[14] Aaron

Jednym, szybkim ruchem rozbił szybę, torując sobie drogę do wnętrza domu. 

Para w objęciach zastygła w bezruchu, gdy do ich uszu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła. Oboje dyszeli, nie chcąc przerywać chwili namiętności, ale gdy skrzypnięcie dobiegło z kuchni, podnieśli się jak poparzeni.

- Co to było? - Amanda zasłoniła swoją nagość koszulą kochanka. 

- Nie wiem, ale zaraz się dowiem - Aaron chwycił figurkę drewnianego kota i tak uzbrojony zakradł się do drzwi. 

Amanda stała cały czas przy kanapie, patrząc na chłopaka, który przyległ plecami do ściany. Jego naga klatka piersiowa pokryta warstwą potu błyszczała, odbijając światło lamp.

Gdyby nie była przerażona, mogłaby się zastanowić nad jego ciałem, mięśniami... Ale w sytuacji, gdy drzwi od kuchni otworzyły się z hukiem, nie było już nad czym się zastanawiać.

- Jus... - zaskoczona, nie zdążyła wypowiedzieć imienia chłopaka, który wtargnął do salonu.

Jego klatka piersiowa unosiła się wraz z szybkimi oddechami, a twarz wyrażała tyle emocji, że Amadzie zakręciło się w głowie.

Jeszcze nigdy nie widziała u Justina jakiekolwiek emocji. W tamtej chwili musiała się zmierzyć z mieszanką niemalże wybuchową.

Zaciśnięta pięść Justina uderzyła prosto w twarz Aarona, którego cios Bieber zablokował.

- Justin! - Amanda rzuciła się na chłopaków. Chciała ich od siebie odciągnąć, ale oboje ją odepchnęli.

- Nie podchodź - powiedzieli w tym samym momencie, mimo, że zdyszani, zakrwawieni, ale spojrzeli po sobie z zaskoczeniem.

- Już od dawna miałem zamiar się ciebie pozbyć - mruknął Bieber, podchodząc do leżącego chłopaka.

- O popatrz, te same plany miałem co do ciebie - Aaron spojrzał pomiędzy nogi Biebera, gdzie zobaczył swoją broń, figurkę kota. Amadna stała obok niej, patrząc na całą sytuację.

Wychwyciła spojrzenie chłopaka i przeniosła wzrok tam, gdzie sam patrzył.

- Z tym, że ja zrobię to pierwszy - blondyn wyciągnął zza paska broń, która połyskiwała w oczach Aarona.

- Justin - Amanda ponowiła próbę zwrócenia na siebie uwagi chłopaka, ale nie spojrzał na nią. Słuchał, bo zastygł w bezruchu, patrząc w oczy coraz bardziej zestresowanego Aarona. - Nie rób czegoś, czego będziesz żałować - zagryzła wargę, kiedy prychnął śmiechem. Tak gorzkim, że poczuła dreszcze na karku.

- Maleńka, jedyne, czego w życiu pożałowałem, to tego, że zostawiłem cię z nim sam na sam.

- Ona nie jest twoją własności, Bieber - warknął Aaron w stronę Justina.

- Jest, zawsze była.

- Czemu ja? - dziewczyna rozłożyła ręce z bezradności. Bieber przeładował broń, przez co Aaron jak i Amanda przełknęli ślinę.

- Dowiesz się. Jeszcze nie teraz, ale się dowiesz.

Schyliła się powoli. Tak, aby nie miał szans tego zauważyć. Chwyciła figurkę w dłoń.

- Myślisz, że jak mnie zabijesz, to nikt niczego nie zauważy? Że Amanda będzie z zabójcą? W przeciwieństwie do ciebie nie jest jebaną psychopatką!

Justin uśmiechnął się pod nosem.
- A co? Może t...

Figurka trafiła prosto w głowę Biebera.

- Amy! - krzyknął Aaron, podnosząc się z podłogi. Chwycił rękę ogłoszonego chłopaka, który szarpnął się, ale nic oprócz tego nie zrobił.

Jego wzrok był zamglony, pełen czarnych plamek i kropek. Aaron chwycił broń, która nadal tkwiła w ręku blondyna. Próbował ją wyszarpnąć, ale Bieber okazał się być całkiem silny. Odzyskał zdolność widzenia i od razu odepchnął Aarona na bezpieczną odległość. 

Ten jednak niezrażony chwycił ozdobny świecznik, zamachnął się i był pewny, że Bieber po tym już nie wstanie, ale w tej samej chwili rozbrzmiał potężny huk. 

Czas zatrzymał się, wszyscy zastygli w bezruchu. Spojrzenie Aarona skrzyżowało się z Justinem, który tylko czekał aż czas ponownie ruszy. 

- Aaron! - Amanda załkała, rzucając się do chłopaka, przy tym potrącając ramię Justina. - Boże, Aaron - próbowała go przytrzymać, gdy traci grunt pod nogami, ale była za słaba. Zbyt przerażona widokiem krwi rozprzestrzeniającej się na jego ciele.  

Załkała, kiedy jego wzrok zsunął się na brzuch, gdzie widać było ślad po wbiciu się kuli. 

- Patrz na mnie - poprosiła, nakierowując jego twarz na swoją. Miał uchylone usta, jakby chciał cos powiedzieć, ale nic oprócz stęknięcia nie wyszło z pomiędzy jego warg. - Nie, nie, Aaron... - łzy wydostały się z jej oczu, spływając na policzki, a w końcu skapując na blednącą skórę chłopaka, którego głowa spoczywała na udach dziewczyny.

Uniósł drżącą dłoń. Dotknął nią jej zimnego lica. Coraz więcej słonych łez opuszczało jej oczy. Dławiła się nimi. Zacisnęła oczy, gdy poczuła jego zimny dotyk. Chwyciła jego dłoń, która spoczywała na policzku. Splotła z nim palce i patrzyła jak jego gasnące spojrzenie pilnie bada jej oczy. 

Powieki stawały się coraz cięższe, coraz mniej nadziei pozostawało mu w oczach, aż przyszedł moment, kiedy rzucił jej ostatnie spojrzenie, wydał z piersi ostatni oddech. Ucichł. 

- Nie - szepnęła, patrząc po jego bladej twarzy. Nie odnalazła oznak życia. Wyglądało to tak, jakby zamarzł, czekając aż ktoś go ogrzeje. - Aaron, nie, nie zostawiaj mnie - chwyciła za jego policzki, które lekko poklepała. Nie obudził się. - Aaron!

- Amanda... 

- To przez ciebie! - rzuciła się na Justina, ale nie było to dla niego zaskoczeniem. Okładała go pięściami, płakała, krzyczała i błagała tak, jakby miał wpływ na przywrócenie chłopaka do życia. 

Położył dłonie na jej lędźwiach, lekko dociskając. Gdy opadła z sił, oparła się o jego pierś, którą nasączała własnymi łzami. 

Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, ugięły się pod nią. Bieber poczuł, że dziewczyna osuwa się, więc złapał ją pod kolanami i za plecami. Podniósł ją jak księżniczkę i zaniósł na kanapę.

Była jak szmaciana laleczka - nie ruszała się, ledwo oddychała, patrzyła jak Justin podchodzi do Aarona, klęka obok jego ciała, przysłaniając jej widok na martwe ciało. Nie widziała dokładnie ruchów chłopaka, ale poruszał rękami. 

Potem wstał i wyciągnął telefon. 

Nie słyszała co mówi, a gdy spojrzał na nią przez ramię, widział, że mu się przyglądała. Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy odłożył telefon do kieszeni i pokierował się w jej stronę. Jego oczy wyrażały miłość, współczucie, ale i pewność siebie. 

Westchnął, podciągnął spodnie w kroku i ukląkł obok kanapy. Patrzyła na niego załzawionymi oczami, wypranymi z emocji. Wyciągnął dłoń, czego się nie zlękła, było jej wszystko jedno, więc gdy zaczesał jej włosy za ucho, nawet nie mrugnęła. Pogłaskał jej zimny, wilgotny policzek i pomyślał, że dzisiaj miała za dużo wrażeń. Powinna odpocząć - pomyślał. Chciał ją przenieść do sypialni, ale wtedy się odezwała. 

- Nienawidzę cię.

Uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach.

- Nie - kolejny raz usłyszała uczucia w jego głosie. Czułość, miękkość i delikatność. W tamtej chwili wolała, żeby nadal był pozbawiony emocji, żeby jej nie dotykał... Żeby był niewykrywalny.

- Nie nienawidzisz mnie, jesteś zmęczona - gładził jej lico. Ledwo wyczuwała jego dotyk, ale miała wrażenie, że ją palił żywcem. Tak samo jego wzrok. 

- Zabiłeś Aarona...

- Sam się zabił - zmienił ton głosu na surowy. - Gdyby nie wtykał ryja w nie swoje sprawy, nic by u nie było, ale on oczywiście musiał się do ciebie dobrać. Musiał. Gdyby trzymał kutasa w spodniach, nadal by żył. 

- Jesteś potworem Justin - pokręciła głową i zdołała się unieść na łokciu. - Nie ważne co teraz zrobisz, ani powiesz. Zabiłeś człowieka, zabiłeś go... Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy. 

Kiedy uniosła wzrok na jego oczy, nie widziała już czułości, ani miłości. Był... Obojętny. 

Wstał.

- Jesteś zmęczona - z tymi słowami odszedł do kuchni. Nic już nie słyszała, nie czuła, nie widziała. Była laleczką.

Usłyszała kobiecy głos, ale nie interesowało ją kto był jego właścicielem. Była już obojętna i to ją bolało najbardziej. Zamieniała się w osobę, którą był Justin. Nieczuła na wydarzenia, surowa dla ludzi. 

Kiedy ponownie otworzyła oczy, Aarona już nie było. Nie było też śladu po walce, jaka się stoczyła w salonie. Przez chwilę wydawało jej się, że to tylko sen. Chciała wstać, iść do Aarona, do sklepu i go mocno przytulić. Opowiedzieć mu o tym, jaki okropny sen miała. 

Wtedy wszedł Justin. 

A za nim...

- Juliet? 

Dziewczyna spojrzała na Amandę, ale nie widać było tego uśmiechu, który zwykle grał na jej ustach.

- Masz - Justin wręczył jej banknot dwudziestodolarowy, a później zamkną za nią drzwi na klucz, gdy opuściła dom. 

- Justin - jęknęła Amanda, zaraz przed tym, kiedy miał zniknąć w kuchni. Popatrzył na nią wyczekująco. - Dlaczego? Wytłumacz mi to wszystko, proszę.

Jej twarz przybrała słabego wyrazu. Taki obraz podziałał na Justina, nie mógł znieść tego, że jego księżniczka cierpiała. Chciał podejść i ją przytulić, ale wiedział, że jeszcze nie może. Jutro już będzie mógł, wiedział to i ta myśl napawała go energią do działania. Musiał się spieszyć. 

- Jutro się dowiesz, księżniczko, teraz odpocznij. 


***


Od dwóch godzin udawała, że śpi. Leżała zwiotczała, oddychała spokojnie. Nawet, gdy podnosił ją i przekładał w inne  miejsce. Nie znalazła jednak odwagi, żeby otworzyć oczy i zobaczyć, gdzie jest. 

Było cicho, ciemno. 

Leżała tak, oszukując samą siebie, że śpi. Przed oczami miała Aarona na jej kolanach, jego dotyk, jego oczy. Miał piękne oczy. Nigdy mu tego nie powiedziała. Żałowała tych wszystkich momentów, gdy mogła mu wyznać jak piękne posiada tęczówki, jak wspaniały ma charakter. 

Jak bardzo był dla niej ważny. 



SŁOŃCE!!!!

Potrzeba mi słońca! A słońca brak i jestem zmulona... 

Dlatego rozdziały tak rzadko i takie krótkie, ale mam nadzieję, że chociaż fabułą nadrabiam <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top