Gdyby przeszłość nie mogła zniszczyć przyszłości

Hoseok czuł, iż głowa wariuje mu coraz bardziej. Ostatnie dni nie należały dla niego do najprzyjemniejszych mimo wielu kojących i czułych momentów. Cieszył się z każdej chwili którą spędził z Yoongim, a z drugiej strony zatracał się w swych myślach nawet częściej niż podczas tak zwanego Dnia Wynurzenia. Jung nazywał w ten sposób minimum jeden dzień w tygodniu, podczas którego utrzymanie kontaktu i rozmowy stawało się na tyle trudne, iż z pomocą mogło przyjść jedynie wyzonowanie się z otoczenia. Skupienie na błachostce, ewentualnie kompletne zatracenie w braku myśli oraz emocji. Powolne stawanie się skorupą, zniszczył jednak Yoongi, który powolnie przełamywał każdą z ledwo obudowanych barier w umyśle Hoseoka. 
            Brunet próbował przeanalizować sobie każde wydarzenie w przeciągu danego roku, gdzie każde ze wspomnień powolnie rozpoczynało mieszaninę.  Pierw Yoora i zniszczenie już resztek z ich związku, powolnie wzrastająca depresja Hoseoka; Taehyung i Nari w akcie obronnym. Następne miesiące skupiały się na ogromnej nienawiści w stosunku do nieznanego grajka. Obrażony Taehyung, zatracona w prywatnych sprawach Nari, aż w końcu serce Junga zaczynało powolnie bić. 
Czas leciał jak oszalały, gdy jego umysł przypomniał sobie o ich pierwszej randce; o widoku zaklejonych bandażem nadgarstków, strachu przed burzą, delikatnym uśmiechu Yoongiego, którego imię ciąge obijało się echem w jego głowie. W końcu przyszedł czas na większe poznanie życia jego hyunga; miejsca pracy, zamieszkania, ulubionego ciasta czekoladowego.. Aż w końcu dotarł Hoseok do momentu, który zbił go z pantałyku. 

Prawie kompletnie zapomniał, iż tak naprawdę on i Taehyung wciąż są pokłóceni; zaś gdy do głowy w końcu dotarła wiadomość o której opowiedział przyjaciołom podczas ucieczki z posiadłości wuja, mało nie stoczył się on z ławki.  — Przecież on wciąż nic nie wie. — Mruknął do siebie. Był ogromnie zły, jednakże z drugiej strony rozczulony jak i przerażony na myśl, iż Yoongi schował swoje uczucia w środku; gdy tak po prostu wciągał go do własnego mieszkania i kazał z nim zamieszkać. Jung nawet nie mógł wyobrazić sobie jak ogromnym krokiem było to dla miętowłosego farbowańca. 

— Hobi. 

Jung podniósł głowę; zaś gdy ujrzał twarz  spokojnego Taehyunga automatycznie podskoczył. Przez chwilę bił się z własnymi myślami czy go zignorować czy jednak po prostu zaprosić go do wspólnego siedzenia i kontemplowania nad życiem, jednakże wyższy był również i szybszy. Kim zajął miejsce obok niego i dał mu potężnego kuksańca w bok, śmiejąc się przy tym lekko.

— Woah, dobra, za tym nie tęskniłem! — Mruknął Jung, głaszcząc się po obolałym ramieniu. — Co tutaj robisz, Tae?

— A jak myślisz? — Kim uniósł powiekę, poprawiając się na ławce. Hoseok mógłby przysiąc, iż jego przyjaciel w tamtej chwili zachowywał się doprawdy bardzo dziwnie, zaś uśmiech jaki wybijał się na jego twarzy dawał mu wrażenie, iż coś się wydarzyło. Nie miał pojęcia tylko co; chociaż w danej chwili ważniejszą sprawą dla niego było zakopanie toporu wojennego.

— Myślę, że przyszedłeś mnie przeprosić.

— Ja? Hobi, ty to naprawdę jesteś głupi. — Żachnął się Kim, wyciągając z kieszeni opakowanie papierosów. — Nawet nie próbuj mi wywalać tej fajki.

Hoseok uniósł ręce w górę w akcie kapitulacji.

— W takim razie, co cię tu sprowadziło? — Spytał ciekawsko brunet, pochylając się w przód, aby móc ujrzeć dostojną buzię swojego przyjaciela. Kim tylko westchnął, gdy pierwszy buch tytoniu połaskotał go po płucach. — Bo nie chce mi się wierzyć, że to tak przypadkiem, Tae.

— Nari do mnie dzwoniła.

— A, czyli już cały Seoul wie, tak? — Hoseok westchnął, opierając się plecami o ławkę. Spojrzał w górę, obmyślając już okoliczności swego pogrzebu. Życie ewidentnie go nie lubiło, a przynajmniej na tyle, ażeby utrudniać mu każdy większy krok, kiedy próbował iść dalej po poprzednich porażkach. Nigdy nie uważał, iż świat powinien jeść mu ze stóp, aczkolwiek mógłby chociaż przez pewien okres czasu odpuścić i dać mu więcej możliwości; żeby się chociaż zabezpieczył przed kolejnym upadkiem. Niestety na dany moment nie miał nawet poduszki o którą mógłby oprzeć swe styrane kolana.

— Przyszedłem się z tobą w końcu pogodzić, debilu.

— A, że w ten sposób. — Żachnął się Jung.

— Mógłbyś chociaż przepr- Hoseok, bo zlecisz. Dzieciaku, uspokój się. — Kim złapał chłopaka za udo, próbując ściągnąć go na główną część ławki, gdy ten wspinał tyłek na oparcie. Nie dość, iż było to dość szczeniackie zachowanie, a wzrok starszych pań karmiących ptaki już wyżynał mu dziurę w tyle głowy - kompletnie nie pomagał.

— Przepraszam, Tae. 

Kim pomrugał przez chwilę oczyma, zaraz marszcząc powieki. Kompletnie nie poznawał swojego przyjaciela, a nawet przez myśl przeszło mu, iż te ostatnie miesiące podczas których się nie widzieli ktoś go po prostu podmienił. Już miał ochotę na rzucenie nim o ziemie i przeczesanie każdej części ciała, aby mieć pewność, iż ten jest prawdziwy; powstrzymał się jednak, gdy zobaczył jak ten się do siebie uśmiecha. Coś się zmieniło i Taehyung nie miał pewności czy wszystko dotyczyło tylko zrzuconego kamienia z powodu Yoory, czy tyczyło się też Yoongiego. Obstawiał oba na raz, jednak nie miał z kim się założyć.

— Ja też przepraszam, Hobi. — Odpowiedział w końcu, klepiąc przyjaciela po udzie. W końcu jednak dołączył również do niego i wyrzucił niedopałek papierosa koło kosza. Już miał po niego iść, kiedy młodszy złapał go za ramię i spytał: — Myślisz, że znalazłbyś mi jakąś audycję?

Kim mało się nie udusił powietrzem.

— Słucham?!

— Wiesz, audycję. Tam gdzie śpiewasz, tańczysz, modelujesz lub grasz. — Jung wzruszył ramionami. — Chyba czas, abym wrócił do tańca.

— Ty jesteś jebnięty dzisiaj.

— A żeby tylko dzisiaj!

I Taehyung mógłby przysiąc, iż od niecałego roku nie widział Hoseoka aż tak szczęśliwym i pełnym nadziei. Automatycznie uniosły mu się kąciki ust, gdy w końcu przymknął zmęczone powieki i zaciągnął się delikatną bryzą parku.

— Hobi! —  Jung mało nie dostał zawału, gdy jego o wiele wyższy przyjaciel z rozbiegu rzucił mu się na plecy. Dosłownym cudem nie wywinął orła, zaś udało mu się oprzeć dłońmi o rozwalony chodnik. W tamtej chwili miał ochotę urwać chłopakowi głowę, jednakże śmiech jaki wydobywał się z jego ust zatamował chęć mordu. Zamiast tego zrzucił go zaraz obok siebie, po czym podniósł się z ziemi i otrzepał zabrudzone dłonie. Dziurami w spodniach nawet się nie przejął, czując iż niedługo dany styl mógłby zostać okrzyknięty nowym trendem w modzie.

— Co tam się stało, hm? — Westchnął, zerkając na leżącego wciąż przyjaciela. — Bo nie wydaje mi się, żebyś bez przyczyny próbował mnie zabić.

— Ja? Zabić? — Obruszył się Taehyung, podnosząc swe zmarnowane cielsko z podłoża. — Po prostu się stęskniłem!

— Ty? Za mną? — Jung uniósł brwi.

— Naaah, dobra, dobra. — Taehyung machnął dłonią. — Po prostu Kwon znalazł w końcu siedzibę tych kretynów.

Ciało Hoseoka stężało. Chłopak spiął się na wspomnienie o grupie z którą jego grupa musiała zmagać się od kilku lat. Nie rozumiał do końca powodu dlaczego, aż tak się nienawidzą, jednakże w momencie w którym wkroczył do gangu i poczuł rodzinną atmosferę, to stwierdził, iż jest gotowy oddać za nich życie. Życie, które było dla niego okrutne, a on sam dziwnie się na nie patrzył. Z jednej perspektywy gdy próbował dotrzeć do centrum całej sprzeczki, chciał naprawić atmosferę i możliwie pogodzić obie grupy; z drugiej jednak strony, gdy otrzymał telefon od ojca, iż jego starszy brat Meowoo zginął; jego serce obumarło. 
       Według policji był to po prostu nieszczęśliwy wypadek, a późniejsza śmierć rodziców stała się tylko kolejną plamą na brudnych już jego dłoniach. Jung nie odczuwał wielu emocji; jednakże gdy Taehyung był w pobliżu, mógł jakkolwiek ochłonąć i wrócić do bycia zwykłym nastolatkiem. Dlatego też w chwili w której miętowe włosy minęły go po raz pierwszy, nawet nie zwrócił na nie uwagi czego później ogromnie żałował. Wiedział, iż powinien na nie polować, jednak w niedalekiej przyszłości okazało się, iż to właśnie on jest na widelcu.

— Witaj, Suga. — Warknął Taehyung, stając w obronie Hoseoka, który próbował ujrzeć twarz niższego bladego chłopaka, stojącego praktycznie centralnie przed nimi. Miętówka, bo tak nazywał go Kim, stał na bagażniku czarnego pickupu w towarzystwie dwójki przyjaciół. Rude pukle mieszały się z efektem zachodzącego słońca wprawiając grupę w dziwny stan niepokoju. Jung czuł, iż ta znajomość będzie go palić do końca swych dni i nie mylił się. 

— Witaj, Vantae. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top