[7] Randka
Aaron's P.O.V
Czekałem cierpliwie w rozgrzanym samochodzie, który pomimo ochłodzającego się powietrza, nadal pozostawał istnym piekarnikiem.
Czy denerwowałem się przed spotkaniem z nią?
Cholernie, niezaprzeczalnie i definitywnie.
Moje serce odczuwało to najbardziej, bijąc kilkanaście razy szybciej niż normalnie. Byłem na skraju zawału, ale tak długo, jak miałem spędzać czas z Amandą, nie mogłem wykitować.
Usłyszałem trzask drzwi, więc spojrzałem w tamtą stronę. Zaparło mi dech w piersiach na widok Amandy w przepięknej, habrowej sukience, podkreślającej jej zgrabne krągłości i uwydatniające długie nogi. Do tego ten makijaż i te usta...
Anioł...
- Cześć - rzuciła, wsiadając do samochodu od strony pasażera. Zapięła szybko pasy.
- Hej, ślicznie wyglądasz - ruszyłem w stronę centrum, do którego mieliśmy 10 minut samochodem.
Zarumieniła się i podziękowała mi. Uśmiechałem się przez całą drogę do kina, podczas gdy ona trwała w milczeniu, rzucając co chwilę skryte spojrzenia w moją stronę. Chciało mi się śmiać na widok bezbronnej, zawstydzonej Amandy. Zwykle taka nie była, wręcz przeciwnie, odwaga, pewność siebie mogłyby być jej imionami.
Czemu się przy mnie stresowała?
Pomogłem jej wysiąść z samochodu, bo byłem niemal pewny, że jakby miała sama z niego wyskoczyć, połamałaby sobie nogi na tych szpikach. Nigdy nie rozumiałem jak można chodzić na takich szczudłach.
Szliśmy obok siebie do obrotowych drzwi. Budynek, w którym mieściło się kino był duży, elegancki, ale nie było tam wielu ludzi. Dopiero w weekendy zaczynało ich przybywać.
Amy trzymała się mojego ramienia, wchodząc po schodach, na co nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem.
- Zamknij się - warknęła w moją stronę, przez co jeszcze bardziej chciało mi się śmiać, ale musiałem się powstrzymać. Obiecałem sobie, że przeżyje te randkę.
Randkę...
- Wow - weszliśmy do środka, gdzie wystrój przypominał wnętrze statku kosmicznego. Dziewczyna była wyraźnie zafascynowana, a ja nie mogłem odciągnąć oczu od jej zaskoczonej twarzy, przepełnionej fascynacją.
Przez lasery, porozrzucane po suficie światła i fluorescencyjne gwiazdki, w jej oczach odbijał się prawdziwy kosmos. Mogłem patrzeć w nie godzinami...
- Dzień dobry - rzuciła pracownica, podając nam papierowe bransoletki, które założyliśmy na ręce. - Sala numer 7 - wskazała na duże, podwójne, czarne drzwi z numerem, o którym nam mówiła.
Poszliśmy w ich stronę i chwilę później siedzieliśmy w loży, prawie u samej góry.
- Masz lęk wysokości? - zapytałem, gdy Amanda wychyliła się lekko, spoglądając w dół.
- Nie, ładnie tutaj - uśmiechnęła się do mnie, a jej oczy zaświeciły wesoło. Była szczęśliwa, a gdy ona jest zadowolona, to ja też. Odwzajemniłem jej grymas.
Film zaczął się kilka minut później. Szczerze mówiąc nie mogłem się skupić na tym, co działo się na ekranie, gdy Amy siedziała tuż obok mnie, a nasze dłonie prawie się stykały. Zagryzłem wargę, bijąc się z myślami. Cholera... Chciałem ją dotknąć, tak bardzo tego pragnąłem.
Weź się w garść, jesteś facet, czy nie? - karciłem się w myślach. Jednak łatwiej pomyśleć niż zrobić.
Uniosłem lekko dłoń, wciąż zaciekle patrząc w ekran, na którym nawet nie wiedziałem co się działo. Przykryłem jej chłodną, lekko spiętą rękę swoją trzęsącą się. Spodziewałem się, że zabierze dłoń i skarci mnie za to posunięcie, ale odetchnąłem z ulgą, gdy ścisnęła moją rękę.
Uśmiechnąłem się i zerknąłem na nią ukradkiem. To ukradkiem nie wyszło, bo spojrzała na mnie z pod byka. Kąciki jej ust uniosły się leciutko.
Trwaliśmy tak kilkanaście minut, lub coś koło tego, ale w pewnym momencie mój wzrok zjechał z ekranu na kogoś, kogo telefon zaświecił w ciemności.
Oddech ugrzązł mi w przełyku, gdy zobaczyłem, że to Bieber. Widziałem dokładnie jego twarz, przez światło padające na nią. Zgasił telefon, ale mogłem przysiąc, że gdy tylko przestałem zwracać na niego uwagę i udawałem, że jestem wciągnięty filmem, patrzył w naszą stronę.
Zerkał co chwilę. Zdenerwowało mnie to. Miałem go dość w mieście i w moim życiu, a ostatnio wpierdolił się w nie z butami.
Miałem wrażenie, że odkąd Amanda przyjechała do Cornflower Wastes, Bieber wybudził się z transu i zaczął żyć, jak cień - wszędzie tam, gdzie ona. Z resztą Amy tak samo drążyła jego temat. Miałem wrażenie, że nie posłuchała mnie i weszła w jego historię...
Nie, oby tak nie było... Inaczej może już niej nie wyjść.
Poczułem uścisk na dłoni. Spojrzałem na nią, a potem na Amandę, która przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- O co chodzi? - wyszeptała prawie bezgłośnie.
Pokręciłem głową z uśmiechem, dając jej znak, że wszystko jest w porządku. Jeszcze chwilę mi się przyglądała, jakby chciała się upewnić czy moje słowa są prawdziwe, ale w końcu odwróciła głowę w stronę ekranu.
Nie chciałem jej mówić o Bieberze. Mieliśmy razem spędzić ten czas, nie martwiąc się niczym ,a już zwłaszcza NIM.
Film się skończył, więc wyszliśmy z sali, wciąż trzymając się za ręce. Amy nie mogła przestać mówić, że to był najlepszy pokaz na świecie, a ja przytakiwałem jej, bo jedyne, co zapamiętałem z tego filmu, to gapiącego się Biebera.
I jej dłoń.
***
- Było świetnie - staliśmy przed furtką do jej domu. Pogoda nieco się pogorszyła i zaczął lać lekki deszczyk, ale nie przeszkadzało nam to. Miałem ręce w kieszeniach spodni, bo było zbyt zimno na trzymanie się za ręce. Ona także ocieplała dłonie, pocierając nimi o siebie.
- Możemy jeszcze kiedyś wyskoczyć na jakiś film, lub choćby spacer - uśmiechnąłem się do niej czule, co odwzajemniła.
Nie mogłem uwierzyć w tą scenkę. Ja i ona. Nie zrozumcie mnie jako kochliwego szczeniaka - Amanda podobała mi się od 3 klasy podstawówki, ale gdy w gimnazjum miałem szansę ją zdobyć, wyjechałem do tego miasta. Teraz znowu mam szansę i nie pozwolę tego nikomu zniszczyć, a już na pewno sam nie zaprzepaszczę takiej okazji.
- Musimy. Dziękuję za ten wieczór, nigdy go nie zapomnę - spojrzała na swoje dłonie. Ja też. Trzęsły się z zimna. Ona cała drżała.
Przygarnąłem jej dłonie w swoje i podmuchałem ciepłym powietrzem, żeby się rozgrzały. Uśmiechnąłem się, pocierając je. Rumieńce, jakie miała z powodu zimna, wzmocniły się z zawstydzenia, ale pomimo tego uśmiechała się.
- Zamarzasz, chyba pora się pożegnać.
- Niestety - wystawiła ręce, żeby się przytulić i kim byłem, żeby ją odrzucić? Wtuliła się w moją pierś z taką zachłannością, że zaśmiałem się.
- Leć do domu, pa - pochyliłem się, ale w ostatniej chwili zdołałem przekierować usta na policzek zamiast ust. To było pewne, że dostałbym w pysk, albo nie odezwała by się do mnie potem przez jakiś czas, znałem ją. Powoli.
Pomachała mi, gdy siedziałem już w samochodzie. Uśmiechnąłem się do niej i zaczekałem aż bezpiecznie wejdzie do domu. Kiedy to się stało, nie odjechałem od razu. Przed oczami miałem jej wyraz twarz, gdy się nad nią pochylałem. Myślała, że ją pocałuję? Ale nie odepchnęła mnie.
Byłem ciekawy co by się faktycznie stało, gdyby nasze usta się połączyły. Musiałem jednak pamiętać, że to, iż ja coś do niej czuję, nie oznacza, że ona to odwzajemnia. Nie wiedziałem nawet, czy traktowała to spotkanie jako randkę, tak jak ja, czy jako przyjacielski wypad.
Westchnąłem zrezygnowany własnymi, dobijającymi myślami.
***
Następnego dnia była sobota, co oznaczało wolne dla mnie i Amandy. Nie zamierzałem męczyć jej od razu po wczorajszej 'randce'.
Ale miałem zamiar podręczyć kogoś innego.
Biebera.
Zaraz po zjedzeniu śniadania i wypiciu herbaty, wyszedłem z domu. Tata spał, więc nie musiałem mu się tłumaczyć, że idę do Biebera. Z resztą nie byłem pewny, czy by mnie puścił.
Tata był strasznie cięty na tego odludka. Nie wiem czemu, bo jak dla mnie nie stanowił on żadnej przeszkody. Łatwo było się go pozbyć, gdy za bardzo wchodził w drogę, a wtedy, całkowicie przysłonił mi ścieżkę.
Ze względu na jego wzrost i ogólną postawę, bardziej chciało mi się z niego śmiać, gdy nie raz mi groził, kiedy otwierałem do niego usta z ostrzeżeniem. Jak dla mnie kurdupel a nie przeszkoda.
Mieszkał w okolicy, do której nikt się nie zapuszczał. Chociaż to była jedna ulica, to stało na niej z sześć opuszczonych, podniszczonych domów, które nadawały się do rozbiórki, ale jakoś nikt nie poczuwał się do tej pracy.
Nie lubiłem się tam udawać. Ta okolica za mojego dzieciństwa była jedną z najmożniejszych. Mieszkali tam sami bogacze, inwestorzy, opiekuni tego miasteczka. A gdy rodzice Biebera zaginęli, nikt nie chciał już tam mieszkać.
Przez wyjazd tak ważnych ludzi, miasteczko tętniące życiem zamieniło się w opustoszone zadupie, którego nazwa ni nikomu nie mówi.
Jedynie Justin został na włościach, ale nie dbał o dom rodzinny. Tynk odchodził od ścian, furtka niemiłosiernie skrzypiała, a płot sypał się przy każdym dotknięciu. Tak samo okna były w opłakanym stanie - wiele z nich rozbitych i przysłoniętych dechami, aby nie było widać co jest wewnątrz.
Stanąłem przed zarośniętymi mchem i błotem drzwiami i spojrzałem na zamek.
Jedyne, co uległo zmianie. Jakieś nowoczesne ustrojstwo, a linia śrubek w drzwiach dawała do zrozumienia, że od wewnątrz było jeszcze wiele takich urządzeń, które dawały zerowe szanse na dostanie się do środka.
Nie wiedziałem czy zapukać, czy dzwonek do drzwi działa, ale wybrałem pierwszą opcję.
Mimo moich obaw, że mnie oleje lub nie ma go w domu, co by było dziwne z rana, Bieber otworzył mi kilka sekund później.
Wyglądał na zmarnowanego życiem. Nie miał na sobie koszulki, jedynie szare dresy i rozczochrane włosy, które stały mu we wszystkie strony świata. Nie był wesoły na mój widok, a wręcz miał minę, jakby chciał mnie zabić. Chyba go obudziłem.
Ups.
- Słuchaj mnie Bieber - zacząłem ostro, na co jedynie włożył ręce w kieszenie spodni i odchylił głowę do boku. - Widziałem cię wczoraj w kinie, gdy byłem tam z Amandą. Patrzyłeś na nią jak na obraz. Na dodatek wiem, że gdzie ona, tam i ty, więc uroczyście ci przysięgam, że jak się od niej nie odpierdolisz, to jedyne, co zobaczysz, to będzie moja pięść.
Oczekiwałem jakiegoś 'sorry' albo 'okej', ale tego, że beznamiętnie zamknie mi drzwi przed nosem, mało go nie rozkwaszając, nie spodziewałem się za nic.
✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄
Jestem chora i nie bardzo widzę co piszę, więc wybaczcie, jeżeli rozdział ma niepoprawione błędy >.<
Od następnego rozdziału Justin wchodzi na pierwszy plan ;) Będzie się działo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top