17
Chris: Czekasz na taxi?
Ty: Tak. Na razie wszystkie zajęte
Chris: Tylko nie wsiadaj do samochodu za cukierka
Ty: Dobrze
Ty: Wsiądę za batona :D
Chris: -,-
Uniosłam wzrok znad telefonu i nie trudno było zauważyć, że czarna limuzyna zatrzymała się tuż przed moimi stopami. Zrobiłam krok w tył. Przyciemniane szyby nie uchyliły rąbka tajemnicy o pasażerach, ale nie spodziewałam się, że po uchyleniu szyby, usłyszę swoje imię.
Rozejrzałam się wokół, czekając aż jakaś inna osoba o tym samym imieniu wyjdzie mi na przeciw, ale tak się nie stało.
- Diana - powtórzył ktoś, po tym jak druga z kolei szyba uchyliła się na parę centymetrów. Zamrugałam niezrozumiale. - Wsiadaj do cholery!
Wybałuszyłam oczy, ale zrobiłam tak, jak ten ktoś mi kazał. Zanim zamknęłam za sobą drzwi, spojrzałam na tą osobę. Czemu wcześniej nie wpadłam na to, że Michael mógł po mnie przyjechać limuzyną pod szpital?
Może dlatego, że to średnio logiczne.
Ale czy w moim życiu coś występuje zgodnie z powszechnymi zasadami logiki?
- Michael - powiedziałam w szoku, a on pierwsze co zrobił, to sięgnął przeze mnie, żeby zamknąć drzwi.
- Dzień dobry - powiedział wyraźnie rozbawiony.
- Czekam na taxi - powiedziałam głupio, a on uśmiechnął się miło.
- Mogę nią być.
Odesłałam mu prawie tak samo miły uśmiech. Prawie, bo umówmy się, że nikt nie posiada takiego ciepła w uśmiechu jak on.
- Możemy jechać - polecił szoferowi.
- Dokąd? - zapytałam, ponieważ szofer bez pytań rozpoczął jazdę. Widocznie został wcześniej uprzedzony o celu podróży. Albo Michael ma zaplanowany cały dzień krok po kroku. Nie zdziwiłabym się.
- Mówiłem, że nie wylecisz z obozu.
Uniosłam brwi w zaskoczeniu.
- Udało ci się przekonać opiekunów?
- Nie - odparł.
- Oh - ucięłam, zerkając na niego po chwili. - No więc dokąd jedziemy?
- Hm? - spojrzał na mnie jakby nie rozumiał co do niego mówię. - Oh, nie przejmuj się.
Dobrze. Nie będę. To normalne. Każda dziewczyna na świecie chociaż raz jechała ze swoim idolem w jego limuzynie.
Śmieszne, bo mógłby mnie teraz wywieźć do niewoli, a ja bym nawet nie protestowała.
Obraz miasta za szybą wydawał się zmieniać tak szybko. Chociaż wcale nie czułam prędkości z jaką się poruszaliśmy. Co i rusz spoglądałam na profil Michaela, który stukając dłońmi o siedzenie między swoimi nogami, wystukując tylko sobie znany rytm, przyglądał się obrazowi za oknem z różnym zaciekawieniem, jakie przyłożyłam do rozpoznania piosenki.
- Do you remember, when we fell in love, we were so young and innocent then. Do you remember how it all began? - zaczęłam nieskładnie nucić pod nosem, patrząc na reakcję Jacksona. Ten spojrzał na mnie zdezorientowany, ale kiedy zorientował się, że śpiewam dokładnie to, co chodzi mu po głowie, zaczął mocniej wybijać rytm.
- It just seemed like heaven so why did it end? - zdążyłam jedynie dośpiewąc, a później Michael przejął inicjatywę.
- Do you remember, back in the fall. We'd be together all day long. Do you remember us holding hands in each other's eyes we'd stare? - śpiewał. Na początku dość niesmiało jak na zawodowego piosenkarza, który sam napisał ten utwór i znał go lepiej niż ktokolwiek inny. Ale później się rozkręcił i zachowywał się jak na scenie. Strzelał palcami, pstrykał, ruszał ramionami do rytmu, który oboje mieliśmy w głowie.
Z uśmiechem na twarzy słuchałam go, ale w końcu wskazał na mnie palcem. Mruczałam pod nosem dobrze mi znany tekst, który jednak zaczęłam śpiewać z większym przekonaniem.
- Do you remember how we used to talk. Ya know. We'd stay on the phone at night 'til dawn. Do you remember all the things we said like... I love you so I'll never let you go - byłam pod wrażeniem harmonii, jaka między nami panowała. Nawet biorąc pod uwagę to, że mój głos załamał się w dwóch miejscach przez nerwy.
Wiecie, nigdy nie śpiewałam piosenkarzowi.
- Ładnie śpiewasz - Jackson powiedział, przerywając nasz nieistniejący koncert.
- Dziękuję - powiedziałam czerwieniąc się jak burak. Założyłam włosy za ucho.
- Rumienisz się.
- Ty też.
- Teraz? - zmarszczył brwi, a ja zaprzeczyłam. - Skąd wiesz?
- Um, widziałam w telewizji - przygryzłam wargę, a Michael kiwnął głową i odwrócił głowę w stronę okna.
Naszym celem okazała się być O2 Arena. Zamrugałam oczami na widok tego wielkiego obiektu. To tutaj miała się odbyć próba Michaela do, jak się okazało, nowej trasy. Nic nie było naznaczone. Nikt nie mógł się domyśleć co tak naprawdę będzie się działo za murami obiektu.
Szłam tuż obok Michaela, a wokół nas roiło się od ochrony, ludzi z produkcji, reżyserów i tym podobnych. Nie znałam żadnego z tych ludzi, ale Jackson wydawał się kojarzyć ich wszystkich.
Z uchylonymi ustami i zapartym tchem rozglądałam się po arenie. Była naprawdę ogromna. Światła zostały włączone, co dawało cudowny efekt. Ogrom tego wszystkiego dawał powalające przeżycie.
- Diana - powiedział Michael. Poszłam za nim. Okazało się, że były to kulisy, gdzie było naprawdę sporo ludzi.
- Oni wszyscy pracują dla ciebie? - zapytałam, gdy weszliśmy do garderoby, gdzie zapanował chwilowy spokój. Michael podszedł do toaletki, przy której usiadł.
- Tak. Tworzymy ekipę.
- Oh - powiedziałam. Rozejrzałam się po garderobie. Była mała, ale przytulna. Na przeciwko drzwi stała kanapa na trzy osoby, a przed nią mały stolik do kawy z kolorowymi magazynami. Na prawo miał miejsce ruchomy wieszak przepełniony ubraniami.
- Nie gadaj - prawie pisnęłam, przyprawiając Michaela o zawał. Podskoczyłam do wieszaka i wyciągnęłam jeden ze złotymi bodami. Były tak miękkie w dotyku, lekkie i pachniały talentem. - Czy to one?!
Michael zaśmiał się.
- Tak, to one. Chcesz je?
- Naprawdę mi je dasz?!
- Nie.
Zamrugałam na niego oczami, a on zaczął się śmiać.
- Masz piękną minę. Ale hej, nie smuć się. Mam coś innego.
Odwiesiłam body na wieszak, będąc pewną, że już nigdy nie mogę umyć dłoni, ponieważ dotykały one jego ubrania.
Cholera, już w ogóle nigdy się nie umyję. Przecież stoję obok niego!
Jackson wstał i podszedł do szafy na lewo od drzwi. Była duża, na pewno większa ode mnie. Otworzył prawe skrzydło, przeszukał ubrania na wieszakach, ale widocznie nie znalazł tego, co szukał, ponieważ otworzył też lewe skrzydło.
W końcu wyciągnął okulary przeciwsłoneczne i odwrócił się do mnie twarzą.
- Kojarzysz?
- Mój Boże, tak - pokiwałam energicznie głową. - Twoje okulary.
- Teraz już twoje - podszedł do mnie, a ja zamarłam, gdy włożył mi okulary na nos. Przyjrzał się i zaśmiał. - Wyglądasz zabawnie.
- Trochę duże - przyznałam, po czym spojrzałam w lustro od toaletki. - Ale wyglądają świetnie.
- Zgubisz je za dwa dni.
- Wcale nie!
- Mówię serio, wiem co mówię. Miałem tysiąc takich par - skomentował wracając do szafy. Ściągnęłam okulary z nosa i złożyłam je. Ta garderoba wcale nie była taka duża, gdy się jeszcze raz rozejrzałam.
- Tutaj - spojrzałam na Michaela. Trzymał coś w dłoniach, ale nie byłam pewna co to takiego. - Tego nie możesz zgubić - powiedział podchodząc do mnie. Wtedy zobaczyłam, że to mały, okrągły przedmiot.
- Co to?
- Przypinka.
Mężczyzna zapiął rzecz na prawej stronie mojej bluzy, a ja uniosłam brwi.
- Wow. Ciężkie!
- To srebro.
- Słucham? - spojrzałam na niego w szoku.
- I 18-karatowe złoto.
Spojrzałam zszokowana na tą małą rzecz. Okej, nie była taka mała. Miała wymiary mniej więcej jak połowa mojej dłoni. Ale wciąż - to tylko przypinka. Bardzo ładna, to swoją droga. Tak jak wspomniałam, była okrągła, ciężka. Świeciła jak milion dolarów. Miała też koronę na swoim zwieńczeniu i oh... Literkę ''J'' w środku.
- ''J'' jak Jackson.
- Albo jak Jean - usiadł przy toaletce.
- Nie dasz mi tego - powiedziałam z pewnością siebie. Nie było opcji. Nawet ochrona by mnie stamtąd wyniosła, gdyby zobaczyli to na mojej bluzie.
- Jestem prawie pewny, że właśnie to zrobiłem - rzucił na mnie rozbawionym spojrzeniem [rzez swoje ramie, a ja nie miałam zamiaru dyskutować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top