Rozdział 1
Dzień był pogodny. Yang Jinghua otarł czoło grzbietem dłoni, kończąc właśnie wielobarwny bukiet z kwiatów. Zrobił krok do tyłu, uważnie przyglądając się swojej pracy. Zadowolony z efektu uniósł kącik ust, po czym spojrzał na zegar. Do końca zmiany zostało jeszcze dużo czasu, ale komu by się chciało pracować w tak słoneczny dzień? Przecież można było zrobić tak wiele innych, relaksujących rzeczy! W jego przypadku oznaczało to wbicie wyższej rangi w grze...
Westchnął cicho i przywitał się uprzejmie z młodą, chociaż starszą od niego kobietą. Była to jego sąsiadka, która załatwiła mu pracę w tej kwiaciarni. Jako właścicielka nie wachała się, aby go przyjąć, za co był jej ogromnie wdzięczny, bo ledwo ciągnął koniec z końcem. Mimo wielu narzekań, ta robota całkiem mu odpowiadała. Tłumów może nie było, ale zawsze znalazło się kilku klientów, obowiązków nie było dużo, a wypłata starczała na jego rachunki. Dodatkowo mógł w wolnym czasie dorabiać na naprawianiu elektroniki.
Wyrywając się z rozmyślań wrócił do pracy, wywracając oczami na podniecone piski i rozmowy swoich koleżanek po fachu oraz kilku klientek. Niemal parsknął widząc jak wszystkie nagle zaczęły poprawiać fryzury czy dekolty, uważnie obserwując jakiegoś jegomościa przez szybę. Jinghua wszedł do małego magazynu po świeżą dostawę roślin.
- Idzie tutaj! - szeptały kobiety między sobą. - Ale... z kobietą? Już zajęty! Nie dziwię się...
Mały dzwoneczek przy drzwiach dał o sobie znać, kiedy dwójka młodych ludzi przeszła przez próg. Qin Siyao z zachwytem niemalże pobiegła przodem, od razu stając przy niezwykle odmiennych różach, których płatki były postrzępione. Duanmu Xi szedł za nią powoli, nie zdradzając nic mimiką twarzy. Naprawdę nie chciał być obiektem zainteresowania. Wolałby wrócić do rezydencji i przespać się po ciężkim dniu, jednak były urodziny jego przyjaciółki. Cała rodzina oczywiście miała nadzieję na rozwój ich relacji, mimo że Xi nie był do tego pozytywnie nastawiony. Jednak nic nie mógł na to poradzić, dlatego też stał tam między falami kwiatów nie wiedząc, gdzie się podziać.
Jego wzrok padł na pewną osobę. Ciemnogranatowe włosy były związane w schludnego kucyka i opadały łagodnie na plecy klęczącej postaci. Mimowolnie skojarzyły mu się z fryzurą jego pierwszego przyjaciela z dzieciństwa, z którym niestety kontakt urwał się po incydencie z pobiciem. Jego matka zabroniła mu się spotykać ze starszym od niego dzieckiem, bojąc się o bezpieczeństwo swojego syna. Z rozpaczą próbował jej wytłumaczyć, że chłopiec tylko go bronił, jednak niestety na nic się to nie zdało i po przeprowadzce nigdy więcej go nie spotkał.
Jinghua wymieniał właśnie kwiaty w wazonach, kiedy poczuł palący wzrok wbijający się w jego plecy. Odwrócił się i wstał, wycierając wilgotne dłonie o biały fartuch. Spojrzał na mężczyznę. Był nieco wyższy, miał białe włosy, nieco przydługie po bokach i szare oczy. Stał wyprostowany w śnieżnej koszuli oraz eleganckich spodniach. Zauważył, że większość kobiet w tym średniej wielkości pomieszczeniu przygląda się temu klientowi. Nie zdziwił się bardzo, że wywołał wcześniej takie poruszenie. Musiał przyznać, że facet był przystojny.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał uprzejmie, posyłając mu firmowy uśmiech. Na te słowa białowłosy jakby ocknął się i zamrugał szybko.
- Co to za kwiaty? - wskazał dłonią na rośliny, które Jinghua przed chwilą wstawił do wazonów. Nie mógł uwierzyć, że tak się zagapił. Dodatkowo widok uniesionych kącików ust chłopaka wśród tych granatowych płatków zupełnie zatrzymał jego tok myślenia. Pracownik posiadał również piękne, zielone oczy. Trochę jak delikatne łodygi, szarooki porównał w myślach.
- Te tutaj? Chabry. Są kwiatami lata, przez co można poczuć nutkę wolności, ciepła, czy przytulnego wrażenia rozległej łąki. Jednocześnie są wyrafinowane. Jeżeli chodzi o znaczenie, to są symbolem wierności i stałości. Wplecione są z nimi niezapominajki, symbolizujące „wielką miłość" i wspomnienia. Z tego zestawienia wychodzą również bardzo ładne wianki. - odpowiedział ciemnowłosy, lekko gestykulując dłonią.
Xi wpatrywał się w nie, uważnie słuchając kojącego głosu. - Poproszę duży bukiet z tych kwiatów. - odparł zdecydowanie, nie walcząc z dziwnym uczuciem posiadania koloru podobnego do długich włosów chłopaka przed nim.
Zielonooki przytaknął, po czym sprawnie sporządził zamówienie. Podszedł do pustej lady i nabił na kasę wartość wiązanki. Duanmu ruszył za nim, stając po drugiej stronie blatu. Jego wzrok zsunął się trochę w dół, na biały fartuch. "Yang Jinghua" głosiła średniej wielkości plakietka na piersi długowłosego. Zamarł, a imię niemal pulsowało w jego umyśle. To nie było możliwe. To nie mógł być przypadek. Czyżby los uśmiechnął się do niego po tak długim czasie? Zanim jednak zareagował, Jinghua przyjął wcześniej podane pieniądze i przekazał mu bukiet unosząc wysoko kąciki ust, życząc mu miłego dnia. Siyao czekała już na zewnątrz z kilkoma związanymi wstążką różami, gdyż wcześniej uprzedził właścicielkę kwiaciarni, że wszystko co wybierze idzie na jego rachunek. Z wciąż dudniącym sercem kiwnął głową chłopakowi na pożegnanie i dołączył do brunetki, wychodząc z pomieszczenia.
***
Jinghua był co najmniej zdziwiony, kiedy białowłosy przyszedł do kwiaciarni trzy dni później i poprosił go o ten sam bukiet kwiatów, który zakupił wcześniej. Sytuacja powtarzała się dokładnie w tym samym odstępie czasowym, co trzy doby. Czy będąc modelem i zarabiając fortunę nie powinien wydawać pieniędzy na jakieś drogie samochody czy zegarki? Jeśli jednak naprawdę tak lubił florę, to może powinien wybrać jakieś bardziej niezwykłe, niż wiązanka pospolitych, polnych kwiatków. Dowiedział się o jego zawodzie od współpracownic, które plotkowały na temat chłopaka, gdy tylko ten wyszedł ze sklepu. Jednak najbardziej zszokował go fakt, że osiągnął taki sukces mając teraz jedynie osiemnaście lat! Pięć lat młodszy od samego zielonookiego, który musiał pracować jak wół na dwa etaty, żeby jakoś żyć. W myślach przeklinał "złotego chłopca".
Po niedługim czasie nie wytrzymał i podczas, gdy podawał Xi jego zamówienie, z rozbawieniem zapytał, czy jego dziewczyna tak bardzo lubi chabry i niezapominajki.
- Nie mam dziewczyny. - odpowiedział spokojnie szarooki, z początku lekko zmieszany. Jinghua cieszył się, że zaczął od jakiegoś czasu dostrzegać więcej ekspresji ukrytej pod tą przybraną powagą. - A kwiaty dekorują mój pokój.
Zdarzało się, że czasem zamieniali ze sobą kilka zdań. Głównie wtedy, gdy ciemnowłosy drażnił Xi. Trudno było stwierdzić, kiedy zaczęli mówić sobie po imieniu. Żaden z nich nie był bardzo zdziwiony, że drugi wie, jak się nazywa. W końcu Xi był dość popularny, a Jinghua paradował w służbowym fartuchu z "wizytówką" na piersi.
***
Pewnego razu, gdy granatowo włosy przyszedł do pracy, zastał w kantorku dla pracowników ogromny bukiet białych lilii. Zagwizdał cicho z podziwu obstawiając, do której z pracownic należy. Przebrał się szybko, po czym ruszył na sklep, zabierając się za podlewanie kwiatów doniczkowych.
- Jinghua! Ależ z ciebie farciarz! - zawołany podskoczył z zaskoczenia, wylewając trochę wody na swoje buty. Przyłożył dłoń do serca i odwrócił się niemal ciskając gromami we właścicielkę kwiaciarni. - Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytała, stając za nim z szerokim uśmiechem.
- Nie powiedziałem co? - zmarszczył brwi nie rozumiejąc, o co chodzi kobiecie.
- Och, nie udawaj, że nie wiesz! Przecież to twój bukiet leży w kantorku! - mówiła coraz bardziej rozemocjonowana, prawie popiskując. Za to chłopak czuł się jak totalny debil. Zamrugał, wciąż nie pojmując sytuacji. Nie spadł jej przypadkiem wazon na głowę? - Wczoraj po południu, kiedy wziąłeś wolne, był tutaj sam Duanmu Xi! Nie byłoby to takie nadzwyczajne gdyby nie to, że wcale nie przyszedł po swoje zwyczajowe zamówienie. A gdzie tam! Przekazał mi tę śliczną wiązankę i powiedział, że jest dla ciebie! - kobieta złączyła dłonie w zachwycie, wznosząc oczy ku górze.
Zielonooki milczał, unosząc wysoko brwi. Xi dał mu kwiaty? Ale dlaczego? Nie przypominał sobie, aby prosił go o coś takiego. Zachodził sobie w głowę, zastanawiając się, czy może młodszy nie chciał, aby Jinghua pomógł mu w sprawach sercowych. Nie miał innego wytłumaczenia. Przecież był chłopakiem! Dlaczego miałby dostać kwiaty?
Dzień dłużył mu się niemiłosiernie. Starał się stać blisko małego wiatraczka, ponieważ czuł, że w innym wypadku spali się żywcem. Pełnia lata, a po południu gorąc nie do zniesienia. Ani jednej chmurki na niebie! Nie byłoby tak źle, gdyby nie zaduch w pomieszczeniu. Zupełnie inna sytuacja, jeśli miałby wyjść na miasto! Dlatego też kiedy kończył zmianę, chciał od razu paść na twarz, uprzednio fundując sobie kąpiel. Odwiesił fartuch na wieszak i zabrał ze sobą "prezent".
Wszedł do mieszkania i odłożył klucze na mały stolik przy wejściu. Leniwie zdjął buty, po czym założył kapcie człapiąc do kuchni. Szybko znalazł dość duży wazon i wstawił do niego lilie. Zauważył, że spięte są ładnym sznurkiem, jakby splotem niebieskiego, granatowego i białego. Delikatnie rozwiązał supeł, chowając ozdobę do kieszeni.
Dość sprawnie wykonał wszystkie wieczorne czynności. Położył się na łóżku, wpatrując w biel płatków, które postawił na stoliczku nocny. Wydawały się odbijać światło księżyca, przez co skrzyły się jak śnieg. Zasnął z delikatnym uśmiechem na ustach i Xi przed oczami.
***
Następnego ranka obudził się sam z siebie. Nieco zdziwiony przelotnie spojrzał na zegarek. Było po dziesiątej, więc mógł na spokojnie...
Zerwał się z krzykiem z łóżka, biegając rozpaczliwie po domu. W pół do dziewiątej zaczynał pracę! Odświeżył się na szybko, złapał kromkę chleba w zęby, zgarnął telefon i klucze, po czym pędem wyleciał z kawalerki. Przeklinając pod nosem jeszcze szybciej wrócił się, aby zamknąć drzwi.
- Spóźniony! Tak cholernie spóźniony! - jęczał, biegnąc ulicami. Na szczęście kwiaciarnia znajdowała się tylko kilka przecznic od jego domu. - Zostanę po godzinach! I czeka mnie reprymenda...
Wpadł do pracy jak huragan, manewrując między klientami i kiwając głową szefowej, która stała przy kasie. Zamknął się w kantorku. Łapiąc oddech już spokojniej założył fartuch, gdy kątem oka zobaczył swoje odbicie. Jęknął niezadowolony, widząc niezwiązane, potargane włosy. Przeszukał kieszenie, z ulgą znajdując wyjątkowy sznurek, którego zapomniał wyjąć poprzedniego wieczoru. Złapał pasma dłonią, przelotnie przeczesując je małą szczotką z szafki. Związał je sprawnie w kucyka i od razu ruszył do magazynu po nową dostawę. Dzień się zaczął!
Standardowo po południu zabrzmiał dzwonek oznajmiający tego szczególnego, stałego klienta. Xi kiwnął głową w geście przywitania do ekspedientki i kilku pracownic. Te od razu się zarumieniły, uśmiechając do niego promiennie. Nie zwrócił na nie uwagi, wzrokiem szukając granatowych włosów.
- Możemy w czymś pomóc? - zaświergotały dwie kobiety, stając obok niego i zalewając go pytaniami. Cóż, wciąż miały nadzieję, że tym razem one go obsłużą. - Z jakiejś okazji? Dla kogoś specjalnego? Mamy świeżą dostawę! Och! I może chce pan spojrzeć na rzadki gatunek, który do nas przyjechał?
- Xi! - białowłosy poczuł dziwne ciepło rozlewające się w jego wnętrzu, gdy zobaczył jak Jinghua idzie w jego stronę, machając dłonią i szczerząc się. Jego wyraz twarzy jakby automatycznie złagodniał, a nawet pozwolił sobie na delikatne uniesienie kącika ust. - To co zwykle? - parska, przekładając ostatnie kwiaty do szklanych wazonów.
- Tak, dzięki. - młodszy zgrabnie wyminął adoratorki, ruszając za przyjacielem. Czy coś go przetrąciło? Włosy pracownika w kilku miejscach były skołtunione, jakby przed chwilą wstał. Model delikatnym ruchem przesunął swoją dłonią po długich pasmach, chcąc je rozplątać. Udał, że nie widział drżenia ramion drugiego i lekko zaczerwienionych czubków uszu. Jego wzrok jednak skupiło coś zupełnie innego.
Jinghua trzymając przygotowany już bukiet odwrócił się do Xi. Po chwili zastanowienia, na co ten tak uparcie się patrzył, zrozumiał, paląc się ze wstydu. - A-ach, ja... Ten sznurek był ładny, a ja się dzisiaj spieszyłem, o-on był pod ręką i tak jakoś... wyszło. - tłumaczył się śmiejąc nerwowo i pocierając wolną dłonią kark.
Nie chcąc się jeszcze bardziej skompromitować przed przyjacielem, zmienił się na kasie z dotychczasową ekspedientką i podliczył zakup, chcąc zająć myśli czymś innym niż zmysłowym dotykiem. Kiedy podawał białowłosemu kwiaty, ten nagle złapał go za dłoń, pochylając się lekko. - Noś go, bardzo ci pasuje. - wpatrywał się w niego szarymi oczami, a nawet posłał mu uśmiech! - Ślicznie wyglądasz, Jinghua. - dodał. Starszy poczuł, jak jego nogi ugięły się, a motyle w brzuchu poderwały się do lotu. Błagał w myślach, aby chłopak stojący przed nim nie zobaczył drżenia. Przełknął ślinę. Model powoli odsunął się od niego, uprzednio wsuwając mu granatowy kosmyk włosów za ucho. Wyszedł, a Jinghua musiał oprzeć się o ścianę, aby uspokoić mocno bijące serce. Stał obok wentylacji, więc dlaczego było mu tak gorąco?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top