swojego sługi? Ciągłe przekomarzanie się jest nudne.

- Ach, przepraszam - odpowiedział cicho z pełną buzią. Przekąska, którą zaserwował mu Jungkook była naprawdę niesamowita. Nawet gdy po czwartej kulce czuł się pełny, chciał jeść więcej, jednak więcej nie było, dlatego ze smakiem wypił kompot z buraków i oparł się zmęczony i leniwy o oparcie. - Dziękuję - mruknął w podziękowaniu.

- Nie ma za co. Jesteś śpiący?

- Trochę. Jak długo spałem?

- Jakieś siedemnaście godzin - powiedział, patrząc na zegarek. - Dokończmy pewien temat - zaczął, wpatrując się intensywnie w Jimina.

- Jaki temat? - zapytał, nie rozumiejąc intencji wampira.

- Mówiłeś, że skoro chcę się zabić, to nie mam odwagi żyć na tym świecie - przypomniał mu, krzywiąc się przy tym.

- Faktycznie... zapomnij mi to - poprosił. - Wtedy wygadywałem bzdury. Byłem zły.

- Chciałbym ci tylko coś powiedzieć, mój drogi. Taką czczą gadaniną nic nie zdziałasz. Słowa, które wypowiedziałeś jedynie mnie zirytowały, bo mam odwagę, by żyć. Człowiek, który chce umrzeć, po prostu umiera na różne sposoby bez względu na to, co powie bliska osoba. Każdej nocy, gdy stoję na krawędzi dachu myślę o swoim życiu, które przez sześćset lat polegało na lawirowaniu przez kolejne miłości. Kiedy ktoś pozwala mi się kochać, a nawet sam kocham, czuję w sobie cząstkę człowieczeństwa. Gdy miłość kończy się wraz z ostatnim tchnieniem ukochanej osoby, tylko możliwość balansowania na granicy życia i śmierci istot śmiertelnych pozwala mi zachować swoją osobowość, dlatego nigdy więcej nie posądzaj mnie o brak odwagi do życia, bo gdy sam skończysz kilkaset lat, poczujesz na barkach ciężar życia i wtedy zrozumiesz moje słowa, jeśli tylko zechcesz zachować swoje człowieczeństwo.

Potok słów wylany przez Jungkooka poniekąd urzekł Jimina, a nawet zawstydził. Czuł się przez to źle, bo uważał wampira za kogoś bez wartości, któremu zależy tylko na zabawieniu się czyimiś uczuciami. Właśnie w tym momencie zrozumiał, że trafił na odpowiednią osobę. 

- Przepraszam, że miałem cię za nieczułego dupka z zamiłowaniem do samookaleczania - odezwał się w końcu Jimin.

- Teraz będę tylko dupkiem z zamiłowaniem do samookaleczania się. Czas zacząć jak normalni ludzie, nie sądzisz?

- Jakkolwiek to brzmi, zgadzam się z tobą, aczkolwiek mam jedno takie małe pytanie - wyznał Jimin, choć trochę obawiał się powiedzieć na głos swoje myśli.

- Śmiało - zachęcił go.

- Od teraz będziesz czuły względem mnie? - zapytał prawie szeptem.

- Choć niedosłownie, to właśnie to powiedziałem.

- Jak bardzo czuły? - wymsknęło mu się.

- Na tyle, byś nie mógł przestać o mnie myśleć - uśmiechnął się niewinnie, co mogło roztopić serce wielu osób, które go w ogóle nie znały, jednak Jimin mieszkał z nim od ponad miesiąca i był świadom tego, że pod tym przeuroczym wyrazem twarzy kryły się szatańskie myśli, które zapewne nie sprzyjały Jiminowi, a jednak wbrew swojemu zaalarmowanemu umysłowi, jego ciało przeszył przyjemny dreszcz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top