5. Denerwujesz się przy mnie?

To była 23, kiedy Kiyan spanikował, że nie ma alkoholu.

Na szczęście Jake nie zdążył się jeszcze napić, ponieważ wszyscy już trzymali plastikowe kubki z alkoholem w ręku. Ja również, bo Courtney miała wino.

- Chcę martini - powiedziała Courtney pokazując mi, że wino się skończyło. Jake zrobił minę, ponieważ chwilę wcześniej jakaś dziewczyna poprosiła go o konkretny rodzaj piwa.

- Jeszcze jakieś zamówienia? - zapytał z przekąsem, ale nikt już nic nie powiedział. - Kiyan, jedź ze mną. Nie zapamiętam tego.

- Ale ja właśnie miałem blanta palić. Nie rób mi tego, stary - rzucił białowłosy a Jake wyszeptał kilka przekleństw i poszedł ubrać kurtkę.

- Idź z nim - rzuciła Courtney, pchając mnie lekko. Spojrzałam na nią zdziwiona i pokręciłam głową.

- No idź - Collen też zaczęła mnie szczypać, żebym do niego podeszła, ale nie było takiej siły, która by mnie do tego zmusiła.

- Pojebało was - wyszeptałam w ich stronę i wtedy Courtney uśmiechnęła się sukowato.

- HEJ JAKE!

Chłopak popatrzył w naszą stronę, a ja umarłam w środku.

- Delilah z tobą pojedzie - dziewczyna pchnęła mnie w jego stronę. Jake rzucił na mnie okiem i wzruszył ramionami.

- Okej - powiedział i machnął na mnie dłonią.

Zerknęłam zza ramienia na dziewczyny. Siedziały razem i patrzyły na rozwój sytuacji. Brakowało im tylko popcornu i okularów 3D.

- Delilah, idziesz?

- Okej - rzuciłam zakładając ręce na piersi i podreptałam szybko w jego stronę.

Nawet nie mogłam sobie wyobrazić jak bardzo byłam szczęśliwa, kiedy w samochodzie grała muzyka.

Gdyby nie to, niezręczna cisza opanowałaby atmosferę. Nie czułam się swobodnie, bałam się nawet oddychać.

Odważyłam się spojrzeć na Jake'a, który wyglądał niesamowicie. Tego dnia postawił na ciemne jeansy, bluzę Kappa, czarną czapkę z logo Monster'a i białe supry. Zauważyłam, że zawsze nosi ten sam złoty zegarek i podwija rękawy bluzy pomimo, że na zewnątrz o tej porze było naprawdę chłodno.

- Czy ja cię denerwuję?

Obudziłam się ze swoich myśli i uniosłam wzrok na Jake'a. Zerkał na mnie co chwilę, starając się patrzeć na drogę.

- Co?

Chłopak przyciszył radio, a wraz z tym moje serce zaczęło robić salta.

- Denerwujesz się przy mnie?

- Uh, czemu? - zaczęłam zdzierać biały lakier z paznokci, który przed imprezą nakładała mi Courtney. Moje paznokcie bardzo ucierpiały, gdy rozmawiałam z Jake'iem.

- Nie wiem - wzruszył ramionami, teraz już patrząc tylko na drogę. - Nie odzywasz się przy mnie, kiedy coś mówię, wydajesz się przestraszona? Dzisiaj rozmawiałaś z Kiyanem w kuchni, a gdy wszedłem zamilkłaś.

Przełknęłam ślinę czując się zdemaskowana. Co mogłam mu powiedzieć? Nic nie zabrzmiałoby dobrze. Nie odezwałam się w ogóle, a Jake uśmiechnął się do mnie i znowu zwiększył głośność radia.

W sklepie kasjerka patrzyła się na nas bardzo dziwnie, ponieważ cały koszyk wypełniliśmy alkoholem. Wyniosło nas to prawie czterysta dolarów, ale Jake zapłacił i od razu uspokoił mnie, że ludzie oddadzą mu to.

- Możemy zamówić pizze? - zapytałam go, kiedy zamknął bagażnik, gdzie schował alkohol.

- Pizze? - uniósł brwi. - Jasne. Zadzwoń do Courtney i zapytaj jaką chce ona, Collen i Kiyan.

Kiwnęłam głową i wybrałam numer do dziewczyny. Jeszcze zanim odebrała, zapytałam Jake'a.

- Czemu nie ma Matt'a?

- Jest. Pojechał z Aaronem - odpowiedział i zapalił papierosa, a ja skinęłam głową.

Zdążyłam zedrzeć lakier na kolejnym paznokciu zanim Courtney odebrała telefon.

- Hej, zapytaj Kiyana i Collen jaką chcąc pizze - powiedziałam od razu.

- YO KIJANKA! - usłyszałam jej wrzask w telefonie i Jake chyba też, bo się zaśmiał. Cudowny dźwięk. - Kijek mówi, że chce serową, bez oliwek. Ja chcę kebaba, a Collen Aarona, ale nie wiem czy da się zrobić.

Zaśmiałam się.

- A tak poza Aaronem?

- Co chcesz oprócz tego zjeba? - Courtney rzuciła trochę dalej od słuchawki, a później wróciła. - Frytki i colę. Chcę ostry sos do kebaba i możesz mi wziąć fantę. Dużą, jeżeli będzie, a jak nie to małe Ice Tea.

- Dobra - ponownie się zaśmiałam. W międzyczasie zapisałam wszystko na telefonie w notesie i rozłączyłam się. - Nie wiem czy masz tyle pieniędzy - zażartowałam.

- Kiyan będzie musiał mnie spłacać seksualnie do końca życia - Jake włączył telefon i stuknął w niego kilka razy palcem. - Mam jeszcze trochę kasy. Powinno wystarczyć - powiedział, ale wtedy zmarszczył brwi. Zdążyłam zobaczyć jak przesuwa palcem po ekranie, a później podniósł telefon do ucha. - No co? - zmarszczył brwi. Słyszałam męski głos w słuchawce, ale starałam się nie wyglądać jakbym podsłuchiwała, więc objęłam się ramionami i spojrzałam pod nogi. Ubrudziłam buty ziemią. - Nie pierdol nawet...

Jake odbił się od bagażnika samochodu, na którym się opierał i wyrzucił papierosa do kosza.

- Mówiłem ci, żebyś uważał. Co dojebałeś? I co teraz? - Jake spojrzał na mnie, ponieważ nie udawałam już, że nie słucham. Był zdenerwowany, a ja nie wiedziałam co się dzieje. - Teraz? Gdzie jesteś? Tam koło Taco Bell? Dobra, jadę - rozłączył się i schował telefon do kieszeni spodni. - Chodź, jedziemy po Aarona.

Bez słowa wsiadłam do samochodu, tak jak Jake. Szybko wyjechaliśmy ze sklepowego parkingu.

- Co się stało?

- Aaron jechał już do bractwa z towarem i policja go złapała.

- Co? - rozszerzyłam oczy. - Co teraz?

- Chyba nic, bo powiedział, że musi załatwić trzeźwego kierowcę, który może go odebrać. Pojadę jego samochodem, a ty moim, okej? Masz przy sobie prawko?

- Uh, tak, tak, chyba tak - przełknęłam ciężko ślinę opierając głowę na zagłówku. Serce waliło mi jak dzwon, kiedy dojechaliśmy na parking Taco Bell. Aaron stał tuż przy samochodzie policyjnym i mówił coś do funkcjonariuszy. Czekałam aż Jake wysiądzie, żeby zrobić to samo.

- Dobry wieczór - chłopak przywitał się z dwoma policjantami, a ja skinęłam głową. Spojrzeli na nas podejrzliwie, a kiedy powiedzieliśmy im, że pojadę samochodem Jake'a, kiedy on będzie prowadził z Aaronem, sprawdzili nasze prawa jazdy.

- Dobra, zabierzcie go. Ale ma to być ostatni raz. Jeszcze raz zobaczę go w takim stanie za kierownicą, a pójdzie siedzieć - policjant zagroził Jake'owi palcem, a ten kiwnął głową obiecując, że tego dopilnuje.

Bezpiecznie wsiadłam do samochodu Jake'a. Totalnie nie wiedziałam jak się powinno prowadzić automat, ale trzymałam się blisko samochodu Aarona i jakoś dojechaliśmy do bractwa.

- Stary, co się odjebało - od razu jak tylko weszliśmy do środka, Aaron podleciał do Kiyana.

Wymieniłam spojrzenia z Jake'iem, który westchnął.

- Prawie mnie przymknęli. Akcja stulecia! Ale się obsrałem stary. Na maksa!

Collen rzuciła mi pytające spojrzenie.

- Co tak właściwie się stało? - zapytała, a Aaron był bardzo chętny do opowiedzenia nam tej historii.

Ludzie w salonie nie robili nic innego jak słuchanie jego historii życia.

- Bo jechałem już z towarem. Byłem przy Taco Bell, kiedy mnie zatrzymali, bo jechałem 100 przy ograniczeniu do 90. No i ten tego, dzień dobry panu, tam dowodzik proszę, prawo jazdy. I nagle ten drugi tak mówi "a Pan się dobrze czuje? Ma pan czerwone oczy"...

- Ćpałeś jadąc? - Collen prawie krzyknęła, na co się wzdrygnęłam.

- Jednego przed wyjazdem. Ale nie trzepło mnie przecież.

- Jesteś kurwa niemożliwy! Jak mogłeś brać wiedząc, że jedziesz przez centrum?!

- Ale czemu cię nie wzięli na dołek? - zapytał Kiyan z butelką wódki w ręce.

- Słuchaj dalej! Zacząłem tłumaczyć, że wiatr, że zimno i tak dalej, ale goście kazali mi wysiąść i przetrzepali mi samochód. Znaleźli bletki w schowku. Od razu zaczęli, że "jesteś przyćpany, co ty robisz, ile masz lat, to nielegalne". Zacząłem się śmiać, więc wkurwili się i kazali mi zadzwonić po kogoś, kto jest trzeźwy. Jake i Deli przyjechali - Aaron objął mnie ramieniem. Mogłam powiedzieć, że naprawdę był naćpany, bo nigdy na trzeźwo taki nie był. - A najlepsze było to, że cały towar miałem w kieszeni - podkreślił to wyciągając z bluzy kulkę z folii aluminiowej. - Auto przetrzepali, a mnie nie. Ha!

- Jesteś takim debilem, że to niemożliwe. Dawaj pyska - Kiyan przybił piątkę z Aaronem, a Jake poklepał go po plecach.

- Takich idiotów diabeł nie rusza.

Collen wstała z fotela i poszła szybkim krokiem na schody.

- Misiu! Collen! - Aaron rzucił za nią, ale dziewczyna pobiegła na piętro.

- Uuu ostro - jakiś chłopak powiedział, kiedy Aaron poszedł za Collen. Courtney spojrzała na mnie wymownie, ale nie poszłyśmy za nimi.

Kiyan zajął się alkoholem i zrobił dla nas nowe drinki. Jake też się napił zaraz po tym jak upewnił się, że nikt nie potrzebuje podwózki.

Później chłopaki faktycznie zrobili skręta i poszli zapalić go do ogrodu. Courtney też poszła, a ja zostałam w salonie patrząc jak trójka chłopaków gra w karcianego remika. Jakaś para obok mnie całowała się, przepychając mnie coraz bardziej. Zupełnie nie rozumiałam tej gry, więc wstałam i poszłam szukać toalety.

- Hej, wiesz gdzie jest łazienka? - zapytałam jakiegoś chłopaka, który rozmawiał przy głośnikach z Mattem.

Uśmiechnęłam się do chłopaka.

- Hej Deli, tutaj na dole albo jeszcze na piętrze. Prawe drzwi.

- Dzięki Matt. Czemu cię nie było z Aaronem?

- Zadzwoniła moja mama, więc wysadził mnie przy parku i pojechał sam - wyjaśnił, a ja skinęłam głową.

- Idę siku - powiedziałam.

- Powodzenia - chłopak zaśmiał się.

Nie byłam winna temu, że martini było naprawdę dobre.

Łazienka na parterze była zajęta przez parę, która chyba uprawiała seks. Poszłam więc na piętro. Ledwo wyszłam na korytarz, potykając się o własne nogi. Przeklnęłam i uniosłam wzrok na Jake'a, który ustami był przyklejony do ust jakiejś rudej dziewczyny.

Całowali się przy ścianie, a on praktycznie przygwoździł ją do niej. Zmarszczyłam brwi będąc zła z jakiegoś powodu.

- Przepraszam - burknęłam pod nosem przechodząc obok nich. Nie obejrzałam się już. Po prostu weszłam do toalety i zdążyłam odkryć klapę ubikacji. Zwymiotowałam kilka razy.

Czułam ból w głowie i słyszałam szum. Dopiero wtedy doszło do mnie jak pijana jestem, ale nie przeszkadzało mi to. Umyłam ręce, opłukałam usta i wytarłam się w jakiś ręcznik.

Odczekałam chwilę zanim wyszłam, bo nie miałam ochoty spotkać ponownie Jake'a, a na pewno nie z tą laską.

Na szczęście kiedy wyszłam, nie było ich już. Zeszłam na dół, do kuchni, gdzie przysiadłam się do Kiyana, Matta i Courtney przy wyspie kuchennej.

- Woo! - zawołałam prawie upadając na podłogę ze stołka barowego.

Kiyan złapał mnie za ramię ratując mój tyłek.

- Okej, jesteś pijana - stwierdził, a ja się zaśmiałam.

- Zostaw ją, da radę - powiedziała Courtney, podając mi jeszcze jedno drinka. Przyjęłam go z chęcią, bo wcale nie było ze mną tak źle.

- Gdzie Collen? - zapytałam.

- Pojechała z Aaronem do domu. Chyba jest naprawdę gorąco - powiedział Matt.

- Widziałem jak płakała - dodał Kiyan, na co wydęłam usta. Nie chciałam, żeby Collen była smutna. Zawsze była taka miła, urocza i opiekuńcza.

- Wyjaśnią to jak zawsze - Kiyan uciął temat i napił się swojego drinka. - Tak w ogóle to gdzie Jake? - ściągnął ku sobie brwi, rozglądając się po tłumie w salonie.

- Pieprzy Taylor - spojrzałam na Courtney, która to powiedziała, a ona zrobiła smutną minę. - Przykro mi kochanie.

- Kto to Taylor? - zapytałam, patrząc na Kiyana, bo zrobił to pierwszy.

- Taka laska z ostatniego roku. Jake poznał ją na koncercie Nicki Minaj i tamtej nocy uprawiali seks w hotelu. Później okazało się, że Taylor chodzi do naszej szkoły i do teraz umawiają się.

- Są razem?

- Nie, coś ty - prychnął śmiechem. - To nie typ Jake'a. Oboje potrzebują seksu i gdy mają chcice to się umawiają. Tak to działa kotku.

- Ale przecież jak mogą...

- Uprawiać seks i nie być razem? - Courtney spojrzała na mnie z pewnością siebie. - Tak tu jest. Witamy na studiach.

Zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na Matta, a on wzruszył ramionami i napił się piwa. Nagle naprawdę znienawidziłam tą Taylor. Chociaż jej nie znałam i wiedziałam, że tak się nie powinno robić, to jednak miałam ochotę wbić jej widelec w oko.

Byłam też pijana, więc godzinę później razem z Courtney przewijałyśmy playlistę Jake'a na jego telefonie.

*****************

W poniedziałek ledwo weszłam do Starbucksa na śniadanie i od razu zauważyłam Courtney, która machała do mnie krzycząc moje imię.

Uśmiechnęłam się podchodząc do całej ekipy. Całej oprócz Collen, ale nie zdążyłam o nią zapytać, bo zorientowałam się, że wszyscy są jakoś dziwnie zestresowani.

- Co jest? - zapytałam siadając na skraju fotela, tuż obok Matta. Jake siedział na przeciwko mnie, a obok niego Kiyan i Courtney. Aaron usiadł obok Matta. Kiyan usiadł na osobnym krześle, które sobie dostawił do stolika.

- Jake był teraz na spotkaniu władzy szkoły - powiedziała Courtney. Bardzo poważnie, więc zaczęłam się bać i spojrzałam na Jake'a.

- Dziekan mówił, że wpłynęła skarga od pobliskiej policji, że uczniowie mogą być w posiadaniu narkotyków.

Rozszerzyłam oczy i ułożyłam usta w literę "O".

- Dyrekcja przeszukała pokoje w akademikach i 23 osoby zostały wylane ze szkoły.

Oparłam się w szoku o ramię Matta.

- To przez nas? - zapytałam.

- Nie wiem, ale dziekan był wkurwiony.

- Moja współlokatorka wyleciała - Courtney uśmiechnęła się do mnie łagodnie.

- O jej...

- Nie lubiłam szmaty. Podbierała mi kosmetyki - rzuciła i zaczęła jeść swoją kanapkę na ciepło z chedarem, kiełbasą i jajkiem.

- A co z wami? - wskazałam głową na Aarona, a ten wzruszył ramionami. Wyglądał na wyjątkowo przybitego.

- Aaron i Collen mieszkają poza terenem kampusu, więc nie robili im przeszukania - powiedziała Courtney. Skinęłam głową.

Przez chwilę panowała cisza, która dobijała mnie i wszystkich przy stole. Zaczęłam myśleć o tym co mogłoby się stać, gdyby któreś z nas miało trochę tego cholerstwa w pokoju. Znaczy oprócz mnie, bo nie mieszkałam w akademiku. Ale na przykład Courtney? Wylali by ją ze szkoły. Jake, Matt, Collen czy Aaron. Każdego z nich by mi brakowało.

Ciszę przerwał Kiyan, ponieważ zaczął mówić o tym jakiego kaca miał w sobotę rano i że nie poszedł na zajęcia o 10, więc pewnie będzie musiał tłumaczyć się ojcu z nieobecności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top