Rozdział 18

Gdzie jesteś weno, gdy cię nie ma?

Rozdział 18

Ron nie miał czasu zastanawiać się, w jaki sposób znalazł się w tej dziwnej sytuacji, ale musiał szybko znaleźć jakieś rozwiązanie, bo inaczej wszystko mogło się skończyć bardzo źle. Pomijając ucieczkę Syriusz Blacka z Azkabanu i obecność dementorów na terenie szkoły nic nie zapowiadało kolejnych kłopotów.

Nowy nauczyciel Obrony nazywał się Remus Lupin i naprawdę potrafił uczyć. Uczniowie szybko go polubili, bo umiał do nich dotrzeć, nie krzyczał, nie obrażał, a jego zajęcia były naprawdę ciekawe. Wprawdzie Ron nie był zachwycony, kiedy na zajęciach z boginem, stwór zmienił się w pająka, ale przynajmniej nauczył się, jak z nim walczyć. Niemniej jednak nie znosił pająków i szczerze wątpił, żeby to się kiedyś miało zmienić. Wprawdzie ich nowy nauczyciel wyglądał czasem, jakby coś mu dolegało, ale pytany o to, zawsze tylko machnął ręką, mówiąc, że ma pewne problemy zdrowotne, ale nie ma się czym martwić.

Kłopoty zaczęły się, kiedy Syriusz Black jakimś cudem włamał się do szkoły i pociął portret Grubej Damy, kiedy ta nie chciała go wpuścić do wieży Gryfonów. Tamtą noc wszyscy uczniowie spędzili w Wielkiej Sali, śpiąc w śpiworach, podczas gdy nauczyciele przeszukiwali szkołę. Ron wtedy przypomniał sobie, co Harry pisał mu o dementorach i tym, czego się dowiedział od swojej nauczycielki. To naprawdę dawało do myślenia, ale zanim doszedł do jakichś wniosków, pokłócił się porządnie z Hermioną Granger.

W tym roku dziewczyna sprawiła sobie pupila i wszystko byłoby świetnie, gdyby kocisko zwane Krzywołapem, nie polowało na jego szczura Parszywka. Ron raz przyłapał kota, buszującego w najlepsze po dormitorium chłopców. Widać było, że polował na Parszywka i Gryfon chyba po raz pierwszy w życiu tak strasznie się zdenerwował. Złapał prychające i warczące kocisko i ze złością zwrócił je Hermionie.

– Trzymaj tego pchlarza z daleka od naszego dormitorium, bo go przeklnę! – syknął. – Polował na mojego szczura.

– To kot – powiedziała, jakby Ron tego nie wiedział. – Koty polują na gryzonie.

– Jak go tam jeszcze raz zobaczę, to nie ręczę za siebie!

Od tego momentu lepiej pilnował Parszywka, ale kiedy po powrocie z Hogsmeade wszedł do dormitorium, zastał tam widok jak z koszmaru. Zasłony wokół jego łóżka wyglądały, jakby ktoś je pociął pazurami, a na pościeli były ślady krwi. Natychmiast pobiegł po McGonagall i zrobił awanturę, że koszmarny kot Granger pożarł jego pupila. Oczywiście Hermiona zarzekała się, że jej kot nie mógł tego zrobić.

– A widzisz tu jakieś inne zwierzę, które ma pazury? – spytał, patrząc na nią ze złością. Parszywek może i był stary i leniwy, ale to jednak był jego szczur. Nie odzywał się do dziewczyny i piorunował ją wzrokiem za każdym razem, kiedy ją widział. Napisał też do Harry'ego o wszystkim, co się wydarzyło.

„To naprawdę przykra sprawa" – napisał Harry. – „Nie wiem, co bym zrobił, gdybym nagle stracił swojego konia. Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać."

Przynajmniej przyjaciel go rozumiał. Wszyscy wokół próbowali go pocieszać, że Parszywek był już stary i nie było z niego większego pożytku. Jednak jego humor jeszcze bardziej się pogorszył od takiego gadania. Na szczęście po jakichś dwóch tygodniach znalazł przerażonego szczura i długo zajęło mu, żeby pupil się uspokoił. Ilekroć teraz wychodził z dormitorium, upewniał się, że drzwi są dokładnie zamknięte, żeby ten przeklęty kot nie mógł wejść. Nie przypuszczał jednak, że sytuacja się skomplikuje.

Któregoś wieczoru wracał z partyjki szachów ze Snapem i już miał wracać do wieży, kiedy koło Wielkiej Sali dostrzegł jakiś ruch. Podszedł bliżej i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że drzwi wejściowe są uchylone.

– Dziwne – mruknął, zamykając je. Nagle dostrzegł coś na posadzce. Mokre ślady łap jakiegoś zwierzęcia. Czyżby jakieś zwierzę dostało się do środka przez uchylone drzwi? – Lumos – mruknął i koniec jego różdżki rozbłysnął lekko.

Ślady prowadziły do nieużywanej klasy, która mieściła się zaraz za schodami. Drzwi były niezauważalnie uchylone, więc pchnął je i zerknął do środka. Nie widząc niczego podejrzanego, wszedł do środka i w tym momencie ktoś złapał go, zakrywając usta i zamykając drzwi. Ze strachu nawet nie pomyślał, żeby próbować krzyczeć.

– Nic ci nie zrobię – usłyszał nagle męski głos. – Puszczę cię, ale proszę, żebyś nie krzyczał. Nie jestem tu po to, żeby zrobić uczniom krzywdę. Rozumiesz?

Ron powoli pokiwał głową i odetchnął, kiedy mężczyzna go puścił. Odwrócił się szybko i chyba tylko cudem nie zaczął wrzeszczeć. Przed nim stał Syriusz Black. Brudny, w poszarpanych ubraniach, koszmarnie chudy i śmierdział tak, że aż szczypało po oczach. Odruchowo zasłonił usta i nos dłonią. Ku jego zaskoczeniu mężczyzna wywrócił oczami.

– Wiem, że nie pachnę najpiękniej – powiedział wprost. – Też miałbyś z tym problem, jakbyś przez dwanaście lat nie mógł się normalnie umyć.

– Przepraszam – powiedział i rzucił zaklęcie odświeżające powietrze, które znał od mamy. – Trochę lepiej. To...? Czyli nie skończę martwy?

– Czy ja ci wyglądam na mordercę? Wróć! Źle zadane pytanie – stwierdził i westchnął. – Dobrze. Zacznijmy od początku. Wiesz, kim jestem?

– Chyba wszyscy czarodzieje wiedzą. Podobno siedział pan za zdradę Potterów i morderstwo.

– Podobno? – spytał Syriusz. – To nie wierzysz, że mógłbym kogoś zamordować i nie boisz się mnie?

– Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie boję, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze żyję i mam różdżkę w ręce, to chyba jeszcze trochę jednak pobędę na tym świecie.

Ku zaskoczeniu rudzielca, uciekinier z Azkabanu zaczął się śmiać. To było tak niespodziewane, że nie miał pojęcia, jak zareagować. Wiedział, że powinien natychmiast biec i powiadomić któregoś z nauczycieli, że Syriusz Black jest w szkole, ale coś mu mówiło, że nie coś tu się nie zgadza. Przecież gdyby ktoś miał zginąć, to już by się to dawno stało.

– Muszę przyznać, że nie jesteś głupi. Umiesz przeanalizować sytuację – przyznał Black. – W takim razie może zdołasz mi pomóc?

– W czym? Bez urazy, ale nie mogę ukrywać zbiega.

– Jestem zbiegiem, to prawda, ale nie jestem mordercą. Zostałem wtedy wrobiony i zesłany do Azkabanu bez procesu.

– Chwila – odezwał się Ron, próbując to wszystko poskładać w całość. – Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Spędził pan...

– Mów mi Syriusz. „Pan" brzmi jakoś tak staro, a mam trzydzieści trzy lata dopiero.

– Więc spędziłeś dwanaście lat w Azkabanie za niewinność? Ale jakim cudem? Wszyscy myślą, że zdradziłeś Sam-Wiesz-Komu miejsce pobytu Potterów.

– Nigdy nie zdradziłbym Lily i Jamesa – zapewnił. – James był dla mnie jak brat. Ich syn jest moim chrześniakiem i nigdy nie pozwoliłbym mu zrobić krzywdy.

– Dobra. Coś mi mówi, że to będzie dłuższa rozmowa, ale to chyba nie są warunki na nią. I nadal uważam, że przydałaby ci się porządną kąpiel. I żeby nie było, to nadal ci nie ufam w pełni, ale wygląda na to, że naprawdę nie zamierzasz nikogo zabić.

– Jest tylko jedna osoba, która na to zasługuje. To zdrajca Lily i Jamesa. I myślę, że będziesz mógł mi pomóc go dorwać.

Najmłodszy z braci Weasley wiedział, że okropnie ryzykuje. Jego bracia jak nic natarliby mu uszu, zwyzywali od zdrajców, a jak tylko pomyślał, co zrobiłaby mu mama, to czuł na plecach zimny pot. Z drugiej strony, jeśli Black był naprawdę niewinny, to nie mógł skazać go ponownie na Azkaban. Doszedł do wniosku, że zgłosić jego obecność mógł zawsze, a na razie nic nie stało na przeszkodzie, żeby wysłuchał mężczyzny.

Podsłuchał kiedyś, jak Percy przekazywał innym prefektom hasło do ich łazienki. Udało mu się tam przemycić zbiega, żeby mógł coś z sobą zrobić, a sam poszedł do kuchni. Czasem opłacało się mieć starszych braci. Od bliźniaków dowiedział się, jak dostać się do szkolnej kuchni. Akurat, kiedy wrócił z jedzeniem, mężczyzna zdążył się już ogarnąć. Szybko też naprawił jego ubranie najlepiej, jak tylko potrafił. Nie był mistrzem transmutacji ani zaklęć domowych, ale coś tam od mamy podpatrzył. Potem przemknęli się na osławiony po jego pierwszym roku korytarz na trzecim piętrze. Nikt tam nigdy nie chodził, więc Black powinien był być tutaj bezpieczny.

– Muszę teraz wracać do wieży – powiedział. – Za piętnaście minut będzie cisza nocna i wolałbym nie zarobić szlabanu. Porozmawiamy jutro, dobrze? – spytał, transmutując stare krzesło w materac. Wyszedł nieco niezgrabny, ale lepsze to niż spanie na gołej podłodze.

– Ciekawa różdżka – odezwał się Syriusz. – Nigdy takiej nie widziałem.

– To był prezent od przyjaciela. Moja stara różdżka złamała się – wyjaśnił.

Kiedy wrócił do wieży i w końcu położył do łóżka, prawie sam na siebie nawrzeszczał za idiotyzm. Pomagać zbiegowi! Co on sobie myślał?! Jeśli ktoś by się o tym dowiedział, wyrzuciliby go ze szkoły. Wątpił, żeby ktoś uwierzył mu, że znalazł się pod działaniem Imperiusa. Jego matka uziemiłaby go do końca życia, o ile nie skończyłby w Azkabanie. Nadal jednak uważał, że ta cała historia miała jakieś drugie dno i zamierzał się dowiedzieć, o co chodziło. Oczywiście nadal zamierzał być czujny. Może i był Gryfonem, ale nawet Snape powiedział mu kiedyś, że nie był takim imbecylem, jak jego koledzy, a to już należało brać jako komplement.

Następnego dnia lekcje dłużyły mu się niemiłosiernie, ale na szczęście nie było żadnego zamieszania. To był dobry znak, że Black grzecznie się ukrywał i nie pakował w kłopoty. Po lekcjach udało mu się znowu zgarnąć coś do jedzenia, a potem przemknąć do korytarza na trzecim piętrze i omal nie wrzasnął, widząc psa, którego w pierwszym odruchu wziąłby za ponuraka.

– Syriusz? – spytał zaskoczony, kiedy przypomniał mu się, co Harry pisał o animagach i dementorach. Że też od razu się nie domyślił. Black był animagiem. To w taki sposób uciekł z Azkabanu niezauważony.

– Zgadza się. – Animag uśmiechnął się, kiedy wrócił do swojej ludzkiej postaci. – Dzięki – powiedział, biorąc od Gryfona jedzenie. – Nie ma to, jak żarcie w Hogwarcie. W Azkabanie nie karmią za dobrze.

– Nigdzie nie było informacji, że jesteś animagiem.

– Miałem się zarejestrować po wojnie, ale nie zdążyłem. Sprawy się nieco skomplikowały – przyznał, obgryzając skrzydełko z kurczaka. – Nie wyglądasz na szczególnie zaskoczonego.

– Dyskutowałem z kolegą o ochronie przeciwko dementorom. Jego nauczycielka wspomniała o animagii i, że emocje zwierząt różnią się od ludzkich. Nadal jedna nie wiem, co robisz w Hogwarcie. Harry'ego Pottera tu nie ma.

– Mówiłem już, że nie zrobiłbym krzywdy mojemu chrześniakowi – przypomniał. – I wiem, że go tutaj nie ma. Zastanawiam się tylko dlaczego?

Ron wzruszył ramionami. Przyznał, że tego nikt nie wie, a on też nie zna szczegółów. Wiedział jedynie z plotek, że Dumbledore odwiedził jego mugolskich krewnych, ale ci z kolei nie mieli nawet pojęcia, że Lily i James Potter zginęli.

– Nigdy nie powinien był go spuszczać z oka – powiedział Syriusz. – Powinien mu znaleźć czarodziejską rodzinę. Rozumiem jednak, skąd taka decyzja. Poświęcenie i magia krwi są potężną ochroną.

– Tak dla pewności... – zaczął nagle Gryfon. – Nie jesteś zwolennikiem Sam-Wiesz-Kogo?

– A skąd! Moja rodzina go popierała, ale ja nigdy. Byłem dla nich czarną owcą i skazą na całej rodzinie. Mój młodszy brat dał się namówić na zostanie Śmierciożercą. Nikt nie wie, co się z nim stało. Pewnego dnia po prostu zniknął.

– To smutne – przyznał Ron. – Sam mam pięciu braci i chociaż czasem mam ochotę ich udusić, to jednak wiem, że mogę na nich liczyć.

Syriusz uśmiechnął się. On nigdy nie miał tyle szczęścia, ale w szkole poznał Jamesa i jego sytuacja się zmieniła. Sporą część wakacji również spędzał w domu przyjaciela. Potem był świadkiem na jego ślubie i został ojcem chrzestnym jego syna. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie wojna i cholerny zdrajca.

– Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś dowiem się, co się z nim stało, ale na razie jest coś ważniejszego – powiedział i pokazał Ronowi wycinek z Proroka Codziennego.

Chłopiec wziął go do ręki i popatrzył zaskoczony. To był ten numer, kiedy pojechali całą rodziną do Egiptu odwiedzić Billa. Jego ojciec wygrał w ministerialnej loterii siedemset galeonów i po raz pierwszy mogli sobie pozwolić na taki wyjazd. Nawet pisał o tym Harry'emu i wysłał mu do tego mały upominek z wycieczki. Zdjęcie przedstawiało całą rodzinę Weasleyów na tle piramidy i nie widział w tym nic dziwnego.

– Nie bardzo rozumiem – przyznał szczerze. – To moja rodzina.

– Zauważyłem, ale nie chodzi mi o was. Tylko o niego – powiedział, pokazując palcem na szczura na zdjęciu, który siedział na ramieniu Rona.

– To mój szczur Parszywek.

– Parszywek? – Syriusz parsknął śmiechem. – Pasuje do niego, bo to parszywa gnida, która zasługuje na wymyślne tortury. Nie chłopaku. To nie jest zwykły szczur. To Peter Pettigrew w swojej animagicznej postaci. To on był strażnikiem tajemnicy Potterów i to on ich zdradził.

Kolejna godzina minęła Ronowi na wysłuchaniu opowieści Syriusza. Z każdym kolejnym słowem miał wrażenie, że jego oczy robią się większe i większe. Zaczął się zastanawiać, skąd właściwie Parszywek wziął się w ich rodzinie. O ile dobrze kojarzył, to znalazł go któryś z jego braci i przyniósł do domu. Wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale ten szczur faktycznie żył zaskakująco długo. W zasadzie chyba nikt nigdy tego nie kwestionował. Parszywek po prostu wsiąkł w ich krajobraz i sobie żył. Próbował temu zaprzeczać, bo nie mieściło mu się w głowie, że zdrajca Potterów i główny sprawca tego, że chłopak w jego wieku stracił rodziców i stał się obiektem polowań szalonego czarnoksiężnika, który uwierzył, że niemowlę może być dla niego przeciwnikiem.

To była istna paranoja. Syriusz, widząc, że Ron nie chce w to uwierzyć, spytał go, ile jego szczur ma palców u łap. Rudzielec zrobił wielkie oczy. Faktycznie Parszywek miał mały ubytek na jednej z łap, ale był przekonany, że to efekt jakieś walki z innymi szczurami, czy coś takiego. Do głowy by mu nie przyszło, że to może być animag.

– Merlinie – jęknął. – Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to przez lata miałem w swoim domu mordercę.

– Bardzo łatwo to sprawdzić. Wystarczy, że mi go przyniesiesz. Ja go dostarczę do ministerstwa i więcej się nie zobaczymy.

– O ile ten paskudny kot go nie zjadł.

– Mówisz o Krzywołapie? – spytał Syriusz. – Próbował go złapać na moją prośbę. Wbrew pozorom to mądre kocisko.

Ron sam już nie wiedział, czy jest bardziej przerażony, zaskoczony czy przytłoczony tym wszystkim. Stanęło jednak na tym, że zszedł na kolację nieco wcześniej, zjadł, a potem wrócił do dormitorium, kiedy nikogo tam nie było i rozglądał się za szczurem. Znalazł go, śpiącego pod swoją poduszką. Ostrożnie włożył go do klatki, a potem zaniósł go Syriusza. Na szczęście po drodze nie spotkał innych Gryfonów. Wszyscy jeszcze byli w Wielkiej Sali.

Kiedy postawił klatkę na podłodze przed Syriuszem, szczur jeszcze spał w najlepsze, nieświadomy tego, co go czeka. Mężczyzna przybrał swoją animagiczną postać i zaczął warczeć.

Takiego szaleństwa w wykonaniu szczura, Ron w życiu nie widział. Kiedy Parszywek się obudził i zauważył psiego animaga, zaczął się miotać po klatce jak szaleniec. Od razu widać było, że rozpoznał Syriusza, który po chwili znowu przybrał ludzką postać.

– Witaj Peter. Jak miło, że o mnie jednak nie zapomniałeś – uśmiechnął się złowieszczo. – Długo wodziłeś wszystkich za nos, ale skończyło się. Nadszedł czas, żebyś odpowiedział za swoje czyny.

– Jak mogłeś? – odezwał się Ron, a szczur popatrzył na niego. – Myślałem, że jesteś moim pupilem, a ty nas wszystkich oszukałeś.

Widać było, że chłopakowi jest przykro i nie wiedział do końca jak reagować. Chciał napisać do przyjaciela i wyżalić mu się z tej całej sytuacji. Pocieszała go tylko myśl, że jednak zrobił coś dobrego. Pomógł złapać prawdziwego zdrajcę i miał nadzieję, że dzięki temu niewinny człowiek odzyska wolność.

---

Jakie dziwne pomysły mi chodzą ostatnio po głowie. Na przykład, co by było, gdyby Harry z natury był po prostu bezczelny i pyskował Snape'owi od pierwszej lekcji? XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top