🌹PROLOG🌹
Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką, siedzącą nad książkami, stroniącą od przekleństw, brzydzącą się alkoholu i papierosów.
Rodzice nie mieli ze mną łatwo. Bójki, przychodzenenie do szkoły w stanie upojenia alkoholowego, ćpanie wieczorami przy muzyce dudniącej na całe osiedle.
Taka byłam i nikt nie mógł tego zmienić. Wiecznie zbuntowana Panna Ride.
Ale trzeba było przyznać, że pieniądze na wszelkiego rodzaju zachcianki, czy potrzeby brałam od rodziców, a gdy stracili oni do mnie cierpliwość, zaczęli kontrolować każdy mój wydatek i ilość pieniędzy jaką przy sobie miałam.
Tak właśnie doprowadzili do kłótni, która przeważyła na moim losie.
Siedziałam na kanapie z założonymi rękami, wsłuchując się w ojca, który niczym zawodowy mówca, wtłaczał do głowy stojącej obok mamy kłamstwa. Byłam tym rozbawiona. Zaczęłam się śmiać. Mojemu ojcu nie było wtedy do śmiechu.
- Widzisz?! - wycelował we mnie palcem i z pogardą spojrzał na matkę.- Śmieje się! Takie to wszystko zabawne! Haha! Zaraz umrę ze śmiechu, tak?! - pokiwałam głową. Zrobił się czerwony jak mak w zbożu.
- Ot jak wychowałaś córkę! - krzyknął do mamy, która stała jak sierotka. Przypominała mi dziewczynkę z zapałkami. Tą od Andersena. Wyglądała identycznie. Skulona niby z zimna, na twarzy miała czystą rozpacz i przerażenie.
- Gdyby nie mama, nikt nie miałby nawet myśli się mną zająć - odparłam. Nie bałam się go. W przeciwieństwie do mamy nie byłam sierotką, potrafiłam sama o siebie zadbać i niszczyłam każdego, kto śmiał się do mnie odezwać niewłaściwym tonem,
- Może i lepiej - rzucił we mnie błyskawicą pochodzącą z głębi jego oziębłych oczu. - Przynajmniej umiałabyś sobie radzić w życiu, a nie żerować na moich ciężko zarobionych pieniądzach.
Prychnęłam.
- Doskonale bym sobie bez nich poradziła - nie było to kłamstwem. Gdybym musiała, poradziłabym sobie.
- Tak? - uniósł brwi i założył ręce na piersi. Oho, zaraz usłyszę te słynne na całe osiedle słowa. Pokiwałam głową.- W takim razie kończysz osiemnastkę i nie ma Cię tu.
- Philip! - matka próbowała zabrać głos, ale krzyk ojca skutecznie ją odpędził od tego pomysłu. Z jednej strony było mi jej szkoda, a z drugiej gardziłam takimi ludźmi jak ona. Nie umiejącymi zawalczyć o swoje.
- Spoko - wstałam z kanapy. - Jeżeli to jest to, czego pragniesz do szczęścia, to dobrze. Za miesiąc mnie tu nie będzie.
Dotrzymałam obietnicy.
Mój nowy dom mieścił się w Californii, a raczej bardziej na jej obrzeżach. Nie była to królewska posiadłość za kilka milionów, ale miała te cztery pokoje i to mi w zupełności wystarczało. Mieszkałam sama. Nie miała z kim. Wszyscy moi znajomi, chłopak (były) i "przyjaciele" okazali się zbyt dziecinni w głowach mieli tylko myśl co tu jeszcze nielegalnego zrobić. Byli zbyt niedojrzali jak na samodzielne życie. Nie potrzebowała kłopotów.
Musiałam dorosnąć w jeden miesiąc. Nie wiem czy mi się to udało, ale czułam, że jeszcze sporo muszę nad sobą popracować, żeby stać się w pełni dojrzałą, odpowiedzialną kobietą.
Narkotykom, alkoholowi mówimy "papa".
Ale od papierosów się nie uwolnię. I nie chcę.
Kiedy po raz pierwszy weszłam do swojego nowego domu, poczułam jak coś napływa do mojego ciała. To była duma. Byłam dumna z siebie.
No dobrze Pani Ride. Co teraz?
Byłam tak wolna, mogłam wszystko. Tak bardzo mogłam wszystko, że w rezultacie nie mogłam nic. Pierwszy krok uczyniłam przeprowadzając się tutaj. Sąsiadów miałam niewielu, więc pomyślałam, że warto by było, gdybym utrzymała z nimi dobrze kontakty.
Otworzyłam frontowe drzwi z zamiarem wyjścia, ale kilka osób już tam stało z szerokimi uśmiechami.
- Wow - cofnęłam się, bo kurde, szybcy są.
- Witamy w naszym rejonie kochaniutka - zapiszczała kobieta z ciastem w rękach. - Drobny upominek dla nowej sąsiadki - wepchnęła mi ciasto do rąk.
- Ale... Okej...
- Mamy nadzieję, że Ci posmakuje, taki tutejszy przepis. Poza tym mamy szczerą nadzieję na owocną współpracę i przyjaźnie - wyszczerzyła się trochę zbyt szeroko. Odwzajemniłam grymas. Trochę sztucznie i bez przekonania. Owocna współpraca, huh?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top