7. Witamy w bractwie Kappa.

To było tydzień później, gdy weszliśmy na przepełnione po brzegi trybuny na boisku sportowym naszej uczelni.

Za parę minut miał zacząć się mecz, w którym nasza drużyna rywalizowała z uczniami liceum z Bronksu.

Razem z Courtney usiadłyśmy na wolnym miejscu, gdzieś na ostatnim rzędzie. Wyglądało na to, że przez pół meczu będę musiała wychylać kark, żeby cokolwiek zobaczyć, ponieważ człowiek żyrafa postanowił usiąść miejsce przede mną.

- To jakieś jaja - powiedziałam, na co Courtney się zaśmiała. - Zjadłaś już pół popcornu?!

- Nie jadłam obiadu!

- Mecz się nie zaczął!

- No i? - wzruszyła ramionami, na co przewróciłam oczami i wzięłam od niej popcorn.

W głośnikach nagle rozbrzmiała muzyka, a cheelreaderki wbiegły na boisko.

- O kurwa - powiedziałyśmy obie, kiedy zobaczyłam Taylor wśród cheelrederek.

- Co do chuja? - wskazałam na nią dłonią.

- Jak ona się do nich dostała z taką twarzą?

- Teraz już nie mam co z nią konkurować - sapnęłam. Nie podobało mi się to, że kręciła z Jake'iem, kiedy tak naprawdę nie byli parą, a on oddał mi swoją bluzę i zaprosił na ten głupi mecz. - Zrobił to specjalnie? Musiała wiedzieć, że ona jest cheelreaderką.

Courtney wzruszyła ramionami. Taylor zrobiła przewrót w tył i podwójne salto, a ja skrzywiłam się, ponieważ też bym tak mogła.

- Zostanę tą pieprzoną cheelreaderką - syknęłam.

- Wooo... Będzie ostro - Courtney się zaśmiała, ale ja naprawdę zamierzałam to zrobić. Skoro ona może, to ja też.

- Powitajcie gromkimi brawami naszą wspaniałą drużynę z Manhattan College! - krzyknął speaker przez głośniki i wtedy właśnie chłopcy zaczęli po kolei wybiegać na boisko. - Na czele, już od dwóch lat, stoi kapitan, Jake Muller!

Patrzyłam jak Jake wybiega na boisko, a za nim niczym watacha, reszta drużyny. Zagryzłam wargę widząc, że podbiegł do Taylor, a ta zarzuciła mu ręce na kark, gdy się całowali.

- Cholera - skomentowała Courtney.

- Panie kapitanie! - krzyknął speaker i wtedy Jake odsunął się od Taylor i pokazał dłoń do mężczyzny. Odbiegł do drużyny zostawiając mnie z chęcią mordu pewnej rudej dziewczyny.

- Załatwię ci ten casting - powiedziała nagle Courtney, a ja kiwnęłam głową za jej pomoc.

Mecz rozpoczął się po krótkiej zapowiedzi przeciwnej drużyny. Nie mogłam skupić się na tym, co się dzieje i ocknęłam się dopiero, gdy Jake wbił pierwszą bramkę u przeciwnika. Wszyscy zaczęli wiwatować, a ja zaklaskałam.

Tak, postawiłam sobie za cel zdobycie uwagi Jake'a i skończenie z Taylor.

Przez cały mecz, gdzie nie gdzie, widziałam Matta, który roznosił wodę naszym zawodnikom. Taylor też się przewijała wokół Jake'a, ale starałam się nie zwracać na nią uwagi. Pod koniec meczu, kiedy wynik stanowił pięć do dwóch i wiadomo było kto wygra, razem z Courtney zeszłyśmy z trybun i podeszłyśmy bliżej barierek.

Matt nas zauważył, więc powiedział do ochrony, że możemy przejść do niego. Dzięki temu, kiedy mecz dobiegł końca, tłum oszalał, a drużyna świętowała, mogłyśmy pójść razem z nimi do szatni.

- Niech żyje Manhattan! - skandowali wszyscy świętujący. Weszliśmy do szatni, gdzie chłopcy zdjęli koszulki i z hukiem otworzyli szampana, który zaczęli na siebie wylewać. Z piskiem razem z Courtney schowałyśmy się za Matta.

- Dzięks - powiedział kończąc z okularami w szampanie.

Chciałam przejść do Jake'a i Kiyana, ale wtedy ktoś przepchnął mnie na jakiegoś innego, czarnoskórego chłopaka bez koszulki.

- Przepraszam! - krzyknęłam zażenowana.

Chłopak uśmiechnął się pokazując białe zęby i położył ręce na moich ramionach.

- Nic się nie stało mała.

Odsunęłam się od niego jak najszybciej i wtedy zobaczyłam kto był taki miły. Oczywiście, że Taylor, która już wisiała na szyi Jake'a, ssając mu usta.

- Dziwka - powiedziała Courtney, przewieszając mi swoje ramię za kark. - Chodź się napić i pierdol rude.

- Ej chłopaki! - krzyknął Matt, przez co paru z nich faktycznie na niego spojrzało. - Te panie mają ochotę na szampana! - wskazał palcem na mnie i Courtney, co spowodowało haos, bo nagle wszyscy znaleźli się przy nas.

Nie wiem skąd mieli kieliszki, ale nagle znalazł się jeden w mojej dłoni.

- Ale ja prowadzę... - chciałam skończyć, ale wtedy wciął się Kiyan.

- Przenocujesz w bractwie.

- Sama na pewno nie - prychnęła Courtney i jeszcze mocniej mnie przytuliła. Kocham ją.

- Dobra, w takim razie zajmiecie mój pokój, a ja z Olafem pójdziemy spać na dół - kiwnął głową do tego czarnoskórego chłopaka, na którego wpadłam, a ten uśmiechnął się szeroko. Chryste.

Szampan szybko został skończony, a chłopaki poszli pod prysznice, w trakcie gdy Matt odprowadzał nas do pomieszczenia socjalnego.

- Oddam sprzęt i zaraz wracam - powiedział, po czym zniknął za drzwiami.

- Gdzie Aaron i Collen? - zapytałam korzystając z chwili.

Courtney jednak wzruszyła ramionami.

- Nie było ich dzisiaj na zajęciach, więc pewnie zostali w domu i pieprzą się jak króliki.

- Weź - zaśmiałam się.

Nagle Courtney zerwała się jakby ją ktoś wystrzelił z procy.

- MAGGIE!

Krzycząc, pobiegła parę kroków w stronę barierki i pomachała komuś, kogo nie byłam w stanie dostrzec.

- Poznam cię z kapitanem cheelrederek - powiedziała ucieszona, a ja otworzyłam szeroko oczy. Naprawdę mam zamiar to zrobić.

- Hej - piękna dziewczyna o złotych włosach i piwnych oczach weszła po schodach.

- Hej, Maggie, to Delilah - Courtney wskazała dłonią na mnie, a ja uśmiechnęłam się do dziewczyny.

- Hej - powtórzyła, patrząc na mnie.

- Delilah ma do ciebie sprawę.

Zrobiłam minę typu "naprawdę mam?".

- Słucham - Maggie uśmiechnęła się zakładając włosy na jedno ramię. Jak mam być cheelreaderką? One są naprawdę ładne i zgrabne.

- Nie macie może wolnych miejsc? Znaczy... Trenuję balet od dziecka, potrafię szpagat i inne takie rzeczy... Pomyślałam...

- Jasne - odparła Maggie, na co się ucieszyłam. - Jeżeli chcesz, to mogę ci zrobić egzamin w piątek.

- Było by świetnie.

- Hej, Court, zrobiłaś kolczyk - Maggie zauważyła piercing w brwi Courtney.

- Tak. Bolało jak cholera, ale podoba mi się.

- Cool - powiedziała, z uznaniem kiwając głową. - Dobra, to zgadamy się co do godziny. Pa - pożegnała się i odeszła.

- O mój Boże, co ja robię? - zapytałam samą siebie.

- Co robisz? - zapytał Matt, który nagle wyszedł z pomieszczenia.

- Delilah będzie cheelreaderką - podekscytowana Court tryskała energią bardziej niż ja, ponieważ byłam przerażona.

Kiedy przyjechaliśmy do bractwa, tak naprawdę dopiero wtedy dowiedziałam się co to znaczy mieszkać z facetami. Nie mogłam powiedzieć o brudzie, ale ubrania były wszędzie, a puste talerze walały się po salonie.

- Jezus Maria - tchnęła Courtney, odwieszając torebkę na wieszak. Zrobiłam to samo, plus obie ściągnęłyśmy buty.

- Witamy w bractwie Kappa - skomentował Matt, zamykając za nami drzwi.

Parter nie był duży, ale dobrze urządzony. Chłopcy mieli kanapę ze stolikiem do kawy zrobionym z palety, telewizor, półkę na książki i mały aneks kuchenny. Do tego drzwi prawdopodobnie do sypialni i drugie do łazienki, ponieważ widniał na nich napis "WC".

- O, panienki przyszły - skomentował jakiś chłopak, którego widziałam pierwszy raz w życiu. Był w kuchni pożerając Lucky Charms prosto z pudełka.

- Hej - zareagował Kiyan, który siedział na kanapie i razem z Olafem grali w grę na konsolę.

- Cześć. Co robicie? - Courtney oparła się rękami o kanapę i przez głowy chłopców, zaglądała w telewizor.

Matt zaprowadził mnie do aneksu, gdzie mogłam usiąść przy wyspie kuchennej.

- Gramy w LEGO - odparł Olaf. Wyglądali jak zachipnotyzowani ekranem.

- Chcesz coś do picia Deli? - zapytał Matt.

- Wodę poproszę - odpowiedziałam, przenosząc na niego wzrok. Ten chłopak od płatków patrzył na mnie w dość niekomfortowy sposób. - Hej - zdecydowałam się odezwać jako pierwsza, bo robiło się dziwnie.

- Cześć. Jestem Derek.

- Delilah - odpowiedziałam, a on pokiwał głową i wrócił do jedzenia płatków. Spojrzałam pytająco na Matta, ale on jedynie pokręcił głową.

Podał mi wodę w szklance i usiadł obok mnie.

- Ile jest tutaj chłopców?

- Nie mów tak - spojrzał na mnie błagalnie.

- Jak? - zdziwiona zapytałam.

- Chłopcy. Jeżeli powiesz tak do któregoś z nich, możesz się obudzić z ręką w kiblu.

Rozszerzyłam oczy, bo zawsze tak mówiłam.

- To jest testosteron. Czysty testosteron. Faceci.

- Chyba nie ty - nagle usłyszałam znajomy głos i Jake wyszedł zza ściany, gdzie były schody.

Przywitał się z Mattem żółwikiem, a do mnie podszedł, żeby mnie uścisnąć. Oh, okej, jak najbardziej.

Nawet zwykłe, szare dresy i bluza bractwa wyglądały na nim bardzo dobrze. Cholerny ideał, który śnił mi się nocami, a którego nie mogłam posiąść.

- Mam nawet brodę, nie podważalny dowód męstwa - wskazał palcem na swój podbródek.

- Czekaj chwilę - Kiyan zapauzował grę i przeskoczył przez oparcie kanapy, prawie miażdżąc Courtney po drodze. - Ja chcę zobaczyć te łoniaki.

Matt dumnie odwrócił się w jego stronę i pokazał parę włosków na brodzie. Zasłoniłam usta dłonią, ponieważ wcześniej nie wiedziałam, że one tam są.

- Osz kurwa, sorry facet, wybacz - Kiyan rozłożył ręce i poklepał Matta po plecach, podczas gdy wszyscy zaśmiali się.

- Czy mogę znowu zapytać? - odezwałam się.

- O co? - zapytał Jake, który był w trakcie jedzenia jabłka.

- Ile jest tutaj... Uh... Facetów?

Jake przełknął kawałek jabłka.

- Jest nas pięciu. Olaf, ja, Kiyan, Derek i Ian, ale jest teraz u rodziców, w Oregonie.

- Nie chodzi na zajęcia?

- Nie, ma dziekankę.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.

- Myślicie, że mogę tu wziąć prysznic? - zapytała Courtney.

- Umiem otwierać zamki - odparł Kiyan, a Court dała mu przez głowę.

- U góry jest nasza łazienka - powiedział Olaf. - Weź czerwony ręcznik. Jest dla gości.

- Gości? - uniosła brew. - Masz na myśli panny na telefon? - prychnęła, kierując się do schodów.

- Może panów - odezwał się Derek, a wszyscy na niego spojrzeli. Nie wydawał się tym przejmować, dalej jedząc płatki i oglądając grę na telewizorze.

Courtney posłała mi spojrzenie, po czym z uśmiechem pokręciła głową i pobiegła na piętro.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc również patrzyłam w telewizor. Do czasu aż Matt powiedział, że on musi iść, bo ma wypracowanie na jutro. Zostałam sama z Jake'iem w kuchni.

- Jesteś na mnie zła?

Spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Czemu?

- Przez ostatnie.

- Co? Nie. Nie, nie jestem. Byłam, ale już mi przeszło - zapewniłam go. Miałam ochotę udusić go, gdy powiedział mi, że w bluzie była marihuana, ale później dał mi tą bluzę, więc nie mogłam się gniewać.

- To dobrze - pokiwał głową. - Chcesz iść do pokoju? Już dziesiąta - zwrócił uwagę na zegarek wisząc ponad lodówką. Nawet nie odczułam, że jest tak późno.

Jake zaprowadził mnie po schodach na piętro, które było jeszcze mniejsze niż parter. W zasadzie był to jeden korytarz z parą drzwi po lewej i po prawej.

Po lewej była łazienka jak się okazało, a po prawej sypialnia Olafa i Kiyana.

- Chłopcy zabrali swoje rzeczy, więc macie czystą pościel. Co nie oznacza, że w półkach nie ma czegoś niedozwolonego lub mocno osobistego.

- Jasne... Chwilę... Jak powiedziałeś? - zmarszczyłam brwi, a Jake spojrzał na mnie nie wiedząc o co mi chodzi.

- Co?

- Chłopcy?

- No? - uniósł brew, a ja pokręciłam głową.

- Nieważne.

Matt do idiota.

- Macie telewizor, pilot jest tutaj. Jeżeli chcecie, mogę wam pożyczyć mojego laptopa, więc będziecie mogły coś obejrzeć na Netflixie.

- O, super - uśmiechnęłam się ucieszona. Miałam zwyczaj, że nie zasnę bez filmu lub serialu.

- Okej, zaraz przyniosę - powiedział i zniknął za drzwiami. Podejrzewam, że zszedł na dół, a ja w tym czasie przeszłam się po małym pokoju, oglądając różne nagrody i zdjęcia. Łóżko Olafa stało pod oknem. Miał na stoliku nocnym zdjęcie swoje razem z jakąś blond dziewczyną. Ładnie razem wyglądali. Nie patrzyłam mu do półek, bo naprawdę nie chciałam wiedzieć.

Na parapecie stała nagroda za najlepszy taniec towarzyski 2018. Wow, to niedawno.

Spojrzałam na Jake'a, który odłożył laptopa na łóżko Kiyana i podpiął ładowarkę do kontaktu.

- Chłopaki mówią, że będzie pizza i że stawiają - wskazał na drzwi.

- Będą oliwki?

- Postaram się - zaśmiał się. Zauważyłam, że trzyma coś w rękach, a gdy zobaczył, że patrzę, nagle sobie przypomniał.

- Tak. Nie macie piżam, więc skombinowałem dla was coś takiego. To dla Courtney, jest od Matta - położył koszulkę z napisem "GEEK" na łóżko Kiyana. - A to dla ciebie - podał mi czarną koszulkę z krótkim rękawem. Była duża, więc nie mogła należeć do Matta.

- Kogo to?

- Moja - uśmiechnął się. Myślałam, że zemdleję. Spanie w jego rzeczach to jak wygrać życie.

Również się uśmiechnęłam i przytuliłam koszulkę do piersi. Wtedy weszła Courtney, z mokrymi włosami i ubrana w sam stanik i spodnie.

- O, właśnie miałam się pytać czy nie macie czegoś na przebranie - powiedziała widząc, że na łóżku leżą ubrania.

- Spoko, to zejdźcie zaraz.

Jake zostawił nas same, a jak tylko drzwi się za nim zamknęły, zapuszczałam i rzuciłam się na łóżko Olafa.

- Jezu, co ci?

- Jake dał mi swoją koszulkę do spania.

- Mi też dał - wskazała na koszulkę.

- To Matta.

- Co?! Serio?! - krzyknęła i spojrzała na koszulkę z niedowierzaniem.

Spojrzałam na nią dziwnie, bo okej?

- Court? - zapytałam podejrzliwie, siadając na łóżku. Dziewczyna zaśmiała się i ubrała na się nie koszulkę. Z jej uśmiechu już wszystko wiedziałam.

- Nie gadaj...

- Nie mów mu nic - dziewczyna od razu się zaczęła bronić, a ja obiecałam, że nic nie powiem.

Kiedy zeszłyśmy na dół, byłam już przebrana w koszulkę Jake'a, która była tak duża, że sięgała mi do połowy uda. Dlatego ściągnęłam spodnie i chodziłam w niej jak w sukience. To samo z resztą zrobiła Courtney. Oczywiście wszyscy chłopcy spojrzeli na nas, gwizdając, jak tylko weszłyśmy do salonu.

- Możecie częściej tu nocować - powiedział Kiyan, a reszta się zaśmiała. Courtney ponownie uderzyła go w głowę, przez co wszyscy wybuchli śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top