rozdział 1
Błękitne źrenice się powiększyły, powodując coraz to szybsze bicie mojego serca. Cała swoja masę ciała odepchnąłem w tył, powodując bolesny upadek o zimną podłogę. Skrępowanymi nogami odpychałem się jak najdalej od czarnowłosej . Próbowałem opanować swoje łzy, lecz w moich żyłach buzowała adrenalina. Bezradnie szarpałem mocne liny. Żadnego skutku, zero reakcji. Najbardziej przerażała mnie sama młoda kobieta. Ona jedynie co robiła to się wpatrywała we mnie. Jej wzrok był pełen pogardy i podziwu swojej bezcelowej błazenady. Podeszła do mnie ukosem i postawiła mnie do pionu. Jej wzrok utkwił w mojej pamięci, niczym nieznośna piosenka kręcąca się po twojej głowie.
- nie bój się księciu.- Odparły bezlitosny potwór wbijając w moją szyję swoje brudne pazury.
- jestem twoją księżniczką... Ale mów do mnie Lu. - Odparła przygryzając dolną wargę.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Rozejrzałem się niespokojnie za źródłem dźwięku. Mój wzrok powędrował na Lu. Tupnęła nogą z wielkim poirytowaniem. Z wielką wściekłość podeszła do drzwi, złapała za klamkę i z cą siła otworzyła a następnie wybiegła przez nie. Były otwarte. Jedyna droga ucieczki. Z całej siły która ów mi pozostała wierciłem się w lewo i w prawo, by choć trochę poluzować sznurki. Niestety zero skutku. Rozejrzałem się po pokój, kątem oka dostrzegłem stół z znajdującymi się tam wycinankami moich zdjęć. Niepokojąca ilość tych karykatur i wycinków z nich, wręcz przerażała. Próbowałam dostrzec coś poza kawałkami papieru. Była jedynie nadzieja że pozostawiła tam nożyczki, lub inny w miarę ostry kawałek czegokolwiek nadający się do ścięcia liny. Mam tylko jedno zastrzeżenie swojego znakomitego planu. Muszę zdążyć przed jej powrotem, inaczej cały plany legnie w gruzach. Nie marnowałem więcej czasu i podskakując i głucho uderzając o chropowatą podłogę.
Mozolnymi ruchami poruszałem się, do drewnianego stolika. Zmęczone powieki wręcz mrużyły mi się do snu, ale nadzieją przepełnia moje serce. Nie czekając dłużej doskoczyłem jak najbliżej się dało i ręka szukałem szczerość co nie jest zrobione z papieru. Wierciłem rękami próbując choć trochę dalej sięgnąć. Musnąłem palcami a zimna, szklistą powłokę. Pochwyciłem ją do dłoń z próbą przyciągnięcia jej do siebie. Usłyszałem kroki dobiegające za drzwi. Ukryłem zimne nożyczki w ręku, w tedy gdy drzwi się zamknęły a ona weszła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top