Rozdział 30
Niektórzy się dziwią, czemu piszę Spotkanie w taki sposób, że jest w nim dużo Rona. Po części dlatego, że chciałam pokazać jego znajomość z Harrym też z jego perspektywy. Moim zdaniem jego postać była w serii mocno niedopracowana i niedoceniona. Głównie pokazano go jako niedojrzałego i zazdrosnego.
Rozdział 30
Na szesnaste urodziny Harry'ego na farmie Potterów zjawili się też jego przyjaciele. Ron miał okazję poznać rówieśników z Ilvermorny w tym najlepszą kumpelę Harry'ego, na której widok od razu się zarumienił.
– Więc ty jesteś tym angielskim dżentelmenem? – spytała Celine, przyglądając mu się ciekawie. – Fajny z ciebie chłopak. Mogłabym się z tobą umówić – stwierdziła wprost.
Po jej słowach kolor twarzy Rona zlał się z kolorem jego włosów, a jubilat i reszta gości mieli poważny problem, żeby udawać, że wcale się nie śmieją. W końcu Stuart nie wytrzymał i zaczął się jawnie śmiać, a potem już wszyscy leżeli na stole w ogrodzie. Nawet stojący za drewnianym ogrodzenie Prince rżał, jakby doskonale rozumiał, co się właśnie działo.
– No i z czego się śmiejecie? – spytała Celine. – Ja go tylko pochwaliłam.
– Tylko? – spytał Troy. – Zawstydziłaś gościa na amen.
– Zawstydziłam cię? – dziewczyna przyjrzała mu się uważnie.
– Trochę. Nie nawykłem do takich komplementów – przyznał szczerze Ron. – Co nie znaczy, że nie uważam tego za miłe. Po prostu nie wiem, jak reagować, kiedy chwali mnie ładna dziewczyna.
– Uważasz, że jestem ładna? – Celine wyglądała na zadowoloną i wszystko wskazywało na to, że Ron wpadł jej w oko.
– Tylko ślepiec by tego nie widział – mruknął.
– Słodki jesteś – stwierdziła dziewczyna. – Jak coś to dam ci się zaprosić na randkę.
Godzinę później, kiedy wszyscy złożyli Harry'emu życzenia, zjedli obiad i pokroili tort, Ron spytał go, czy wszystkie dziewczyny z Ilvermorny są takie śmiałe.
– Nie – powiedział z rozbawieniem. – Celine zawsze mówi, co myśli. Z jednej strony to dobrze, bo masz pewność, że cię nie okłamie, ale z drugiej możesz czasem usłyszeć więcej, niż chciałbyś.
– Wiesz... Chyba wolę, jak mi ktoś mówi prawdę. Nie znoszę kłamstwa.
– Czyli, że umówiłbyś się z nią? – spytał Harry ciekawie, podając mu szklankę z sokiem.
– Myślę, że tak. Wydaje się fajna. Tylko nie mam za bardzo kasy.
– O to bym się nie martwił jakoś szczególnie – zapewnił przyjaciela.
Impreza rozkręcała się w najlepsze i młodzież bawiła się niemal do północy, śpiewając, tańcząc, grając w gry i opowiadając sobie głupoty. Latali nawet na miotłach i rozgrywali coś, co nawet nie przypominało quidditcha, ale i tak wszyscy świetnie się bawili.
Harry cieszył się, że tego dnia wszystkie ważne dla niego osoby były razem z nim. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, ale wolał mieć kilka bliskich osób, którym mógł ufać, niż całe tłumy, których imion nawet by nie zapamiętał. Taktownie próbował ponownie się nie śmiać, kiedy pod koniec imprezy Celine i Ron zaczęli się całować. Najwyraźniej oboje wpadli sobie w oko i przed powrotem do domu, dziewczyna zapewniła ich, że obaj są zaproszeni za tydzień na jej szesnastkę.
– Jakiś sezon imprez? – spytał Ron, kiedy posprzątali, a potem mogli się położyć.
– Coś w tym stylu. Celine ci się podoba. Przyznaj się. – Harry wyszczerzył się.
– Dobra! Przyznaję. Podoba mi się. Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ona. Nie miałbym nic przeciwko, żeby się z nią spotykać, ale zapomniałeś, chyba że mieszkamy na dwóch różnych kontynentach?
– No faktycznie, to może być nieco problematyczne, ale przecież jeszcze dwa lata i wszyscy skończymy szkoły, a potem myślisz nad dalszą nauką tutaj. A może zmieniłeś już zdanie? – spytał ciekawie.
– Nie no coś ty. Pewnie, że chcę się uczyć dalej i mieć z tego życia coś więcej. Szczerze mówiąc, to chyba dobrze by mi zrobiła wyprowadzka gdzieś daleko od domu. Kocham moją rodzinę, ale nie chcę wiecznie żyć w cieniu innych. Już nie mówiąc o tym, że jako najmłodszy to zawsze byłem postrzegany jako dzieciak. To strasznie denerwujące. Dogadałem się z braćmi i mam lepsze relacje z rodzicami, ale...
– Ale jednak chcesz żyć w zgodzie z samym sobą – dokończył Harry. – Rozumiem, bo sam tak czuję. Dla mnie trudne było powiedzieć rodzinie, że podobają mi się faceci.
– W zasadzie to zastanawiałem się, jak to jest? No w sensie, że podobają ci się chłopaki.
– Nie podobają mi się chłopaki. Podobają mi się faceci, ale też nie wszyscy. Muszą mieć to coś w sobie. Jakoś nie zwracam uwagi na rówieśników. To nie ten typ. Wydają mi się jacyś tacy... niedojrzali. Nie umiem tego dobrze opisać, bo sam jeszcze tego do końca nie rozumiem.
– Może dlatego intryguje cię ktoś taki jak Snape? – zasugerował Ron. – Sam powiedziałeś, że nie znasz gościa, ale chętnie byś go poznał.
Harry przyznał mu rację. Sam tak faktycznie powiedział. Severus Snape go intrygował i chociaż go nie znał, to nie miałby nic przeciwko, żeby nawiązać z nim jakąś znajomość. Oczywiście nie teraz, ale może w przyszłości? Zdawał sobie sprawę, że z punktu widzenia dorosłego, inteligentnego mężczyzny, Harry był jeszcze dzieciakiem, na którego i tak nie zwróciłby uwagi. Mógł się czuć doroślej, ale nawet on nie był aż tak durny, żeby startować do dorosłego faceta w takiej sytuacji. A w ogóle, o jakiej sytuacji on myślał? Ktoś tak inteligentny, kto został najmłodszym Mistrzem Eliksirów w tym stuleciu, na pewno nie brałby pod uwagę jakiejś bliższej znajomości z nim. W dodatku to był nauczyciel, więc tym bardziej. Poza tym nie było żadnej gwarancji, czy kiedykolwiek się spotkają.
To było dziwne, ale sama myśl, że nie mieliby szansy na spotkanie, sprawiała, że Harry czuł jakąś taką pustkę w środku. Może faktycznie to zauroczenie było czymś więcej, ale wydawało mu się też to nieco bez sensu. Już nic z tego nie rozumiał i czasem naprawdę wolałby, żeby bycie nastolatkiem z burzą hormonów było łatwiejsze. Albo, gdyby podobały mu się koleżanki z klasy, ale nie! Musiał zwracać uwagę na starszych od siebie facetów. Najbardziej jednak zaskakiwało go to, że nawet nie musieli być specjalnie przystojni. Po prostu musieli mieć to coś. Szkoda tylko, że na razie nie zorientował się jeszcze, czym było to coś.
Kolejne kilka dni upłynęło im na pomaganiu na farmie, zbieraniu różnych składników do eliksirów po okolicy, lataniu na miotłach, jeździe konno i innych ciekawych rzeczach. Pojechali nawet pomagać na giełdzie składników i Ron był pod wrażeniem, widząc te wszystkie czasem wręcz dziwaczne rzeczy.
– Większy ruch jest, jeśli w okolicy jest jakieś sympozjum warzelnicze – wyjaśnił mu Harry. – Wtedy to są tu prawdziwe tłumy. Bywa, że niektórzy potrafią się nawet pobić o jakieś rzadkie składniki.
– Pobić? Ale że tak po mugolsku? Na pięści? – spytał zaskoczony rudzielec, a Harry skinął głową. Ron próbował sobie wyobrazić hogwardzkiego Mistrza Eliksirów, walczącego o jakiś rzadki składnik, ale to było tak surrealistyczne, że aż prychnął pod nosem. Oczywiście to jeszcze nie oznaczało, że Snape by się nie wykłócał, ale na pewno nie wdałby się w walkę na pięści.
– O czym pomyślałeś?
– Próbowałem wyobrazić sobie Snape'a walczącego na pięści, ale to jest zbyt dziwne – wyjaśnił Ron i Harry również parsknął.
Sądząc po zdjęciach mężczyzny, które widywał w magazynach o eliksirach, jeśli już miałby walczyć, to na pewno z użyciem różdżki i kilku zaklęć, które na pewno zaskoczyłby przeciwnika. Powiedziałby nawet, że Severus Snape był dość eleganckim typem. Nie w taki oczywisty sposób, ale wskazywała na to maniera. Opowieści Rona tylko to potwierdzały. Gdyby mężczyzna miał się z kimś pojedynkować, to na pewno byłoby to dość spektakularne widowisko.
Ron opowiadał mu o swoim pojedynku z tym całym Malfoyem, przez którego stracił różdżkę. Demonstrację przeprowadzili przed nimi właśnie Snape i ten kretyn Lockhart i jeśli wierzyć słowom Gryfona, od razu było wiadomo, kto wygra. Ówczesny nauczyciel Obrony miał może i prezencję, ale zdolności to już była inna sprawa. Przy pierwszym ataku Mistrza Eliksirów wylądował od razu na plecach.
Na giełdzie mieli naprawdę sporo pracy i pomoc Rona okazała się naprawdę potrzebna. Wystarczyło, że przynosił kolejne skrzynki ze składnikami i pomagał w pakowaniu, a już oszczędzali na czasie i zbędnym zamieszaniu. Gryfon nigdy nie miał jeszcze okazji uczestniczyć w żadnej giełdzie. Nigdy też nie był na mugolskim targu, a słyszał opowieści, że to mogło wyglądać podobnie. Sam doświadczenie było ciekawe.
Ogólnie Ron stwierdził, że takie życie na farmie jest fajne. Oczywiście było tu dużo pracy, ale podobało mu się to. U niego w domu mógł co najwyżej odgnomić ogród. Lubił to jako dziecko, ale już nim nie był. Zaczynam poważnie myśleć o swojej przyszłości, a dzięki Harry'emu miał pomysł, co mógłby zrobić ze swoim życiem. Postanowił spróbować dostać się na staż do firmy produkującej miotły i nawet jeśli doszedłby potem do wniosku, że to jednak nie jest to, co chciałby robić, to zawsze było to jakieś doświadczenie.
– Nie jestem taki przedsiębiorczy jak Fred i George – przyznał, kiedy przed snem rozmawiali z Harrym o wszystkim. – Nie nadaję się zakładania własnego biznesu. Zresztą nie miałbym ani kapitału, ani pomysłu na niego. Wolę pracować dla kogoś, tylko żeby ta praca była ciekawa.
– W pełni to popieram – zgodził się z nim Harry. On też nie wyobrażał sobie, że miałby kiedyś pracować za biurkiem. To już wolałby zostać na rodzinnej farmie i zajmować się zwierzętami, które lubił z wzajemnością. Poza tym nie brał pod uwagę scenariusza, że miałby się gdzieś wyprowadzić i zostawić Prince'a. Już i tak rozłąki bywały trudne, kiedy wracał do szkoły. Jego koń nie uznawał innego jeźdźca poza nim i Harry szczerze wątpił, żeby to miałoby się kiedyś zmienić.
Patrząc na swojego brata i siostrę, siłą rzeczy zastanawiał się czasem, jak jemu ułoży się życie. Oboje byli w związkach, jego kuzynostwo też zaczynało się rozglądać za towarzyszami życia, tylko on nadal czekał na tego jedynego i miał nadzieję, że w końcu go znajdzie. Nie miał tylko pojęcia, jak druga strona zapatrywałaby się na życie na farmie, ale tym zamierzał się martwić, dopiero jak już wejdzie w jakiś poważny związek. Na razie mógł się pochwalić kilkoma pocałunkami ze starszymi kolegami ze szkoły i to było wszystko. Samo doświadczenie było miłe, ale nie było tego efektu, o którym tyle słyszał, więc uznał, że to jednak nie na któregoś z nich czekał. Powoli w jego głowie kreował się obraz idealnego partnera i z jakiegoś powodu, zawsze przez myśl przebiegał mu wtedy pewien brytyjski Mistrz Eliksirów. Harry doszedł do wniosku, że z niego to był jednak jakiś beznadziejny przypadek.
Oczywiście nie wypytywał Rona tylko o Snape'a. Pytał też o inne sprawy. Na przykład o swojego ojca chrzestnego, którego Gryfon poznał i o Remusa Lupina, który okazał się również przyjacielem jego biologicznego ojca, a do tego wilkołakiem.
– To musi być dla niego trudne – przyznał. – Zwłaszcza że ludzie zwykle boją się wilkołaków.
– A ty się ich nie boisz? – zdziwił się Ron.
– Nigdy żadnego nie spotkałem, więc ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Musiałbym spekulować, czy mam realny powód do strachu. W końcu nie każdy wilkołak jest zdziczały. O ile mi wiadomo, to żyją na marginesie, bo ludzie uważają ich za gorszych. Nie uważasz, że to krzywdzące?
– No Remus na pewno nie jest niebezpieczny, a przynajmniej nie na co dzień. Robi, co może, żeby nikogo nie narazić. Wiem od Syriusza, że swoje przemiany spędza w piwnicach jego domu.
Harry skinął głową. Naprawdę nie potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo Remus musiał mieć ciężko w życiu przez swoją przypadłość, której wcale nie chciał. Został właściwe wykluczony z czarodziejskiej społeczności za coś, co nie było jego winą. Zdawał sobie sprawę, że czarodzieje bali się wilkołaków przez krążące o nich opowieści, ale nikt tak naprawdę nie chciał ich poznać. Zepchnięci na margines społeczny sami musieli sobie radzić i wcale się nie dziwił, że łącząc się w watahy, z czasem zdziczeli.
Zastanawiał się, dlaczego tamtejsi czarodzieje nie próbowali czegoś zmienić w prawach takich osób. Przecież to nadal byli ludzie i nie wszyscy byli niebezpieczni. W jego opinii wystarczyłyby odpowiednie środki zaradcze, ale oczywiście wszyscy musieliby chcieć coś z tym zrobić. Brytyjscy czarodzieje nie byli jednak zbyt chętni, żeby nadawać równe prawa magicznym istotom, co Harry uważał za wybitnie głupie.
Na przykład takie gobliny pilnowały interesów czarodziejów, ale ci nie chcieli ich traktować na równi. To było dla niego tak pozbawione logiki, że nawet nie próbował się w to zagłębiać. Albo pukwudgie, którzy pilnowali Ilvermorny. Poza nią byli istotami niższego szczebla, ale na terenie szkoły traktowano ich z szacunkiem. W końcu to oni pilnowali wszystkiego i znosili setki uczniów, którzy mieli masę dziwnych pomysłów.
Harry zdecydowanie zapisze się w ich pamięci, jako uczeń, który nie rozumiał, co znaczy, że się czegoś nie da zrobić, a poza tym zawracał im głowę. W końcu namówił Williama, żeby ten nauczył go strzelać z łuku. Ich lekcje nie były już aż tak częste, ale będąc w szkole, chłopak ćwiczył uparcie i wiedział, że William go obserwuje. Czasem nawet podchodził i dawał mu jakieś wskazówki. Był mu za to wdzięczny i odnosił wrażenie, że w jakiś stopniu się chyba zaprzyjaźnili.
Urodziny Celine spędzili na plaży razem z resztą przyjaciół i jej rodziną. Ron nie był nigdy w takim miejscu i zdecydowanie korzystał z okazji do dobrej zabawy. W Hogwarcie nie świętowano urodzin w jakiś szczególny sposób. Dostawało się prezenty, życzenia i to było wszystko. Nie było jakiejś imprezy czy tortu, więc taka impreza była więcej niż fajna.
Celine wyciągnęła go nawet na spacer po plaży, nie przejmując się, że reszta chichocze w najlepsze. Wystawiła im tylko język, żeby nie komentowali, bo widać było, że Ron wpadł jej w oko. Obiecała, że napisze do niego przez Harry'ego i będzie tak samo czekała na list od niego. Nie składali sobie żadnych wielkich obietnic, ale dali sobie czas na poznanie się i kto wie, co będzie, kiedy oboje skończą szkołę. Ron przyznał się jej, że chciałby się dostać na staż w Stanach i Harry obiecał pomóc mu znaleźć odpowiednie miejsce.
– To możesz być spokojny – zapewniła go. – On jest tak dociekliwy, że prześwietli każde potencjalne miejsce. W szkole to już niektórzy nauczyciele mają go czasem dość, bo ich zasypuje pytaniami. Jak już naprawdę nie mają do niego siły, to wysyłają go do biblioteki, żeby sam sobie szukał informacji.
– Zauważyłem, że lubi wiedzieć.
– To jest mało powiedziane. Gdybyś zobaczył jego notatnik. Ma tam tyle rozpoczętych spraw do rozwiązania, że zastanawiam się czasem, kiedy on to wszystko zamierza sprawdzić. Ale taki już po prostu jest. W szkole mają go za nieszkodliwego dziwaka, ale jak już ktoś stanie się dla niego kimś ważniejszym, to skoczy za nim w ogień.
– Jeden z moich braci uważa, że lepiej mieć jednego prawdziwego przyjaciela, niż tłumy nieszczerych ludzi wokół siebie.
– Zdecydowanie zgadzam się z tym. Niech jeszcze tylko znajdzie kiedyś swoją drugą połówkę i przestanę się o niego martwić.
Ron zerknął na nią ciekawie.
– On nie robi tajemnicy z tego, że leci na facetów, prawda? – spytał.
– Nie afiszuje się z tym, ale też tego nie ukrywa. Uważa, że to jego osobista sprawa. Rodzinie oczywiście powiedział o wszystkim. Nie było to dla niego łatwe, ale na szczęście wszyscy to zaakceptowali.
Gryfon miał szczerą nadzieję, że Harry z czasem naprawdę znajdzie sobie kogoś, kto w pełni go zaakceptuje i nie będzie mu wypominał bycia Chłopcem, Który Przeżył. Wiedział, że tego nienawidzi i najchętniej zapomniałby o tym wszystkim. Nie było to jednak takie proste. Harry nie mógł zmienić tego, kim jest, ale mógł mieć nadzieję, że kiedy zdecyduje się odwiedzić Wielką Brytanię, ludzie tam będą traktować go normalnie i pozwolą mu być sobą.
---
Nie mogłam się zmusić do pisania. Wiedziałam, co chcę pisać, ale szło mi tak opornie, że szok. A do tego mam dylemat, jakie opowiadanie pisać, jak już skończę to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top