⭐Poranek drugi⭐
Nastał świt, a ja siedziałem na ławce, na dobrze znanym mi wzgórzu dzierżąc w dłoni sporego słonecznika.
Nadszedł czas naszego spotkania. Z tego miejsca miałem idealny widok na wschodzące powoli słońce. Przechyliłem delikatnie głowę i przymrużyłem oczy. Niebo było wyjątkowo czyste.
Słysząc jak dźwięk kroków przerywa aksamitną ciszę, obróciłem głowę w stronę bodźcu.
Zobaczyłem biegnącego Jimina w moją stronę, w dłoni trzymał krwistoczerwoną różę, a jego włosy lekko kołysał poranny wietrzyk.
Śliczny.
- Jungkook- prawie na mnie wpadł.
Uśmiechnąłem się na widok zdyszanego lekko blondyna. Spuścił wzrok i zarumieniony podał mi trzymaną roślinę.
- To dla ciebie Jungkook...- wydukał.
Czerwona róża... On wciąż pamięta.
- To z kolei dla ciebie Jimin- podałem mu mój podarek dla niego.
- Kojarzysz mi się że wschodzącym słońcem, dlatego też chciałem się spotkać akurat teraz- przyznałem delikatnie zawstydzony.
Ujął go delikatnie w swoje dłonie i powoli zanurzył nos w zapachu kwiata. Czując go przymknął lekko powieki.
- Usiądź obok mnie- wskazałem mu drugi bok ławki.
Nieśmiało dosiadł się.
- Słuchałeś kasety?- zwróciłem się do niego.
- Uhm?- odleciał gdzieś chyba...
- Przepraszam zamyśliłem się- wytłumaczył- myślałem o nas.
Totalnie wybił mnie z tropu. To było szczere i niespodziewane.
- Jimin... Wiesz, że czuję do ciebie coś więcej niż zwykłą sympatię...?- cicho szepnąłem.
- Ja... Uhm..- dukał.
- W mojej głowie brzmiało to lepiej, ale przy tobie zachowuję się jak głupek- dodał i schował twarz w dłoniach.
- Jimin, nie zawsze musisz mi układać tak piękne zdania... Zawsze dla mnie jesteś idealny... Wystarczą dwa słowa...- posłałem mu uśmiech pełen uczucia.
Zaczesał kosmyk za ucho.
- Doskonale wiesz co do ciebie czuję, ale ja wciąż mam wątpliwości jakim uczuciem darzony jestem przez ciebie ja...- zacząłem, ale nie dane było mi skończyć, bo niższy złączył delikatnie nasze usta.
Miał puszyste, pełne wargi, idealnie muskał te moje. Przekazał mi całe jego emocje za pomocą tego kochanego gestu. Pocałunek był tak samo słodki i delikatny, jak on sam.
Powoli go odwzajemniłem, łapiąc chłopaka w tali. Trwało to dłuższy czas.
Odsuneliśmy się od siebie na chwilkę. Złote światło wschodu słońca idealnie rozświetlało jego profil, wyglądał niczym anioł. Uniosłem kącik ust.
Oczy mieniły mu się niczym gwiazdy. Spocząłem wzrokiem na jego ustach.
- Jestem twój, Jungkookie- wyszeptał do mojego ucha.
Nie czekając dłużej wpiłem się w niego, od razu w grę weszły języki, a ja poczułem jak jedyna ważna gwiazda tamtej nocy należy do mnie, a ja należę do niej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top