four: the lost boy.
chapter four:
• the lost boy •
—
— Boję się miłości, Jisung. Przeraża mnie, że przez nią mogę stracić ciebie.
—
Hyunjin czuł się zagubiony, jak nigdy dotąd w swoim życiu.
Gdzieś w środku swojego serca czuł, że robił naprawdę źle, uciekając od młodszego chłopaka, pozostawiając go samego na sali treningowej, ale w tamtej chwili emocje wzięły górę. Nie rozumiał, co się z nim działo, a słowa Jisunga wywołały prawdziwą burze w jego sercu. To było coś nowego choć w głębi jego serca rodziło się od bardzo dawna. I chociaż gdzieś pod warstwą niezrozumianych uczuć faktycznie tkwiła miłość do Hana, to jednak usłyszenie czegoś takiego od swojego przyjaciela wywróciło wszystko do góry nogami.
Fakt, może sypiał regularnie z niższym, może musiał przyznać, że Jisung był naprawdę prześlicznym chłopcem, ale jednak mieli jedną zasadę, która wyraźnie mówiła, że nie mogli żywić do siebie żadnych uczuć i właśnie tę zasadę złamał raper. To było coś, czego nie potrafił pojąć — bo w końcu czemu Jisung nie skończył tego układu już dawno temu, skoro wiedział, że jego uczucia się zmieniały?
I chociaż widział, w jak złym stanie psychicznym był Jisung, nim perfidnie porzucił go na sali treningowej, to jednak nie potrafił odwrócić się i do niego wrócić. Bał się, był przerażony — tym co powiedział mu Jisung i tym, co działo się w jego sercu. Może nadal nie rozumiał poniekąd tych wszystkich sygnałów, które wysyłało mu jego serce, to jednak pewne było jedno — emocje nie były w stanie dać mu spokoju.
Nie wiedział, co ze sobą zrobić, czego nie robić, bo czuł, że powrót do dormu był poniekąd złym wyjściem. Nie miał pojęcia, co zrobić z tym wszystkim chciał Jisung, tym bardziej, że młodszy popadał w atak paniki jeszcze nim wyszedł. I szczerze, chociaż okropnie bał się tego, co się z nim działo, to jednak wyrzuty sumienia zdołały go dopaść. Wiedział, że Jisung był osobą niezwykle delikatną, którą potrafiło zranić wszystko, a jednak pozostawił go samego, by zmagał się w pojedynkę w atakiem paniki.
I chociaż cały czas nękały go różne myśli, które raz za razem przeprowadzały w jego głowie i sercu prawdziwe wojny, wrócił do dormu, nie widząc innego wyjścia. Zaszył się jednak od razu w pokoju, który dzielił z jeszcze dwójką członków, momentalnie postanawiając, że nie opuści go już ani razu tego dnia. Wiedział, że nie był w tym momencie w stanie spojrzeć Jisungowi w oczy, po tym co powiedział młodszy i co on mu zrobił.
W tym samym czasie, gdy Hyunjina od środka zjadały jego własne uczucia, Jisung powoli usypiał w ramionach lidera, nadal siedząc na jego kolanach na podłodze sali treningowej. Może oboje wiedzieli, że przez to następnego dnia czekał ich ból pleców i karku, ale mieli mieć dzień wolny, a w tamtej chwili oboje nie pragnęli niczego tak mocno, jak właśnie odpoczynku. Po godzinach płakania i panikowania Han był po prostu wykończony, a przyjemna bliskość przyjaciela momentalnie ukoiła go do snu.
Obudzenie się w czyiś ramionach również było przyjemnym przeżyciem — bowiem chociaż z Hyunjinem często zasypiali obok siebie, to jednak zawsze, gdy się budził, starszego już nie było obok. Właśnie dlatego uśmiech wpłynął na jego twarz, gdy zaraz po obudzeniu poczuł silne ramiona blondyna, które to nadal oplatały go w pasie. Widział, jak bardzo troszczył się o niego Chan i chociaż nadal bał się, że prawda mogła wpłynąć jakoś na ich relację, to jednak podświadomie naprawdę cieszył się z tego, że Bang wiedział o wszystkim i dzięki temu był w stanie mu jakoś pomóc.
Chan obiecał mu, że pomoże zająć się sprawą szantażu i faktycznie gdy tylko wrócili do dormu, starszy zabrał Hana do swojego pokoju, który dzielił normalnie z Changbinem. Chciał wspólnie zastanowić się nad tym, co powinni zrobić i miał w pamięci to, że po wczorajszych wydarzeniach Jisung średnio chciał widzieć się z Hyunjinem i właśnie dlatego postanowił temu zapobiec.
Z początku Jisung odmówił starszemu pokazania zdjęć, które dołączone były do listu, jednak gdy ten przypomniał, że było to konieczne do ocenienia tego, jak beznadziejna była sytuacja, niechętnie uległ. Czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej, pokazując swojemu przyjacielowi zdjęcia, na których oddawał się w całości innemu mężczyźnie — gdzie był bezbronny, bezsilny, uległy do granic możliwości. I chociaż na początku wstyd zaczął zjadać go do środka, to jednak gdy Chan spojrzał na adres miejsca, gdzie Jisung miał przekazać pieniądze, pojawiła się w nim maleńka iskierka nadziei. I może Bang nie powiedział niczego więcej, jak że musi coś sprawdzić i wrócą do tego później, to jednak szczery uśmiech, który wpłynął wtedy na usta starszego dał mu do zrozumienia, że może jednak było pozytywne zakończenie tej historii.
Po tej kolejnej, ciężkiej rozmowie, Chan opuścił swój pokój, pozwalając niższemu nadal tam pozostać. Wrócił wprawdzie po niedługim czasie, oznajmiając, że wszyscy wybierają się na obiad na miasto, lecz nie zadziwił się ani trochę, gdy Jisung odmówił. Nie chciał zmuszać go do niczego w takim stanie, dlatego też zgodził się, gdy brązowowłosy zaproponował, że zostanie sam w dormie.
I może faktycznie Jisung bał się nieco tego, co tym razem spotkać mogło go podczas paru godzin samotności w domu, ale jednak wydawało mu się to w tamtej chwili lepsze od spotkania z Hyunjinem. Bał się spojrzeć mu w oczy po tym, jak powiedział mu prawdę, dowiadując się też, że Hwang nie czuł niczego takiego samego. Chciał po prostu zapomnieć o tym wszystkim, pozbyć się emocji, które chociaż nadawały barw jego życiu, to w tamtym momencie pogrążały całkowicie jego stan.
I gdy tylko wszyscy opuścili dorm, wrócił do swojego pokoju, uznając, że jedynie sen był w stanie dać mu chwilowe zapomnienie. Nie chciał skończyć tak, jak wczoraj, z całymi czerwonymi nadgarstkami i właśnie dlatego postanowił iść spać dalej.
W tym samym czasie pozostała siódemka chłopców kierowała się w stronę jednej z bardziej znanych restauracji, w której zawsze każdy z nich potrafił znaleźć coś dla siebie. I chociaż praktycznie każdy w zespole prowadził z kimś zawziętą dyskusję, to jednak Hyunjin szedł w ciszy, cały czas coraz mocniej pogrążając się w tym, co czuł, co nachodziło jego myśli i serce.
Ta noc była dla niego niezwykle ciężka — nie zmrużył oka ani na godzinę, przez co teraz ciągnął na kofeinie, a było to zasługą ciągłej burzy w jego mózgu i sercu. Z każdą godziną wpatrywania się w sufit czuł się coraz to bardziej zagubiony, jakby szukanie odpowiedzi przynosiło jedynie coraz bardziej zagmatwane mapy. Miał tego dość, pragnął jednoznacznej odpowiedzi, a nie jedynie cichych głosów jego serca.
Bowiem prawdą było, że gdzieś tam w środku Hyunjin faktycznie też kochał Jisunga — tak samo mocno jak Han, gdyż oni obaj już dawno temu zostali wybrani na swoje bratnie dusze. Potrzebował jedynie impulsu, który był w stanie uświadomić mu to, co czuł, jakimi uczuciami tak naprawdę darzył rapera.
Problem tkwił jednak przede wszystkim w tym, że Hyunjin nie był pewny, czy chciał rozumieć, bowiem wiedział, jak bardzo niebezpieczne było to, co czuł młodszy z nich. Nie mógł czuć tego, co żywił do niego Jisung, ponieważ pomijając już to, że naruszało to zasady ich umowy, to jednak przede wszystkim było złamaniem kontraktu.
Szczerze, wiadomość, że Jisung nie szedł z nimi na miasto sprawiła, że mu ulżyło, gdyż bał się tego, co zrobi i powie, gdy młodszy znów przed nim stanie. Gdzieś w głębi serca czuł, że źle zrobił, uciekając od niego i właśnie dlatego nie był w stanie spojrzeć mu w oczy.
Szedł na samym końcu, w takiej sytuacji właśnie to miejsce obierając za najbezpieczniejsze. Nie miał siły na rozmawianie z pozostałymi członkami zespołu, a właśnie z tym wiązała się podróż w większej grupie. Chciał spokoju, chwili ciszy, ale zostanie w dormie musiało równać się spotkaniu z Jisungiem, a na to nie był jeszcze gotowy. By się z tym zmierzyć, musiał nareszcie ogarnąć swoje uczucia, które to wciąż pozostawały w potężnej rozsypce.
W pewnym jednak momencie obok jego boku pojawił się Changbin, który tego dnia również wyglądał na niewyspanego. Cały zespół zawsze ciężko pracował, ale członkowie, którzy byli również producentami, pracy mieli jeszcze więcej, a w szczególności tyczyło się to lidera zespołu. Przygotowywali się powoli do comebacku, który miał nastać na jesień, toteż nic dziwnego, że Seo znajdował się w takim stanie fizycznym. Mimo to, gdy tylko ustał obok wyższego chłopaka, uśmiechnął się szczerze, następnie wzdychając, jakby miało to ulżyć mu w zmęczeniu, dodać w jakiś sposób energii.
— Mam pytanie — oznajmił, a kiedy wyższy skinął głową, tym samym oznajmiając, że słuchał, starszy zagryzł nieco wargę, wbijając wzrok przed siebie. — Nie chcę zawracać póki co tym głowy Chanowi, bo i tak ma wystarczająco dużo zmartwień, a kogoś muszę o to spytać — początek wypowiedzi rapera jedynie sprawił, że Hwang poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, niż wcześniej. Nie miał pojęcia, co Changbin chciał powiedzieć, ale wcale nie podobało mu się zmieszanie i podenerwowanie, jakie pojawiło się na twarzy niższego. — Martwię się o Jisunga — rzucił, cały czas wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Przed nimi szła pozostała reszta zespołu, mijając co jakiś czas innych przechodniów. — I to naprawdę mocno — dodał, nieco ściszając głos, jakby nie chciał, by ktokolwiek poza Hyunjinem słyszał ich rozmowę. I gdy tylko młodszy zdał sobie sprawę z tego, do czego dążył Changbin, jego serce niemalże wybuchło ze strachu. Nie był gotowy na rozmowę na taki temat, gdy doskonale wiedział, że obecnie Jisunga czuł się źle właśnie przez niego.
— Czemu? Co się stało? — i chociaż Hyunjin starał się naprawdę mocno, to jednak jego głos i tak drżał, zdradzając to, jak bardzo poddenerwowany był. Odchrząknął jedynie na tyle cicho, na ile potrafił, pamiętając o tym, że nie mógł zdradzić rosnących w nim emocji.
Właśnie w tamtym momencie Seo spojrzał na niego przelotnie, jakby istotnie wyczuł, że coś było nie tak. Po chwili już jednak jego wzrok powędrował w kierunku pozostałej części zespołu, jakby chciał się upewnić, że nikt poza Hyunjinem nie słuchał tego, co mówił.
— Ostatnio zachowuje się inaczej — stwierdził. — Teoretycznie można powiedzieć, że to nic, ale w momencie, gdy spędzam z nim prawie całe dnie, wydaje mi się jakiś taki inny — kontynuował, a Hwang nie mógł zaprzeczyć temu, że z każdym kolejnym słowem niższego panikował coraz bardziej. — Wiem, że Jiji dystansuje się czasem nawet nieświadomie przez sam swój charakter, ale ostatnio robi to aż... Za mocno? — ostatnie słowa Seo zabrzmiały bardziej jak pytanie, jakby on sam też nie był pewny co do tego, czy właśnie o to mu chodziło. — Nie wiem, może tylko mi się wydaje. Po prostu, ostatnio zachowuje się inaczej, jakby nie chciał nikogo do siebie dopuścić i właśnie to mnie martwi. Nie je prawie nic z nami w studiu, ostatnio uciekł, gdy chciałem go przytulić w salonie, siedzi po nocach na sali treningowej, śpi tak mało, co Chan. Nie jestem ślepy i widzę też, jak mocno ostatnim czasem czerwone są jego nadgarstki, a to znaczy, że znów nasiliły mu się ataki paniki — tłumaczył. — Boję się, że jeśli spytam go o to, to mnie odepchnie, a nie mogę tego tak zostawić. Macie naprawdę bliski kontakt i wiem, że ciebie dopuszcza do siebie nawet, gdy od nas się odsuwa, więc chciałem spytać, czy może coś wiesz? Chciałbym mieć pewność, o co może chodzić, nim podejdę do Sunga. Muszę jakoś zareagować, bo z każdym dniem boję o niego coraz bardziej. Jisung ma tak słabą psychikę, a ostatnio zamyka się w sobie. Po prostu się o niego boję, tak cholernie mocno.
I chociaż Changbin kontynuował swój niezwykle intensywny monolog, to Hyunjin nie był już w stanie dłużej słuchać, bowiem w pewnym momencie jego serce zaczęło wydawać mu konkretne rozkazy. Właśnie wtedy dotarło do niego, jak źle musiało być z Hanem, skoro Changbin martwił się o niego do tego stopnia. To było jak uderzenie z rozpędzonym samochodem — kolejny szok po tym, jak dowiedział się o uczuciach brązowowłosego. Momentalnie zrozumiał, że Jisung cierpiał właśnie przez niego, a on nie był w stanie tego wcześniej zobaczyć. Han pogrążał się w problemach fizycznych właśnie przez niego, przez nieodwzajemnioną miłość, która była blisko od podzielenia ich relacji.
To wszystko uderzyło w niego właśnie wtedy — gdy tak szli przed siebie ulicami Seulu zmierzając do jednej, konkretnej restauracji. I gdy tylko zrozumiał, jak wiele bólu nieświadomie sprawił Jisungowi, jego serce dosłownie stanęło. Nie chciał być tym, który sprowadzał cierpienie na Jisunga, bo był on najdelikatniejszą istotą, jaką znał i nikt nie miał prawa go krzywdzić, bo...
Bo kochał go zbyt mocno.
Nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co zrobił, zatrzymał się, czując jedynie, jak mocno uderzało jego serce, jakby chciało się dosłownie wyrwać na zewnątrz. Rozchylił usta, rozszerzając również oczy i jedynie czując, jak potężne stada myśli przelewają się przez jego umysł. Nie panował nad tym, co robił, toteż nie przejmował się też reakcją Seo na jego dziwne zachowanie.
On faktycznie musiał kochać Jisunga — bo w końcu czym musiało być to dziwne uczucie, które co jakiś czas pojawiało się w jego sercu? Dlaczego chciał przytulać Hana po seksie, dlaczego czuł zazdrość, gdy ktoś inny go dotykał, dlaczego czasem chciał po prostu przytulić go przy innych bez żadnych zobowiązań, nie na mocy układu? Odpowiedź była tylko jedna i właśnie ona powoli formowała się w jego głowie.
Bowiem właśnie wtedy miłość Hyunjina zmieniła swój stan. To już nie była eros, teraz i Hwang kochał Jisunga w ten sam sposób.
— Jin, wszystko w porządku? — słowa starszego docierały do niego jak zza mgły, gdyż w tamtym momencie był tam jedynie ciałem, a umysłem przy tym słodkim, niziutkim chłopcu, którego w końcu tak mocno skrzywdził.
I chociaż Hwang faktycznie myślami był całkiem gdzieś indziej, to jednak zmusił się do tego, by pokręcić głową, tym samym odgarniając od siebie kolejne stada nowych, natchnionych myśli. Spojrzał nieobecnym wzrokiem na niższego, nie panując już kompletnie nad swoimi uczuciami. W tamtej chwili chciał położyć się po prostu na środku chodnika, którym szli i rozpłakać się tam na miejscu, bowiem nareszcie dotarło do niego, co czuł i jak mocno krzywdził swoim zachowaniem Jisunga.
— Nie, nie — wydukał cicho, jakby w tamtej pojedynczej chwili nie było go stać na nic więcej. I właśnie taka poniekąd była prawda, bowiem informacje, jakie do niego dotarły, odebrały mu zdolność do jakiegokolwiek logicznego postępowania. — Mdli mnie, chyba wrócę do dormu.
Changbin jedynie pokiwał głową, widząc, jak blada stała się twarz Hwanga. I może nie wiedział, że powodem tego wcale nie były mdłości, ale pewnym było, że coś się stało, a jako że mieli czas wolny, to Hyunjin miał pełne prawo decydować o, tym co chciał zrobić.
— Przekażę Chanowi — zaanonsował, co wyższy nagrodził delikatnym uśmiechem, który cudem udało mu się uformować na twarzy. — Skończymy tę rozmowę jutro.
I nim Changbin zdołał powiedzieć jeszcze coś innego, w jakiś sposób zahamować jego poczynania, pokiwał głową, posyłając niższemu jeszcze jeden, wdzięczny uśmiech, po czym obrócił się, i czym prędzej ruszył w kierunku dormu. I może szedł nieco zbyt szybko, jak na fakt, że powiedział starszemu, że źle się czuje, a w tamtej chwili czuł, że musiał przeprosić Jisunga, w tym momencie odkręcić wszystko, co zepsuł. Hyunjin istotnie właśnie wtedy zrozumiał, że to wszystko była jego wina — bo był ślepy, bo strach przed uczuciami sprawił, że nie zauważył wszystkiego, co działo się z Hanem. Tak bardzo bał się uczuć, ciągle odpychając i zagłuszając je, że całkowicie zapomniał o tym, co czuć mógł brązowowłosy. Nigdy nie czuł się tak źle, jak w tamtym momencie, gdyż zrozumiał, że zranił osobę, którą kochał.
Bo właśnie to powoli też docierało do Hyunjina — kochał Jisunga, chociaż przecież tego się bał. Cała ta budująca się w nim zazdrość, chęć posiadania go na wyłączność, bycia blisko, całowania go, przytulania — wszystkie te pożądania, które chociaż do tego czasu odsuwał od siebie, teraz stały się jasne. Zrozumiał, co je powodowało, co sprawiało, że nieświadomie też wychodził poza ramy ich układu. I dlatego też świadomość tego, że zbeształ młodszego za złamanie układu dobiła go jeszcze mocniej, bo w końcu Jisung nie był jedynym, który to zrobił.
Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że w pewnym momencie zaczął właściwie biec, chcąc już po prostu znaleźć się w domu. Musiał przeprosić Jisunga teraz, natychmiast. Chciał wyjawić mu prawdę i naprawić wszystko, co zepsuł, i wiedział, że nie zatrzyma się, póki tego nie zrobi.
Drzwi dormu zatrzasnął może nieco zbyt głośno, ale nie panował już tak naprawdę nad tym, co robił. Kierowały nim tylko i wyłącznie emocje, i zdawał sobie z tego sprawę, bowiem jego serce uderzało naprawdę mocno nie tylko przez to, że biegł do dormu. Był zestresowany, wystraszony i bał się tak przeraźliwie mocno. Zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno skrzywdził Jisunga i w końcu skąd miał wiedzieć, czy Han był w stanie mu to wybaczyć?
Jednak prawdą było, że Jisung był w nim zakochany tak mocno, że był w stanie wybaczyć mu wszystko, byleby jego uczucia zostały odwzajemnione. Ich dusze były po prostu zagubione i by w końcu osiągnąć szczęście, musiały się nareszcie odnaleźć.
I gdy tylko rozchylił przed sobą drzwi pokoju, w którym spał Jisung, postanowił od razu przejść do czynów. Czuł, że jeśli zatrzyma się choć na chwilę, nie da rady powiedzieć wszystkiego, co miał. Chciał przekazać raperowi całą prawdę, wszystkie swoje uczucia, które zrozumiał zaledwie paręnaście minut wcześniej i właśnie dlatego od razu zaczął mówić.
Jisung leżał do niego tyłem, zwrócony w stronę ściany, ale to w tamtej chwili nie miało znaczenia. Hyunjin założył po prostu, że brązowowłosy musiał leżeć i zdawać sobie sprawę z tego, że ktoś wszedł do jego pokoju. Może po prostu czuł się zbyt źle, by się odwrócić, by spojrzeć na osobę, która go zraniła? Hwang nie miał zamiaru nad tym rozmyślać i przede wszystkim obwiniać o to Hana, po prostu przechodząc do tego, co miał zamiar zrobić.
— Boże, Jiji, przepraszam — było pierwszym, co opuściło jego usta. I może było to dość żałosne jak na fakt, jak mocno skrzywdził Jisunga, ale nie miał pojęcia, czy jakikolwiek słowa były w stanie to usprawiedliwić i właśnie dlatego postanowił po prostu mówić wszystko, co płynęło z jego serca, bo właśnie to było szczere. — Wiem, że to żałosne i ani trochę nie usprawiedliwia tego, co zrobiłem, ale dopiero teraz rozumiem, jak bardzo cię skrzywdziłem — Jisung nadal pozostawał odwrócony do niego tyłem, ale w tamtej chwili tyle słów cisnęło się na jego język, że po prostu nie potrafił się powstrzymać i właśnie dlatego też kontynuował, niemalże jak zahipnotyzowany. Zrobił jedynie krok w głąb pokoju, zamykając za sobą drzwi. — Skrzywdziłem cię, zraniłem i zostawiłem samego. Boże, przepraszam. Naprawdę nie chciałem — dodał, czując, jak jego głos drżał. I może wiedział, że emocje brały górę i w każdym momencie mogły w nim wybuchnąć, ale musiał kontynuować, musiał naprawić swoje błędy, które wcale nie musiały zostać wybaczone. — Dopiero teraz widzę, jak wielki błąd zrobiłem. Przepraszam, że nie zostałem tam z tobą, że zareagowałem w ten sposób, ale zrobiłem to dlatego, bo boję się kochać, Jisung. Nie chcę cię skrzywdzić, a wszystko prowadzi właśnie do tego — wydukał, chociaż jego głos załamywał się coraz bardziej. On jednak nadal kontynuował, bo w końcu nadal nie powiedział tego, co było najważniejsze. — Dopiero teraz zrozumiałem, że się myliłem. Jisung, ja... — i w tym momencie się zaciął, bo w końcu jeszcze nikt nigdy nie słyszał tego, co chciał powiedzieć. I dla niego było to nowe, świeżo odkryte, ale wiedział, że musiał to powiedzieć właśnie teraz. Nie było odwrotu, nie było czasu na zwlekanie. — Ja też cię kocham, Sungie.
I może wiedział, że jego wyznanie było strasznie chaotyczne, zagmatwane, ale szczere. Gdy tylko ostatnie słowa uciekły z jego ust, zrobił jeszcze krok do przodu. Był gotowy na to, że Jisung mu nie wybaczy, bo szczerze sam czuł, że ciężko było zrozumieć tak wielką krzywdę, ale milczenie od strony niższego chłopaka bolało jeszcze bardziej. I szczerze moment, w którym dotarły do niego ciche szlochy młodszego sprawił, że jego serce rozpadło się na kawałki. Tak strasznie go skrzywił i czuł, że nie był w stanie mu tego wynagrodzić w żaden sposób.
— Sungie, powiedz coś, błagam — wydusił łamiącym się głosem. — Przepraszam, za wszystko co zrobiłem. Przysięgam, że mówię prawdę. Wiem, że zdałem sobie z tego wszystkiego sprawę za późno, ale chcę to naprawić, chcę kochać cię tak jak ty mnie, chcę...
I właśnie wtedy w pomieszczeniu rozległo się ciche chrapnięcie, które uświadomiło Hyunjinowi jedną, ale bardzo ważną rzecz — Jisung spał, nieświadomie płacząc przez sen. I gdy tylko fakt ten do niego dotarł, jego oczy zaszły się łzami, a serce ścisnęło z boku jeszcze bardziej. Wszystko to, co powiedział, dzięki chwili odwagi, cała prawda, jego całe wyznanie — nikt nie usłyszał tego, co przeszło przez jego usta. Nie naprawił tego, co zrobił, a jedynie pogrążył się jeszcze mocniej w bólu.
Lecz nim zdążył rozpłakać się jeszcze mocniej, popadając w prawdziwą histerię, jakiś impuls w środku przypomniał mu, że musiał być silny, by to naprawić. Może teraz Jisung spał, ale mógł przecież zrobić to, gdy tylko mniejszy miał się obudzić, a by tak się stało, nie mógł się załamać. Właśnie dlatego też przetarł jedynie wierzchem dłoni wilgotne oczy, po czym podszedł do drzwi. Dla pewności, że nikt nie przeszkodzi mu zrealizowaniu swojego postanowienia, przekręcił mały klucz znajdujący się w dziurce, po czym odwrócił się i podszedł jeszcze bliżej brązowowłosego, niż wcześniej. Może wiedział, że było to nieco ryzykowane i mogło wychodzić za sferę komfortu niższego, zwłaszcza zważając na to, że Jisung nie miał pojęcia o tym, co zrozumiał, ale chciał mieć pewność, że powtórzy wszystko jeszcze raz, gdy tylko niższy się obudzi, i właśnie dlatego też usiadł na brzegu jego łóżka. Podciągnął się nieco do góry, po czym ułożył się w pozycji półleżącej, opierając swoje plecy o ścianę.
I chociaż plan był taki, by zostać w takiej pozycji, aż drobniejszy chłopiec się obudzi, wszystko wyszło inaczej. I chociaż z początku faktycznie wpatrywał się w plecy tej pięknej istoty, która wciąż leżała odwrócona do niego tyłem, cały czas wyczekując momentu, w którym się obudzi, to w pewnym jednak momencie i jego powieki zaczęły się do siebie kleić. I choć naprawdę mocno starał się z tym walczyć, do jednak nadmiar emocji i tak sprawił, że i on usnął, udając się do tej samej krainy, co leżący obok niego raper.
I chociaż w tamtej chwili oboje usnęli, to nie był to jeszcze koniec wrażeń na ten dzień.
—
W tym samym też czasie pozostała szóstka chłopaków znajdowała się już w restauracji, zajadając się tym, co każdy z nich zamówił. I chociaż faktycznie atmosfera była przyjemna, a większość z nich cieszyła się tym, że nareszcie mogli zaznać odrobinę czasu wolnego, który wcale nie musiał być przeznaczony na ćwiczenia, to jednak myśli ich lidera odpływały daleko, jakby wcale go tam nie było.
Bo może faktycznie nie dręczył tego dnia Jisunga zbyt mocno, doskonale wiedząc, że Han nie potrzebował niczego bardziej, jak właśnie odpoczynku, to jednak jego myśli i tak szalały. Mieli jeszcze dwa dni i tylko dlatego pozwolił młodszemu odpocząć, samemu zajmując się tym, co mogło ich czekać.
Bowiem adres, który Chan ujrzał na odwrocie jednego ze zdjęć, wydawał mu się przerażająco mocno znajomy. Nie miał co do tego pewności, ale z każdą chwilą przekonywał się do tej myśli coraz mocniej. Dręczyło go to, a świadomość tego, co stałoby się, gdyby okazało się, że się nie mylił, w pewien sposób go przerażała. Potrzebował potwierdzenia i właśnie dlatego w jego głowie zaczynał się rodzić plan, który przypominał mu o niebezpiecznych wspomnieniach, o których chciał zapomnieć.
I może obiecał Jisungowi pomóc, i jak najbardziej miał zamiar dotrzymać tej obietnicy, bo niższy był dla niego jak młodszy brat i nie wyobrażał sobie tego, że mógł porzucić go w takim stanie, ale jednak myśl o tym, że mógł mieć rację, przywracała do jego głowy wspomnienia, które przyprawiały go o zimne dreszcze. Mimowolnie zaczynał drżeć, a jego twarz stawała się blada. Nie miał apetytu odkąd tylko weszli do restauracji, ale wcześniej przynajmniej udało mu się wziąć parę kęsów posiłku. Teraz jednak jedynie grzebał pałeczkami po swoim talerzu, mimowolnie zagłębiając się w wspomnieniach, które dawno temu zostawił za sobą i do których obiecał sobie nie wracać.
Zimny pot, nieprzyjemny ból serca, płytkie oddechy — były pierwszym, co pojawiło się w jego głowie, gdy tylko przymknął powieki. Właśnie tak wspominał dzień, o którym chciał zapomnieć, do którego obiecał sobie, jak i innym już nie wracać. A jednak to robił, bowiem czuł, że adres pokazany mu przez Jisunga wydawał się aż zanadto znajomy.
Jednak nagle został wybudzony z tego osłupienia poprzez lekkie szturchnięcie z lewej strony. Poczuł się, jakby został wyrwany z amoku, z niezwykłego osłupienia, niczym sprowadzony z powrotem na ziemię. Nadal jednak drżał przez myśl o tych paskudnych wspomnieniach, a jego skóra była niezwykle blada. I gdy tylko odwrócił głowę w stronę Changbina, na którego twarzy widniał zaniepokojony wyraz, zrozumiał, że zapewne to było powodem zaczepienia go.
— Wszystko w porządku, hyung? — było pierwszym, co usłyszał. I chociaż prawda była całkiem inna, to pokiwał głową, nie mogąc pokazać Changbinowi, że coś było nie tak. I tak w tej chwili już za wiele osób wiedziało o czymś, co w istocie rzeczy zagrażało całemu ich zespołowi.
Zmusił się do uśmiechu, licząc na to, że uspokoi to jakoś drugiego producenta. Brwi Changbina ściągnęły się jednak jeszcze bardziej ku sobie.
— Tak, tak — potwierdził słabym głosem. I chociaż starał się brzmieć pewnie, to jednak obrazy z przeszłości nadal nawiedzały jego myśl. — Słabo się czuję tylko jakoś. Pójdę się odświeżyć, może pomoże. Zaraz wracam.
Jednak nim faktycznie zdołał tak, jak zapowiedział, odsunąć się od stołu, zatrzymał go głos Seo, który wypowiedział w jego kierunku kolejne zdanie. Ton jego głosu nadal był zaniepokojony i momentalnie sprawił, że lider zaprzestał tego, co robił.
— Czemu wszyscy zachowujecie się tak dziwnie? — zapytał, a na te słowa serce starszego stanęło. Nikt nie mógł dowiedzieć się o tym, co się działo. To było w stanie zniszczyć ich zespół. — I Jisung od rana jakiś mdły, potem Hyunjin wrócił do dormu, a teraz ty — wytłumaczył, a zdanie to wcale nie ulżyło sumieniu Chana. Wręcz odwrotnie, jeszcze mocniej potwierdziło jego obawy. — Zmieniacie się w duchy czy tylko mi się wydaje? Martwię się, Chan.
Blondyn postarał się jedynie uśmiechnąć, jak najszczerzej w tej chwili był w stanie, po czym wstał pod stołu, poklepując jedynie lekko ramię młodszego. Może od środka i przerażony i Seo miał poniekąd rację, ale nie mógł mu tego pokazać. Nikt poza z zespołu nie mógł się już dowiedzieć o tym, co łączyło Hyunjina i Jisunga, a przede wszystkim o sprawie szantażu, która mogła się okazać o wiele głębsza, niż tylko sama sprawa pieniędzy.
— Wszystko jest w porządku, Binnie, serio — zapewnił, chociaż prawda była całkiem inna. — Po prostu męczący dzień.
I nim czarnowłosy raper zdążył zaprzeczyć tym słowom, odszedł prędko od stołu, zmierzając w kierunku toalety. Z każdą chwilą coraz bardziej bał się tego, że mógł mieć rację, że koszmar jego młodzieńczych lat mógł wrócić i właśnie dlatego też musiał porozumieć się z osobami, które jako jedyne mogły potwierdzić jego obawy. Jednak gdy tylko zamknęły się za nim drzwi łazienki, niemalże podbiegł do umywalek, opierając się o jedną z nich, gdyż czuł, że nie da rady długo już ustać. Było mu słabo na samą myśl o tym, że to mogło się powtórzyć i gdy tylko spojrzał w swoje odbicie w lustrze, zrozumiał, dlaczego Changbin zareagował w taki sposób. Jego skóra była blada jak ściana, wargi drżały, a oczy aż przenikały strachem i bólem. Wyglądał na przerażonego i właśnie tak też się czuł.
Czuł, że musiał się ogarnąć, bo chociaż wspomnienia zaczynały go zjadać od środka, to jednak musiał pomoc Jisungowi. Nie mógł zostawić go samego w takim stanie, nawet jeśli kosztowało go to tak wielkie poświęcenie. Dlatego też jedynie odkręcił kran, następnie ochlapując swoją bladą twarz dużą ilością zimnej wody. I gdy tylko znów wyprostował się do pionu, zrobił parę kroków w tył, następnie opierając się o ścianę łazienki i bezsilnie zsuwając się wzdłuż nich na ziemię. Dopiero, kiedy usiadł na podłodze, mając pewność, że nie straci gruntu pod nogami, wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon. Wybrał ten jeden, konkretny numer, czując, jak dosłownie całe jego ciało drżało. Może bał się, że wszystko to mogło wrócić, ale musiał pomoc Jisungowi, jakąkolwiek cenę miał zapłacić.
Wystarczyły trzy sygnały, by po drugiej stronie rozległ się przyjemny, męski głos. I chociaż był on przyjazny, to wiedział, że sytuacja ta miała się zmienić już za chwilę.
— Halo? — było pierwszym, co usłyszał. — Chan, czemu dzwonisz?
On jednak jedynie przełknął z trudem ślinę, nagle nie potrafiąc wydusić najprostszych słów. Przymknął powieki, opierając głowę o ścianę i zbierając w niej logicznie brzmiącą wypowiedź.
— Hey, Yugyeom — wydusił łamiącym się głosem. — Jest gdzieś obok ciebie Kunpimook? — spytał i gdy tylko dostał pozytywną odpowiedź, postanowił kontynuować. — Musimy porozmawiać. To znowu się dzieje, Yugi. On wrócił.
—
Pierwszym, co Jisung poczuł po przebudzeniu się, było ciepło i bliskość drugiej osoby. Jego powieki momentalnie się rozchyliły, bowiem doskonale pamiętał, że zasnął sam, mając już dość emocji i uczucia bezsilności, a tymczasem czuł, że ktoś leżał obok niego na łóżku.
Naprawdę niepewnie przekręcił się na łóżku i gdy tylko ujrzał, kto był jego tajemniczym towarzyszem, popadł w jeszcze większy szok. Okazał się nim bowiem Hyunjin, ten sam chłopak, który jeszcze poprzedniego dnia potraktował go, jakby nic nie znaczył, jakby popełnił niewybaczalne przestępstwo tym, co czuł. Czarnowłosy znajdował się w pozycji półleżącej, a głowa jego była odchylona. Musiał smacznie spać, bowiem jego pełne wargi były nieco rozchylone, a jego powieki mocno zaciśnięte, jakby śniło mu się coś naprawdę nieprzyjemnego. Potwierdził to również fakt, że jego dłonie były zaciśnięte w pięści, a całe jego ciało napięte.
I chociaż Jisung czuł, z powinien uciec stamtąd, póki starszy chłopak spał, to jednak nie ruszył się, wpatrując jedynie w Hyunjina jak w obrazek. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, nie gdy czarnowłosy leżał tam pogrążony we śnie. Nie mówił nic, nie ranił go, nie porzucał — po prostu był obok i Jisung mógł widzieć w nim tylko to, co chciał, czego od niego pragnął.
Wiedział doskonale, że nie powinien, bo w końcu Hyunjin go nie kochał, a on nie mógł pogłębiać swoich uczuć jeszcze mocniej, ale jakby mimowolnie podciągnął się wyżej na łóżku, następnie z powrotem wbijając swoje intensywne spojrzenie w wyższego. Nie miał pojęcia, co robił on w jedynym łóżku z nim i szczerze nie wiedział, czy chciał znać odpowiedź na to pytanie. Może tylko śnił, może był to tylko kolejny koszmar, który już za chwilę miał po raz kolejny uświadomić mu to, że Hyunjin nie czuł tego samego, co on.
I chociaż w jego głowie istotnie rozgrywała się prawdziwą wojna myśli, które debatowały nad czym, czy powinien zostać, czy uciekać, to jednak jego ciało postanowiło samo za niego zwyczajnie przechodząc do działania. Jego wolna ręka, na której to nie był oparty, powędrowała w kierunku twarzy wyższego, jakby było to coś niezwykłego, nieosiągalnego. I gdy tylko opuszki palców niższego zetknęły się miękką i nieco nagrzaną przez koszmar, jaki zaprzątał jego myśli, skórą czarnowłosego, Jisung zrozumiał, że to wcale nie był sen. To działo się naprawdę, Hyunjin z jakiś przyczyn przyszedł do niego, chociaż jeszcze dzień wcześniej zostawił go samego na pastwę swoich uczuć i emocji, które rozniosły go od środka.
I chociaż tak wiele wątpliwości pojawiło się w jego głowie, to jednak jak zahipnotyzowany przycisnął swoje paliczki mocniej do skóry wyższego, jakby chciał poczuć każdy, najmniejszy jej szczegół. Rzadko miał okazję na to, by po prostu przyglądać się starszemu z tak bliska, by pozwolić sobie na coś więcej, niż tylko seks, a teraz Hwang naprawdę leżał tuż obok, a on mógł bez przeszkód wpatrywać się w niego. I może wiedział, że to nie był dobry pomysł, bo w końcu Hyunjin zaledwie wczoraj zranił go jak nikt wcześniej, ale kochał go zbyt mocno, by odpuścić sobie taką okazję. Może stało się tak wiele złego, ale Jisung nadal żył w swoich marzeniach i nie potrafił tego zmienić.
Jego dłoń najpierw przesunęła się wzdłuż nieco rozgrzanego policzka wyższego, następnie przenosząc się na czoło, z którego odgarnęła pukiel czarnych i falujących się nieco włosów. Jisung wiedział, że oczy starszego były w dokładnie takim samym kolorze, ale jednak teraz były zamknięte, więc nie było mu dane ich zobaczyć. Jego wzrok zawisł na długich, ciemnych i opadających na policzki rzęsach czarnowłosego, podczas gdy jego palce powędrowały wzdłuż szczęki wyższego, jakby idąc jej śladem. Ostatecznie jednak jego dłoń wylądowała przy miękkich i idealnych wargach tancerza, które brązowowłosy w końcu tak kochał. I kiedy tylko Jisung nieświadomie dotknął kciukiem dolną wargę starszego, oczy Hyunjina nagle rozchyliły się, a cała magia tego momentu zniknęła.
I gdy tylko Jisung zdał sobie sprawę z tego, że Hyunjin już nie spał, jego serce podskoczyło dosłownie do gardła, a on nie pragnął niczego, jak po prostu zniknięcia stamtąd. Osoba, która wczoraj odrzuciła jego uczucia, teraz przyłapała go na beztroskim wpatrywaniu się w niego i dotykaniu jego twarzy, podczas gdy on spał. Chciał po prostu uciec, zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, bo w istocie rzeczy nie był jeszcze gotowy na spotkanie z Hyunjinem i właśnie dlatego też szybko spróbował zerwać się z łóżka. Nim jednak faktycznie udało mu się wstać, długie palce czarnowłosego owinęły się wokół jednego z jego nadgarstków, który jeszcze przed chwilą znajdował się tak blisko twarzy czarnowłosego. Mniejszy jedynie syknął cicho, bowiem to był właśnie ten nadgarstek, który poprzedniego wieczoru został ofiarą jego ataku paniki i po przyciśnięciu czerwone ślady po paznokciach nadal bolały.
Właśnie w tym momencie Hyunjin też zdał sobie sprawę z tego, że zamiast pilnować chwili, w której obudzić się miał młodszy, on sam zasnął, tracąc panowanie and całą sytuacją. Czuł się nieco zagubiony, gdyż dopiero co został wybudzony z tej drzemki i może dlatego też nie zrozumiał na początku, czemu Han chciał od niego uciec. Niemalże automatycznie złapał za jego nadgarstek i dopiero, gdy niższy syknął na ten gest, z niemiłą świadomością przypomniał sobie o wszystkim.
— Sungie, poczekaj, błagam — zaskomlał błagalnym tonem, jakby bał się, że faktycznie zaraz zostanie sam. I może wiedział, że właśnie coś takiego zrobił poprzedniego dnia mniejszemu, ale teraz chciał naprawić swoje błędy. — Wysłuchaj mnie, proszę cię.
Wzrok mniejszego momentalnie zsunął się w dół wzdłuż klatki piersiowej wyższego, jakby nie był w stanie patrzeć Hyunjinowi w oczy ani chwili dłużej. Hwang jednak szczerze nie dziwił się i jedynie przełknął głośno ślinę, nie dostając żadnej odpowiedzi od młodszego. I gdy już myślał, że oznaczało to zgodę na dalszy monolog, ten przerwał ciszę, sprawiając tym samym, że czarnowłosy zagryzł wargę ze stresu.
— Po to, byś znowu odrzucił moje uczucia i zostawił mnie samego? — wydusił tak cicho, że z początku Hyunjin faktycznie zastanawiał się, czy brązowowłosy powiedział to naprawdę. Było to jednak niestety najprawdziwszą rzeczywistością, która sprawiła, że serce tancerza pękło. Wiedział, że to wszystko była jego wina i coraz więcej sygnałów wskazywało na to, że Jisung nie będzie w stanie mu wybaczyć. I chociaż naprawdę pragnął przebaczenia, to jednak w głębi duszy nie dziwił się brązowowłosemu ani trochę, bowiem wiedział, że zachował się jak skończony dupek i ciężko było to teraz odkręcić.
— Nie, nie, Sungie, nie mów tak, proszę — powtórzył jak w amoku, czując, że po raz kolejny emocje zaczynały przejmować nad nim władzę. Ale może tak było dobrze? W końcu właśnie w tym stanie czuł, że powie wszystko, że wyjawi Jisungowi każdą prawdę, którą odkrył w swoim sercu. — Chcę cię przeprosić, chcę ci powiedzieć coś, z czego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy.
Jisung odsunął się nieco, co sprawiło, że serce Hwanga znów podskoczyło do gardła, ale jednak pozostał na łóżku, następnie kiwając raz głową. Czarnowłosy jeszcze mocniej zagryzł swoją dolną wargę, szukając jakiegoś rozładowania stresu.
— Mów — polecił Han, a jego głos był niezwykle słaby, niepewny, jakby młodszy nadal wahał się nad tym, czy aby na pewno zostanie w pokoju było dobrym wyjściem. I chociaż jego umysł przypominał mu dobitnie, że Hyunjin go zranił i powinien zrobić mu to samo, to jednak jego zbyt mocno zakochane serce nakazało mu zostać, i nie potrafił się temu poleceniu oprzeć.
Hyunjin nie wymagał od młodszego, by ten spojrzał na niego, bo sam czuł, jak gula formuje się w jego gardle na samą myśl tego, co miał powiedzieć. I może powiedział to wszystko już wcześniej, ale wtedy działał pod wpływem kompletnych emocji, impulsu, który przeszedł jego ciało w momencie, gdy zrozumiał, co czuł. I może teraz było inaczej, ale musiał to powtórzyć, bo inaczej nic nie mogło się ułożyć.
— Boję się miłości, Jisung — zaczął. Nie był pewny czy był to dobry początek, ale mówił w tej chwili to, co nasuwało mu na myśl serce. Tym razem chciał być z niższym szczery i miał zamiar zrealizować to postanowienie. — Przeraża mnie to, że mogę przez nią stracić ciebie. Boję się konwekcji, boję się tego, co stać się może, jeśli świat się dowie, jeśli pozostali tego nie zaakceptują, jeśli nasza kariera się zakończy — kontynuował. Jisung cały czas wpatrywał się jedynie w jego klatkę piersiową, zaciskając mocno swoje słodkie wargi. I chociaż starszy widział, jak mocno drżało maleńkie ciało brązowowłosego, to kontynuował, wiedząc, że musiał powiedzieć wszystko, co czuł właśnie teraz. — I wiem, że ani trochę nie usprawiedliwia to tego co zrobiłem, i naprawdę cię za to przepraszam. Byłem w szoku, gdy usłyszałem coś takiego, szczególnie po dwóch latach wmawiania sobie, że jesteś jedynie moim przyjacielem i sypianie ze sobą tego nie zmienia — słowa jego poniekąd nie miały sensu i zdawał sobie z tego sprawę, ale mówił to, co kazało mu serce i ani trochę nie zastanawiał się nad tym, jak to brzmiało. — Wiem, że brzmię jak głupiec, błagając cię o przebaczenie po tym wszystkim, co ci zrobiłem, po tym, jak cię skrzywdziłem, ale potrzebowałem więcej czasu, by zrozumieć, co tak naprawdę czuję, co skrywa się w moim sercu i co od lat od siebie odpychałem — oto był ten moment, po raz drugi musiał wyjawić niższemu swoje uczucia, jednakże tym razem z tą różnicą, że Jisung nie spał i słuchał tego, co czarnowłosy do niego mówił. Serca obojga z nich uderzały niezwykle mocno, jakby zdawały sobie sprawę z tego, co miało za chwilę nadejść. Bowiem już za parę sekund ich zagubione dusze nareszcie miały się odnaleźć, skończyć ten niekończący się proces. — Dopiero widząc to, co zrobiłem, jak bardzo cię skrzywdziłem i jak źle postąpiłem, zrozumiałem, że ja też cię kocham, Jisung — wydusił łamiącym się głosem. I może emocje nim wstrząsały, może nie panował nad tym, co mówił, ale jednak kontynuował, wiedząc, że to nie było wszystko, co zalegało w jego sercu. — Boję się miłości, to fakt, boję się tego, co może się stać, bo może cię zranić to jeszcze bardziej, niż ja, ale wiem, że jeśli znów odepchnę cię od siebie, będzie jeszcze gorzej. Boję się kochać, ale jestem pewny tego, co czuję i nie mam zamiaru się tego dłużej wypierać — wypowiedział na jednym oddechu. — Wybaczysz mi, Sungie? Pozwolisz mi kochać ciebie tak samo, jak ja ty kochasz mnie?
I gdy tylko Jisung uniósł nareszcie swój wzrok, Hyunjin zrozumiał, że młodszy faktycznie mu wybaczył. I chociaż czarnowłosy zdał sobie sprawę z tego dopiero wtedy, to Han w środku od początku wiedział, że nie był w stanie gniewać się na Hyunjina. Kochał go zbyt mocno, by go odrzucić, by zapomnieć o tym, co czuł.
I właśnie w tamtej chwili wszystko stało się jasne — a wystarczyło jedno spojrzenie w oczy niższego, by był tego pewien. Nie było tam gniewu, wyrzutów, złości — jedynym, co Hyunjin w nich dojrzał, była szczera miłość, którą i on żywił w końcu do drobniejszego chłopca leżącego tuż obok niego.
Właśnie wtedy ich zagubione dusze się odnalazły. Jisung nareszcie przemówił, ujawniając swoje uczucia, a Hyunjin po latach przejrzał na oczy, zauważając to, co naprawdę czuł. Wszystko nareszcie znalazło swój sens, wszystko nareszcie było dobrze i oboje się w tym upewnili, gdy tylko ich usta się ze sobą zetknęły.
Jisung uniósł się nieco mocniej, a już chwilę poczuł na sobie miękkie usta wyższego chłopaka, który postanowił wyjść mu naprzeciw, samemu też się pochylając. I gdy tylko mniejszy chłopak zrozumiał, co się działo, wszystkie jego emocje jakby zostały uwolnione. Wszystko stało się jasne, a radość w jego sercu dosłownie wybuchła — Hyunjin go kochał, coś, co dotąd pozostawało jedynie marzeniem, nagle okazało się prawdą. I może jeszcze przed pójściem spać jego serce przepełniał ból, to teraz nie czuł niczego, poza radością.
Ten pocałunek był całkiem inny, niż wszystkie wcześniejsze, jakie kiedykolwiek ze sobą dzielili — bowiem wszystkie ich poprzednie zbliżenia były przepełnione namiętnością i pożądaniem, jedynie chęcią rozładowania stresu, a teraz pojawiło się między nimi coś innego, coś głębszego, coś, czego wcześniej nie poczuli, a było to nic innego, jak właśnie miłość. Pocałunek ten był spokojny, powolny, czuły i romantyczny, gdyż oboje wiedzieli, że nie było pośpiechu — bowiem ich miłość miała nareszcie chwilę na to, by rozkwitnąć w formie, w jakiej tego pożądali.
Jisung nieświadomie wspiął się wyżej, ostatecznie lądując na kolanach starszego chłopaka, który to czule objął jedynym ramieniem jego talię, jakby chcąc upewnić się, że drobniejszy chłopiec nie spadnie z jego kolan. Drugą zaś dłoń czarnowłosy ułożył na okrągłym i nadal wilgotnym od łez policzki niższego, który to delikatnie ścisnął, jakby chcąc upewnić się, że to wszystko działo się naprawdę. Wyznał uczucia swojemu przyjacielowi, całował go szczerze, z miłością — to wszystko było nowe, ale jednak czuł, że pragnął tego z całego serca.
Nie było języka, nie było nieświadomego ocierana się, ruchów bioder, a po proste powolne ruchy warg, jakby mieli dla siebie wieczność. I chociaż nawet podczas ich pierwszego zbliżenia nie przeżyli czegoś takiego, to jednak oboje momentalnie odnaleźli się w takim obrocie spraw, jakby właśnie to było im przeznaczone.
Ale taka właśnie była prawda — przeznaczona im była miłość, oni sobie nawzajem i dzięki temu, że ich dusze się odnalazły, nareszcie mogli to spełnić.
Żaden z nich nie miał pojęcia, jak długo leżeli tam, po prostu całując się w niezwykle powolnym i jedynie sobie znanym tempie, ale wtedy wszystko to zdawało się być idealne. Ciepło budujące się w ich sercach, uczucie bliskości, jakiego oboje nieświadomie pragnęli, po prostu swoja wzajemna obecność — to wszystko było idealne i perfekcyjnie wypełniało pustkę, jaka tkwiła w nich jeszcze przed wyznaniem sobie uczuć. I może czekało ich jeszcze wiele ciężkich przeżyć, bo w końcu musieli jeszcze rozwiązać sprawę szantażu, ale w tamtej chwili nareszcie byli szczęśliwi i właśnie to było najważniejsze.
...
[7018 słów]
heyy, przepraszam za małe opóźnienie, ale byłam zajęte. mam nadzieję, że się podobało i Hyunjin zapłacił za swoje grzechy xd
za 5 dni, tj. 30.01 widzimy się w ostatnim już rozdziale. z góry ostrzegam, że wyszedł kijowo i strasznie mi się dłużył, więc nie oczekujcie od niego za wiele xd
seeya!
~ altri
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top