[5] Trzech detektywów
- Hej - Amanda przywitała się z Juliet, siadając po przeiwnej stronie stolika, który ta wybrała. Kawiarnia była prawie pusta o tej porze, co zdziwiło szatynkę. Zazwyczaj w godzinach wieczornych jest największy ruch, ponieważ to wtedy zaczyna się 'happy night', jak to nazwała kelnerka. Kawa plus ciastka borówkowe za pół ceny.
- Cześć - odparła Juliet z - jak zawsze - urokliwym uśmiechem. - To miejsce zawsze jest takie opuszcozne i ponure, czy to dlateog, że tam, gdzie jestem ja, zabawa paruje?
- Myślę, że to nie przez to...
Juliet uniosła brwi, gdy Amanda przekręciła łyżkę w lewą stronę. Spojrzała na nią niezrozumiale. Wtedy szatynka przewróciła oczami i pokazała palcem osobę, siedzącą na drugim końcu pomieszczenia.
Studentka prawie przeklęła pod nosem, rozpoznając osobnika z dawnych lat, gdy jeszcze mieszkała z rodzicami, a Bieber był jej nauczycielem gry na gitarze. Skuliła się w sobie na wspomnienie chłopaka.
- Kurcze, co się z nim stało?
- Nie wiem, staram się tego dowiedzieć odkąd tu jestem, ale nikt mi nic nie mówi - Amanda westchnęła z rozdrażnieniem i zaczęła wyżywać się na łyżeczce, wyginając ją w różne strony.
- To powiedz mi co wiesz, może będę mogła ci pomóc - uśmiechnęła się, nachylając nad stolikiem, jakby chciała nakłonić swoją postawą koleżankę do współpracy.
Ride spojrzała na nią z pod byka i chwilę namyślała się czy to dobry pomysł. Juliet znała Justina z dziecięcych lat, co mogło oznaczać, że się przyjaźnili.
Na pewno to robili - myślała Amanda. - W tak małym mieście jak to wszyscy są niemal jak przyjaciele. Lub wrogowie.
Ale myśl, że Juliet mogła znać fakty o Bieberze zdecydowanie nakłoniła Amandę do kiwnięcia głową. Uśmiech studentki poszerzył się, a jej rzęsy zatrzepotały radośnie.
- No to mów - ponagliła z ekscytacją w głosie, ale Amanda uciszyła ją, wymownie zerkając na Biebera, który wyraźnie starał się usłyszeć rozmowę dziewczyn.
Bawił się łyżeczką, co jakiś czas podjadał ciasteczka z talerzyka, ale nie ruszył kawy, co nie umknęło uwadze dziewczyn.
- Wiem tyle, że stracił rodziców trzy lata temu, mieszka sam, nie ma rodzeństwa, prawdopodobnie nie ma pracy, albo pracuje gdzieś daleko poza miastem, w co wątpie - szeptała, starając się zachowywać naturalnie, aby nie wzbudzić podejrzeń.
- Hm, w sumie wiem tyle co ty - skrzywiła się. Amanda wychwyciła to i przyjrzała się jej mimice. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby Juliet miała minę inną niż uśmiech lub ewentualnie zaniepokojenie.
- Mieszkasz tutaj od dziecka?
- Tak, a co?
- Bieber też tutaj tyle mieszka? Czy się wprowadził?
Juliet zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, czy ma na ten temat jakieś informacje.
- Wiesz co? Chyba... Chyba mieszka od zawsze - uniosła wzrok na sufit. Nadal miała zamyślona twarz, ale szybko zmieniła się ona w rozjaśnioną. Spojrzała na szatynkę. - Tak, mama mi nawet mówiła, że jego rodzice wprowadzili się tu, gdy Bieber był dopiero zapowiedzią w łonie matki. O! I wiem też... - Amanda zmarszczyła brwi w karcącej minie, na co Juliet pokiwała głową i spojrzała na Justina, który stukał coś w swoim telefonie. Zciszyła ton głosu. - Wiem też, że Bieber urodził się z wadą serca, przez co jego ojciec chciał go oddać do adopcji, ale matka się nie zgodziła.
Szok przejął ciało Amandy.
Wreszcie konkret - pomyślała.
- Wyleczyli to?
Juliet wzruszyła ramionami.
- Nigdy go o to nie pytałam, a kiedy poruszałam ten temat, zmieniał kontekst rozmowy.
- Rozumiem - Amanda pokiwała głową, patrząc na Biebera.
Wtedy kolejny szok przeszedł przez jej ciało. Spojrzał na nią. Jego brązowe do bólu oczy wwiercały się w jej twarz jak śróbka w ścianę. Poczuła, że nagle temperatura pomieszczenia gwałtownie się podnosi, a ona sama gotuje się w ubraniach.
- Amanda - Juliet pstryknęła przed oczami koleżanki, przez co ta wyrwana z transu pokręciła głową. - Może lepiej chodźmy?
- Tak - pospiesznie zebrały się, zapłaciły i wyszły z lokalu. Justin uniósł wzrok na dziewczyny za oknem, a gdy zniknęły mu z oczu, wstał od stolika.
- Nie wiem o co mu chodzi, ani skąd wiedział, że mamy się spotkać i gdzie! - szatynka zdjęła wierzchnie odzienie oraz buty. To samo uczyniła jej towarzyszka, gdy zamknęła za sobą drzwi do domu Amandy.
- Ten człowiek to zagadka, a ja nie wiem czy chcę ją rozwiązywać - skrzywiła się, rozglądając po pomieszczeniu. Poczuła się jak w swoim akademickim pokoju. Mało miejsca, ale za to przytulnie i po swojemu.
- Ja chcę i to zrobię. Prędzej czy póżniej - wskazała koleżance, żeby zajęła miejsce gdzieś w salonie, a sama pomaszerowała do aneksu kuchennego. - Kawę czy herbatę?
- Herbatę poproszę, nie moge już patrzeć na kawę.
Amanda zaśmiała się.
Chwilę później obie delektowały się smakiem świeżo zaparzonej, zielonej herbaty o niezwykle intensywnej barwie.
- Opowiesz mi jak to jest na studiach? - zagadała Amanda, chcąc chociaż na chwilę odciągnąć myśli od tematu Biebera.
- Zależy jakie ma się do tego podejście - odstawiła gorący kubek na stolik do kawy. - Ogólnie, są dwa typy studentów. Imprezowicz i kujon, ja jestem tym drugim - obie zachichotały. - Imprezowicze nigdy nie pojawiają się na zajęciach w poniedziałek, zwykle leczą wted kaca. A kujoni zawsze są na wykładach i nie opuszczają zajęć, chyba, że coś poważnego się stanie. Obecność i tak dalej... Mój kierunek to przede wszystkim nauka, ale jeżeli uważało się w liceum, to nie ma większych kłopotów z opanowaniem większości materiału.
- A macie tam jakichś słodkich chłopców? - poruszyła sugestywnie brwiami, a Juliet zasmiała się.
- Są - pokiwała głową, nadal cicho się podśmiewując. - Nawet znam kilku takich, którzy mieszkają niedaleko Cornflower Wastes*.
Rozmowę przerwał nagły dzownek do drzwi. Amanda zmarszczyła brwi i wstała, mówiać, że nie spodziewała się dzisiaj żadnych gości. Podeszła do drzwi, a następnie stanęła na palcach, aby móc dosięgnąć judasza i przez niego spojrzeć.
Zapiszczała, przebierając z nogi na nogę, a potem otworzyła drzwi.
- CANDY!
- AMANDA!
Dziewczyny wpadły w swoje ramiona, przytuając się tak mocno, iż jednej znich zabrakło oddechu, ale to nie było wtedy ważne. Liczyło się to, że po rozłące znowu mogą się do siebie przytulić.
- Boże jak ja cię dawno nie widziałam! - tryskała rudowłosa, niemkgąc w spokoju ustać.
- Zrudziałaś mi - Amanda wskazała na włosy przyjaciółki, które niegdyś były koloru blondu, a teraz można było w nich ujrzeć zarówno pustynne jak i spalone odcienie.
- Tak wyszło - Candy wzuszyła ramionami. Dziewczyny weszły do salomu, gdzie Juliet wychylała lekko głowę, żeby móc zobaczyć co było powodem hałasu. Usmiechnęła się, gdy zobaczyłam kolejną dziewczynę w swoim wieku.
- Hej - przeszło jej przez gardło na tyle, ile mogło z uczuciem zakłopotania.
- Cześć, Candy - dziewczyna wystawiła dłoń w stronę nowo poznanej koleżanki, a ta uscisnęła ją z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Juliet, miło poznać.
- To tak, Candy, to moja nowa koleżanka, aka wspólniczka w śledztwie - Amanda wskazała na Juliet. Była tak podekscytowana, że krwiste rumieńce wpełzły jej na policzki i osiadły tam na dłuższą chwilę. - I Juliet, to moja przyjaciółko-siostra - potrząsnęła ramieniem rudowłosej, na co ta zaśmiała się.
- Jakie śledztwo? - zapytała, gdy usiadła obok Candy, po zdjęciu jesiennego płaszczyka w kolorze wiśni. Był jej ulubionym i pomimo tego, że zwiedził z nią pół świata i był lekko poszarpany na krańcach, Candy nie chciała się go pozbyć lub zamienić na nowszy model.
Amanda i Juliet z niesamowitym zapałem opowiadały Candy historię o chłopaku imieniem Justin Bieber. Wszysctkie fakty, ktore udało im się zebrać, każdy szczegół ze 'śledztwa'. Candy jednak nie podzielała entuzjazmu dziewczyn.
- Nie powinnyście się w to pakować.
- Żartujesz? - Amanda oburzyła się, przykładając dłoń do piersi. - Teraz już nie ma odwrotu. Z resztą jak go zobaczysz, to sama się przekonasz, że tak interesującej i zagadkowej osoby jak on, nie ma na całym świecie - uśmiechnęła się w stronę Juliet, co ta odwzajemniła.
- Dziewczyny - westchnęła zrezygnowana i schowała dłonie między kolanami, aby je ogrzać. - Z tego, co mi mówicie, Justin jest niebezpieczny, kopnięty i nalezy trzymać się od niego z daleka.
- Nie musisz się w to mieszać, jeżeli nie chcesz, ale pozwól nam działać.
Godzinę później Juliet opuściła dom Amandy, a ta zaprowadziła Candy do sypialni, gdzie dziewczyny miały spać razem, co zawsze robiły, gdy jedna zostawała u drugiej na noc. Nie było w tym nic dziwnego, przynajmniej dla nich. Były jak siostry, rozmawiały o najróżniejszych rzeczach. Nieżadko takich, o których rozmawiać się nie powinno.
Candy chciała pomóc Amandzie w pracy kolejnego dnia i uparła się na to tak bardzo, że żadna siła nie była w stanie jej odwieść od tego pomysłu. Amanda musiała się zgodzić i tak skończyły w sklepie obuwniczym, do którego weszły równo o 9.
- Kogo ja widzę - Aaron uśmiechnął się promiennie na widok Amandy, a potem jego wzrok zleciał na dziewczynę stojącą obok szatynki. Uniósł brwi w zaskoczeniu. - No no, przyprowadziłaś koleżankę. - podszedł do dziewczyn. Obdarował Amandę całusem w policzek, a rudowłosą zmierzył wzrokiem.
- Candy, to mój przyjaciel, Aaron - przedstawiła go, na co ten uśmiechnął się dumnie, jakby usłyszał najlepszy komentarz w swoim życiu. - A to moja przyjaciółka, Candy.
- Dzień dobry Pani - uścisnął jej dłoń. - Jeżeli będziesz potrzebowała nowych butów, do mojego wujka, a jeżeli pocieszenia w ramionach mężczyzny, możesz się zgłosić do mn...
- Dobra, Aaroneo - popchnęła jego klatkę piersiową w steonę zaplecza. - Idź już.
- Ale...
- Pa, pa - Candy pomachała mu, a gdy ten zniknął na zapleczu, uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Niezłe ciacho.
- Weź...
Rudowłosa zaśmiała się. Tego dnia w sklepie był wyjątkowo mały ruch, a to dlatego, że model butów, które zamówione były pełną partią, został wycofany z rynku, a sklep przez to cierpiał na braki w zaopatrzeniu.
Amanda i Candy mogły w spokoju zmyć podłogę i odkurzyć półki, gdzie niegdyś stały buty, ale zostały wyprzedane. Czas leciał szybko, co działało na niekorzyść dziewczyn, bo mogły się soba nacieszyć tylko kilka dni. Candy miała pracę w swoim mieście, nie mogła dostac urlopu na dłużej niż kilka dni, więc po jutrze musiała rozstać się z przyjaciółką.
Dzwonek u drzwi wydał z siebie drzdęk, co zwiastowało wkroczenie nowego klienta. Candy wyprostowała się z nad mopa i spojrzała w kierunku drzwi, gdzie stał chłopak w czapce moro, czarnej koszulce i rurkach tego samego zabarwienia co nakrycie głowy.
Nie przywitał się, nawet nie spojrzał w jej stronę, na co rudowłosa skrzywiła się nieznacznie. Nienawidziła niekulturalności, a zwłaszcza u ludzi w mniej więcej jej wieku.
- Co za kultura - burknęła pod nosem, powracając do poprzedniej czynności, ale Amanda usłyszała jej słowa. Uniosła wzrok na przyjaciólkę, ale ta pogrążona była w ścieraniu plamy po wylanej paście do butów.
Jej wzrok poleciał na osobę stojącą przy półkach, gdzie powinny się znajdować sportowe buty, ale one także zostały wypredane i już tylko jedna para została w regale. Uniosła brew, widząc, że Justin przygląda się właśnie tej jednej parze.
Zastanawiała się czy te buty faktycznie go tak fascynowały, czy robił to, bo były dla niego jak Willson dla Chucka Nelsona.
Może nie miał się do kogo zwrócić i dlatego w myślach rozmawiał z butami? - myślała, ciągle przyglądając się stojącemu do niej tyłem chłopakowi. - Może dla tego, że wszyscy się go boją, unikają go i traktują jak margines społeczny, oszalał?
W jednej chwili zrobiło się jej go żal. Miała ochotę podejść i przutulić go, chociaż tak naprawdę wcale go nie znała i pewnie odtrąciłby ją, lub wyśmiał. Albo jedno i drugie.
Wieczorem ruch w sklepie był tak mały, że Stuart postanowił zamknąć budynek dopóki za dwa dni nie nadejdzie dostawa. Dziewczyny były z tego powodu zadowolone, gdyż miały więcej czasu dla siebie, ale Justin musiał przez dwa dni znaleźć sobie coś na zastępstwo dla pary obuwia.
Przyjaciółki zgodnie stwierdziły, że lepiej będzie, jeżeli nie będą się pałętać po mieście, gdy jest ciemno. W dodatku Candy, gdy dowiedziała się, że chłopak ze sklepu, to był ten, ktorego Amanda oraz Juliet opisywały, zarzekła się, że nie będzie się narażać na jego towarzystwo, a skoro może się pałętać o tej godzieni ulicami, lepiej zostać w domu.
- Dobra, to polewaj - Candy podstawiła kieliszek pod butelkę z winem, które Amanda staranie rozlała do szkieł. Jeden z nich wzięła i po przybiciu toastu z przyjaciółką, wyzerowała. - No, no - rudowłosa kiwnęła głową z uznaniem. - Ja po takim łyku dawno bym leżała pod stołem.
- Słabiak - zaśmiała się, włączając telewizor i przełączyła kanał na wiadomości. Gdy leciał artyukuł o tym, że wywóz śmieci zostanie zreformowany na inne dni tygodnia, Amanda jęknęła. - Zapomniałam wystawić kosza, jutro śmieci.
- Ja pójdę - Cand dopiła wino, po czym wstała i ubrała swój ulubiony, szary sweterek z wiązaniami po bokach. - A ty polewaj - puściła oczko do przyjaciółki, która uniosła butelkę na znak zgody.
Zimny powiem wiatru opatulił ciało rudowłosej, gdy tylko wystawiła nos za drzwi. Noce były zdecydowanie najzimniejsze w tym miasteczku, ale Candy przyzwyczajona była do niskich temperatur. Często z rodzicami wyjeżdżała w góry, lub do Norwegii. Nie lubiła ciepłych krajów, wolała odpoczywać, uodporniając się na zimno.
Podreptała w samych skarpetkach z nadrukami pand aż za dom, a potem przyciągnęła ciężki kosz do ulicy. Stęknęła, widząc, że przez furtkę raczej nie zabiorą kosza. Musiała wyjść na kamienie. Przeklnęła się w myślach za to, że nie ubrała chociaż pantofelków.
Już miała pociągnąć za kosz, gdy usłyszała czyjś kaszl.
Przestraszona znieruchomiała i spojrzała w miejsce, gdzie wydawało jej się, że słyszała hałas. Nie myliła się, ktoś tam stał. W cieniu drzew, między krzakami i pnączami stał mężczyzna, co do płci nie miała wątpliwości. Z tej perspektywy widać było, że miał na głowie czapkę, a w ręce trzymał telefon.
Obiekty wycelowany był w dom Amandy. Na ten fakt Candy sapnęła drobiozgowo. Niestety zwróciła tym uwagę chłopaka, który obrócił głowę w jej stronę. Przełknęła ślinę, ale nie dała się zwariować. Była blisko domu, poza tym umiała się bronić na jakby co.
- Kim jesteś? - zaoytała, chociaż miała podejrzenie, że to Bieber. Myśli spełniły się, gdy chłopak wyszedł z krzaków prosto pod światło latarni, która oświetlała ciemność tak niesmiało, jakby to były jej ostatnie dni.
Nic nie odpowiedział, a jedynie poprawił swoją czapkę i odkaszlnął w pięść.
- Kim jesteś?! - niemalże krzyknęła. Chłopak oblizał usta, przeniósł wzrok na dom i zrobił jeszcze jedno zdjęcie. W ogóle nie przejmował się obecnością dziewczyny, która zgłupiała do reszty.
Dziwiło ją to, że nie ukrywał się, wyszedł z cienia i się jej ujawnił, a potem bezczelnie zrobił zdjęcie domu Amandy. To wszystko nie składało się w żadną sensowną całość, ale jedno Candy wiedziała na pewno - Amanda miała rację, gdy zobaczyła Justina, wiedziała, że musi poznać, co kryje się w jego umyśle.
✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄
Cornflower Wastes - miasteczko w Kalifornii, gdzie rozgrywa się akcja.
Dłuższy rozdział, co wy na to, żeby teraz takie wychodziły?
Ma on 2440 słów 0.0
Wolicie takie po tysiąc czy takie jak te? Dajcie znać w komentarzu ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top