Rozdział 10

Justin: W takiej sukience do pracy?
Ja: Taki miałam rozkaz, więc ją ubrałam.
Justin: Ślicznie wyglądasz.
Ja: Dziękuje.
Skończyłam odpisywać na sms i weszłam do budynku, w którym teraz miałam pracować przez najbliższy czas lub tylko dzisiaj.
Wjechałam windą na 25 piętro szłam w kierunku jego biura lecz ten sam czarnoskóry mężczyzna co stał tutaj jak była porażka pierwszy kazał mi iść do pokoju 555 na 30 piętrze, tak też zrobiłam.
Zapukałam cicho do drzwi czekając na 'proszę','wejdź' czy coś w tym stylu.
- Wejść - Wow jaki stanowczy.
- Dzień dobry. Mężczyzna na dole kazał mi tutaj przyjść - i w tym momencie mój szef wyszedł z garderoby w samych bokserkach trzymając w ręku dwie marynarki.
- Tak wiem kazałem mu to. Musisz mi pomóc. Dzisiaj w Kanadzie jest organizowany bal dla przedstawicieli rożnego rodzaju firm i nie umiem dobrać marynarki do tej okazji.

*Justin POV*
Nie jestem głupi by nie umieć samemu się ubrać to był tylko pretekst by Ariana tutaj przyszła i pomogła mi się ubrać. Do Kanady dzisiaj lecimy razem, zapomniałem ją o tym poinformować zrobie to pózniej. Dziewczyna stała przy łóżku wpatrując się we mnie.
- Będziesz tak stała i się patrzyła? - Musiałem jej pokazać kto tutaj rządzi, nie oceniajcie mnie ja po prostu lubię dominować nad ludźmi a zwłaszcza nad tak małymi i kruchymi kobietami.
- Tak już przepraszam bardzo - dziewczyna potrząsnęła głową i ruszyła w moim kierunku. JAK ONA SIĘ RUSZAŁA BOŻE. - Uważam że ta będzie idealna - pokazała mi marynarkę, hmm co by tu teraz zrobić...
- Nie uważasz że jest potrzebna mi jeszcze koszula?
- Ah tak- dziewczyna odwróciła się za siebie i nachyliła po koszule CHOLERA. - Ta będzie dobra.
Zabrałem od niej koszule i założyłem na siebie.
- Pomożesz mi pozapinać te guziki? Za jakieś 30 min. mamy samolot.
- Tak oczywiście już pomagam.
Jej małe rączki dotykały mojego torsu, nie mogła tego uniknąć przy zapinaniu guzików.
- Powiedział Pan że my mamy za 30 min. samolot jadę z Panem?
- Tak lecisz ze mną.
- Ale ja nie jestem spakowana ani nic.
- Czy ty mi się sprzeciwiasz?
- Nie... To znaczy ja nie... Przepraszam. - Dziewczyna spuściła głowę i wzrok na swoje buty, było widać że była zawstydzona.
- Spokojnie kochanie tylko następnym razem pomyśl.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top