[11] Rozlane wino
#niesprawdzony
NOONE'S P.O.V
Wróciła do domu zmęczona, obolała po ciężkim dniu pracy. Z chęcią napiłaby się wina, ale wypiła je poprzedniego dnia, więc musiała się zadowolić gazowaną wodą. Pomimo tego jak ten dzień wpłynął na jej samopoczucie, była z niego zadowolona.
Pogodziła się z Aaronem, którego złość spowodowana była kłótnią z ojcem. Nie chciał powiedzieć co było przyczyną sporu, ale Amandzie wystarczyło to, że przestał zachowywać się jak dziecko i powrócił do bycia jej ulubionym przyjacielem.
Nie była w stanie iść pod prysznic z powodu zmęczenia, chciała przeteleportować się do łóżka, ale niestety praca przy butach nie dodała jej super mocy i musiała sama pomaszerować do pokoju, gdzie padła na materac jak kłoda.
Nie zdjęła ubrań, nie rozplotła koka, makijaż także pozostał na swoim miejscu, a światło dalej się paliło. Mimo to dziewczyna zasnęła niemowlęcym snem. Nie zrobiłaby tego, gdyby wiedziała, że właśnie w tamtym momencie obiekt jej zaciekawienia, chłopak, którego starała się poznać - patrzył na nią zza okna.
Był doskonale przygotowany na tą sytuację. Ówcześnie przygotował sobie drabinę, którą ukrył w krzakach pod domem dziewczyny, aby nikt jej nie wykrył. Wspiął się na szczeble i czekał aż Amanda zapadnie w błogi sen.
Kiedy upewnił się, że dziewczyna pogrążona jest w głębokim śnie, powoli odsunął okno, przełożył nogę ponad futryną i usiadł na niej, przyglądając się cały czas Amandzie. Nie mógł sobie pozwolić na błąd. Nie teraz, gdy był tak blisko spełnienia jednego ze swoich marzeń.
Wszedł.
Zasunął za sobą okno wraz z roletą na wypadek, gdyby kogoś skusiła drabina lub zapalone światło o tej porze.
Postawił pierwszy krok wewnątrz pomieszczenia, ale szybko się zorientował, że jego buty robią zbyt duży hałas, zwłaszcza, że są nowe i nie przystosowane do stóp właściciela. Zdjął trampki, po czym powoli odłożył je za komodę.
Nic mu już nie mogło przeszkodzić. Podszedł do łóżka, na którym spała dziewczyna, niczego nie świadoma i tak niewinna w tamtym momencie. Pragnął wziąć ją w ramiona, całować jej ciało, ale wiedział, że nie może. Jeszcze nie, musi poczekać.
Oparł kolano na materacu obok niej, a wkrótce potem to samo zrobił rękami. Delikatnie, prawie niewyczuwalnie położył się na plecach. Jego oczy skanowały twarz Amandy, która była obrócona tak, że Justin miał na nią świetny widok.
Kontrolował się, bo gdyby tego nie robił, już dawno była by jego.
Ale on patrzył, nie dotykał, nawet nie oddychał, gdy jego twarz była obrócona w jej stronę, żeby nie zbudził jej cudzy oddech. I chociaż serce biło mu niemożliwie szybko, zdołał opanować wdechy oraz wydechy.
Leżał tak, nawet sam nie wiedział ile, ale gdy zaczęło świtać, niechętnie podniósł się z łóżka. Równie delikatnie.
- Mam nadzieję, że się wyspałaś, księżniczko - pogłaskał palcem jej gładki, lekko zaróżowiony policzek, a później założył buty i wyszedł tą samą drogą, którą się znalazł w sypialni.
Zbudziła się równocześnie z budzikiem, przez co jęknęła, mając ochotę wywalić urządzenie i spać dalej, ale był piątek. Ostatni dzień harówy. Będzie miała dwa dni na odpoczynek, wtedy zregeneruje ciało jak i umysł.
Tymczasem trzeba było wstać. W łazience załatwiła potrzeby, uczesała włosy, umyła twarz i zęby, ubrała się, a to wszystko w 30 minut. Potem tylko kanapka na śniadanie i ruszyła do pracy.
Tamtego dnia miała dojść dostawa, więc czekał ją nawal pracy. Ją i Aarona, który przywitał dziewczynę zaraz przy wejściu.
- Cześć piękna - ucałował jej zimny policzek. Temperatura o poranku wynosiła niewiele więcej niż ta o północy, a co za tym idzie, wszyscy chodzili w kurtkach.
- Dużo towaru? - weszli do środka. gdzie było nieco cieplej, ale nadal nie na tyle, żeby zdjąć sweter.
- Kilka paczek, ale zdecydowanie mniej niż poprzednio - rzucił jej ciepły uśmiech, przez który poczuła motyle w brzuchu. Odwzajemniła grymas.
Praca szła im całkiem nieźle przez zaczepki, śmiechy i przekomarzanie się. W sklepie nikogo nie było około godziny 12, ponieważ to pora, gdy większość ludzi była, lub dopiero udawała się do pracy. Nikt nie miał wtedy czasu na zakupy, więc nastolatki miały wolną rękę.
Gdy Juliet weszła do sklepu, Aaron i Amanda akurat byli podczas namiętnej sesji obściskiwania się. Nie usłyszeli dzwoneczka, co rozbawiło dziewczynę do tego stopnia, że z trudem powstrzymała parsknięcie.
Już chciała się do nich zakraść i ich wystraszyć, ale Aaron odwrócił głowę w jej stronę.
- Ej no! - oburzona tupnęła nogą. - Zepsułeś wszystko! - uderzyła go z pięści w ramię, na co chłopak się zaśmiał.
- Cześć - dziewczyny przywitały się całusem w policzek.
- Widzę, że praca wre - Juliet poruszyła sugestywnie brwiami. Policzki Aarona przybrały kolor rubinu. Odchrząknął.
- Ja pójdę sprawdzić co z towarem - podrapał się niezręcznie w kark, a gdy nie usłyszał sprzeciwu, poszedł na zaplecze.
Juliet rzuciła Amandzie sugestywne spojrzenie, na co ta wzruszyła ramionami z uśmiechem.
- No, no - zamruczała studentka. - Całkiem nieźle.
- Nie wiem o czym mówisz...
Amy zdecydowała, że wracając do pracy uniknie tematu, jednak Juliet nie dawała za wygrana. Oparła się plecami o regał obok przyjaciółki, przyłożyła dłoń do czoła, a drugą udawała, że obejmuje czyjąś głowę.
- Och Aaron - zaskomlała. Amanda szeroko się uśmiechnęła, ale zagryzła wargę, żeby to jakkolwiek ukryć. - Tak ,całuj mnie, oj tak.
- Przestań! - Amanda pchnęła ją w ramię i razem się roześmiały. - Jesteś okropna... I wcale tak nie było!
- Racja, faktycznie próbował pożreć ci twarz.
- Milcz - zagroziła jej placem, ale uśmiech nie pozwolił nadać temu gestowi powagi.
***
Tamtego dnia to do Amandy należał obowiązek zamknięcia sklepu, więc czekała cierpliwie na zewnątrz, podczas gdy Aaron gasił światła i upewnił się, że kasa pozostała zablokowana. Ojciec wydziedziczył by go, gdyby tak nie było.
Uśmiechnął się, idąc w kierunku drzwi, za którymi widział zmarzniętą Amandę, pocierającą swoje ramiona.
- Już - wyszedł do niej. Podał jej swoją kurtkę.
Dziewczyna popatrzyła głupio na ubranie, a potem na samego chłopaka. Skrzywiła się lekko, bo nie lubiła jak dawał jej swoje rzeczy. Co prawda było jej wtedy cieple, ale Aaron wracał do domu zmarznięty. W dodatku często zapominała mu oddać ubrań, przez co praktycznie nie miał w czym chodzić.
- No bierz - wcisnął jej ręce w rękawy. - Wiemy, że tego chcesz - objął ją ramieniem po tym, jak zasunął na niej kurtkę. Pocałował jej skroń, gdy zamykała sklep, a potem razem odeszli w stronę domu dziewczyny.
- Muszę ci w końcu oddać te ubrania. Mam z pięć twoich bluz!
Zaśmiał się.
- Nie musisz mi ich oddawać.
- Są twoje... Poza tym już trzeci raz w tym tygodniu widzę cię w tej koszuli - wskazała na jedwabną koszule, którą chłopak miał na sobie.
- No fakt - uśmiechnął się do niej. - Lepiej by było, gdybyśmy mieli jedną szafę. Wtedy nie byłoby problemu z oddawaniem rzeczy.
- Ja u ciebie swoich rzeczy nie zostawiam - zadarła głowę, bo tylko tak mogła spojrzeć mu w oczy. Często przyłapywała się na porównywaniu Aarona do Justina... Wiedziała, że to niepoprawne, ale nic nie mogła na to poradzić.
Oczy Aarona były jasne, pełne nadziei i radości... Za to te Justina dziwnie połyskujące, jakby promieniujące tajemniczością. Widziała w nich głębię uczuć, wiele zagadek. Widziała w nich tak wiele nie otwartych szufladek z odpowiedziami. A Aarona oczy wyrażały wszystko, były powierzchowne.
Tak samo włosy - Bieber miał je wiecznie poplątane, ale o cudownym kolorze, a Aarona włosy nawet pomimo wiatru zawsze były ułożone. Również ciemne jak noc, co kompletnie nie pasowało do jego niewinnej urody.
- Amy...
- Hm? - uniosła brwi, marszcząc lekko nos.
Westchnął, chowając ręce w kieszenie spodni.
- Znowu mnie nie słuchałaś - rzucił z lekkim wyrzutem, patrząc na nią z pod byka.
- Widocznie nie mówiłeś niczego ważnego - uśmiechnęła się i puściła mu oczko. Dopiero, gdy się zatrzymał, zorientowała się, że są pod jej domem. Wiatr był niewyczuwalny, lekko targał jej włosy i sprawiał, że na jej policzkach zagościły rumieńce.
- Widocznie tak - spojrzał na jej dom, zagryzając wargę. - Amy?
- Tak? - zaniepokojona uniosła na niego wzrok. Sama nie wiedziała czego się obawiała, ale tak już było - gdy tylko Aaron przestał się uśmiechać, wstępował w nią niepokój. Przerażało ją to, jak ten chłopak na nią działa i jak łatwo zmienia się jej nastrój względem jego słów.
- Napiłbym się czegoś - uśmiech wrócił mu na usta i ponownie spojrzał w jej oczy, w których zobaczył ulgę. Prychnęła, przewracając oczami.
- Chodź idioto - machnęła na niego ręką, żeby za nią poszedł, co oczywiście uczynił z wielką przyjemnością.
Zauważył, że gdy otwierała kluczem drzwi, jej dłoń drżała niekontrolowanie. Zastanawiał się czy to z zimna. Z trudem włożyła kluczyk w zamek. Po chwili oboje weszli do środka, gdzie panowało przyjemne ciepło.
- Kawę czy herbatę? - zapytała jeszcze przy zdejmowaniu butów. Oswobodziła się także z jego kurtki, którą powiesiła na wieszaku przed drzwiami, żeby wychodząc, nie zapomnieć mu jej oddać.
- Mówiąc 'czegoś' miałem na myśli alkohol, skarbie - rzucił jej rozbawione spojrzenie oraz uśmiech, który przedstawiał jego śnieżno-białe zęby.
- Och - odchrząknęła zakłopotana. - No jasne - wskazała na swoje czoło, w które się puknęła palcem, po czym szybkim krokiem powędrowała do kuchni. - Jasne, że to miał na myśli, idiotko - mruknęła do siebie, podczas poszukiwania korkociągu. - Przestań się przy nim zachowywać jak zagubione dziecko...
Tymczasem w salonie Aaron oglądał wnętrze. Ostatnia okazja do podziwiania domu, nadarzyła mu się jeszcze przed wprowadzeniem się dziewczyny do miasta. Był wtedy tak podekscytowany. Jego tata brał wtedy wiele leków na uspokojenie, bo inaczej nie mógł znieść ciągłej gadaniny syna o tym, jak to super będzie znowu ją zobaczyć.
Przeleciał wzrokiem po półce na ścianie, gdzie umieszczone były ramki ze zdjęciami. Gdy podszedł bliżej, okazało się, że na dwóch z nich jest też on. Jedno przedstawiało ognisko klasowe, na którym uczył Amandę gry na gitarze. Trzymał instrument, a ona siedziała mu na kolanach, starając się dobrze nacisnąć struny. Uśmiechnął się na to wspomnienie. To dzięki niemu Amanda pokochała muzykę, nauczyła się ją tworzyć, a z czasem to ona uczyła jego grać na pianinie.
Drugie zdjęcie było całkiem inne. Przedstawiało dziecięce czasy przyjaciół. Doskonale to pamiętał - impreza urodzinowa Amandy, kończyła siedem lat, a on dał jej lalkę Barbie, którą niestety dziewczynka już miała. Odbyła się wtedy III wojna światowa, przez co na uchwyconym zdjęciu byli do siebie odwróceni bokiem, oboje z założonymi rączkami na piersi i naburmuszonymi minami.
To były dobre czasy - stwierdził w myślach i pokiwał głową.
Odwrócił wzrok w poszukiwaniu innych fotografii, które przedstawiałyby jakieś wspomnienia, ale zamiast tego natrafił na coś dziwnego. Zmarszczył brwi na widok kwiatów w wazonie. Dostrzegł w nich metalowy obiekt małego rozmiaru.
Chciał podejść i sprawdzić co to, ale wtedy wpadł na Amandę, która chciała położyć wino na stoliku. To rozlało się na jej bluzkę, wywołując pisk dziewczyny.
Aaron zapominając o swoich wcześniejszych poczynaniach zaczął się śmiać.
- Jezu, głupku! - rozciągnęła bluzkę, patrząc na szkody.
- Przepraszam - próbował opanować śmiech. - Raczej się nie spierze - dziewczyna starała się jakoś wycisnąć ciecz z materiału, ale nic to nie dawało. - Czekaj, nie tak, nie wciskaj tego w bluzkę, bo na bank nie zejdzie - wziął skrawek materiału i zaczął pocierać, żeby zatrzeć plamę.
- Nie zejdzie - Amanda uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy, ale gdy tylko to zrobiła, zdała sobie sprawę jak blisko siebie są ich twarze.
Nagle plama nie był ważna. Nawet wylane na panele wino straciło sens, gdy ich nosy się zetknęły. To była chwila. Aaron jakby nieśmiało pochylił się jeszcze bardziej, jednak to dziewczyna stanęła na palcach, łącząc ich usta.
Całowali się wiele razy, ale w tamtym momencie oboje czuli, że to jest inne. Objął ją szczelnie ramionami w talii, a ona zarzuciła mu ręce na kark i chociaż ich usta nie poruszały się - jedynie pozostały do siebie przyciśnięte, to oboje nie mogli od siebie odstąpić.
Przechylił głowę do boku, chcąc zainicjować coś większego, a Amanda jakby tylko czekała na jego ruch - zaczęła poruszać ustami. Powolny, subtelny pocałunek pełen namiętności i romantyzmu szybko przemienił się w walkę o dominację.
Żadne z nich nie myślało, oboje działali. Instynkt sam podsuwał im wskazówki - przenieś rękę, wsuń język, pociągnij za włosy.
Aaron był gotowy podnieść jej biodra, wtedy już nic nie stanęło bym im na drodze do sypialni. Chwycił ją w pasie, naprężył ramiona. Wtedy w domu rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia.
Amanda jak poparzona odskoczyła od Aarona, odwróciła się napięcie i odeszła kilka kroków. Wyjęła telefon z kieszeni wolną dłonią, podczas gdy drugą zasłaniała usta.
Chłopak ciężko oddychał po szoku jaki zaznał. Poszedł by z nią do łóżka? To naprawdę mogło się stać? Patrzył na nią jak zaczarowany, jakby jeszcze był w transie, nie chcąc się z niego wybudzić.
- Halo? - przyłożyła telefon do ucha, przekładając dłoń z ust na czoło. Miała zaróżowione policzki, zwilżone, lekko napuchnięte usta i ciężki oddech. - Hej Candy - starała się udawać głosem, że nic nie miało miejsca, na co by się uśmiechnął, gdyby jego nogi nie zrobiły się jak waty. Usiadł na kanapie. - Co u mnie? - jej wzrok spotkał się z oczami Aarona. Przełknęła ślinę. - Muszę ci przyznać, że zawsze miałaś talent do wstrzelania się w moment...
✄✄✄✄✄✄✄✄✄
Bardzo proszę o komentarze i gwiazdki, bo dla was to jest kilka sekund, a dla mnie ogromna radość, motywacja oraz znak, że kogoś interesują moje wypocin przelane w słowa, których w tym rozdziale jest aż 2180 o.o
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top