Rozdział 21
Sporo osób mnie pyta, czemu nie lubię Ginny. Odpowiedź jest prosta: Jest dla mnie okropnie sztuczną postacią, której roli kompletnie nie rozumiem. Tak samo jak nie rozumiem, dlaczego Harry się z nią ożenił? W przypadku jego zauroczenia Cho przynajmniej było wiadomo, czemu zwrócił na nią uwagę. Z Ginny nie było żadnego logicznego wytłumaczenia. :3 Jeśli ktoś ją lubi, to mnie nic do tego. Wiadomo, że każdy ma swoje ulubione postacie.
Rozdział 21
„Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się ucieszyliśmy, kiedy tacie udało się zdobyć bilety na Mistrzostwa Świata w Quidditchu" – pisał Ron. Harry od razu zauważył, że kolejny list był wyjątkowo długi. Najwyraźniej jego przyjaciel musiał się podzielić z nim wszystkim, co się wydarzyło. – „Wprawdzie musieliśmy wstać o pogańskiej godzinie i przejść spory kawałek, ale to nic! Na miejscu musieliśmy znaleźć świstoklik, który potem przeniósł nas w okolice stadionu.
Razem z nami podróżował Cedric Diggory razem ze swoim ojcem. To Puchon, za którym ogląda się masa dziewczyn w szkole. Nic do niego nie mam i w zasadzie kiepsko go znam. Wiem tylko, że gra na pozycji szukającego w ich drużynie quidditcha i chodzi z szukającą Krukonów – Cho Chang. Dziewczyny mówią, że pasują do siebie, ale osobiście nie rozumiem jeszcze, co to dokładnie znaczy. Zaczynam zauważać, że dziewczyny są ładne, ale tylko tyle."
Harry rozumiał to, ale w jego przypadku wszystko wyglądało nieco inaczej. Faktycznie też zauważał, kiedy któraś z dziewczyn była ładna, ale zwracał też uwagę na chłopców. Zwłaszcza tych starszych od siebie. Kiedyś jego siostra powiedziała, że profesor Collins jest całkiem przystojny. Na kolejnych zajęciach, przyglądał się mężczyźnie przez dłuższą chwilę, a potem doszedł do wniosku, że Page miała rację. Próbował też przyglądać się rówieśnikom, ale doszedł do wniosku, że nie patrzy na nich w ten sposób. To byli po prostu koledzy.
Na początku był przerażony faktem, że zwraca uwagę na starszych chłopców i chyba w akcie czystej desperacji porozmawiał o tym z Page. Siostra wysłuchała go i widząc, że jej młodszy brat naprawdę bardzo to przeżywa, przytuliła go mocno.
– To nie jest koniec świata młody – zapewnił go. – Wiele dzieciaków takich jak ty, ma etap, że zwraca uwagę na własną płeć. Ja też kiedyś uważałam, że moje koleżanki są ładne i co z tego?
– Ale co jeśli tak mi już zostanie? – zapytał. – Mama i tata mogą się złościć i nie akceptować tego. Mogą potem żałować, że mnie adoptowali – panikował.
– Młody! Oddychaj! – poleciła mu natychmiast Page. – Nikt niczego takiego nie zrobi. Mama i tata cię kochają. Cała rodzina cię kocha. A w ogóle to jesteś na razie za młody, żeby w pełni powiedzieć, kto ci się podoba. Ile ty masz lat? Trzynaście. W tym wieku to ja sobie dopiero wyobrażałam, że się całuję z kolegą.
– Max o tym wie? – spytał ciekawie.
– Akurat ci powiem – odpowiedziała, czochrając mu włosy. – A jeśli kiedyś dojdziesz jednak do wniosku, że kręcą cię faceci, to zwyczajnie przedstawisz rodzinie chłopaka, a nie dziewczynę. Nie wiem, czy to prawda, ale podobno brat pradziadka Leonarda miał męża, a nie żonę.
– Poważnie? – Popatrzył zaskoczony na siostrę. – Nigdy o tym nie słyszałem.
– Bo nie pytałeś. Wiesz, jaki jest pradziadek.
Harry zapisał sobie, żeby spytał o to w odpowiednim momencie. Od zawsze miał świetny kontakt z pradziadkiem i raczej nie miewał przed nim sekretów. Po chwili wrócił do czytania listu od Rona.
„Z całą pewnością stwierdzam, że świstokliki nie będą moim ulubionym środkiem transportu. Na miejscu okazało się, że pole namiotowe jest mugolskie i tata musiał się nieco nakombinować, żeby zapłacić właścicielowi odpowiednimi pieniędzmi.
Rozbiliśmy namioty, spotkaliśmy masę znajomych i uśmialiśmy się w kolejce po wodę, kiedy jakiś starszy czarodzieje stał tam w damskiej koszuli nocnej i za nic nie chciał ubrać spodni. Widać było, że to jeden z tych, co są starej daty i uważają, że czarodziej musi chodzić w przewiewnej szacie.
Oczywiście zabraliśmy też ze sobą Ginny. Kilka dni temu przyjechali Bill i Charlie. Wiem, że mój najstarszy brat rozmawiał z nią kilka razy i brał na stronę za każdym razem, kiedy widział, że coś nie idzie po jej myśli, jest bliska wybuchu agresji. Nie wiem, co jej wtedy mówił, ale przynosi to efekty. Zaczęła się wyciszać i trochę łatwiej się z nią ostatnio dogadać. Na szczęście nie wygaduje już też bzdur, że wyjdzie za Harry'ego Pottera.
Bill sam przyznał, że tamta klątwa musiała jej mocno zamieszać w głowie i razem z Charliem ustalili, że opłacą jej dodatkową terapię i odpowiednie eliksiry. Te lepszej jakości są oczywiście bardzo drogie, ale obiecali się tym zająć. Ginny narobiła naprawdę sporo problemów i może jest rozpieszczoną dziewczyną, ale to wciąż moja młodsza siostra. Charlie powiedział, żeby dać jej czas i nie pobłażać jej, to w końcu powinna zrozumieć, że nie może oczekiwać, że wszystko zostanie jej podane na srebrnej tacy. Musi do niej dotrzeć, że na świecie jest niewiele osób, które mogą sobie na wszystko pozwolić. Nawet tacy Malfoyowie musieli od czegoś zacząć, żeby mieć pieniądze i pozycję.
Obaj rozmawiali też z rodzicami późnym wieczorem. Nie spałem jeszcze i słyszałem część tej rozmowy. Charlie powiedział wprost, że mama pozwalała Ginny na zbyt wiele i karmiła ją bajkami, a że dzieci są podatne na różne sugestie, to wzięła to za pewnik. Oczywiście mama nie miała takiego zamiaru, bo opowiadała jej bajki typowe dla dziewczynek, które miały być rozrywką, a skończyły się na niepotrzebnym problemie. Teraz trzeba go jakoś naprawić, żeby znalazła sobie jakiś normalny cel w życiu, a nie rozglądała się za bogatym mężem. Nie chciałbym, żeby wyrobiła sobie złą opinię w społeczeństwie.
Finał quidditcha był super. Oczywiście ten kretyn Malfoy musiał się zacząć wywyższać, kiedy nas zobaczył, ale olałem go. Niech sobie gada. Ja tam byłem, żeby obejrzeć mecz, a nie wykłócać się z idiotą. Gdybyś widział te zwody, które wykonywał. Irlandzki szukający prawie skończył na noszach. Maskotki obu drużyn też dawały niezłe przedstawienie. Prawie skoczyłem z trybun, kiedy wile zaczęły tańczyć. Niebezpieczne z nich stworzenia, ale jakie piękne."
Harry zachichotał. To było typowe myślenie nastolatka takiego jak Ron. On sam podchodził do wielu spraw nieco inaczej, ale przypuszczał, że wiele czynników miało wpływ na sposób myślenia danej osoby. Poza tym wyznawał zasadę, że gdyby wszyscy byli tacy sami, to na świecie byłoby nudno.
„Za to wieczorem zrobiło się straszne zamieszanie. Nagle na polu namiotowym pojawiło się kilku Śmierciożerców, tata kazał nam uciekać, a potem na niebie pojawił się Mroczny Znak. Nie wiem, czy ktoś sobie robił wyjątkowo głupie żarty, ale potem podobno znaleźli jakiegoś skrzata domowego z cudzą różdżką. Wyobrażasz to sobie? Żeby skrzat domowy ukradł komuś różdżkę, a potem wyczarował nią Mroczny Znak? Jakim cudem ktoś w to w ogóle uwierzył, to nie mam pojęcia. Nie wiem, co się stało potem i nie jestem pewien, czy chciałbym wiedzieć. Mogę się założyć, że przez dobry tydzień wszystkie gazety będą o tym pisać. Same mistrzostwa zejdą kompletnie na drugi plan.
A tak z innej beczki to Percy dostał pracę w ministerstwie. Jest strasznie ambitny i mogę się założyć, że będzie piął po ścieżce kariery. Jeśli to jest jego wymarzone zajęcie, to mnie nic do tego. Cieszę się, że robi to, co lubi, ale ja bym tak nie mógł. Im dłużej o tym myślę tym mam większe przekonanie, że praca za biurkiem nie jest dla mnie. Tylko że mama tego kompletnie nie rozumie. Dla niej spełnieniem marzeń byłoby, gdybyśmy wszyscy mieli cieple posadki. Na razie tylko Percy spełnił te oczekiwania. Bill jest łamaczem uroków, Charlie pracuje ze smokami, bliźniacy na pewno staną okoniem na samą sugestię pracy za biurkiem, a ja jeszcze nie mam pomysłu na siebie. Lubię szachy i quidditcha, ale to chyba za mało, żeby myśleć o jakiejś wielkiej karierze.
Kiedyś zapytałem Snape'a, czy zawsze chciał pracować nad eliksirami. Powiedział, że pasją do nich zaraziła go jego matka, a potem poszło już z górki. Trochę mu tego zazdroszczę, bo był dobry w czymś, co szybko dało mu możliwość rozpoczęcia kariery. Zapewnił mnie jednak, że tylko nieliczni od razu wiedzą, co będą kiedyś robić, a ja mam czas, żeby próbować nowych rzeczy.
Wiesz... Na początku miałem go za kompletnego dupka, ale im więcej czasu z nim spędzam, tym bardziej jestem pewien, że to tylko pozory. Może się mylę, ale pod tą wręcz lodowatą zewnętrzną warstwą skrywa się człowiek, który został bardzo skrzywdzony przez życie i jest po prostu samotny. Oczywiście nie powiedział mi tego wprost, ale taki obraz maluje się z tych jego nielicznych osobistych wypowiedzi, na które normalnie nikt nie zwróciłby uwagi."
Harry zmarszczył brwi. To było coś nowego. Na podstawie tych wszystkich artykułów, które znalazł w gazetach, wywnioskowałby zupełnie inny obraz mężczyzny. Przedstawiano go jako silnego i pewnego siebie Mistrza Eliksirów, niezwykle inteligentnego i utalentowanego czarodzieja. O ile go pamięć nie myliła, to Severus Snape miał już trzydzieści cztery lata, ale w świecie czarodziejów nadal uchodził za kogoś bardzo młodego. Pradziadek Leonard na pewno śmiało nazwałby go nieznającym życia gówniarzem, gdyby miał ku temu powód.
Postać hogwardzkiego Mistrza Eliksirów była naprawdę intrygująca i nie miałby nic przeciwko, żeby kiedyś poznać go osobiście. Bardzo chętnie prowadziłby z nim dyskusje na różne tematy, bo coś mu mówiło, że mężczyzna mógł być równie dociekliwy, jak on sam.
Widział jego zdjęcia w magazynach. Nie mógł powiedzieć, że Snape był przystojny w taki sposób, jak jego starsi koledzy ze szkoły czy profesorowie, ale zdecydowanie miał w sobie coś pociągające. Nie potrafił jednak zdefiniować na razie, co to było. Na razie nawet nie myślał o związkach. Dopiero zaczynał zdawać sobie sprawę, że może kiedyś też zacznie chodzić na randki, ale na razie nie czuł takiej potrzeby.
Zastanawiał się czasem, czemu sporo osób mówiło, że kiedyś Harry wyrośnie na przystojnego faceta. Patrząc w lustro, nie potrafił tego zrozumieć. Był dość chudy, chociaż miał całkiem ładne zarysy mięśni pod skórą od pracy na farmie, był wiecznie rozczochrany, bo nic nie zdołało ujarzmić jego włosów i wszyscy mówili, że ma wręcz hipnotyzujące zielone oczy. Ale czy na tej podstawie ktoś już mógł stwierdzić, że jak dorośnie, to będzie przystojny? To była dla niego zagadka, dotycząca jego osoby i zapisywał co jakiś czas swoje obserwacje. Na razie nie zauważył jakiejś wielkiej różnicy. Po prostu rósł w swoim tempie. Był dobre pół głowy niższy od kolegów z klasy, ale czy mu to jakoś szczególnie przeszkadzało? Odpowiedź brzmiała nie. Był, jaki był i nic nie mógł na to poradzić. Część chłopców zaczynała rosnąć dużo później i wyglądało na to, że zaliczał się właśnie do tej grupy.
Harry sięgnął po swój notatnik, gdzie miał swoje zapiski dotyczące różnych spraw, nad którymi uparcie pracował. Stron dotyczących osoby Severusa Snape'a ciągle przybywało, ale chłopak nie nazwałby tego obsesją. Raczej ciekawością. Nie czuł żadnego parcia, żeby koniecznie poznać tego mężczyznę, ale nie ukrywał, że byłoby to na pewno ciekawe spotkanie. Poza tym nigdy nie zakładał, że coś nie będzie miało miejsca, dopóki nie znalazł dowodów, że coś faktycznie nie miało szans zaistnieć. Taki właśnie był. Musiał mieć na wszystko potwierdzenie.
„Bill i Charlie z ciekawością oglądali różdżkę od twojego pradziadka" – przeczytał w dalszej części listu od Rona. – „Bill zna się na artefaktach, bo często ma z nimi styczność. Powiedział, że ta różdżka to bardzo precyzyjna robota i twórca poświęcił jej dużo czasu. Naprawdę mam nadzieję, że będzie mi służyć przez długie lata, bo poczułem z nią prawdziwą więź."
Harry uśmiechnął się szeroko. Więź z różdżką była czymś cudownym. Opisałby to trochę tak, jakby odnalazło się utraconego przyjaciela i ponownie było się kompletnym. Ciekawe dla niego było to, że różdżki miały tak różne kombinacje w zależności od miejsca produkcji. Na świecie był taki wybór rdzeni i drewna, a jednak twórcy ograniczali się często do kilku rodzajów. Nie wiedział, czy było to spowodowane trudnościami w pozyskaniu materiałów, czy ekonomią. Chętnie dowiadywał się więcej na ten temat.
Właśnie dlatego na kilka tygodni przed zakończeniem kolejnego roku szkolnego zaraz po lekcjach poszedł do biblioteki w poszukiwaniu kolejnych informacji.
– To, czego szukasz tym razem Potter? – spytała bibliotekarka, widząc go przy swoim biurku. – Jaką to zagadkę rozwiązujesz tym razem?
– Szukam książek o różdżkach – powiedział.
– A nie pożyczałeś takich kiedyś? – spytała. Coś jej świtało w głowie, że chłopiec szukał już kiedyś podobnych woluminów.
– Tak, ale teraz szukam konkretnej informacji – przyznał.
– Ty i te twoje poszukiwania – mruknęła tylko. Machnęła różdżką i po chwili na jej biurku wylądowało kilka książek. Harry podziękował i zabrał je do stolika.
Oczywiście, że już czytał książki o różdżkach i skopiował z nich kilka informacji, ale tym razem chodziło mu o coś innego. Wypisywał sobie wszystkie dostępne w tym momencie na rynku magiczne rdzenie, których używali różdżkarze i rodzaje drewna z ich pełną charakterystyką. Wypisał też wszystkie kombinacje, jakie występowały i najpopularniejsze rodzaje, a potem miał zamiar zestawić to wszystko przeanalizować punkt po punkcie w czasie wakacji. Wcześniej jednak musiał dokończyć swoje treningi z Williamem. Oddał więc książki, podziękował, a potem pobiegł do dormitorium po swój łuk.
Pukwudgie już nawet nie komentował i nie mruczał pod nosem, że młody czarodziej zawraca mu głowę. Harry nigdy nie powiedziałby tego głośno, ale odnosił wrażenie, że William na swój sposób jest zadowolony, że ktoś zainteresował się łucznictwem, które było charakterystyczne dla jego rasy. Czarodzieje zwykle nie interesowali się magicznymi rasami, jeśli nie mieli w tym żadnego interesu.
On jednak był inny pod wieloma względami. Harry nie był odludkiem, ale też nie był jakąś duszą towarzystwa i wcale mu to nie przeszkadzało. Miał swoją grupę znajomych, ale z innymi też rozmawiał.
– Dzień dobry Williamie – przywitał się z pukwudgie, który już na niego czekał. – Dziękuję, że nadal zgadzasz się poświęcać mi czas.
– W ten sposób nie łazisz za mną bez końca – mruknął tylko, a potem obserwował ćwiczenia chłopca i poprawiał go.
Ten styl posługiwania się łukiem nie był tak do końca charakterystyczny dla ludzi. Niby zasada była ta sama, ale widać było subtelne różnice. Inne ułożenie palców, inaczej trzymana strzała. Niby nic, ale mogło to kiedyś zadecydować o przewadze. Harry miał nadzieję, że łucznictwo pozostanie dla niego w sferze sportu, ale gdzieś tam z tyłu głowy słyszał głosik, że nigdy nie wiadomo, jakie umiejętności przydadzą mu się w życiu.
– Coraz lepiej – pochwalił go potem William. Na co dzień nie był zbyt skory do pochwał, więc Harry tym bardziej się ucieszył. Wyglądało na to, że robił postępy i zastanawiał się wtedy, czy w wakacje nie spróbować strzelać z końskiego grzbietu.
W święta wspominał o tym Prince'owi i reakcja konia była dokładnie taka, jak się spodziewał. Zarżał, potrząsnął łbem i popatrzył na swojego jeźdźca, jakby mu brakowało piątek klepki.
– Indianie jakoś strzelali w trakcie galopu – zauważył wtedy. – Mam rozumieć, że nie dorównujesz ich wierzchowcom?
Wiedział, że trochę wjechał wierzchowcowi na ambicje, ale ponieważ Prince bywał nieco próżny, przyniosło to spodziewany efekt. Ogier nienawidził, kiedy ktoś sugerował mu, że mógłby być w czymś gorszy i bywały momenty, że Harry musiał to wykorzystywać. Na szczęście takie okoliczności występowały od wielkiego święta i Prince nigdy się nie połapał, że chłopiec robił to specjalnie. Niemniej jednak wiedział, że jego wierzchowiec nigdy go nie opuści i za to go uwielbiał. Nawet jeśli musiał czasem lekko nagiąć prawdę.
Z tą myślą odłożył swój notatnik i list od Rona, a potem sięgnął po łuk. Miał jeszcze trochę czasu do kolacji i uznał, że zdąży jeszcze poćwiczyć, a któregoś dnia spróbuje namówić Prince'a na pierwszą próbę strzelania z jego grzbietu.
---
Chciałabym wam coś pokazać. Moja drukarka niestety ostatnio coś się buntuje i kolory nie są do końca takie, jak być powinny, ale proszę. To projekt tylnej okładki do mojej powieści, która mam nadzieję, że w końcu po tych wszystkich zawirowaniach dojdzie do skutku. Autorką jest moja koleżanka, która wykonała go na moją prośbę. Co myślicie? :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top