5
Zakradłam się spowrotem do domu, gdzie jak najciszej umiałam weszłam na schody.
Nadal byłam w szoku po spotkaniu z Michaelem. Sporym szoku.
Starałam się nie zabić na stopniach, aczkolwiek było to dość trudne, bo jedyne co byłam w stanie dostrzec w tej ciemności, to mój własny nos.
Jakimś cudem udało mi się stanąć na szczycie schodów, z czego byłam zadowolona. Dalej zaczęłam stawiać powolne kroki na korytarzu.
- Diana.
Obróciłam głowę w bok, gdzie zobaczyłam Chrisa w progu jednego z pokoi.
- Czego?-odszepnęłam, zastygając w miejscu, ponieważ naprawdę miałam wrażenie, że któryś z paneli zaraz zaskrzypi i będziemy wsypani.
- Idziesz do mnie?-skinął głową do wnętrza pokoju, a ja uniosłam brew.
- Faktycznie zapraszasz mnie do swojego pokoju?
- Faktycznie chcesz spędzić noc w towarzystwie gaduły?-oparł się o framugę i założył ręce na piersi, będąc cholernie pewnym tego, że się zgodzę.
Bądź co bądź, to Chris; raczej mnie nie zgwałci. A słuchać od rana jazgotu Marici nie zamierzam.
- Ugh, okej.-pokierowałam się do niego i stanęłam naprzeciwko chłopaka.- A co z twoim współlokatorem?
- Śpi.-odparł, wzruszając ramieniem, po czym cofnął się do wnętrza pokoju, dzięki czemu mogłam wejść.
Zamknął za mną cicho drzwi i usiadł na swoim łóżku.
- Wybieraj; kanapa, łóżko ze mną, czy łóżko z Gregiem?-wskazał na chłopaka, śpiącego na brzuchu, któremu ślina leciała z ust na poduszke.
- Przesuń się.-wskoczyłam na łóżko i od razu wślizgnęłam się pod kołdrę pachnącą rumiankiem.
Uwielbiałam takie wieczorne przyjemności jak leżenie pod cieplutką kołderką z książeczką w rękach i świętym spokojem od świata.
- Podobno jutro mają nas budzić o piątej rano.-wsunął się pod kołdrę obok mnie.
- Jest druga, nie wyśpimy się.
- I tak byśmy tego nie zrobili.-stwierdził i obrócił się na bok.- Bądź tak miła i nie obmacuj mnie w nocy, a jeżeli będziesz chrapać, to skończysz w budzie Sneakersa.
- Po pierwsze; to ty mnie nie obmacuj zboczeńcu, bo to molestowanie nieletniej, a po drugie; Sneakers?-parsknęłam śmiechem.
- Zamknij się.-jego dłoń spadła na moją twarz, zakrawając ją prawie całą, ale obśliniłam go, więc zabrał rękę ze zdegustowanym jękiem.- Nie zrobiłaś tego.-stwierdził i wytarł dłoń w moje włosy.
- Ejjj!
Skończyło się na tym, że zwaliłam go z łóżka i oboje dostaliśmy głupawki, ale staraliśmy się być cicho z racji Grega.
- O nie, nie ma tak dobrze.-wstał i wciąż się śmiejąc próbował mnie wtargać z łóżka.- To moje łóżko!
- Możecie się zamknąć?
Natychmiast nas sparaliżowało. Oboje spojrzeliśmy na Grega, aczkolwiek leżał w niezmienionej pozycji. Znowu się zaczęliśmy chichrać.
- Jezu, Chris, nie mam nic przeciwko, żebyś sprowadzał sobie w nocy panienki, ale spróbuj przynajmniej ciszej dochodzić, co?
Zaśmiałam się, opadając na poduszki, kiedy Chris robił minę do swojego współlokatora.
- Ej, a gdzie ty się schowałeś, kiedy postawiłeś, żebym pozwiedzała tuje od środka?-zapytałam, kiedy już oboje się opanowaliśmy i leżeliśmy obok siebie pod kołdrą.
Zaśmiał się, a ja miałam wrażenie, że co jeden jego śmiech jest piękniejszy.
- Chciałem rzucić się za tobą, ale pomyślałem, że mogę cię niechcący zabić, więc odbiegłem do garażu, bo były uchylone drzwi.
- I tam się schowałeś?
- Pod autem.
- Jak to pod autem? Na kiedy żeś tak wlazł?-uniosłam brwi, bo samo schowanie się w ciemnym garażu by wystarczyło.
- Chciałem stanąć za drzwiami i patrzeć czy przeszli, ale poślizgnąłem się na czymś i przejechałem na tyłku pod auto.
Tym razem to ja się zaśmiałam, ale niedługo potem Chris do mnie dołączył. Zasnęliśmy około trzeciej w nocy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że o tej piątej będziemy trupami. I tak też było w chwili, gdy opiekunka nas budziła. Oboje usiedliśmy, a kiedy spojrzałam na Chrisa, wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
Miał bladą twarz, cienie pod oczami, pół przymknięte powieki i rozczochrane włosy. Plus to, że kompletnie nie kontaktował ze światem.
- Zbierzcie się na szóstą. Naleśniki są na śniadanie.-opiekunka się do nas miło uśmiechnęła, a następnie opuściła nasz pokój.
Zauważyłam, że Greg nie miał problemów ze wstanie i właśnie ubierał dżinsy.
- Nie wyglądasz na niewyspanego.-stwierdziłam próbując ujarzmić stodołę, jaką miałam na głowie.
- Zwykle się tak budzę. Na dodatek naleśniki, heloł!-pomachał mi przed twarzą.
- Weź.-odtrąciłam jego dłoń.
- Ale Chris widzę, że w najlepszej formie.-zaśmiał się, wskazując na szatyna, który usnął z łokciem podpartym na kolanie i brodzie na dłoni.
- Zaraz go dobudzę.
Chłopak skinął głową i odszedł na korytarz, gdzie dalej najprawdopodobniej pokierował się do łazienki.
- Chris.-powiedziałam, telepiąc jego ramieniem, na co mruknął sennie i obrócił się na bok, przewieszając ramię przez mój pas.
Przewróciłam oczami, a następnie spróbowałam klepania go po policzku, jednak i to nie zadziałało. W końcu bezradna opadłam na poduszki. No i jak ja mam go obudzić?
- Nadal nie pobudzony?-spytał Greg po powrocie z pod prysznica jak myślę, bo miał mokre włosy.- Radzę się wam pospieszyć, bo jak dziesięć osób się do śniadania dorwie, to za dużo naleśników wam nie zostanie.
- Idziesz teraz na dół?
- Chcę coś zjeść.-odparł.
- To powiedz im, żeby nam zostawili chociaż jednego.-poprosiłam.
- Nie ma sprawy.-uśmiechnął się i wyszedł z pokoju, pozostawiając mnie samą z Chrisem.
Wpadłam na banalny pomysł i w sumie nie wiem czy on ma łaskotki, ale spróbowałam go posmyrać opuszkami palców po szyi. Zero rekacji. Przeszłam na żebra i jak się zerwał, tak spadłam z łóżka przez uderzenie jego łokcia o moją szczenkę.
- Chryste, przepraszam.-mruknął, a zaraz zaczął się śmiać, ale mnie nie było do śmiechu, bo w tamtej chwili miałam wrażenie, że złamał mi szczękę.- W porządku?-spytał po chwili, gdy nadal leżałam skulona na podłodze.- Diana?-zszedł z łóżka i kucnął obok mnie.
To był ten moment, gdy rzuciłam się na niego, gilgocząc jego boki. Zwijał się ze śmiechu, w czyn mu towarzyszyłam. Jednak potem dostaliśmy kopa z racji tego, że przypomniało nam się o śniadaniu. Miałam szczerą nadzieję, że zdążymy choćby na ostatni i tu uwaga cud! Zdążyliśmy.
Co prawda wszyscy byli już na zbiórce, ale my szybko porwaliśmy w ręce ruloniki utworzone z naleśników i pobiegliśmy na pole, gdzie wstąpiliśmy do szeregu.
- Dobra wiara! Dzisiaj mamy w planach jechać do muzeum muzycznego, potem na obiad do McDonald's, a pod koniec na salę koncertową, gdzie zobaczycie jak wykonuje się pracę niezbędna do powstania show.-ogłosił dość donośnym tonem.- Podzielimy się na grupy. Grupa A, czyli Davis, Aniela, Marica, Veron, Greg i Lucy; jedziecie z panią McFloyd do muzeum, a pozostali mają teraz chwilę wolnego!
- Nie mógł jakieś pięć minut temu?-mruknął Chris, z czego się zaśmiałam, bo pomimo jego starań nadal wyglądał jak siedem nieszczęść.
Grupa A odjechała jedną z limuzyn, a ja zawędrowałam na huśtawkę. Usiadłam na niej i spojrzałam w bok; na tuje. Przygryzłam warge myśląc o tym, co się stało w nocy i co ma się stać również dzisiaj. Nadal nie mogę uwierzyć, że spotkałam MJa we własnej osobie. Jeszcze na dodatek uratował mnie przed swoim własnym ochroniarzem. Po co? Jaki miał w tym cel? Myślałam, że w jego oczach jestem tylko kolejną zakochaną po uszy dziewczyną.
- Diana.
Potrząsnęłam głową i spojrzałam na Chrisa, który przyglądał mi się z uwagą.
- Wszystko okej?
- Tak, czemu miało by być inaczej?
- Bo patrzysz w te tuje, jakbyś marzyła, żeby cię przytuliły.-powiedział rozbawiony, a ja trzasnęłam go w ramię, na co się zaśmiał.- Co za nimi jest?
Wyruszyłam ramionami nie chcąc odpowiadać słownie, bo wiem, że musiałabym go okłamać, a tego nie chcę.
- Byłaś za nimi.-spojrzał na mnie z czymś nieodgadnionym w oczach.
- Jakieś domy.
W sumie to nie było kłamstwo... Prawda?
Tak jest, powróciłam z Mike'iem! I poprawiłam poprzednie rozdziały z błędami😏
Gotowi na dalszy ciąg historii?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top