4
2:30 PM
Moje najmroczniejsze sny się ziścił. Mam pokój z Maricą.
O tyle szczęścia, że dziewczyna zajęła się rozmową przez telefon i nie wytaczała mi tu monologu. Współczucie dla jej rodziny.
Kiedy słodko sobie spałam i śniłam o randce z Jackson'em, zaczął mną ktoś szarpać. W zdezorientowaniu szeroko otwarłam oczy, a gdy chciałam krzyknąć na czyjąś ciemną sylwetkę stojącą przede mną, Chris zasłonił mi usta dłonią.
- Csii...-przyłożył palec wskazujący do swoich ust, a kiedy pokiwałam głową uwolnił moje usta.
- Co ty wyprawiasz?-zapytałam podnosząc się do siadu.
W milczeniu pokazał mi ręką, żebym za nim poszła, więc wstałam i narzuciłam na siebie czarny szlafrok, aby nie świecić majtkami.
- Chris, możesz mi łaskawie powiedzieć, gdzie mnie ciągniesz?-szepnęłam przekraczając próg domu i tym samym wychodząc na pole, na którym jest bardzo zimno.
- Gadaliśmy o odpałach jakie chcemy zrobić, nie?
-No..tak, ale co ty chcesz...
Przerwał mi ciągnąć mnie za rękę w kierunku. Nie. O Boże. On chce iść do psa.
- Chris.-próbowałam go zatrzymać, ale ostatecznie sam to zrobił, lecz już przy furtce labradora.
- On nie jest niebezpieczny.-otworzył drzwiczki i wszedł, a ja za nim.
- Skąd wiesz?
- Już u niego dzisiaj byłem.-zamknął furtkę i pokierował się w głębie mroku.
Skradam się z nim ramię w ramię z tym, że ja jestem przerażona, a on nie wygląda na wzruszonego.
Coś zaskrzypiało z prawej strony, a ja odruchowo się wtuliłam w ramię mojego towarzysza, a gdy się o tym zorientowałam, on już patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Zaczerwieniona odchrząknęłam i odlepiłam się od niego. Chris zacmokał dwa razy, a biały, masywny pies przybiegł z ciemności uradowany obecnością chłopaka.
- No już, już.-zagadał do zwierzaka, kiedy ten lizał go po policzku jakby był z cukru.-Bądź facet.-poczochrał go po plecach.-No dalej.-zwrócił się do mnie.
Okej. Boję się psów, ale powoli wyciągnęłam rękę, aby zaraz zetknąć się z szorstką, krótką sierścią zwierzaka. Jego ogon był masywny, więc musiałam bardzo uważać, aby nim nie dostać.
Chris pobawił się z nim w zapasy. Zgadnijcie kto wygrał?
- Złaź ze mnie.-jęknął chłopak próbując zrzucić z siebie tą górę białego futra.- Mogłabyś mi pomóc?-zwrócił się do mnie.
Zachichotałam na ten widok, ale i tak podeszłam go uwolnić z pod tej masy mięsa. Pokochałam tego psiaka.
Około godziny trzeciej nad ranem postanowiliśmy wrócić do domu, bo zimno dawało się nam weznaki.
- No mówię ci.-usłyszeliśmy głos pani gospodarz i zamarliśmy stojąc obok tui.- Pies szczekał, czyli ktoś tu jest.
Oboje wiemy, że jeśli nas złapią będziemy mieć przechlapane ja nigdy. Głosy stawały się coraz głośniejsze, a moje serce już nie mogło szybciej i głośniej bić.
- Schowaj się.-szepnął mój towarzysz, na co popatrzyłam na niego sparaliżowana strachem.
Szybkim ruchem popchnął mnie w bok i tym samym wylądowałam po drugiej stronie tui. Leżałam na brzuchu i nawet nie oddychałam, aby nie zwrócić na siebie uwagi kogokolwiek.
- Nic tu nie ma.-oznajmił głos gospodarza i przechodzą teraz tuż za tujami.
Ich głosy ucichły, co znaczy, że mogę wstać na nogi. Dopiero teraz mogłam się rozejrzeć gdzie tak na prawdę jestem.
Trawnik, duży, zielony trawnik, przyczepa jak na planach filmowych, dwa domu, jeden zielony, a drugi niebieski z piętrem. Jest tu też stolik campingowy, kilka krzeseł i ścieżka od jednego domu do drugiego. Słowem, nie wiem gdzie jestem.
Ale jak to ja, muszę się rozejrzeć.
Pierwsze co mnie zaciekawiło, to właśnie ta przyczepa. Podchodzę bliżej niej, a to co widzę na złotej tabliczce umieszczonej na drzwich, rozwala mnie.
Michael Joseph Jackson.
Boże zemdleje. Moje ciało sztywnieje, a oczy zachodzą mgłą. Czy to przyczepa Jackson'a? Ale skąd tutaj?
Z szoku wyrywa mnie lampa, która zaświeca się tuż nad moją głową. Następnie słychać alarm, a ja wpadam w panike. Wiedzą o mojej obecności.
- Przy Mike'u!-krzyczy jeden ze strażników, gdy ja jestem już za domem i się chowam za murkiem z kamieni.
Nagle ktoś łapie mnie od tyłu i zasłania usta dłonią, a ja poznaje ten pierścień na palcu. Nie...
Wciąga mnie przez murek i oboje chowamy się w szczelinie pomiędzy nim, a domem. Ja wpatruje się w niego, podczas gdy on pokazuje mi palcem, żebym tu zaczekała. On wychodzi akurat przed strażników.
- Michael? Co ty tu robisz? Jest alarm.-zaznaczył jeden z dwóch strażników.
- Wyszedłem, żeby zobaczyć o co chodzi, ale nikogo nie ma.-wyjaśnił, na co mężczyźni przytaknęli głowami.
- Sprawdzimy monitoring.-i z tym odeszli.
No to po mnie. Ale się wkopałam. Tylko czemu Michael mnie broni?
- Chodź.-wyciągnął do mnie rękę, aby mi pomóc wyjść.
Roześmiał się, kiedy ja patrzyłam na niego jakby stał przede mną diament, bo w sumie dla mnie tak jest.
- No co?-zażartował ze mnie.- No daj spokój. Nie jestem Jezusem, okej.
- Aha.-przytaknęłam, na co on pokręcił rozbawiony głową i pociągnął mnie za sobą aż do tui.
- Jesteś psychofanką?-zapytał, a ja pokręciłam głową.- Wroć jutro, ale nie mów nikomu, że tu jestem, tak?
- Dlaczego?
Rzucił mi wymowne spojrzenie, na co kiwnęłam lekko głową. Pożegnałam się z gwiazdorem i wyszłam po drugiej stronie krzaków.
- Chris, coś ty mi do kawy dosypał?-mruknęłam do siebie przykładając dłoń do czoła.
Rozdział dedykowany mojej koleżance #PsychofankaMichael'a 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top