[26] Niewdzięcznica


Znienawidzicie mnie po tym rozdziale... ;-;



✄✄✄✄✄✄✄✄


Justin całował mnie żarliwie, podsycając płomień, który wskrzesił się między nami. Maltretował moje biedne, obolałe usta, pieści sutki, które miały dość, szargał nerwy, całkiem nieświadomy mojej krzywdy. 

Pod powiekami czułam wzbierające się łzy, ale nie pozwoliłam im wypłynąć na rozgrzane policzki. Czułam to jak gwałt. Przecież tego nie chciałam. Za to on chciał. Cholernie chciał.

Poczułam usta blondyna, które łapczywie zasysały skórę między moimi piersiami. Z jednej strony cieszyłam się, że dał im spokój, ale z drugiej moje nerwy nie wytrzymywały takiego stresu jakim mnie wtedy obdarzał. 

Starał się mnie rozluźnić szeptami, pocałunkami, ale co  tego, gdy ja tego wszystkiego po prostu nie chciałam?! Lubiłam seks, bardzo lubiłam... Jednak tego nie można było nim nazwać. To był gwałt.

- Justin, czekaj, nie - stawiałam opór. Za każdym razem kończyło się to w taki sam sposób. Nic z tym nie mogłam zrobić. Justin trzymał mnie w swoich sidłach, a ilekroć kazałam mięśniom go odepchnąć, on już o tym wiedział od kilku sekund i był w stanie mnie powstrzymać. 

Jak zaślepiony rządzą musiał być?

- Co to było? - uniósł głowę, gdy usłyszał pisk opon gdzieś za oknem.

Dzięki ci Boże!

- Pewnie jakiś cwaniak za kierownicą - zapewniłam go drżącym z emocji głosem. Kurwa, potrzebowali tyle czasu, żeby się zjawić?! Justin przeleciałby mnie w tym czasie pięć razy, gdyby nie zależało mu na moim zdrowiu.

- Cwaniak? Tutaj samochody to rzadkość - podniósł się na kolana i spojrzał na okno, które na szczęście było zasłonięte roletą. 

- Justin, to nic - usiadłam, łapiąc dłonią jego kark. Spojrzał na mnie tak intensywnie, że zakręciło mi się w głowie. Musiałam dać czas. Potrzebowali jeszcze chwili. - Chodź - pogłaskałam miękkie włoski na jego karku. Oblizał usta, zastanawiając się nad czymś, ale ostatecznie jego mina zmiękła i pochylił się, na nowo łącząc nasze usta. 

- JUSTINIE BIEBERZE! 

Wzdrygnęliśmy się na donośny krzyk z megafonu. Justin przez przypadek ugryzł mnie w wargę, z które zaczęła sączyć się strużka krwi. 

- WYJDZ Z PODNIESIONYMI RĘKAMI!

- Kurwa - mruknął, schodząc z łóżka. 

Idioci! Nie mogli tego zrobić cichaczem?!

- Justin! - krzyknęłam za nim, bo pobiegł po swoje spodnie i je na siebie ubrał. Gdy zapiął rozporek, z tylnej kieszeni coś wypadło. 

Rozszerzyłam oczy, patrząc na przedmiot. 

Telefon. 

Justin spojrzał na urządzenie, po czym pochylił się i je podniósł. Gdy przeniósł na mnie wzrok, widziałam w jego oczach zrozumienie. 

- Wydałaś mnie.

- Nie, nie... - kręciłam głową, posuwając się wzwyż łóżka, jakbym mogła w tej sposób uciec od jego złości. 

- Wydałaś mnie! - podniósł ton swojego głosu, a ja podskoczyłam ze strachu. Łzy gnieżdżące się pod moimi powiekami znalazły się na rozgrzanych policzkach, parząc jak mnóstwo czerwonych mrówek. - Jak mogłaś to zrobić?! Po tym wszystkim co dla ciebie robiłem?!

- Co dla mnie robiłeś?! - krzyknęłam przez łzy, gdy blondyn wziął pistolet z szafki. 

On tam cały czas był?!

- Dbałem o ciebie! Karmiłem, opatrywałem rany! Zabiłem dla ciebie swoją własną siostrę! Byłem gotów skoczyć za tobą w ogień! Wszystko bym dla ciebie zrobił ty niewdzięczna kurwo!

Równocześnie z jego krzykami, moimi łkaniami i ciężkimi oddechami nas oboje, dało się słyszeć przytłumione dźwięki i dobijanie się do drzwi. 

- Nie prosiłam cię o to! Robiłeś to wbrew mojej wol... - zamilkłam. Wycelował we mnie bronią i odbezpieczył ją. Po jego policzkach również ściekały słone łzy goryczy. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie i sprawiło mi to większy ból niż to, że we mnie celował.

- Ratowałem cię przed tym światem - mówił już spokojniej, ale jego głos był chrypły, ledwo go rozumiałam. - Chciałem cię chronić, Amanda. Kocham cię, zawsze to robiłem. 

- Ale ja nie... Justin - pociągnęłam nosem, cały czas kręcąc głową. 

Nagle rozległ się huk wywarzania drzwi i krzyki. 'Do pokoju', 'ty przodem', 'czysto'. 

- Justin, nie! - zerwałam się jak poparzona, gdy blondyn wycelował w jakiegoś młodego policjanta, który przerażony stanął w progu. Widać było, że dopiero co zaczynał służbę. Może to była jego pierwsza, tak poważna akcja. 

To były milisekundy. Chwyciłam broń oburącz, Justin pociągnął za spust, a pistolet wypalił. Nawet nie wiedziałam gdzie. Wyrwałam mu broń krwawiącymi rękami i wycelowałam gdzieś przed siebie, a potem nacisnęłam spust i w pokoju ponownie rozległ się przeraźliwy huk, ale ten był o wiele głośniejszy. 

Wszystko było jak w spowolnionym tempie. Widziałam przerażoną twarz policjanta, który cały czas stał z szeroko otwartymi oczami. Widziałam Justina, który zamknął oczy i upadał. Upadał i upadał jak w otchłań. Pistolet wypadł mi z rąk w tym samym momencie, gdy ciało blondyna zderzyło się z zimną podłogą. 

Słyszałam już tylko mój przeraźliwy płacz i krzyk.

- JUSTIN! - załkałam, padając na kolana. Przeczołgałam się do niego i chwyciłam jego policzki, potrząsając jego głową. - Nie! Justin! Przepraszam! NIE OPUSZCZAJ MNIE, JUSTIN! - wrzask niósł się po domu, albo i po całym mieście. 

Dławiłam się własnymi łzami i wyrywałam policjantom, którzy próbowali odciągnąć mnie od chłopaka z raną postrzałową w klatce piersiowej. Miał zamknięte oczy, był taki blady. Chciałam, żeby na mnie spojrzał. Ten jeden cholerny raz... Żeby na mnie popatrzył...



✄✄✄✄✄

... Znienawidziliście mnie? ;-;






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top