Gdyby twój uśmiech potrafił leczyć rany
Przez okres pierwszego tygodnia przychodziłem do Yoongiego, wraz z szerokim uśmiechem, układającym się z wypukłej objętości linii warg. Jednakże nie zmieniało to praktycznie niczego, ponieważ wykonywałem tą czynność, z wciąż ciążącym bólem na sumieniu. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy to chłopak zapewnił mnie wręcz milion razy, iż już dawno mi wybaczył i nie czuje do mnie żadnej skruchy, ciężki kamień spadł mi z serca. Naprawdę, czułem się okropnie ze świadomością, że zrobiłem coś tak okropnego i chamskiego. Zachowałem się jak Taehyung, i na samym początku nie było mi nawet przykro. Dopiero dłuższe przemyślenia pomogły mi zrozumieć swój błąd, jednak jedna rzecz nadal się nie zmieniła.
Wciąż nienawidziłem grajka, mimo że lubiłem jego głos.
— Nie ma mowy, Tae. — westchnąłem, uderzając głową o powierzchnię stołu. — Nigdzie nie idę. Nawet Nari jest po mojej stronie, więc twoja pojedyncza walka jest kompletnie bez sensu. Tak samo jak wszystkie twoje argumenty. Cholera, nie.
— Oj no, weź się zgódź. — jęknął przeciągle. — Dawno nie byłeś w żadnym klubie, nie poznałeś nikogo i nie spędziłeś z nikim czasu. Nari i siebie nawet nie liczę, bo to takie zamknięte koło adoracyjne dla Hoseoka, aby nie czuł się samotny.
— Dzięki za waszą czcigodną litość. Poza tym, to poznałem kogoś i spędziłem z tą osobą czas. — mruknąłem pod nosem, wyciągając rękę przed siebie, w celu zwykłego przeciągnięcia. Już po chwili usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła, więc tak szybko jak tylko podniosłem głowę, tak samo szybko ją opuściłem.
— Przegryw.
— Dzięki za podsumowanie.
— W każdym razie, masz mi opowiedzieć kogo poznałeś. Zamieniam się w słuch! — pisnął radośnie.
— Pamiętasz tego grajka z parku?
— No nie.
— Co on ci tak przeszkadza? Rany, Tae.
— Po prostu nie lubię oferm życiowych. I tak, ty też się do nich zaliczasz, ale muszę ratować image grzecznego chłopca, więc się z tobą przyjaźnię.
— Jakiś ty litościwy.
— Co nie? W każdym razie, przestań spotykać się z tym dzieciakiem. Wynikną z tego same kłopoty, a nie widzi mi się odbierać cię z komisariatu o pieprzonej trzeciej rano.
— Dlaczego zakładasz, że będziesz musiał po mnie przyjeżdżać, co? — prychnąłem.
— Nie to nie, ale jak stanie się coś złego, to wara mi zawracać dupę.
Zakończono połączenie.
Westchnąłem cierpiętniczo, odkładając urządzenie na blat. Podniosłem się z krzesła i leniwie podszedłem do jednej z dolnych szafek, zaraz którąś otwierając. Złapałem za małą, przenośną szczotkę oraz szufelkę, po czym wróciłem na poprzednie miejsce, niemalże od razu schylając się w celu zmiecenia całego bałaganu jaki ostatecznie narobiłem. Chociaż, to Taehyung do mnie zadzwonił, więc to jego wina. To on powinien to wszystko teraz posprzątać, a nie męczy moje biedne, stare plecy.
— Ugh, moja głowa.
Uwinięcie się z tym całym bałaganem nie zajęło mi tak wiele czasu, ponieważ już po kilku minutach podłoga w kuchni wręcz lśniła, a żaden kawałek pokruszonego szkła nie był w stanie wbić mi się w stopę, za co dziękowałem wszystkim istniejącym bogom.
Gdybym uszkodził sobie coś więcej w swoim ciele, oczywiście już pomijając moje biedne wnętrzności i złamane serce, to nie mógłbym już nigdy więcej zatańczyć. Bardzo zaniepokoiła mnie ta wizja, ponieważ chciałem to robić, uwielbiałem. Jednakże ciągła panika oraz obawa przed powrotem nieprzyjemnych wspomnień, stanowczo mnie od tego odganiała.
Podszedłem do okna i natychmiast uchyliłem jego obramowanie, zaciągając się spokojnym powiewem wiatru. Wystawiłem dłoń przed siebie, kolejno odchylając powieki i zerkając na ostro padające światło słoneczne.
Było ciepło. Naprawdę, wystarczająco ciepło. Wiedziałem, że była to ta pora, abym w końcu założył swoje ulubione spodnie, które nie były okalane toną materiału. Idealne wręcz - żeby było mi gorąco w tyłek oraz abym nie zmarzł.
Z wymalowanym na twarzyczce uśmiechem, wkroczyłem do swojej sypialni, której ściany ozdobione były odcieniem śnieżnobiałej farby. Zignorowałem wszystkie fotografie, na których znajdowałem się razem z moją byłą partnerką, po czym podszedłem do szafy i szeroko uchyliłem jej drzwiczki. Zlustrowałem jej wnętrze, zaś następnie złapałem za idealny komplet ubrań.
Zrzuciłem zbędny krój piżamy, a na ich miejsce narzuciłem poszarpane jeansowe spodnie oraz czarny, trochę przyduży sweter. Następnie dla urozmaicenia owinąłem jedną z kraciastych koszul wokół bioder i wciągnąłem na stopy czarne skarpetki. Schyliłem się jeszcze, aby ująć w dłoń moje ulubione trampki, w których nieraz już tańczyłem.
Miałem w swoim organizmie zadziwiająco dużo energii i byłem wręcz pewien, że jeśli tylko poproszę Yoongiego, to ten zagra z przyjemnością, dzięki czemu uda mi się w końcu pokonać strach. Dlaczego akurat Min? W towarzystwie jego gry czułem się nad wyraz spokojnie, i żadne ze złych wspomnień, ani trochę mnie nie nękało. Nic nie zaprzątało mojej głowy, prócz cichych szmerów wiatru i palców chłopaka zaczepiających się o struny gitary.
Czułem, że jestem na swoim miejscu.
***
— Nad czym tak myślisz, Hoseok?
— Zastanawiam się, który z nas jest starszy. — mruknąłem, patrząc na nieboskłon. Siedzieliśmy cały czas w tym samym miejscu, w którym poznałem chłopaka ponad tydzień temu. Opierałem się dłońmi o brudną ziemię, podziwiając szybko płynące obłoki. Natomiast Yoongi przecierał powierzchnię gitary ścierką, zadziwiająco skupiając się przy danej czynności.
— Huh?
— Odnoszę dziwne wrażenie, że jestem tym starszym z wyglądu i bardziej niedojrzałym. Natomiast ty wyglądasz jak uroczy dzieciak, ale twój charakter to jakaś enigma i czuję, iż przez to jesteś jednak tym starszym. — odpowiedziałem. — Matko, jak to głupio brzmi..
— Masz rację.
Niemal natychmiast podniosłem się do pionu, zaraz rzucając zaskoczone spojrzenie na posturę Yoongiego, który typowo uśmiechał się szeroko oraz nieskazitelnie. Nie było widać w tym ani szczypty kłamstwa, chciwości, nieszczerości i tego czego najbardziej nienawidzę - braku prawdziwej radości. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze, lecz nie zamierzałem ich opuszczać, czy zakrywać twarzy dłonią. Nie będę ukrywał niczego.
— W czym mam rację, Yoongi?
— W tym, że jestem od ciebie starszy. — palnął i jakby nigdy nic, powrócił do czyszczenia swojego instrumentu.
— Nawet nie wiesz ile mam lat.
— A więc, Hoseok? Ile wiosen już zaliczyłeś?
— Dwadzieścia jeden, a ty? — spytałem, przybierając minę ciekawskiego dzieciaka.
— Dwadzieścia cztery. Miałem rację.
— Przecież ty nawet nie wyglądasz na tyle! Jakim cudem, hyung?! — wbiłem w chłopaka zszokowane spojrzenie, natomiast on uśmiechnął się łagodnie i spojrzał w moje oczy tym swoim czułym wzrokiem, przez który miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Najlepiej na dziesięć metrów głębokości, a może i nawet więcej.
— Sam chciałbym to wiedzieć.
Od tego czasu wszystko się zmieniło i to w jeszcze bardziej popaprany sposób. Polubiłem jego uśmiech, co zapoczątkowało w tej relacji coś głębszego.
***
— No nie mów! Zakochałeś się?! — pisnęła Nari, rzucając mi się w objęcia. Nie spodziewałem się takiego obrotu zdarzeń, toteż przez chwilę dryfowaliśmy na granicy życia a upadku. Aczkolwiek już po niedługim okresie czasu wylądowaliśmy na podłodze. Znaczy się, ja wylądowałem, bo Won upadła na mnie, nadal śmiejąc się głośno.
— Czemu ty się tak na mnie rzucasz, co? Zawsze potem ląduję na ziemi.. plecy mnie już bolą.
— Zrzucam cię do odpowiedniego poziomu, Hobi. A teraz mów, w kim żeś się zadurzył!
W odpowiedzi westchnąłem doniośle, zrzucając dziewczynę z siebie, po czym wstałem i wyciągnąłem ku niej dłoń, którą niemalże natychmiast kopnęła nogą. Popatrzyła się na mnie z dołu, a na jej twarzy wykwitł ogromny grymas, co strasznie mnie rozśmieszyło. Won wygląda naprawdę komicznie, kiedy jej usta zaciskają się tak mocno, iż wręcz ich nie widać, a oczy próbuje wyłupić jak najbardziej, chociaż jakoś jej to nie wychodzi.
Uroczy dzieciak.
— No już, przestań się zgrywać i wstawaj, bo klientela czeka, a chyba nie chcesz dostać kolejnego opieprzu od szefa, co? — uśmiechnąłem się kpiąco, chowając dłoń do kieszeni.
— Ja tak tylko przypominam, że poprzedni opierdol jak i wszystkie pozostałe były spowodowane tobą, więc następny dostaniesz ty, nie ja.
— No elo skurwysyny! Bóg seksu wbił na kwadrat! — Kiedy tylko usłyszałem głos Taehyunga, momentalnie straciłem jakiekolwiek chęci do życia. Szczerze przyznam, iż nikt tak mocno jak on nie potrafił doprowadzić mnie do załamania, i to zwykłym powitaniem.
— Co ty tu robisz, co?
— Jak to co? Przyszedłem zabrać was do Maka na frytki!
— Do Maka na frytki? Na coś tak taniego i niezdrowego? Na burdel Jongina, masz gorączkę? — Nari przyłożyła dłoń do czoła Taehyunga, zaraz cmokając pod nosem, co wprawiło go w przerażenie. Bowiem Kim od urodzenia przeraźliwie bał się jakichkolwiek chorób. Czy to zwykły katar, kaszel czy wysypka od pokrzywy, on przeżywał to jakby zostało mu kilka minut życia i błagał każdego o pomoc, czasem się nawet kładąc na ziemi i prosząc bogów o skrócenie jego beznadziejnego żywota.
Wiem co mówię. Znam tego debila dłużej niż własne przyrodzenie.
— Nariś, czy ja umieram?! — pisnął.
— Nah, spokojnie, aktorku. Nic ci nie jest.
— Matko, co za ulga. HIV czy AIDS mi nie straszny odkąd jestem z Jeonggukiem, al-
— Jesteś z Jungkookiem?! — krzyknąłem z Won w tym samym momencie. Wgapialiśmy się w skonfundowanego Taehyunga jak sroka w gnat i szczerze powiedziawszy, serce napierdalało mi takiego kankana, że jestem pewien, iż Moskwy nie odwiedzę przez długi okres czasu. Nie żebym się wybierał, ale jako tancerz miałbym często tam jakieś występy. Trzeba myśleć przyszłościowo.
— No jes-
— Ale tak naprawdę, naprawdę, czy to tylko urojenie w twojej głowie i nadal posuwasz go za pieniądze? — palnęła Nari.
— Jeszcze zobaczycie, że będziemy chodzić za rączki i umawiać się na herbatkę do waszej kawiarenki. — prychnął.
— A już myślałem, że opuściłeś tą dziwną strefę zwaną seksualnym friendzone.. Zawiodłeś mnie, Kim Taehyung.
— To idziemy do tego Maka czy nie?
— W sumie zaraz będziemy mieli przerwę.. — zacząłem, patrząc na zegar wiszący na ścianie. Mknące wskazówki wskazywały godzinę piętnastą i byłem pewien, że po tej krótkiej przerwie, i tak wypuszczą nas szybciej. Ruch był mały, więc możliwość zamknięcia godzinę wcześniej była nam wręcz na rękę.
— Czekajcie, dam Yeri klucze i możemy iść. — Nari wyszła z pomieszczenia i tyle ją widziałem. Westchnąłem cierpiętniczo, zdejmując fartuch, który zaraz rzuciłem na jedno z krzesełek dla personelu.
Wiedziałem, że mimo dobrego humoru mojego przyjaciela, on zaraz wyskoczy mi z jakimiś pretensjami odnośnie znajomości z Yoongim i zaraz zacznie matkować, mimo że robił to już pięćdziesiąt tysięcy razy przez telefon. Usiadłem zatem na blacie kuchennym i spojrzałem na Taehyunga spod byka, krzyżując ręce na torsie.
— Czemu się tak na mnie patrzysz, Hosiek? — parsknął. — Wyglądam aż tak super, że zacząłeś się we mnie zakochiwać?
— Daruj sobie, Tae. Lepiej powiedz mi to co chciałeś i skończmy w końcu temat Yoongiego, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. — strzeliłem knykciami. — Kłócimy się jak jakieś stare pojebane małżeństwo, a nie jesteśmy nawet parą, tylko najlepszymi kumplami..
— Więc przestań zadawać się z tym kurduplem.
— Dlaczego tak bardzo tego chcesz, co?
— Bo go nie znasz, a ja wiem, że ta znajomość ściągnie cię na samo dno i zniszczy, Hobi.
— A ty go znasz?! Bo jakoś mi się, kurwa, nie wydaje.
— Na pewno lepiej niż ty. — fuknął, opierając się o jedną z kremowych szaf.— Ja po prostu nie chcę, żebyś został zraniony, rozumiesz? Za wiele przeszedłeś, za bardzo się męczyłeś i jeszcze to rozstanie z Yoorą.. Myślisz, że fajnie się tak patrzy jak twój najbliższy stacza się gorzej niż krzak po pustyni?
— Jeśli nie chcesz, żebym został zraniony ponownie, to daj mi w końcu święty spokój i przestań się wtrącać w moje prywatne życie, do jasnej cholery! — podniosłem głos, zaraz głośno chrząkając. Nie chciałem odstraszyć klientów, bo właściciel zabiłby nie tylko mnie, ale i Nari, i Taehyunga, a na to pozwolić nie mogłem.
— Nie.
— Nie?
— Kurwa, Hoseok! — Tae schował dłonie do kieszeni i wziął głęboki wdech, zaraz patrząc się prosto na mnie. — Gdyby nie ja i Nari, już dawno leżałbyś dziesięć metrów pod ziemią. Poza tym, gdybyś wtedy posłuchał się mnie i Jongina, nie skończyłbyś ze złamanym sercem!
— Czy sugerujesz, że wiesz co dla mnie najlepsze i jak powinienem postępować, a ja mam się ciebie słuchać jak jakiś kundel?!
— Tak.
— Jesteś pojebany, Taehyung.
Warknąłem zirytowany, łapiąc za pobliski fartuch, po czym rzuciłem nim w twarz młodszego. Następnie opuściłem pomieszczenie dla personelu i ignorując natarczywe wołanie Nari, wybiegłem także z budynku, w którym pracowałem i aktualnie się znajdowałem. Schowałem dłonie do kieszeni spodni i spojrzałem w niebo, biorąc głęboki wdech. Byłem naprawdę zdenerwowany, aczkolwiek po tych kilku chwilach wszystko wróciło do mnie z milionową siłą, i czułem jak rozpadam się na kawałki.
— Popierdoleniec. — splunąłem na chodnik.
Miałem wszystko gdzieś, naprawdę. Czułem się jak ogromna kupka nieszczęścia, której trzymał się pech i ciężko było mi się zastanowić nad sensem moich wszystkich myśli. Byłem aż tak zaabsorbowany zastanawianiem się nad kwintesencją życia i otaczającym świecie, że nawet nie zauważyłem, kiedy minąłem ulicę, nieduży park i trafiłem praktycznie pod blok, w którym mieszkałem.
Zatrzymałem się pod tym samym drzewem co zwykle i spojrzałem w bok. Na ławce siedział Min, pogrywając spokojnie na gitarze i ignorując całkowicie moją osobę oraz wszystko co nas otaczało.
— Siadasz? — spytał w końcu, czując moje spojrzenie na sobie. Zarumienił się lekko, więc przestał wygrywać i odstawił instrument na ziemię, zaraz klepiąc miejsce obok siebie. Skinąłem powoli głową i już po chwili opadłem na drewniany mebel, starając się nie brzmieć naprawdę desperacko.
Siedzieliśmy w naturalnej ciszy przez dobre dwadzieścia minut, dopóki Yoongi sam się nie odezwał, wybudzając mnie tym z transu.
— Co się stało, Hoseokkie? — wyszeptał, przestając momentalnie grać. Spojrzałem na niego nie mogąc zmusić się do uśmiechu. Wytarłem oczy rękawem i pociągnąłem nosem.
— Przyjacielska kłótnia, nic takiego..
— Oh.. Jestem pewien, że niedługo się pogodzicie. Jeśli jesteście najlepszymi przyjaciółmi, to nawet największy spór jesteście w stanie pokonać, wiesz? — kąciki ust miętowłosego powędrowały ku górze, rozpalając moje serce, jak i przy okazji policzki. Był tak piękny jak porcelanowa lalka, której nikt nie chciał kupić, ale ona nadal dbała o swoje piękno i czekała na tego jedynego, który dostanie ją w swoje ręce, i będzie pielęgnował tak, jak robiła to ona.
— Yoongi.. gdyby twój uśmiech potrafił leczyć także i głębokie rany..
-------------------------------
Powiadają, że pisanie podczas depresji ficzkowej jest dobre i ładnie wychodzi.
No i przepraszam, że krótszy niż zwykle, ale nie miałam siły na dalszy wątek.
Oceńcie sami.
Hinata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top