[25] Wezwanie
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i usiadłam na łóżku, ocierając łzy.
Justin wszedł, od razu lustrując mnie uważnym wzrokiem. Siliłam się, żeby nie okazać skruchy, ale zaróżowione policzki i ślady po łzach skutecznie zniszczyły moje starania.
- Co się stało? - chłopak ukląkł przede mną i położył dłonie na moich kolanach. Nie patrzyłam mu w oczy, nie chcąc ponownie się rozpłakać. Justin jednak dobrze wiedział, że wystarczy wsunąć palce pod mój podbródek, abym spojrzała mu w oczy.
- Nic - odwróciłam głowę.
Wtedy Justin chwycił moje policzki w dłonie i nakierował mi twarz w swoją stronę. Zabolało mnie tak nagłe posunięcie, ale nic nie powiedziałam.
- Powiedz mi.
W jego oczach nie było widać żadnej wyraźnej emocji. Tak, jakby wyprał swoją duszę. Zagryzłam wargę, nie myśląc jak to na niego zadziała.
- Skoro nic - zsunął wzrok na moje wciąż zagryzione wargi i oblizał swoje. Cholera, nie. Nie o to mi chodziło... Uchyliłam usta, aby się sprzeciwić, powiedzieć coś więcej, ale Justin był szybszy i wpił się w nie jak wygłodniały narkoman na widok koki.
Zadrżałam zaciskając usta. Boże... Co on robił? Gdzie ten opiekuńczy książę?
Justin przesunął językiem po moich wargach, licząc, że ustąpię i rozchylę przed nim usta, ale tak się nie stało. Jeszcze raz spróbował, a gdy i to zakończyło się fiaskiem, blondyn zdenerwował się i samodzielnie rozchylił moje wargi swoim językiem.
Zacisnęłam mocniej powieki, czując jak jego język penetruje moje usta. Nie zamierzałam być mu uległa. Nie całowałam się pierwszy raz, ale czułam się przy nim jak biała dziewica. Zupełnie zesztywniałam, nie pamiętałam jak powinnam się zachować w takiej sytuacji.
Siedziałam spięta jak struna, podczas gdy Justin gładził dłońmi moje sztywne ramiona. Ani trochę mi to nie pomagało w opanowaniu emocji. Za to chłopak stawał się coraz bardziej napalony.
- Rozluźnij się, nie gryzę - wymamrotał w moje usta, nie przerywając pocałunku. Chociaż nie można tego było nazwać całowaniem, skoro tylko on poruszał wargami.
Przeniósł żarliwe pocałunki na moją szyję, dodatkowo liżąc oraz zasysając mi skórę. Sprawiało by mi to przyjemność, gdyby nie fakt, że lada moment miał się stawić tu cały szwadron policyjny. Przynajmniej miałam taką nadzieję, że tak się stanie. Mój ojciec... Nie chciał mi uwierzyć, ale przytkało go trochę, gdy usłyszał mój płacz. Ostatecznie nie wiem na czym stanęło, byłam taka roztrzęsiona.
Musiałam go jakoś zatrzymać, żeby nie skojarzył, że jest coś nie tak. Było nie tak, było okropnie, ale musiała to znieść.
To się skończy... Zaraz... Za chwilę się skończy...
Odchyliłam głowę w bok, aby dać mu więcej miejsca do popisu, co spotkało się z jego pomrukiem zadowolenia. Przyssał się do mojej skóry, tworząc malinkę. Zasyczałam z lekkiego bólu.
Nagle Justin wstał. Wzdrygnęłam się lekko, ale nie miał szans tego zauważyć, bo właśnie był w trakcie zdejmowania koszulki.
Uchyliłam usta, widząc jego umięśnioną klatkę piersiową, silne ramiona i solidne barki. Bałam się, dłonie mi drżały, ale nie dało się ukryć, że blondyn działał na moje instynkty. Przełknęłam ślinę, gdy nasze spojrzenia się zblokowały. Podniecenie, dzika rządza biły z niego na kilometr.
- Skarbie - ponownie zniżył się do mojego poziomu. - Nie bądź taka ponura. To ma być nasza chwila - ujął moje policzki w swoje duże, męskie dłonie. Poczułam się bezpieczniej. Przymknęłam powieki na to uczucie, tak bardzo tego potrzebowałam.
Musnął moje usta swoimi, po czym wstał, a gdy uniosłam na niego wzrok, sięgał do mnie. Chwycił skrawki swojej bluzki, którą nosiłam na sobie i uniósł je. Chwilę później ubranie wylądowało gdzieś za plecami chłopaka, a sam on pochylił się.
Myślałam, że chce mnie pocałować, ale on po prostu się na mnie położył w taki sposób, że musiałam przesunąć się na plecy, aby nasze ciała się nie spotkały. To zdało się być na nic. I tak docisnął mnie swoim ciałem.
Połączył nasze usta w odważniejszym pocałunku, który bezmyślnie oddałam.
Nasłuchiwałam tylko, czy nie słychać syren, ale niczego takiego nie słyszałam...
Nadal byłam sztywna, nie ugięta. Justin nie miał ze mną łatwo, gdy dotykał moje ciało, bo było ono tak spięte, że przesuwanie po nich ręką równało się z dotykaniem kamieni. Masował mi brzuch, ramiona, szyję. Wszystko, żeby tylko mnie trochę rozluźnić. Niestety nic nie dawało zamierzonego efektu, a wręcz jeszcze bardziej mi się przewracało w żołądku.
Poczułam dłoń, która wślizgnęła mi się w zwieńczenie ud. Sapnęłam, odchylając głowę. Instynkty działały na moją niekorzyść.
✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄✄
Krótki, ale nie mam ostatnio czasu...
Liczę, że podczas majówki nadrobię rozdziały
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top