three: lover or loser.
chapter three:
• lover or loser •
—
— Nie możemy zerwać tego układu, bo ja cię kocham!
—
Hyunjin miał poniekąd rację — gala faktycznie poszła gładko, udało im się zebrać nagrodę w jednej z kategorii, nie zrobili żadnych błędów i w świetle reflektorów wypadli dobrze. Tym razem udało mu się uniknąć tego, czego tak bardzo się obawiał, chociaż raz dążąc do sukcesu. Było dobrze, naprawdę cieszył go fakt, jak potoczyły się wydarzenia i może właśnie dzięki temu udało mu się zapomnieć o tym, że nadal nie porozmawiał z Chanem. I chociaż minęły już ponad dwa dni, to jednak wiedział, że lider na pewno nie zapomniał o tak ważnej rzeczy.
Prawda, mógł się łudzić, że wmówi Bangowi, że tekst inspirowany był jedynie jakimś filmem, ale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że Chan znał go za dobrze, by pójść na taką wymówkę. Słowa były szczerze, dokładne i opisujące charakterystyczne cechy oraz rzeczy, a nie ogólnikowe, jakby było w przypadku, gdyby jego wymówka była prawdziwa. I może nie wymienił w tekście imienia Hyunjina ani razu, ale zdawał sobie sprawę z tego, że Chan zrozumiał na tyle dużo, by wiedzieć, że Jisung był zakochany pomimo wyraźnego zakazu w ich kontrakcie.
Gdy wrócili z miejsca, w którym odbywała się gala, nie było wcale jeszcze aż tak późno i szczerze nie zdziwiło go, że Chan pojechał jeszcze do wytwórni, by zrobić swój co tygodniowy live. I chociaż zazwyczaj nie lubił, gdy jego przyjaciel pracował aż za wiele, to teraz fakt, że miał spokój od rozmowy na chociaż parę godzin, w jakiś sposób go uspokajał. Wiedział, że musiało to nadejść prędzej czy później, ale odwlekanie tego w nieskończone było lepsze od prawdy, bowiem wiedział, że mogła ona wywrócić całe jego dotychczasowe życie do góry nogami.
Szczerze, w momencie, gdy po powrocie do dormu Felix zaproponował mu mały maraton filmowy, zrobiło mu się niezwykle miło, gdyż doskonale wiedział, że ostatnio odsuwał od siebie większość członków zespołu. Zresztą, robił tak zawsze, gdy tylko zaczynało dziać się w jego życiu coś złego — dystansował się, by nikt nie pytał co się działo, by nikt nie dociekał, by nikt nie chciał poznać prawdy. Bolało, ale działało i wiedział, że w jego sytuacji było to najlepszym wyjściem.
Nim minęła godzina od powrotu z gali, siedział już w dwójkę z Felixem na kanapie w salonie, zajadając się znalezionymi w szafce chrupkami i skupiając się na akcji filmu. Z kuchni dochodziły ich głosy dyskutujących Minho i Changbina, którzy zawzięcie rozmawiali o tym, co ugotować. Seungmin pojechał z Chanem do wytwórni, by potem dograć jakieś wokale, Hyunjin brał prysznic, zaś Jeongin odpoczywał w swoim pokoju. Wszystko było w jakiś sposób normalne, jakby był u siebie w domu.
Szczerze, nie potrafił opisać tego, jak bardzo tęsknił momentami za przyjaciółmi — bo fakt, może wśród kamer zachowywali się tak samo, nadal śmiali się i rozmawiali, ale on czuł, że z każdym miesiącem stawał się im coraz dalszy. Nie potrafił zatrzymać tego procesu, nawet jeśli bardzo tego chciał. Po prostu ukrywanie jego romansu z Hyunjinem zaczynało kosztować go stanowczo zbyt dużo.
Z Felixem złapał kontakt niemalże pierwszego dnia, gdy wprowadził się on do dormu. Do tego czasu mieszkanie było zajmowane jedynie przez niego, Chana i Jeongina, i gdy tylko zobaczył tego piegowatego Australijczyka w drzwiach, zrozumiał, że będą przyjaciółmi. I może nic nie było w stanie przebić przyjaźni, która na samym początku bycia trainee zawiązała się pomiędzy nim, a liderem, to jednak Felix w pewien sposób był jego bratnią duszą, kimś, z kim też rozumiał się bez słów i może właśnie dlatego fakt, że tego dnia Lee po dłuższym czasie dał mu bliskość, jakiej potrzebował, nieco podbudowała jego kulejący ostatnio humor. Felix bez żadnego sprzeciwu pozwolił nieco starszemu muzykowi ułożyć głowę na jego kolanach, następnie jedną dłoń umiejscawiając na talii drobnego chłopaka, drugą zaś wplątując ciemnobrązowe kosmyki Hana i regularnymi ruchami głaszcząc skórę jego głowy. I może Felix tak naprawdę nie robił niczego szczególnego, to jednak Jisung czuł się niezwykle komfortowo, bezpiecznie.
Niestety jednak ten idealny stan nie mógł trwać w nieskończone — bowiem w pewnym momencie filmu, tym samym przerywając sesję przytulania dwójki raperów, do pokoju wszedł Hyunjin. Był on świeżo po dłuższym prysznicu, toteż nic dziwnego, że mocny zapach męskiego szamponu uderzył w nozdrza Hana praktycznie momentalnie. Znał zapach Hyunjina już tak dokładnie, że nie był w stanie pomylić go z żadnym innym. I gdy tylko zdał sobie sprawę z jego obecności, uniósł nieco głowę znad kolan Felixa, nadal jednak pozwalając młodszemu głaskać swoje włosy. Posłał czarnowłosemu delikatny uśmiech, czekając na to, co zrobi i powie.
Lecz wbrew temu, czego się spodziewał, Hyunjin nie odwzajemnił jego uśmiechu, a wręcz przeciwnie — na jego usta wszedł dziwnego rodzaju grymas. Szczerze, w tamtym momencie jednak nawet Hyunjin nie był pewny, czemu zareagował właśnie tak, ale nagle coś jakby dźgnęło od środka jego serce na widok tulących się na kanapie chłopaków, na widok Felixa głaszczącego Jisunga, robiącego coś, co dość często zdarzało się robić Hyunjinowi, gdy odpoczywali chwilę po seksie. I może szczerze nie miał pojęcia, co to było, to jednak sprawiło to, że zapragnął rozłączyć tę dwójkę, zastąpić Felixa momentalnie i tym samym objąć drobne ciało Jisunga. I chociaż szczerze nie wiedział, co nim wtedy kierowało, to postanowił zrealizować to wszystko.
Hyunjin po prostu nie miał pojęcia, co działo się w jego sercu, dlaczego odczuwał zazdrość, której w tamtym momencie nie potrafił zidentyfikować, ale wiedział jedno — to on powinien być tym, który dbał o Hana i miał zamiar tego dopilnować.
Brązowowłosy szczerze zdziwił się nieco tym, jak zareagował Hwang, ale pomimo tego nadal śledził wzrokiem jego ruchy, czekając na to, co zrobi. Uniósł wprawdzie nieco głowę, chcąc mieć lepszy widok na Hyunjina, ale jednak nadal leżał na udach Felixa, czując się niezwykle miło przez to, że młodszy o parę godzin chłopak nadal bawił się jego włosami.
Czarnowłosy powolnym krokiem przeszedł w kierunku kanapy, na jakiej to siedzieli, dzięki czemu Jisung był w stanie się mu dokładniej przyjrzeć. Jego ciało było ubrane w ciuchy, które zazwyczaj zakładał do snu, a były to zwykłe szorty i bezrękawnik, który idealnie ukazywał jego ramiona, jakie to ostatnim czasem nabierały liczb w obwodzie. Poza mocnym zapachem mydła oznaką tego, że Hyunjin dopiero co wyszedł spod prysznica, był również fakt, iż jego czarne jak smoła włosy były nieco wilgotne i przylegały do jego czoła, i chociaż Jisung naprawdę mocno starał się hamować przed tą myślą, to jednakże musiał przyznać, że widok ten był niezwykle gorący. Hyunjin był po prostu zbyt perfekcyjny nawet bez makijażu, w piżamie i z mokrymi włosami.
Po chwili czarnowłosy niemalże rzucił się na kanapę, zasiadając tuż przy nogach najniższego. Jego ręka niemalże od razu wylądowała na jednej z łydek Hana, jakby zrobił to całkowicie przypadkiem podczas siadania, lecz prawda była taka, że Hwang już wtedy postanowił zrealizować swój plan. Nie spojrzał na dwójkę przytulając się przyjaciół ani razu, dla pozoru wbijając wzrok w telewizor, na którym — zgadując po obecności super bohaterów — musiała lecieć jakaś produkcja Marvela.
— Co oglądacie? — zapytał dla pewności, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Jego dłoń przesunęła się nieco wyżej w stronę kolana Hana i szczerze starał się ukryć to, że zauważył, jak w reakcji na jego gest ciało młodszego zadrżało.
Felix westchnął ciężko, jakby próbował sobie przypomnieć, na jaki losowy film padło teraz, cały czas w międzyczasie głaszcząc głowę brązowowłosego.
— To chyba Ant-Men dwójka, ale w sumie nie jestem pewny — odparł Felix, przekręcając głowę nieco w stronę Hwanga i posyłając mu delikatny uśmiech, jakby chcąc mu tym wynagrodzić swoje braki w wiedzy na temat obecnie puszczanego filmu.
I już po chwili wzrok ich obojga utkwił na ciele leżącego pomiędzy nimi Jisunga, gdyż brązowowłosy nagle zaczął praktycznie mruczeć. Było to powodowane przez Felixa, bowiem najmłodszy z nich cały czas bawił się jego włosami, wyrywając z jego ust małe westchnienia.
I chociaż Hyunjin wiedział, że gdyby to on był na miejscu Felixa, czułby się niezwykle dumny z tego, jakie dźwięki wydawałby z siebie Han, ale teraz jednak jakimś cudem coś w nim od środka się zagotowało. Nie miał pojęcia, czemu tak reagował ani tym bardziej nie rozumiał nagłego ścisku w sercu, ale po prostu z jakiś niewyjaśnionych przyczyn zapragnął odepchnąć Felixa od Jisunga i samemu go przytulić. I chociaż ani trochę nie rozumiał tych nagłych uczuć, to wiedział, że z pewnością zrealizuje to, co pojawiło się w jego głowie.
— Ej Felix — zaczął, nieco impulsywnie postanawiając zrealizować to, czego chciało jego serce, którego szczerze nie rozumiał. — Przyniósłbyś coś do picia?
A jako, że Lee naprawdę miał złote serce, to momentalnie pokiwał głową, chcąc spełnić prośbę czarnowłosego. Wbrew protestom Hana, który to w końcu utracił właśnie poduszkę spod głowy, wstał z kanapy, chcąc udać się do kuchni, z której to nadal dobiegały ich głosy Changbina i Minho, którzy najwyraźniej pogodzili się już, wybierając to, co ugotować. Najmłodszy z ich trójki szybko zniknął w innym pomieszczeniu i właśnie w tamtym momencie Hyunjin wypatrzył swoją szansę.
I chociaż nadal nie rozumiał tego, o co chodziło jego sercu, które właśnie nim wtedy kierowało, to postanowił przejść do dalszej części swojego spontanicznego planu. Przesunął swoją chłodną dłoń nieco wyżej wzdłuż nogi Hana, chcąc skupić na sobie jego uwagę. Podziałało, bowiem Jisung uniósł się na łokciu, pytającym wzrokiem spoglądając na Hyunjina.
— Co ty robisz, hyung? — zachichotał, bowiem dłoń wyższego spoczęła tuż pod jego kolanem, gdzie miał deliaktne łaskotki. I chociaż Hyunjin nadal nie rozumiał tego, co się z nim w tamtej chwili działo, to delikatny uśmiech, jaki wstąpił w tamtej chwili na twarz niższego, sprawił, że jeszcze bardziej zapragnął zrealizować swój plan.
— W sumie, to chłodno jest — westchnął. I może nieco naginał prawdę, bo gdyby było mu zimno, to zapewne ubrałby coś grubszego, ale w tamtej chwili nie myślał już nad tym, co było racjonalne, a co nie. — Nie chciałbyś się przytulić do hyunga w potrzebie? — zapytał, wydymając wargi.
I chociaż w jednej chwili wzrok Jisunga powędrował w stronę wyjścia do kuchni, gdzie wcześniej zniknął Felix, z którym to przytulał się dotąd, to jednak w środku młodszy chłopak momentalnie poczuł, że i tak zgodzi się na propozycję Hwanga. Nie potrafi odmówić bliskości Hyunjina w żadnej sytuacji i doskonale o tym wiedział, i właśnie dlatego już po paru sekundach pokiwał energicznie głową, następnie unosząc się do pozycji siedzącej. I chociaż on tego nie zauważył, bowiem skupił się na szybkiej zmianie pozycji, to jednak na twarz wyższego momentalnie wstąpił zwycięski uśmiech, bo w końcu czarnowłosy osiągnął dokładnie to, co chciał.
I może Hyunjin nie rozumiał, dlaczego widok przytulających się Felixa i Jisunga tak mocno na niego wpłynął, ale w tamtej chwili postanowił skupić się na tym, że wygrał, bo w końcu Jisung przylgnął do jego boku niemalże natychmiast po tym, jak Lee opuścił pokój. Może nie rozumiał tego wszystkiego, może działał impulsywnie, nie chcąc nawet wiedzieć, co było tego wszystkiego motywacją, ale w tamtej jednej chwili naprawdę cieszył się z bliskości Hana.
—
Jisung musiał przed sobą przyznać, że jedynym, o czym potrafił myśleć idąc tej nocy spać był fakt, jak mocno wpłynęła na niego tego dnia obecność Hyunjina. Może nadal byli mimo wszystko przyjaciółmi, ale szczerze tęsknił za takim rodzajem czułości — bowiem wraz z rozpoczęciem ich układu wszystko to się zmniejszało, zostając zastąpionymi seksem i innymi tego rodzaju momentami. Tego dnia znów poczuł się kochany, dostał choć odrobinę tego rodzaju miłości, jakiego bardzo potrzebował od Hyunjina. I może wiedział, że nie powinien tak myśleć, bo w końcu Hwang nie kochał go tak, jak on kochał go, ale tego dnia poczuł się, jakby faktycznie łączyło ich coś więcej, niż tylko seks.
Idąc spać, był praktycznie w stanie jakiejś dziwnej euforii — uśmiech tkwił na jego twarzy, a on nie poszedł się nawet myć, by przypadkiem nie zmyć z siebie zapachu Hyunjina, który to pozostał na nim po dłuższym okresie przytulania się. Może wiedział, że było to złe, że marzenie w takim momencie nie było odpowiednie, ale tego wieczoru zapadł się głęboko w idealną bańkę tego, jak wyglądać mogło jego życie, gdyby Hyunjin odwzajemniał jego uczucia. Tak mocno potrzebował kogoś, kto go pokocha, kto odwzajemni jego uczucia i szczerze wiedział, że dałby radę oddać wszystko, by tą osobą był Hyunjin. Problem jednak tkwił w tym, że nie żył w bajce i nic takiego nie mogło mieć miejsca.
Pierwszy raz od dawna przespał większą część nocy, szczerząc się samemu do siebie przez sen. Rano dokładnie pamiętał to, co się mu śniło — a był to nikt inny, jak Hyunjin. Wszystko było tak realistyczne, jakby jego senny Hyunjin naprawdę dotykał czule jego skórę, powtarzał mu do ucha, jak bardzo go kochał, jak wiele dla niego znaczył. I chociaż wiedział, że i to wyobrażenie było w pewien sposób złe, to jednak coś podpowiadało mu od środka, że lepiej było pozostać w jego wyidealizowanej bańce marzeń, bo prawdą było, że chociaż tak mógł poczuć się dobrze. Pragnął miłości Hyunjina tak mocno, że był w stanie odciąć się od wszystkich, by chociaż na chwilę jej zaznać, nawet jeśli była nieprawdziwa.
Gdy rozbudził się porządnie po godzinach snu, zdał sobie sprawę z tego, że był w dormie sam. Tego dnia mieli pracować, ale jako, że byli samowystarczalnym zespołem, nikt nie mówił im dokładnie, co i jak mieli robić. Mieli po prostu osiągnąć sukces, dać rezultat swojej pracy, szefostwa jednak nie obchodziło już za bardzo to, jak tego dokonają.
Inni musieli być już po prostu w wytwórni albo gdzieś poza domem. I chociaż szczerze nie przepadał za pozostawaniem samemu w domu, gdyż czuł się wtedy niezwykle samotnie w wielkim mieszkaniu, to jednak tego dnia jakoś mu dzięki temu ulżyło, gdyż nikt nie wytrącił go z jego idealnego świata marzeń. Mógł tak po postu wejść do kuchni, przymknąć oczy i pomyśleć o tym, że gdyby Hyunjin kochał go tak, jak on, może mógłby codziennie wstawać do zapachu pysznego śniadania, podchodzić do wyższego i tak po prostu przytulać go od tyłu bez żadnych konsekwencji. Gdyby Hyunjin kochał go tak, jak on kochał Hwanga, wszystko byłoby proste — może nareszcie przestałby czuć się fatalnie, wyrwałby się z wykańczającej go relacji. Rozwiązanie wszystkich problemów było tak proste, a jednak tak mocno nieosiągalne.
Jednak w końcu nawet pomimo tego, że był sam, musiał wyrwać się ze świata marzeń i wrócić do realiów prawdziwego świata. Hyunjin nie kochał go w ten spośób i był to w końcu najwyższy czas, by to pojąć. Musiał wziąć się w garść, tak jak inni iść do pracy, a nie marzyć o czymś nieosiągalnym w dormie.
Wiedział, że ociągał się nieco za bardzo i powinien wziąć się w garść, i pośpieszyć, ale szczerze ani trochę nie spieszyło mu się do spotkania z pozostałymi członkami zespołu, bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że wtedy rzeczywistość uderzyłaby w niego ze zdwojoną siłą. W niezwykle mozolnym tempie umył się, ubrał i nieco pomalował, następnie pakując do torby wszystkie potrzebne rzeczy, w tym notes, w którym nadal tkwiła zapisana na jednej z jego kartek piosenka. I gdy już miał wychodzić z dormu, po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk dzwonka od drzwi. W niemałym szoku podszedł do drzwi, następnie spoglądając przez wizjer. I gdy po drugiej stronie ujrzał listonosza, z jeszcze większym zdziwieniem otworzył drzwi.
— Dzień dobry, mam przesyłkę do rąk własnych — oznajmił stojący po drugiej stronie mężczyzna, gdy tylko drzwi w pełni się rozchyliły. Jisung zmarszczył brwi, nie mając pojęcia, kto z dormu mógł zamawiać coś tak ważnego, by był to właśnie taki rodzaj przesyłki. — Pan Han Jisung?
Raper w tej chwili zmarszczył brwi jeszcze bardziej, nie rozumiejąc kompletnie tego, co się działo. Był pewny, że niczego nie zamawiał i nie pojęcia, co było w trzymanej przez stojącego przed nim mężczyzną paczce.
— Tak, to ja — potwierdził, niepewnie kiwając również głową.
Listonosz skinął na te słowa głową, po czym wyciągnął z kieszeni małe urządzenie, które następnie podał muzykowi.
— Proszę podpisać, wystarczy parafka — wytłumaczył i chociaż Jisung nie miał pojęcia, co właśnie się działo, wykonał posłusznie wszystkie polecenia mężczyzny i nim minęła chwila, listonosz zabrał z powrotem ów urządzenie. — To wszystko, dziękuję i do widzenia.
I nim Jisung zdążył jakoś odpowiedź, mężczyzna wręczył mu trzymaną przez siebie przesyłkę, a następnie odwrócił się i zniknął z jego pola widzenia. Musiał być to jedynie list, ponieważ w jego dłoniach znalazła się jedynie wypchana czymś koperta. Nadal nie mając pojęcia, co się działo, zamknął z powrotem drzwi, następnie opierając się o nie plecami i przyglądając się dokładniej kopercie. Nie było na niej adresu zwrotnego, co jeszcze bardziej wprawiło go w zdziwienie. Nieco drżącymi dłońmi zaczął otwierając kopertę, nie mając jeszcze pojęcia o tym, jak mocno miała ona zmienić jego życie.
Jednak wbrew jego oczekiwaniom, pierwszym, co zobaczył, wcale nie był list. Bowiem gdy tylko udało mu się rozkleić szczelnie zamkniętą kopertę, jego oczom rzuciło się parę zdjęć. I gdy tylko udało mu się je odwrócić i unieść na wysokość wzroku, zrozumiał, co na nich było — a był to nikt inny, jak właśnie on i Hyunjin. Jego serce dosłownie zabolało ze strachu, który przeszył całe jego ciało, niemlaże odbierając zdolność do jakiegokolwiek ruchu.
Na pierwszym ze zdjęć znajdowali się na tle wytwórni, jakby właśnie wracali do domu. Jisung szybko zrozumiał, że nie mogło być to nowe zdjęcie, bowiem na jego głowie tkwił inny kolor włosów, ale zauważył też, że to nie o to chodziło na zdjęciu. Bowiem rozpięta nieco zbyt mocno koszula Hyunjina ukazywała świeży ślad, którego autorem musiał być on.
Wystarczyła chwila, by łzy napłynęły do jego oczu, bowiem zaczynał rozumieć, co się właśnie działo. I chociaż jego dłonie zaczynały drżeć, zdołał zmienić zdjęcia miejscami i dzięki temu ujrzeć drugą z fotografii, która wcale jednak nie była lepsza. Było to bowiem zdjęcie niezaprzeczanie wycięte z taśmy monitoringu, jednak Jisung nie był w stanie przypomnieć sobie, co to było za miejsce, gdyż skupił się na tym, w jakiej pozycji znajdowała się ich dwója. Musiała być to jakaś szatnia, być może przed koncertem, może przed czymś całkiem innym — nie było to najważniejsze, bowiem jego wzrok utknął na ich dwójce, która znajdowała się w jeszcze bardziej dwuznacznej pozycji, niż na poprzednim zdjęciu. Nie było wprawdzie widać twarzy Hyunjina, gdyż była ona zanurzona w zagłębieniu szyi niższego, jednak ewidentnie widoczne było to, iż czarnowłosy trzymał dłoń w spodniach Hana, bezwstydnie ściskając jeden z jego pośladków.
Właśnie wtedy Jisung poczuł, że musiał być na skraju ataku paniki, bowiem oddechy z coraz to większym trudem przechodziły przez jego usta. Przytknął dłoń do twarzy, starając się w jakiś sposób powstrzymać nadchodzącą histerię. Nieświadomie zsunął się wzdłuż drzwi, dzięki czemu jego pośladki zetknęły się z podłogą, mimowolnie spoglądając na ostatnią z fotografii. Musiała być on nowsza, niż poprzednie dwie i szybko zdał sobie z tego sprawę, gdyż miał na niej to samo, co podczas wczorajszej gali. Byli ujęci od tyłu, jego włosy były roztrzepane, a jedna z dłoni Hyunjina znajdowała się jego pośladku. Doskonale pamiętał, że zaraz po wyjściu z łazienki poprzedniego dnia Hyunjin jeszcze raz go klepnął, więc zrozumiał, kiedy ów zdjęcie musiało powstać.
Dopiero wtedy, po paru minutach wpatrywania się w każdą z fotografii i niemalże duszenia się, zdołał wyjąć z koperty jeszcze jedną rzecz i tym razem faktycznie był to list. Drążącymi dłońmi rozłożył kartkę i chociaż przez napływające do jego oczu łzy nie widział dokładnie, zaczął czytać to, co się na niej znajdowało.
Niespodzianka!
Zgaduję, że nie spodziewałeś się takiej przesyłki. No cóż, twoi wierni fani zapewne też nie spodziewają się tego, że ich kochany idol jest niczym więcej, jak małym, obrzydliwym pedałkiem, który daje dupy koledze z zespołu. Chociaż, gdy się dowiedzą, może już nie będą tacy wierni?
Czego chcę? Pieniędzy. 75 milionów won to chyba nie aż tak dużo jak na cenę twojej godności, prawda?
Adres masz podany na odwrocie jednego ze zdjęć. Radzę przyjść, bo zdjęć mam więcej i jeśli nie zobaczę cię za trzy dni o dwudziestej, to wszystkie pójdą w świat.
PS. Nie radzę mówić nikomu, a szczególnie Hyunjinkowi, bo wtedy wszystko i tak wycieknie.
—
Szczerze, nie wiedział, jak długo siedział pod drzwiami, jedynie płacząc i gapiąc się w tę głupią kartkę, przez którą jego życie zaczynało się właśnie rozpadać. Nie potrafił się ruszyć, jedynie pogłębiając swoją histerię. Nie umiał oddychać regularnie, przestać płakać, zrobić czegokolwiek, co mogło poprawić choć odrobinę jego sytuację. Wszystko nagle straciło sens, a on nie miał pojęcia, co robić.
Był pewny, że musiał przesiedzieć pod drzwiami z dobre dwie godziny, jak nie więcej, gdyż gdy nareszcie udało mu się wstać z podłogi, wszystkie jego kończyny były odrętwiałe. I chociaż nie wiedział, co robić, cały czas ściskając w dłoni otrzymane od szantażysty rzeczy, wyszedł nareszcie z dormu, zmierzając nigdzie indziej, jak do wytwórni. Całą drogę czuł się, jakby ktoś się na niego patrzył, jakby czyjeś spojrzenie było wbite w niego i szczerze nie wiedział, czy było to prawdą, czy powoli popadał w paranoję.
Gdy dotarł nareszcie do wytwórni, szczerze nie miał pojęcia, co zrobić. Szantażysta w końcu wyraźnie napisał, że nie miał nikomu mówić, ale on czuł, że nie da rady znieść tego wszystkiego samemu, a jako, że Hyunjin był jedyną osobą poza nim, która wiedziała o tym, co było między nimi, to właśnie niego postanowił poszukać. Może wiedział, że ryzykował dużo, że wszystko mogło się jeszcze bardziej pogorszyć, ale nie miał tak naprawdę wyboru.
Hyunjina znalazł na sali treningowej, w której to prawie dwa lata temu Hwang zaproponował mu ten układ, od którego wszystko to się zaczęło — jego miłość, problemy, a teraz i szantaż. Chłopak był pochłonięty tańcem i na szczęście przebywał na sali sam. I chociaż Jisung normalnie stanąłby w drzwiach i po prostu zaczął obserwować ruchy czarnowłosego, teraz nie było na to miejsca. Nieco zbyt impulsywnie zatrzasnął za sobą drzwi, tym samym ściągając na siebie wzrok Hwanga. Ani trochę nie był gotowy na tę rozmowę, ale musiał powiedzieć Hyunjinowi, gdyż wiedział, że nie był w stanie poradzić sobie z tym wszystkim samemu.
— O, hey, Jisungie — przywitał się głosem zbyt radosnym, jak na to, co miało się za chwilę stać. Jednak w tej chwili Hyunjin był jeszcze niczego nieświadomy tak, jak Jisung, gdy otwierał listonoszowi drzwi. Nie mogli mieć pojęcia, że coś takiego się stanie, bo w końcu robili wszystko, by ukryć łączącą ich relację. — Nie powinieneś być z Chanem i Binem w studiu?
Han momentalnie pokręcił głową, kompletnie nie panując nad tym, co robił. Na jego policzkach nadal były ślady łez, a jego oczy były zaczerwienione i doskonale wiedział, że Hyunjin zauważy to wszystko, gdy tylko podejdzie bliżej niego. Jednym ruchem upewnił się, że zamknął za sobą drzwi na klucz, doskonale widząc, że nikt nie mógł usłyszeć rozmowy, którą musiał w tej chwili przeprowadzić.
— Musimy porozmawiać — rzucił drżącym głosem, podchodząc bliżej wyższego. — Teraz.
Hyunjin faktycznie zauważył, że coś było nie tak, gdy tylko młodszy chłopak znalazł się bliżej niego. Wzrok tancerza utkwił w ciemnych oczach brązowowłosego, które były w tamtej chwili zaczerwienione. Również jego piękna buźka znajdowała się w nieładzie, jakby przez dłuższy okres czasu nie potrafił się uspokoić. Znał Jisunga już na tyle długo, by wiedzieć, kiedy coś było nie tak, kiedy ten płakał, przechodził ataki paniki i właśnie dlatego w tamtej chwili momentalnie zrozumiał, że musiało stać się coś naprawdę złego.
— Co się stało? — zapytał, szczerze nie wiedząc, czy chciał znać odpowiedź. Bowiem i w nim już wtedy zaczynał narastać strach, gdyż doskonale wiedział, że Jisung nie zachowywałaby się w taki sposób, gdyby to była wina zwykłego stresu. Musiało stać się coś o wiele gorszego. — Co się dzieje, Jisung?
Han po raz kolejny zaczął rozglądać się wokoło, jakby musiał się upewnić, że naprawdę byli całkiem sami. I dopiero, gdy zdał sobie sprawę z tego, że w pomieszczeniu faktycznie nie było nikogo poza nimi, zagryzł mocno wargę, czując, że zaraz znów się rozpłacze. To wszystko było zbyt ciężkie, a świadomość tego, że musiał przekazać to Hyunjinowi, wcale nie pomagała. Podszedł jeszcze bliżej, następnie nieco niepewnie wyciągając ów list z torby, którą przyszykował przed wyjściem.
— Ktoś nam grozi, Hyunjin — wydusił półgłosem. — Mi grozi.
Straszy momentalnie ściągnął ku sobie obie brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi. I chociaż jego twarz wyrażała więcej zdziwienia, niż strachu, to jednak jego serce uderzyło boleśnie, a warga nieco zadrżała na dźwięk słów Hana. Nie miał pojęcia, o czym mówił młodszy, ale wcale nie podobała mu się powaga, z jaką mówił, a również fakt, że wyglądał, jakby znów był na granicy płaczu.
— O czym tym mówisz, Jisung? — dopytał, nie dostając żadnej odpowiedzi od Hana. — Kto ci grozi? Wysłów się porządnie.
I właśnie w tym momencie brązowowłosy podał kopertę z listem i zdjęciami starszemu, wiedząc w środku, że to był dopiero początek prawdziwych kłopotów. I gdy Hyunjin przyjął podawany mu przedmiot i kiedy skupił na nim całą swoją uwagę, Jisung kontynuował.
— Kiedy wychodziłem z dormu, przyszedł listonosz i wręczył mi to — powiedział w momencie, gdy Hyunjin spojrzał nareszcie na trzymane przez siebie zdjęcia. Na twarz Jisunga jeszcze raz wstąpił grymas na samo wspomnienie tego, co się na nich znajdowało. Może byli to tylko oni, ale świadomość, że ktoś widział to, co robili, sprawiała, że czuł obrzydzenie do samego siebie. — Nie mam pojęcia, co robić, Hyunjin. Ten ktoś chce tylko pieniędzy, ale co jeśli to i tak wycieknie?
Jisung dał Hyunjinowi chwilę na to, by starszy zaznajomił się z tekstem listu i zawartością zdjęć. Znów zbierało mu się na płacz, a brak reakcji od strony Hwanga, który to jedynie wpatrywał się w kartkę, wcale nie pomagał. Nie miał pojęcia, co robić, a wszystko, co do tej pory znał, właśnie rozsypywało się na kawałki.
Gdyby tylko jeszcze wiedział, jak wiele miało się zmienić.
Widział, że Hyunjin również powoli popadał w strach, ponieważ dłonie starszego, które to nadal trzymały podane mu przez Hana rzeczy, zaczynały się powoli trząść, a wyraz twarzy czarnowłosego coraz to bardziej się zmieniał. Bał się tego, co miał powiedzieć Hwang, jak to wszystko miało się skończyć. W tej chwili tak bardzo chciał cofnąć czas, po prostu nie dopuścić do takiej sytuacji, zapobiec wszystkiemu temu, co się właśnie działo. Miał dość tego, jak bardzo jego uczucia niszczyły mu życie.
Jednak w momencie, gdy Hyunjin nareszcie uniósł wzrok, wcale nie było lepiej. Widział w oczach wyższego strach i zaczynał się powoli zastanawiać nad tym, czy powiedzenie mu o tym było dobrym wyjściem. I szczerze, chociaż dojrzał w jego oczach nutkę przerażenia, nie spodziwał się tego, co po chwili uciekło z ust starszego. Oczekiwał czegokolwiek — wsparcia albo chcoiaż dorzucenia problemów, powiedzenia, że ma sobie z tym radzić samemu, ale nie tego, co faktycznie powiedział Hyunjin.
— Musimy to skończyć — powiedział stanowczym głosem. — Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że ze sobą sypiamy — oznajmił. — Musimy z tym skończyć, by to nie wyszło na światło dziennie. Nie pozwolę na to.
I właśnie w tym momencie cały świat Jisunga rozpadł się na kawałki. Czyli miał stracić jedyną cząstkę miłości Hyunjina, którą miał?
Jego serce pękło, jakby cały świat, który znał, się właśnie załamał. Jednak w jego mniemaniu tak właśnie było — bo mógł w tej chwili stracić nie tylko karierę, ale i jedyną cząstkę miłości Hyunjina, jaką miał. W końcu właśnie dlatego nie skończył łączącej go ze starszym relacji pomimo tego, że wiedział, iż była ona jednym z powodów jego złego samopoczucia — bo przecież tylko wtedy mógł zaznawać bliskości Hyunjina, choć przez chwilę czuć się, jakby wyższy też kochał go w ten sam sposób. Nie mógł pozwolić na to, by to stracić, by ostatnia cząstka Hyunjina uciekła z jego rąk. Zaczął kręcić głową w niemalże patetycznym szale, cały czas powtarzając pod nosem jedno słowo — nie. Właśnie wtedy Hyunjin odezwał się jeszcze raz, jedynie pogarszając stan, w jaki popadał.
— Nie, Jisung, musimy to skończyć — powtórzył, dobitnie uświadamiając młodszemu, że to naprawdę się działo. Może faktycznie nie powinien mówić Hyunjinowi? Może powinien po prostu przemilczeć to, zapłacić pieniądze i wrócić do poprzedniego stanu? Może to co łączyło ich dotąd było bolesne i nie takie, jak chciał, by było, ale stanowczo było lepsze od niczego, od kompletnego braku miłości Hyunjina. — Mi nasz układ też daje naprawdę wiele, ale jeśli ma on zaważyć nad naszą karierą, to musimy to skończyć. Zapłacimy pieniądze, a potem wrócimy do normalności, do tego co było dwa lata temu, jakby to nigdy się nie wydarzyło.
Każde kolejne słowo Hyunjina bolało jeszcze mocniej, jakby czarnowłosy w tamtej chwili wbijał mu po prostu nóż coraz mocniej w i tak już piekącą ranę. Łzy zaczynały swobodnie ściekać wzdłuż jego policzków, a on czuł, że atak paniki wraz z histerią nadejdzie już za parę chwili. To naprawdę się działo — wszystko się kończyło, tracił Hyunjina w całości. To bolało bardziej, niż cokolwiek innego. Cała bańka, w jakiej żył, pękła właśnie w tamtym momencie.
— Nie, nie, nie, nie możemy — wydukał, praktycznie jąkając się, jakby była to jakaś mantra. Nie panował już ani trochę nad emocjami, jego dłonie zaczynały konwulsyjnie drżeć, tak jak całe jego ciało, a świadomość, że była to wina Hyunjina, który najwyraźniej tym razem nie miał zamiaru pomóc mu w uspokojeniu się, wcale nie pomagała. Miał dość tego, co się działo, co czuł, co niszczyło w tamtym momencie cały świat, jaki znał.
Hyunjin jeszcze raz pokręcił przecząco głową, co jedynie wzmocniło potok łez spływający wzdłuż policzków Hana. Starszy zacisnął mocno powieki, jakby i do jego oczu z jakiś przyczyn napływały łzy, jakby i on nie czuł się stabilny psychicznie. Jednak w głębi serca właśnie taka była prawda — bo chociaż Hyunjin nie zdawał sobie z tego do końca sprawy, to jednak jego serce powoli pękało przez to, że musiał zakończyć to, co łączyło go z Jisungiem.
— Dlaczego? — dopytał. — Co jest ważniejsze od naszej kariery, Jiji?
Właśnie w tej chwili serce Jisunga pękło już dostatecznie, sprawiając, że nie wytrzymał. Może było to spowodowane tym, że nawet w takiej chwili Hwang użyj zdrobnienia jego imienia, może tym, jak wiele trudów właśnie na niego spadło, jak wiele rzeczy rozwaliło się w jego życiu, ale on po prostu nie wytrzymał. Nie był w stanie już tak dłużej żyć.
I może wiedział, że to, co następnie wyleciało z jego ust mogło jedynie pogorszyć sprawę, ale on nie był już po prostu w stanie dłużej ukrywać prawdy. To było już za dużo na jego pokiereszowane po dwóch latach ukrywania miłości serce.
— Nie możemy tego skończyć, bo ja cię kocham! — załkał łamiącym się głosem. — Nie mogę cię stracić. Nie dam rady, nie zniosę tego.
I właśnie wtedy wszystko pogorszyło się jeszcze bardziej, chociaż już wcześniej jego serce bolało z bólu. Straszy bowiem odsunął się na krok, a jego oczy zaszły się czymś dziwnym i niezrozumiałym dla Hana. I może nie rozumiał do końca rosnących w wyższym uczuć, ale widział, że nie było dobrze, że nie była to reakcja, której pragnęło jego pechowo zakochane serce.
Właśnie wtedy zrozumiał, że Hyunjin nie mógł go kochać, bowiem gdyby było na odwrót, nie zareagowałby właśnie w ten sposób — nie odsunąłby się, jego twarz nie zaszłaby się tak dziwnymi emocjami, zareagowałby całkiem inaczej. Jisung zdał sobie sprawę z tego, że stracił w tamtej chwili wszystko — godność, miłość Hyunjina, ukrywany przez lata sekret. Nic już nie miało sensu.
I chociaż naprawdę pragnął z całego serca, by było inaczej, go jednak nic się nie zmieniło. Hyunjin odsunął się jeszcze dalej, cały czas spoglądając na Hana z czymś, co młodszy potrafił przyrównać jedynie do strachu. Jego płacz nasilał się razem z nadchodzącym atakiem paniki, a jedynym, co w tamtej chwili czuł, był potworny ból serca, którego wszystkie marzycielskie nadzieje zostały właśnie zrównane z ziemią. Hyunjin go nie kochał, a on został kompletnie z niczym.
I właśnie wtedy, jeszcze bardziej pogarszając obecny stan rzeczy, Hyunjin obrócił się na pięcie, ewidentnie zamierzając opuścić pomieszczenie bez żadnego słowa. I chociaż Jisung już nie miał za bardzo pojęcia, co robił i mówił, bowiem jego wizja była zakłócona przez łzy, a myśli przesiąknięte bólem, ale zdołał złapać wyższego za nadgarstek, tym samym blokując jego ruchy. Nie mógł zostać sam, to nie mogła być prawda.
— Hyunnie, błagam, zostań ze mną — jego głos był cichy, łamiący się, jego ton praktycznie że desperacki. — Nie mogę zostać sam, błagam. Powiedz coś, to nie może być koniec, Hyunjinnie, błagam, ja nie mogę-
I właśnie wtedy jego żałosne błagania zostały przerwane przez starszego chłopaka, który to odwrócił się z powrotem w jego stronę. Tym jednak razem w oczach wyższego nie było już żadnych emocji — jego oczy były jakby puste i Jisung nie mógł zaprzeczyć temu, że wydało mu się to jeszcze straszniejsze od tych dziwnych emocji, które widział na twarzy Hwanga wcześniej.
— Jisung, skończ — i chociaż młodszy doskonale widział, że czarnowłosy starał się wyprzeć wszystkich emocji, to jednak jego głos i tak się załamywał. — To koniec tego, co jest między nami — wypowiedział po raz ostatni, zabijając ostatnie nadzieje niższego. — Miałeś jedną zasadę. Nie możesz mnie kochać, Jisung. Po prostu nie.
I po słowach tancerz wyrwał swoją rękę z uścisku niższego, już bez żadnego słowa odwracając się i ruszając w środę wyjścia z sali. Wybiegł z pomieszczenia, samemu nie rozumiejąc panujących nad nim emocji i zostawiając Jisunga samego.
Całkiem samego, pogrążonego w nieokiełznanym bólu i histerii.
—
Szczerze, nie miał pojęcia, jak długo leżał na podłodze sali treningowej, po prostu pogrążając się w histerii. Godziny po prostu mijały, a on płakał, popadając po kolei w następne ataki paniki. Miał wrażenie, że gdy tylko udało mu się choć trochę uspokoić, histeria znów narastała, a on tkwił w niekończącej się pętli.
Nie potrafił opisać bólu, który w tamtym momencie ogarniał go całego. Był straszny, przeszywający, odbierający mu zdolność do czegokolwiek poza histerią. Cały jego świat się rozpadł, bańka, w której żył, pękła, a on został całkiem, całkiem sam.
Godziny po prostu mijały, a on nie potrafił poradzić sobie z atakami paniki. Zawsze miał u swojego boju kogoś, kto go przytulał, uspokajał i pomagał wrócić do normalnego stanu, jednak wtedy był sam i nie mógł liczyć na wsparcie nikogo, bowiem wiązało się to z wyjawieniem prawdy jeszcze jednej osobie. Wystarczyło już mu, że Hyunjin go odrzucił, że zmieszał z błotem jego uczucia, że zostawił go całkowicie samego.
Jednak czego tak naprawdę mógł się spodziewać? W końcu wiedział doskonale, że Hyunjin nie mógł odwzajemniać jego uczuć, bo właśnie to zawarli w swoim układzie, więc dlaczego liczył w głębi serca, że było inaczej? To wszystko była jego wina — to on zakochał się w nieodpowiedniej osobie, to on złamał wszystkie zasady, to on był winowajcą całej tej sytuacji.
Właśnie w tamtym momencie jego ciałem wstrząsnęła kolejna fala płaczu, zmuszając jego ciało do drżenia. Jeszcze mocniej przycisnął swoje paznokcie do skóry na nadgarstku, jakby w jakiś magiczny sposób miało to pomóc. Po godzinach płaczu i ataków paniki, które starał się zdusić jedynymi znanymi mu sposobami, całe jego nadgarstku były pokryte śladami w kształtach półksiężycy. Część była lekka i Han wiedział, że na następny dzień nie powinny być już widoczne, jednak to, jak mocno rozdrapał swoją skórę po wyjściu Hyunjina sprawiło, że z małych ranek wyciekła krew. I chociaż jego ręce bolały od tego, że to właśnie na nich wyładował cały swój stres, to jemu już to nie wystarczało — tak bardzo pragnął czegoś, co faktycznie mogło skończyć to wszystko, co mogło pomóc mu na tyle mocno, co obecność drugiej osoby. Jisung miał szczerze dość wszystkiego, płakania na podłodze jednej z sali treningowych, bycia ofiarą fatum. W tamtej chwili nie pragnął niczego więcej, by ból psychiczny po prostu zniknął albo chociaż został zastąpiony jego fizycznym odpowiednikiem. I może faktycznie wyszedłby z sali, zrobił coś, czego mógł później żałować, gdyby drzwi sali nie rozchyliły się nagle.
Bowiem Jisung szczerze nie miał pojęcia, jak późno już było. Spędził na sali płacząc dobre kilka godzin, czując się, jakby całe jego szczęście zniknęło. Była to poniekąd prawda — bo w końcu jedyne jego nadzieje na miłość zostały zabrane, a on dobitnie zrozumiał, że nie był wart bycia szczęśliwym. Nie potrafił zrobić niczego, poza płakaniem, czego tak naprawdę nie umiał zaprzestać i właśnie tym sposobem spędził na sali dobre kilka godzin.
Szczerze nie miał pojęcia czy przeraził go bardziej fakt, że ktoś znalazł go w takim stanie, czy raczej to, że był nikt inny, jak Chan. Nie zdał sobie sprawy z obecności wyższego od razu, a dopiero gdy ten odezwał się, wytrącając go z krainy naprawdę nieprzyjemnych myśli.
— Boże, Sungie, tutaj jesteś — było pierwszym, co usłyszał. — Szukałem cię wszędzie. Jezu, martwiłem się, nigdzie cię nie było, kontaktu z tobą zero, a jest już późno.
Dopiero po tych słowach starszy wszedł głębiej do pomieszczenia, momentalnie zdając sobie sprawę z tego, że coś było nie tak. Wystarczyło jedno dokładniejsze spojrzenie rzucone Hanowi, by zrozumiał, że młodszy chłopak musiał być w złym stanie. Leżał on bowiem na podłodze, nadal cicho szlochając, jego twarz była czerwona po godzinach płaczu, a policzki błyszczały się od słonych łez. Niemal jak w szale lider zamknął za sobą drzwi, podbiegając do niższego chłopca.
— Boże, Sungie — westchnął w panice pod nosem. Nie miał pojęcia, co się stało, ale natychmiast rzucił się w stronę młodszego, wiedząc, że musiał pomoc. Jisung był jego przyjacielem, a ewidentnie działo się coś złego, czemu musiał zapobiec. — Sungie, co się stało?
Właśnie w tamtym momencie dopadł do brązowowłosego, który to jednak nie podniósł się z podłogi, jakby całkowicie ignorując obecność Chana. Miał już po prostu dość wszystkiego i chociaż tak szczerze pragnął w tej chwili bliskości drugiej osoby bardziej, niż czegokolwiek innego, to jednak wiedział, co niósł za sobą fakt, że Bang nakrył go w takim stanie — musiał mu wyjawić całą prawdę, obnażyć przed nim wszystkie swoje sekrety.
I może Han nie ruszył się ani trochę, nadal zaszklonym wzorkiem wpatrując się w sufit sali treningowej, jednak Chan momentalnie postanowił przejść do działania. Może Jisung mu nie odpowiadał, ale był świadkiem już tak wielu ataków paniki niższego, że wiedział już poniekąd, co robić. Dlatego też jedynie uniósł jednym ruchem ciało młodszego do pozycji siedzącej, następnie spoglądając w jego oczy. Zobaczył w nich szczery ból i gdy tylko to się stało, jego wzrok powędrował w dół, na nadgarstki rapera. Wiedział, że Jisung tylko w taki sposób potrafił radzić sobie ze stresem, a fakt, że jego skóra była praktycznie cała pokryta w tamtym miejscu czerwonymi śladami, które pomimo użycia jedynie paznokciami w niektórych miejscach stawały się na tyle głębokie, by ukazać krew, uświadomił mu, jak źle musiało być i jak długo na sali przebywać musiał Jisung.
— Boże, Jiji, coś ty zrobił? — powiedział właściwie do siebie, czując, jak jego serce zaczyna bić szybciej ze strachu o swojego młodszego przyjaciela. — Co się stało, Sungie? Dlaczego po mnie nie zadzwoniłeś? — dodał, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi, bo widział, w jakim stanie był Han.
I chociaż teoretycznie przyjście Banga powinno poprawić stan rzeczy, to Jisung na powrót popadł w histeryczny płacz, nie potrafiąc opanować emocji. Właśnie wtedy Chan szybko przeszedł do czynów, po latach znajomości z brązowowłosym wiedząc już dokładnie, co zrobić, gdy ten miał atak paniki. Dlatego też bez zbędnego marnowania czasu na mówienie, przyciągnął niższego chłopaka do siebie, momentalnie wciągając go na swoje kolana. Sam oparł swoje plecy o jedną ze ścian sali, która pokryta była lustrami, zaś ciało rapera wtulił w te swoje. Jednym ramieniem objął szczelnie jego talię, zaś drugą dłoń wplątał w jego brązowe kosmyki, układając w tym samym czasie głowę Hana na swoim ramieniu. Starał się mu zapewnić komfort, którego brązowowłosy zawsze szukał, gdy nawiedzał go atak paniki. Czuł, jak trzymane w jego ramionach ciało drżało, jak Han z każdą sekundę przysuwał się jeszcze bliżej, jakby wszystko poza Chanem było złe i pogarszało stan, w jakim się znalazł. I chociaż Chan naprawdę martwił się o to, co wywołało u rapera taki stan, to jednak postanowił dać mu tyle czasu, ile potrzebował, jedynie przytulając go i starając się go uspokoić.
— Shh, słońce, spokojnie — zdrobnienie to wyleciało z jego ust jakby tak automatycznie, gdyż doskonale wiedział, że traktowanie Jisunga właśnie w taki sposób pomagało. Gdzieś w środku był na siebie zły, że nie pomyślał o znalezieniu młodszego wcześniej, ale jednak wiedział, że w tamtej chwili musiał się skupić na tym, by go uspokoić. — Jestem tu, Sungie, spokojnie — dodał, zaczynając lekko kreślić dłonią wzorki na plecach niższego. — Oddychaj razem ze mną — polecił, lecz nie odsunął się od drobniejszego chłopca ani odrobinę, cały czas przytulając jego ciało i głaszcząc delikatnie jego głowę. — Wdech i wydech, właśnie tak. Powoli, nic się nie dzieje, słońce.
I szczerze, po paru dłuższych minutach takiego właśnie cichego i subtelnego uspokajania, Jisung zaczął oddychać normalnie, a płacz ustał. Bliskość przyjaciela była czymś, czego stanowczo potrzebował i chociaż nadal bał się rozmowy z Bangiem, tak jednak był mu naprawdę wdzięczny za to, że pojawił się on nagle na sali treningowej, bo nie wiedział, czy w innym wypadku nie posunąłby się do czegoś gorszego.
— Przepraszam — wydukał w momencie, gdy uspokoił się na tyle, by wypowiedzieć logiczne zdanie bez krztuszenia się własnymi łzami. — Nie chciałem.
Dopiero wtedy Chan odsunął od siebie nieco ciało drobniejszego chłopca, który to nadal spoczywał na jego kolanach, praktycznie całym sobą się w niego wtulając. Spojrzał niższemu prosto w oczy, chcąc zapewnić mu, że przyjaciele właśnie od tego byli i Han nie miał kompletnie za co przepraszać.
— Sungie, nie masz za co przepraszać — zapewnił, uśmiechając się, by chociaż odrobinę poprawić humor niższego. I chociaż mogło wydawać się to niemożliwe, to Han faktycznie odwzajemnił ten drobny gest. — Co się stało, Jiji? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
Han jedynie pokiwał na te słowa głową, zaczynając się bić ze swoimi własnymi myślami. Nie wiedział szczerze, co powinien powiedzieć — czy okroić prawdę, czy zaserwować starszemu kłamstwo, czy po prostu obnażyć przed nim całą prawdę.
— Ja... — westchnął, nadal zastanawiając się nad tym, co powinien powiedzieć. Ale w końcu Chan był jego przyjacielem, a on doskonale czuł, że nie da rady już dłużej skrywać swoich uczuć. Potrzebował zrozumienia, bliskości drugiej osoby. — Zawaliłem. Wszystko pójdzie się jebać, przeze mnie.
Chan jedynie zmarszczył brwi na te słowa, obserwując, jak brązowowłosy spuścił wzrok, zawieszając go na czarnej koszulce lidera. Bang przeniósł obie swoje dłonie na policzki niższego chłopaka, tym samym zmuszając go do tego, by na niego spojrzał. Nie miał pojęcia, o czym mówił Jisung, ale wiedział, że do takiego stanu nie mogło doprowadzić go byle co. Naprawdę bał się w tamtej chwili o młodszego rapera i zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie zaniepokojenie musiał ujrzeć w jego oczach Han, gdy z powrotem wbił w niego swój wzrok.
— Jisung, musisz wytłumaczyć mi, o co chodzi, jeśli mam pomóc — stwierdził, na co młodszy jedynie mocno zagryzł dolną wargę.
Jisung po prostu nie miał już pojęcia, co robić. Tak bardzo desperacko potrzebował pomocy, ale jednocześnie wiedział, że poproszenie o nią Chana mogło zepsuć wszystko jeszcze bardziej. I chociaż nadal bił się z myślami, to wiedział, że nie było już ucieczki. Nie było szans na to, by Chan zostawił wszystko bez słowa, po tym jak znalazł go pośrodku histerii z całymi zaróżowionymi nadgarstkami. Nie miał wyjścia, musiał wyjawić mu wszystko, co z każdym dniem ściągało go na dno i właśnie dlatego spojrzał mu ze strachem w oczy, czując, jak jego ciało znów zaczyna drżeć.
— Przeczytałeś wtedy tę piosenkę, prawda? To o tym chciałeś ze mną wcześniej porozmawiać? — zapytał, a kiedy blondyn, na którego kolanach nadal siedział, skinął głową, ostatecznie zrozumiał, że nie było już odwrotu. Musiał właśnie teraz powiedzieć mu wszystko bez względu na to, jak bardzo zawstydzające i bolesne to było. — To... — zaciął się, nie do końca wiedząc, jak to wszystko ująć w słowa. — To nie była tylko inspiracja i mój wymysł. Wszystko to, co tam przeczytałeś, to była prawda.
Po tych słowach na twarz starszego po raz kolejny wpłynęło zadziwienie, jakby próbował przywołać do pamięci pojedyncze słowa, które przeczytał tamtego dnia z kartki z notesu Hana. Jego dłonie nie ruszyły się z policzków niższego, cały czas gładząc jego skórę, jakby bał się, że chwilowy brak kontaktu cielesnego z powrotem pogrąży brązowowłosego w kolejnym ataku paniki. Pokręcił delikatnie głową, cały czas wpatrując się w ciemne i przepełnione bólem oczy rapera.
— Sung, nie rozumiem, o czym mówisz — poinformował go, cały czas nie przerywając ani kontaktu cielesnego, ani kontaktu wzrokowego. Wiedział, że młodszy naprawdę go w tamtej chwili potrzebował, chociaż wyraźnie starał się wyprzeć tej właśnie potrzeby. — Nie zrozumiałem z tamtej piosenki za wiele poza tym, że stanowczo była kierowana do jakiejś osoby. Wszystko było zagmatwane, niebanalne, ale w jakiś sposób szczere.
Właśnie w tym momencie Han po raz kolejny nie zniósł na kontaktu wzrokowego, jaki ich łączył, dlatego też odwrócił wzrok, dzięki czemu jego spojrzenie spoczęło na innej części sali treningowej. Doskonale pamiętał słowo w słowo to, co powiedział mu parę godzin wcześniej Hyunjin i to, jak bardzo go to zabolało. Wszystko powoli go przeciążało i chociaż wiedział, że powiedzenie Chanowi prawdy wcale nie musiało skończyć się dobrze, to jednak nie miał innego wyboru. Po raz kolejny ze strachem spojrzał w jego oczy, wiedząc, że nie było już odwrotu. Odsunął się jedynie nieco od torsu starszego chłopaka, cały czas bojąc się jego reakcji. I dopiero gdy Bang skinął głową na znak, że słucha, po raz ostatni zagryzł mocno swoją wargę, pamiętając o tym, jak ważne informacje musiał mu teraz przekazać.
— Bo ta piosenka jest skierowana do pewnej osoby — wytłumaczył, słysząc, jak mocno drżał jego głos. Nie wiedział, jak długo da radę mówić bez kolejnego załamania się, bez kolejnego upadku. — I jest szczera. O moich, prawdziwych uczuciach — to był właśnie ten moment. I chociaż nadal nie wiedział, jak przekazać Chanowi prawdę, to nie było już czasu na zastanawianie się nad tym. Spojrzał ze strachem głęboko w oczy wyższego, widząc, jak i ten spiął się, ewidentnie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Dłonie blondyna nadal spoczywały na jego policzkach i szczerze nie wiedział, czy dałby radę wydusić cokolwiek, gdyby zabrano mu w tamtej chwili bliskość Banga. — Jestem zakochany, Chan. Wiem, że to zakazane, ale... — w tym momencie po raz kolejny przystanął, nie wiedząc, co powiedzieć. Bo w końcu co usprawiedliwiało fakt, że złamał ich kontrakt? — Ale to jest silniejsze ode mnie.
Tym razem udało mu się utrzymać kontakt wzrokowy ze starszym, chociaż od środka nie pragnął już niczego innego, jak po prostu ucieczki od wszystkich problemów. Chciał zniknąć, zapomnieć o wszystkim, co z każdym dniem ciągnęło go na dno. Chciał mieć już po prostu spokój.
— W kim? — dopytał starszy chłopak, a na jego twarzy cały czas widniał zaniepokojony wyraz. Chan faktycznie nieopisanie martwił się w tamtej chwili o Hana, a widok bólu, jaki pojawił się na twarzy niższego, jeszcze bardziej pogarszał ten stan, dając mu do zrozumienia, jak źle było. — Od kiedy to trwa? Do kogo skierowana była ta piosenka? — kolejne pytania zasypywały niższego chłopca. — Jisungie, musisz powiedzieć mi wszystko. Wiem, że to ciężkie, ale inaczej nie mogę ci pomóc.
Chan miał absolutnie rację — to wszystko było okropnie ciężkie, ale potrzebował pomocy Banga naprawdę mocno, a bez wyjawienia wszystkich szczegółów, wyższy nie był w stanie zrobić tak naprawdę niczego. Pokiwał zgodnie głową, przyznając blondynowi rację, po czym ponownie spuścił wzrok, nie będąc już w stanie patrzeć mu w oczy. Nie w momencie, gdy miał wyjawić mu całą prawdę, obnażyć się przed nim całkowicie.
— W Hyunjinie — wydukał cichutko, jakby wcale nie chciał, by Bang to usłyszał. — To wszystko trwa już prawie dwa lata i tak jakby... — w tym momencie oddech znów zaczynał powoli stawać się coraz płytszym i nawet uspokajający dotyk lidera nie był w stanie pomóc. — Zawarliśmy wtedy ze sobą układ. Mieliśmy sypiać ze sobą dla rozładowania stresu, a jedyną zasadą było to, że nie mogliśmy dołączyć do tego żadnych uczuć. Tylko, że i tę zasadę złamałem — z każdym słowem jego oddech był coraz bardziej urwany, a on czuł, że był na granicy kolejnego ataku paniki. I chociaż to wszystko było tak cholernie ciężkie, to musiał skończyć to, co zaczął. — Wiem, że to złe, Chan. Wiem, że mogę zepsuć tym karierę całego zespołu, że to co robię, jest obrzydliwe, że ja jestem obrzydliwy, robiąc to, ale nie jestem w stanie zapanować nad uczuciami. Wiem, jak to wszystko wygląda i jak niemoralne jest, ale tylko seks pozwala mi być blisko niego. Tylko tak mogę dostać namiastkę jego miłości.
I właśnie wtedy z powrotem uniósł wzrok na twarz lidera, bojąc się, że zobaczy na niej czyste obrzydzenie, niechęć, złość. I chociaż dokładnie takie były jego obawy, na twarzy wyższego znalazł jedynie współczucie, gdyż istotnie, serce Chana przepełnione było obecnie właśnie tym uczuciem. Obwiniał się poniekąd o to, że przez dwa lata nie zauważył tego, co działo się praktycznie pod jego nosem, że w żaden sposób nie pomógł Hanowi wcześniej. Westchnął ciężko, z powrotem wtulając w siebie ciało Jisunga, gdyż doskonale widział, że raper znowu zaczynał panikować.
— Oj, Sungie — mruknął, mocniej wtulając w swój tors ciało Hana. — Miłość to coś więcej, niż tylko seks — westchnął delikatnym głosem, nie chcąc w zły sposób wpłynął na młodszego. — To relacja pomiędzy dwoma osobami i chociaż jest naprawdę piękna, czasem potrafi być bolesna — stwierdził i Jisung nie mógł zaprzeczyć tym słowom. — Hyunjin wie?
Jisung zagryzł jedynie mocno wargę, wtulając swoją twarz w koszulkę Banga. Pytanie to sprawiło, że wszystkie wspomnienia z kłótni z czarnowłosym wróciły, a dzięki temu jego serce jedynie zabiło boleśnie.
— Wie — poinformował cicho. — Dowiedział się dzisiaj i właśnie tutaj zaczynają się jeszcze większe problemy — wyjawił, wiedząc, że tak naprawdę czekał go jeszcze potężny kawałek historii do opowiedzenia. Chan jeszcze nie wiedział, jak wielkie zagrożenie czyhało na ich zespół. — Zanim wyszedłem do wytwórni, przyszedł list — w tej chwili się zatrzymał, zastanawiając się nad tym, jak określić nadawcę ów przesyłki. — Od szantażysty. Były w nim zdjęcia, mnie i Hyunjina, okropnie dwuznaczne. Ten ktoś chce pieniędzy albo wyśle zdjęcia prasie. Jeśli to zrobi, będziemy skończeni — powiedział drżącym głosem. Czuł, że i Chan zacieśnił uścisk wokół jego drobnego ciała, samemu zaczynając stresować się tym, o czym mówił Han. Dał mu jednak czas na dokończenie swojej wypowiedzi, szczerze bojąc się, jak wiele nieprzyjemnych rzeczy jeszcze nie słyszał. — Przeszedłem do wytwórni i chociaż szantażysta tego zakazał, powiedziałem Hyunjinowi. Chciał skończyć nasz układ i wtedy nie wytrzymałem, i powiedziałem mu prawdę o moich uczuciach — jego głos drżał tak chętnie mocno, ale wiedział, że musiał mówić dalej. — Uciekł. Tak po prostu. Zostawił mnie tu samego, a ja popadłem w histerię, której nie byłem w stanie opanować.
I właśnie po tych słowach Jisung po raz kolejny rozpłakał się, nie będąc w stanie już znieść emocji. Bał się tego, co o tym wszystkim musiał myśleć teraz Chan i jedynie fakt, że starszy nie odepchnął go, cały czas tuląc jego ciało, dawał mu jakąś nadzieję. I gdy tylko Bang usłyszał jego cichy szloch, jeszcze mocniej objął jego drobne ciało, zaczynając lekko się kołysać. Był w stanie zrobić wszystko, by pomóc swoim przyjaciołom.
— Sungie, spokojnie — poprosił niezwykle delikatnym głosem, starając się w jakikolwiek sposób pomóc Hanowi. — Pomyślimy o tym wszystkim jutro, dobrze? — zaproponował, na co brązowowłosy jedynie pokiwał lekko głową. — Teraz powinieneś odpocząć — stwierdził, czując, że Jisung wciąż nie potrafił się uspokoić. — Jestem tu, słońce. Pomogę ci, Sungie, przysięgam.
I chociaż brzmiało to tak nierealnie, to te parę słów dały mu nadzieję, że może nie będzie aż tak źle.
...
[8514 słów]
przepraszam?? ale nie bijcie, bo ostrzegałam, że będzie angst XD
widzimy się 25.01 <3
~ altri
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top