[12] Znajome ramiona
Co wy na 'pytania do bohaterów'? <3
- JAK MOGŁAŚ MI O TYM NIE POWIEDZIEĆ?!
Pisk Candy był tak głośny, że nawet Harry, siedzący obok niej się skrzywił.
- Nie wiem! - Amanda od dziesięciu minut starała się bronić przed krzykami przyjaciółki, która wpadła w szał, gdy dowiedziała się o romansie z Aaronem.
- Kochanie - Harry położył jej rękę na ramieniu, ale ta ją zrzuciła.
- Pieprzysz się po kątach z jakimś chłopakiem i nawet nie powiesz o tym swojej najlepszej przyjaciółce?! Chyba już NIE jestem nią! JAK MOGŁAŚ?!
- Przepraszam!
Candy przyłożyła dłoń do czoła, mówiąc, że boli ją od tego głowa i nie ma już dzisiaj ochoty na wyjaśnienia, więc pogadają jutro. Z tymi słowami zakończyła połączenie. Pierwszy raz w życiu nie pożegnał się ze swoją przyjaciółką.
Amanda patrzyła nieobecnym wzrokiem na monitor, który wyświetlał czerwony napis 'połączenie zakończone'.
Westchnęła ciężko, opierając głowę na zagłówku. Będzie długo przepraszać, wiedziała to. Ale przed wyjazdem ustaliły, że nie będą się kłócić z powodów braku czasu, a w tamtym momencie właśnie to zawiniło.
Amanda nie miała czasu na pogaduszki z kimkolwiek oprócz Aarona i czasami też Juliet. Aby rozmawiać z Candy trzeba było wyczuć moment, złapać zasięg. Nie zawsze był na to czas. Nie zawsze ochota.
- Nie tylko ty nie masz już siły - zamknęła laptopa, odłożyła go na bok i wstała ślamazarnie z łóżka. W łazience umyła twarz, zęby, przebrała się, a następnie wyszła w koszulce Nirvana, gotowa zapaść w sen, który byłby ukojeniem dla jej zszarganych nerwów.
Wsunęła się pod kołdrę, okryła kocem, a potem zgasiła lampkę nocną i zamknęła oczy. Sen jednak nie przyszedł tak szybko, jakby się tego spodziewała. Z jakiegoś powodu za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała wszystkie postaci z horrorów, jakie kiedykolwiek obejrzała.
Nigdy nie miała problemu z baniem się takich rzeczy - wiedziała, że to tylko postać wymyślona przez jakiegoś zdolnego, psychicznego człowieka, a gdy jakieś postaci faktycznie się obawiała, starała się myśleć ile ludzi musiało pracować i jak ciężko, żeby powstała taka osoba.
To pomagało. Ale nie wtedy, gdy leżała w łóżku, pokryta ciemnością, wsłuchująca się w najmniejszy hałas.
Zdziwiasz - skarciła się w myślach, ale pomimo tego nadal nie mogła zamknąć oczu.
Nagle jej serce przyspieszyło, oddech szarpnął. Coś usłyszała. Wyraźny szmer, jakby pocieranie o ścianę. Uniosła głowę, rozejrzała się. Niczego nie zauważyła. Okno było zasłonięte, więc nie mogła niczego dostrzec.
Trwała chwilę z podniesioną głową. Aż szyja zaczęła ją boleć. Ale musiała mieć pewność, że szmer się nie powtórzy. I faktycznie - było cicho.
Przez chwilę.
Kilka minut później znowu szmer, po nim następny - głośniejszy.
Już nie było żartów, coś skrobało po ścianie jej domu. Z szeroko otwartymi oczami modliła się, żeby to się skończyło. Albo, żeby Aaron wszedł i ją przytulił. Cokolwiek, byle by się tak nie bała.
Paraliż przejął jej ciało. Roleta podniosła się, poczuła na skórze zimno, wywołane podmuchem powietrza.
Rany boskie - myślała, zaciskając oczy. - Ktoś jest w moim domu! RANY BOSKIE!
Chłód zniknął, przez chwilę był spokój. Pomyślała nawet, że może się jej zdawało. Chciała się przewrócić na bok, ale sekundę przed tym poczuła, jak ktoś dotyka jej ramienia. Naprawdę się bała. Ten ktoś miał zimne, szorstkie dłonie. Wyrobione pracą, znała taki dotyk, w końcu pochodziła ze wsi.
Cała się trzęsła, podczas gdy nieznajoma osoba przeciągnęła dotyk przez cały jej policzek, na szyję. Postać powtórzyła ten ruch jeszcze dwa razy, ale robiła to tak delikatnie, że Amanda była pewna, że gdyby spała, nic by nie poczuła.
Naprawdę nie wiedziała co się z niż działo... Obróciłaby się, przywaliła temu komuś i uciekła, dzwoniąc na policję, ale nie mogła. Zwyczajnie nie umiała się poruszyć. Jakby straciła władzę nad ciałem. Jedyne, co mogła, to trzymać ciało spięte, aby je nieco uspokoić.
- Moja maleńka.
Dech zaparł jej w piersiach. Znała ten głos. Nie miała pojęcia skąd, ale go kojarzyła. Przed oczami przeleciały jej wszystkie osoby, które mogły posiadać taki ton. Męski, zachrypnięty. Była w nim jednak nuta czegoś przyjemnego... Coś jak czułość?
Tak bardzo skupiła się na głosie nieznajomego, że prawie dostała zawału, gdy łóżko za jej plecami się ugięło. Wtedy już wiedziała, że choćby chciała, nie obroni się. Był zbyt blisko, powstrzymałby ją z łatwością.
Pozostało jej jedynie leżeć na boku i czekać na to, co nadejdzie.
Położył się obok niej.
Okej, nie tak źle, nie dotyka mnie - pomyślała.
Zaraz potem zobaczyła ramię, które ją obejmuje w pasie. Było męskie, wyrzeźbione. Jego ramię było takiego rozmiaru, jak jej udo! Bała się, ale jednocześnie była w podziwie. Widziała tatuaże, pokrywające skórę napastnika.
Może pomylił domy?
Poczuła, jak przysuwa się do jej pleców. Czuła jego oddech na karku. Ciepły, łaskoczący oddech. Prawie pisnęła, gdy ujął jej dłoń w swoje wielkie łapsko.
Miała na wpół przymknięte powieki, żeby móc widzieć co się dzieje, ale aby nie wzbudzić podejrzeń osoby, która najwyraźniej była przekonana o jej śnie. Nic nie mówił, jedynie leżał, głaskając kciukiem wierzchnią stronę dłoni dziewczyny.
Przez chwilę poczuła się bezpiecznie w jego ramionach. Miała dziwne uczucie, że już gdzieś te ramiona widziała.
I nagle ją olśniło.
Otwarła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie działo. Niekontrolowanie poruszyła się. Przestraszona, że da mu znać, że nie śpi, znieruchomiała. Justin też. Trwali tak kilka minut, aż ponownie odżył. Tym razem przeniósł dłoń z jej ręki na ramie. Przesunął po nim delikatnie, aby jej nie zbudzić, chociaż nie spała.
Gdy zobaczył, że nie poruszyła się przy jego działaniu, zdecydował, że spróbuje czegoś innego. Wsunął dłoń pod kołdrę, położył ją na jej rozpalonej skórze biodra, które pozostało odkryte przez podwiniętą koszulkę.
Myślała, że zaraz posunie się dalej, zrobi coś, co zdecydowanie będzie przesadą. Miała zareagować. Już nawet się poruszyła, ale wtedy odsunął się. Wstał i odszedł do łóżka.
Wykorzystała okazję i przewróciła się na bok.
Justin nawet na nią wtedy nie spojrzał, wiązał sznurówki. Widziała jak jego - jak zwykle niesforna - grzywka opada mu na oczy, ograniczając widok. Odgarnął włosy w tył, po czym wstał i wziął kurtkę z podłogi.
Otworzył okno i wyszedł.
Wszystko to robił tak cicho, niewykrywalnie. Amanda przestraszyła się. Dzisiaj nie mogła spać i była pewna, że nie zrobi tego przez kilka najbliższych nocy. Na pewno nie w swoim domu. Z resztą w żadnym miejscu by tego nie zrobiła w strachu.
Co powinna zrobić?
Zadawała sobie to pytanie, wciąż patrząc w okno, za którym zniknął Justin Bieber.
***
Wziął kolejnego łyka wody i zakręcił butelkę. Od kilku minut nie spuszczał wzroku z Amandy, która od rana zachowywała się dziwnie.
Dwa razy upuściła klucze, zanim otworzyła sklep, potrąciła chłopaka, przymierzającego buty, upuściła pudełka z butami wartymi po 200 dolarów, przez co trzeba było je naprawiać, a do tego ciągle była rozkojarzona.
Chciał z nią porozmawiać, ale mieli taki natłok pracy, że ledwo wyrabiali we trójkę. Tak, tata Aarona również musiał przyjść. Inaczej nie dali by sobie rady.
Akurat Amanda pochylała się, żeby dostać odpowiedni rozmiar butów dla klienta. Gdy się podniosła, uderzyła w mężczyznę. Wyglądało to tak, jakby zapomniała, że za nią stoi, wyczekując obsłużenia.
Aaron pokręcił głową, widząc jak szatynka stara się wytłumaczyć z zaistniałej sytuacji. Podszedł do nich szybkim krokiem.
- Przepraszam, proszę - podał zaskoczonemu mężczyźnie pudełko, które trzymała załamana Amanda. Zdecydowanie coś było z nią nie tak i musiał się dowiedzieć o co chodziło.
Zanim którekolwiek z dwójki zdążyło się odezwać, pociągnął Amandę na zaplecze, pokazując tacie, że zaraz wracają. Dziewczyna nie opierała się, szła za nim jak szmaciana laleczka. Z resztą tak w tamtej sytuacji się czuła.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał spokojnym tonem. Jego celem nie było dobijanie jej jeszcze bardziej, a dowiedzenie się co się stało, bo coś musiało, skoro diabeł zamienił się w aniołka. I to w jedną noc.
- Nic, co ma się dziać? - założyła kosym włosów za ucho. Nie spojrzała mu w oczy ani raz odkąd się zobaczyli tamtego dnia.
- Amanda, nie udawaj, znam cię od dziecka i widzę, że w ogóle dzisiaj nie myślisz. Jesteś jakaś dziwna, rozkojarzona.
- Nie spałam w nocy - wyznała. Nie miała jednak zamiaru wspominać mu o wizycie Biebera. Była pewna, że Aaron zabił by za to chłopaka, zrobiłaby się afera i całe miasto żyło by tą historią, a ona uważała, że ma jeszcze resztki godności, żeby je zatrzymać dla siebie i samemu sobie z tym poradzić. Z nim poradzić.
- Czemu?
Zagryzła wargę, a na jej blade policzki wpłynął delikatny rumieniec. Chwilę to trwało zanim z jej ust wyszła cicha odpowiedz.
- Oglądałam horror i się przestraszyłam. Coś hałasowało w nocy przed moim domem, więc się bałam i spędziłam całą noc słuchając, czy to coś mnie nie zje - mówiła, a słowa wychodziły z jej ust tak gładko, jakby były prawdą.
Aaron zmrużył oczy, jakby nie był pewny, czy jej słowa to prawda. Założył ręce na piersi. Wydawał się wtedy jeszcze większy niż był w rzeczywistości, potężniejszy i silniejszy. Mimo to Amanda bała się w tamtym momencie każdego i nie ważne było, czy jest duży, czy mały.
- No dobra - odetchnęła z ulgą, słysząc te słowa. - Ale czemu w takim razie nie zadzwoniłaś do mnie?
- Nie chciałam cię budzić? - wyszło jak pytanie, na co przymrużyła jedno oko. Na szczęście Aaron też był tego dnia zmęczony. Głównie stresem. Przytaknął, przeczesując włosy.
- Następnym razem dzwoń.
- Dobrze - uśmiechnęła się blado. Chłopak popatrzył na nią. Widział w niej tą małą dziewczynkę, która bała się spać przy zgaszonym świetle, więc przychodziła do jego pokoju. Tą, która zaczynała z większymi w szkole, a później chowała się za nim, licząc na schronienie. To była ta sama, krucha istotka. Tylko wyrosła nad nią bariera, która miała sprawiać wrażenie, jakby Amanda była niepokonana, odważna, silna. Taka była, ale do czasu.
Odwzajemnił jej uśmiech, a później wziął ją w objęcia, całując czubek jej głowy.
Wtuliła się w niego, zaciskając powieki. Było jej strasznie źle przez to, że go okłamywała. Ale to było dla jego dobra. Gdyby poszedł rozliczyć się z Bieberem, nie wiadomo co by się stało. Może już by nie wrócił. Na to nie mogła pozwolić, nie mogła go stracić.
Odchyliła głowę, chcąc spojrzeć w jego matowe oczy, dające jasno znać, że chłopak także miał dość dzisiejszego dnia. Chociaż tak naprawdę ledwo się zaczął.
- Zostaniesz ze mną w nocy?
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdała sobie sprawę, że nie zabrzmiały one tak, jak miały. Rozszerzyła oczy, gdy zauważyła, że chłopak tak samo nie wiedział jak odebrać jej wypowiedz.
- Um to-to znaczy... Nie, że... No wiesz - odsunęła się. - Tylko, um, film? Uh, wino? - uśmiechnęła się niezręcznie, drapiąc po karku.
- No jasne - odetchnął z ulgą. - Mam gdzieś w domu likier, mogę przynieść.
- Okej.
Popatrzyli po sobie znacząco i zaśmiali się.
Powrót do pracy był jak szok termiczny. Nagły, niespodziewany i zdecydowanie niechciany. Ale po rozmowie z dziewczyną, Aaron miał niesamowity zapał. Chciał skończyć ten dzień i być już razem z Amandą w jej domu, pijąc i rozmawiając o nieistotnych rzeczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top