Levi x Reader (Dziki wilk! Jednak potulna wilczyca.)
dedykacja dla Blacky118
Spałam na jednej z wielu dziur z kośćmi w jamie. Większość wilków już wstała i wyszła na polowanie. Przeciągnęłam się i wstałam. Obok mnie pojawił sie Mike Zacharius, który miał się mną zajmować na rozkaz mojego starszego brata Erwina, który był przywódcą stada.
-Cześć Mike. Gdzie Erwin?- Powiedziałam.
-Cześć (reader). Łowcy znów zapuścili sie do lasu. Erwin musi ich przetrzebić, ale teraz są na polowaniu. Nie oddalaj się dzisiaj zbytnio od stada.- Pouczył mnie. Udaliśmy się na śniadanie. Zjadłam mięso i pożegnałam sie z Mikem, który pobiegł pomóc Erwinowi. Wyszłam z jamy i rozejrzałam się po lesie. Od zachodu rozległy się krzyki. Pobiegłam w tamtym kierunku. Nie podeszłam za blisko, gdyż bałam się łowców z opowieści Mike i Erwina. Oddalając się w bok zobaczyłam krzywiącą się z bólu osobę w czerwonym płaszczu. Podeszłam tam. Był to brunet, ranny w bok i ramiona. Wyjęłam bandaże, które zawsze miałam przy sobie, gdyż często się raniłam. Gdy zaczęłam bandażować jego bok, otworzył swoje kobaltowe oczy i przyłożył mi siekierę do szyji.
-Kim jesteś?- Spytał, gdy zamarłam w bezruchu.
-(reader) Smith.- Powiedziałam.
-Levi. Czemu mi pomagasz?- Spytał opuszczając siekierę.
-Ja nie zabijam. A jeśli cię znajdą będą cię męczyć do końca. Niedaleko stąd jest chatka, tam będę cię leczyć.- Powiedziałam i podniosłam go, gdyż skończyłam już go bandażować. Powoli poszliśmy do chaty. Położyłam go na łóżko i poszłam po wodę i bandaże. Przemyłam mu rany i zawiązałam bandaże. Użyłam trochę swojej mocy przez co rany zabliźnią się w ciągu doby. Udałam się do kuchni, gdzie napaliłam w piecu kaflowym i zrobiłam nam herbaty. Wróciłam do niego. Zdjął swój czerwony płaszcz.
-Naszym zadaniem jest wyeliminować wszystkie wilki z tego szlaku. Jednak słyszałem, że niektóre wilki przywiązują się do ludzi. Co więcej nawet te związki widziałem. Mówią, że łowca który oswoi sobie wilka ma legendarne zdolności. Co skłoniło cię do podejścia do mnie?- Spytał przyglądając mi się z zaciekawieniem.
-Jak już mówiłam nie lubię widoku śmierci.- Powiedziałam siedząc obok niego i patrząc w okno. Będę musiała niedługo z stąd zniknąć, jeśli nie chcę by Mike go znalazł.
-Wrócisz tu jeszcze?- Spytał.
-Później. Muszę iść jeśli nie chcę by zaczęli mnie szukać.- Powiedziałam i wyszłam. Zataczałam obszerne kręgi by wyglądało to na zwykły spacer. W końcu dotarłam do wejścia do jamy. Na powitanie wyszedł mi Mike.
-Gdzieś ty była? Martwiłem się.- Powiedział przytulając mnie.
-Poszłam na spacer.- Powiedziałam.
-Chodź do środka. Erwin też się martwi.- Powiedział i pociągnął mnie do środka. Zobaczyłam brata, który mimo rany chodził w kółko. Zatrzymał się, gdy mnie zobaczył. Podeszłam do niego.
-Młoda nie oddalaj się. Łowcy wdzierają się bardzo daleko w nasze tereny.- Powiedział gładząc mnie po uszach.
-Co ci się stało?- Spytałam dotykając jego rany na piersi.
-Oberwałem siekierom. Nie martw się to płytka rana. Mike zajmij się (reader) i przypilnuj by jej nie zobaczyli.- Powiedział i usiadł na kościach. Mike położył mi rękę na plecach i stanowczo poprowadził w głąb pieczary. Usiadł ze mną na kościach.
-O co chodziło Erwinowi z tym by mnie nie zobaczyli?- Spytałam opierając się o Mike.
-Wśród łowców jest dziwna moda na zabieranie wilczyc i ślub z nimi. Erwin jest wściekły, gdyż zabrali już 20 od nas. Nie wiem czy powinienem ci mówić co się z nimi stało.- Zacisnął zęby. Założyłam nogi na jego i poocierałam się głową o niego.- Odmówiły ich propozycji, więc poderżnęli im gardła. Nie mogliśmy nic zrobić. Dlatego ja i Erwin nie chcemy by cię zobaczyli.
-Czyli nasza wataha znów się zmniejszyła. Ile teraz jest? 76:19?- Spytałam.
-59:13. U nas też paru zmarło. Oczywistym dla nas jest, że chcą nas przetrzebić by nie było młodych. Wtedy zniknięcie stada pozostaje tylko kwestią czasu.- Powiedział i mocniej mnie przytulił.
-W tym tempie nie będzie nas po 4 dniach. Może powinniśmy się gdzieś przenieść?- Zastanawiałam się.
-Raczej powinniśmy się rozmnożyć i dać im w kość. Jesteśmy od nich silniejsi. Gdy będzie nas wystarczająca ilość pozbędziemy się ich.- Powiedział kładąc się na mnie.
-Co ty wyprawiasz?- Spytałam. Leżałam na kościach, a Mike na mnie. Gładził mnie po włosach i ogonie.
-Oswajam. Z Erwinem nie możesz być.- Powiedział.
-Złaź ze mnie.- Powiedziałam czując jak sie we mnie gotuje.
-Co takiego? (reader) ni ci jeszcze nie zrobię. Poczekam na ciebie. W końcu masz być moją partnerką. Muszę cię do siebie przyzwyczaić.- Powiedział.
-Złaź ze mnie!- Wydarłam się na całą grotę. Erwin przyszedł do nas.
-Mike zostaw moją siostrę. W ten sposób tylko ją do siebie zniechęcisz, a z tego co wiem to ją kochasz.- Powiedział i usiadł obok mnie.
-Mike traktuje cię tylko jako przyjaciela. Nic wiecej.- Powiedziałam i przycisnęłam się do brata.
-Jeszcze cię do siebie przekonam. I będziemy razem.- Powiedział i wyszedł.
-Erwin o co chodzi z tymi łowcami?- Spytałam, a on się zasępił.
-Łowcy bardziej kochają wilczyce niż wilki. Coraz częściej zajmują się nimi lepiej niz swoimi samicami. Ludzkie kobiety są słabe i nie dają sobie rady w lesie, więc łowcy wolą wilczyce, które bez problemu radzą sobie jak tylko zapewni się im pożywienie.- Powiedział.
-Erwin ja... wpadłam po uszy.- Spuściłam wzrok.
-Jakiś łowca przeżył, prawda? Życzę ci szczęścia siostra. Jednak uważaj na Mike. Zazdrość zmienia wilki w bezwzględne bestie, które po trupach dążą do celu.- Pogłaskał mnie po głowie i poszedł. Zastanowiłam się. W sumie brat daje mi wolną rękę. Wyszłam z jamy i udałam się do chatki. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Usiadłam przy śpiącym Levim na krześle. Uśmiechnęłam się i pogładziłam go po włosach.
-Długo jeszcze będziesz tak siedzieć?- Spytał otwierając oczy. Przerwałam i spojrzałam na niego zdziwiona. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie. Upadłam na niego i spaliłam buraka.- Tak wyglądasz jeszcze bardziej pociągająco. Zostajesz ze mną?- Spytał kładąc rękę na moich plecach i czterech literach. Uciekłam wzrokiem w bok. Zatrzęsłam się pod wpływem śmiechu Levia.- Doprawdy. Urocza wilczyca mi się trafiła. Będziesz ze mną?- Spytał przyciskając mnie do siebie.
-Tak.- Powiedziałam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Wsłuchałam się w bicie jego serca i usnęłam.
-time skip-
Rano obudziłam się sama. Podniosłam się i udałam do kuchni. Levi zdejmował mięso z patelni.
-Dobry. Chodź na śniadanie i zwijamy się do punktu informacyjnego. -Powiedział i postawił jedzenie na stole. Nieufnie popatrzyłam na to.- Królik z warzywami. Nie wybrzydzaj w mieście będziesz mieć lepsze jedzenie. Smacznego.- Powiedział i zaczął jeść.
-Nie chcesz sprawdzić jakie mam zdolności?- Spytałam. Zwykle mówiono, że zabierają nas do walki.
-Jak mi zaufasz to sama powiesz. W każdym razie dziękuję, że wyleczyłaś moje rany.- Powiedział. Zjedliśmy całkiem smacznego królika. Levi jest dobrym kucharzem. Spakował torby i wyszedł na zewnątrz. Stanęłam obok niego, a on zamknął drzwi. Spojrzał na mnie i zarzucił swój czerwony płaszcz z kapturem na moje ramiona.
-Po co mi to?- Spytałam zarzucając kaptur na głowę by ukryć wilcze uszy przed wzrokiem ciekawskich.
-By jakiś łowca cię nie zabił. Chodź.- Powiedział. Szliśmy przez las kierując się na północny zachód. W południe Levi wyjął dziwne okrągłe rzeczy z torby i podał mi jedną. Nie ufnie powąchałam to. Spojrzałam na niego. Bez większego rozmysłu jadł. Ugryzłam. Dobra nie otruje się. Zjadłam i popiłam wodą od Levia.- Widzę, że zaczynasz się oswajać. Jadłaś bułkę z farszem.- Powiedział. Przy zachodzie słońca ujrzałam kilkanaście chat w stylu zakopiańskim. Doszłam za Levim na skraj lasu i przystanęłam. Inni łowcy witali go z uśmiechem.
-Co z twoją wilczycą?
-A może jeszcze jej nie oswoił z sobą?
-Może młoda się boi?
-Mogła widzieć śmierć swoich towarzyszy i dlatego nie chce podejść do takiego zbiorowiska.- Łowcy mówili przez siebie wymyślając z goła absurdalne powody. A ja po prostu jeszcze nigdy nie opuściłam lasu. Spojrzałam błagalnie na Levia. Podszedł do mnie.
-Co się dzieje?- Spytał zmartwiony.
-Nigdy nie musiałam opuszczać lasu.- Powiedziałam i spuściłam głowę.
-To tylko teraz w dzień znów będziemy między drzewami. Chodź na kolację.- Powiedział. Tym razem poszłam za nim. Jednak, gdy jakiś łowca się do mnie zbliżał chowałam się za Levim i oddalałam od obcych. Levi patrzył na mnie kątem oka. W końcu dotarliśmy do domu niedaleko środka placu. Weszliśmy do środka. Levi odłożył siekierę i torby. Zdjął buty. Weszliśmy dalej. Po lewo miałam kuchnię z jadalnią, na wprost drzwi były uchylone, a za nimi ujrzałam łazienkę. Po prawo zobaczyłam sypialnię i gabinet. Levi stał przy szafie. Wyjął swoje krótkie spodenki i t-shirt.- Proszę. Idź się umyć i załóż to.- Podał mi. Weszłam do łazienki. Zdjęłam płaszcz i weszłam do dziwnej białej rzeczy wypełnionej wodą. Miało jakąś rurkę nad sobą. Zanurzyłam się w wodzie. Levi wszedł do łazienki. Skuliłam się.-Widzę, że tylko się bawisz w wodzie zamiast myć.- Podszedł i wziął jakiś płyn w buteleczce.- Wyciągnij ręce.- Zrobiłam co powiedział. Nalał trochę płynu.- Wetrzyj to w skórę, a potem obmyj wodą.- Wykonałam tą czynność przez co mógł zobaczyć mnie całą. Rozebrał się i usiadł za mną w wodzie.
-O co chodzi?- Spytałam.
-Trzeba ci umyć włosy z tej ziemi. W tym stanie nie możesz ze mną spać w łóżku.- Powiedział masując mi głowę. Nalał jakiegoś płynu przez co miałam pianę na włosach. Zaczęłam mruczeć opierając się o niego.- Chyba ci się podoba. Będziemy się częściej razem myć.- Spłukał pianę z moich włosów. Odwróciłam sie i położyłam na nim.
-Dziwne macie zwyczaje.- Powiedziałam zchodząc rękami na jego biodra. Stanął mu. Szybko się podniósł i stanął tyłem. Popchnęłam go na podłogę. Ujęłam jego członka w usta liżąc. Szybko spóścił mi się w usta. Trochę zachłysnęłam się spermą.
-Dobra wilczyca. Jednak wobec innych tak się nie zachowuj.- Wstał i wytarł mnie ręcznikiem. Założyłam spodnie i bluzkę. W kuchni coś ładnie pachniało. Zajrzałam tam. Levi znowu pokroił mięso z warzywami i teraz trzyma to w garnku na ogniu.
-Levi co robisz?- Spytałam. Wyszedł ociekając wodą z ręcznikiem na głowie.
-Dziczyzna z warzywami. Zaraz nałożę.- Powiedział i wrócił do łazienki. Wyszedł w koszuli i bokserkach. Stanęłam obok niego i podążałam za nim jak cień. W końcu posadził mnie na krześle i kazał zostać. Jak jakiemuś psu. Jestem wilkiem, nie jakimś podrzędnym psem. Założyłam ręce na klatce piersiowej i siedziałam obrażona.- Co ci się znowu nie podoba? Masz mięso, więc powinnaś być zadowolona.
-Traktujesz mnie jak psa.- Odburknęłam.
-Wcale, że nie. Psa przywiązał bym na łańcuch przy budzie na dworze. Wilczyce traktuje się jak partnerki tylko trzeba im trochę rzeczy wytłumaczyć.- Powiedział. Nabrałam na łyżkę trochę tej jego potrawki. Dobra. Ktoś zapukał do drzwi wejściowych. Levi poszedł otworzyć.
-Witaj przyjacielu. Przywiozłem koreczki z miasta.(Ostatnio tylko to jem. Na przemian z czekoladą.^^) Może tym przełamiesz lody z wilczycą jak jakąś w końcu znajdziesz.- Powiedział. Wychyliłam się na korytarz. Stał tam blondyn o piwnych oczach.- Kto to?- Spytał.
-Moja wilczyca. Nie patrz tak na mnie. I tak tego teraz nie dostaniesz. Wracaj do jedzenia dziczyzny.- Powiedział. Spojrzałam zła na niego szczerząc kły.- No już, idź do kuchni.- Odwróciłam się na pięcie w korytarzu prezentując się przed gościem. Usłyszałam westchnienie podziwu. Zachichotałam pod nosem.
-Jest piękna. Powinieneś o nią dbać by to futro nadal lśniło. Ryby nawet były by dobrym nabłyszczaczem dla niej. Jak taki krwiopijca jak ty zdobył taką wilczycę? One wszystkie nas przecież nienawidzą.- Powiedział.
-Victor, ona sama mnie znalazła. Co więcej po paru godzinach wróciła do mnie zostawiając stado. Mogę więc powiedzieć, że nie ucieknie ode mnie. Co do dbania. Myślisz, że czemu błyszczy. Niedawno co skończyłem ją myć.- Powiedział Levi.
-Czyli nikt ci jej już nie odbierze?- Spytał ten cały Victor.
-Raczej nie.- Wypowiedź Levia została zagłuszona przez hałas w kuchni. Chcąc dołożyć sobie dziczyzny ogonem zwaliłam jakieś papiery z blatu. Obydwoje momentalni pojawili się w kuchni.
-Przepraszam.- Powiedziałam spuszczając głowę.
-Ha ha ha. A to dobre, ty pedant złapałeś wilka bałaganiarza. Doprawdy nie chcesz jej oddać?- Spytał blondyn.
-To moja wilczyca, a ja będę musiał zapamiętać by nie zostawiać nic na wierzchu, jeśli nie chcę bałaganu.- Mówił przytulając mnie do siebie i gładząc po głowie i uszach.
-Doprawdy twoja wilczyca. Zaraz może być każdego. Na przykład moja.- Wyciągnął ręce by mnie złapać, lecz ja przejechałam mu pazurami po rękach i wyszczerzyłam kły. Po chwili schowałam się za Levim i przycisnęłam do jego pleców.
-Jak widzisz jest moja i nigdzie się nie wybiera. A teraz jeśłi nie masz już do mnie żadnych spraw to wyjdź. Muszę ogarnąć bałagan.- Powiedział i wyprowadził go. Wrócił i poukładał papiery do szuflady.
-Levi.- Powiedziałam łapiąc się za ramię i patrząc na niego.
-Co się dzieje?- Powiedział podchodząc do mnie.
-Jesteś zły.- Stwierdziłam. Podszedł i przytulił mnie.
-Nie jestem. Zostałaś ze mną i nie odchodzisz do innego łowcy. Czemu mam być zły?- Spytał.
-Przez bałagan.- Powiedziałam i pociągnęłam nosem.
-Nie jestem zły na ciebie. Musze tylko pamiętać o tym by chować rzeczy byś nie zrobiła bałaganu. Pamiętaj, że się ciebie nie pozbędę, bo cię kocham i jesteś moją partnerką. A teraz chodź juz spać. Jutro czeka nas długa droga do punktu bojowego.- Powiedział i wziął mnie na ręce. Położyliśmy sie na łóżku i przykrył nas kołdrą. Przytuliłam się do niego i usnęłam. Rano poczułam miły zapach ryb i grzybów. Otworzyłam oczy i zastrzygałam uszami. To ubranie, które mi dał zaczęło mi przeszkadzać, więc je zdjęłam i poszłam do kuchni. Levi stał przy ogniu. Podeszłam i nachyliłam się.
-Co to?- Szepnęłam mu do ucha.
-Kanie w zasmażce ze skwarkami i koperkiem. Czemu jesteś naga?!- Krzyknął, gdy się odwrócił.
-My zwykle tak chodzimy. W czym jest problem?- Spytałam. On zdjął to z ognia i podszedł do mnie. Zdjął koszulę i na siłę mi ją założył.
-Nie ma chodzenia nago po domu. Chyba, ż e w sypialni to jedyny wyjątek. A teraz zjemy i idziemy dalej.- Powiedział. Zasiedliśmy do stołu i jedliśmy. Kania była smaczna jak na grzyba. Potem zaciągnął mnie do łazienki, gdzie mnie umył i wyczesał. Poszliśmy do sypialni.- To są majtki, to jest stanik. Bez tej bielizny żadna kobieta nigdzie nie wychodzi, zapamiętaj.- Tłumaczył jak małemu dziecku. Ciekawiło mnie skąd nagle wytrzasnął te damskie rzeczy. Oczywiście bielizna była czerwona.- Dalej są skarpety, spodnie i koszula. Będziesz w tych wysokich butach byś sobie kolan nie poobcierała.- Założył mi kolejne rzeczy w czerni poza białą koszulą. Niezbyt mi się to podobało, ale cóż poradzić. Na koniec znów zarzucił mi swój płaszcz.
-A teraz idziemy gdzie?- Spytałam, gdy znów zniknęliśmy między drzewami. Buty trochę mi przeszkadzały, gdyż były za kolano.
-Mówiłem już. Wracamy do punktu bojowego.- Powiedział. Podróż zajęła nam pół dnia. Równo w południe wyszliśmy na kolejny plac.
-Levi. No w końcu. Już myśleliśmy, że te wilki cię pokonały, a przecież trzeba ich wybić. Oczywiście poza wilczycami. Te trzeba przeciągnąć na naszą stronę. A cóż to za piękność za tobą idzie?- Spytał szatyn o dość pulchnej budowie z zielonymi oczami.
-Moja wilczyca (reader) Ackermann. Nie radzę ci jej dotykać albo skończysz z siekierą w głowie. Co do wilków nic mi nie zrobią. -Powiedział Levi z wyższością, a ja uświadomiłam sobie, że teraz już będę nosić jego nazwisko (Brawo ty.). (reader) Ackermann, nawet ładnie brzmi.
-Ach tak. Więc nie będzie problemu w obławie po obiedzie? Oczywiście twoja wilczyca też dostanie. W końcu musi dotrzymywać ci kroku.- Powiedział obleśny typ. Przywarłam do ręki Levia.
-Chodźmy stąd.- Wyszeptałam.
-Później. Ile tych wilczków zostało? Masz w ogóle jakąś szansę na znalezienie wilczycy? Moja mimo, że nic jej nie możesz zrobić nie chce przebywać w twoim pobliżu, więc myślisz, że jakaś cię zechce? Jesteś nic nie wartym łowcą. a zachowanie wilczyc to potwierdza.- Levi bez emocji patrzył na niego.
-Ty śmieciu!- Warknął i ruszył na Levia z pięściami. Wyciągnęłam rękę przed nas i stworzyłam kulistą tarczę dookoła nas w fioletowym kolorze. Ten wstrętny łowca odbił się od tego i padł na ziemię na plecy.
-Jak widzisz to moja wilczyca. Nie waż się do niej zbliżyć.- Powiedział Levi i pociągnął mnie do stołówki. Zjedliśmy wodę z warzywami, a następnie mięso z warzywami.
-Levi podejmiesz się obławy na wilki? Trzeba w końcu oczyścić ten szlak.- Powiedział jakiś łowca.
-Oczywiście. W końcu zacząłem to.- Powiedział Levi.
-Pozbyliśmy się ostatnio 20, ale wilczyc nie widać. Może już ich nie ma?- Zadał jeden pytanie retoryczne.
-Levi czy to to samo stado, co ostatnio atakowałeś?- Spytałam, na co kiwnął głową.- 39:12. Mało.
-Statystka w twoim byłym stadzie?- Spytał. Kiwnęłam głową.- Jest 12 wilczyc?
-Jeśli nic się im nie stało to tak.- Powiedziałam. Ciekawiło mnie czy Erwin nadal żyje.
-Co cię martwi?- Spytał.
-Mój brat. Jest wilkiem, więc nie ma dla niego szans. Tym bardziej, że jest apodyktyczny.- Spuściłam głowę.
-Może być rezerwat. Jeśli uda ci się go przekonać. Chcieliśmy przenieść wasze stado, ale stawiało wielki opór. A teraz jeśli byś z nim porozmawiała? Nie zostało was dużo, więc może dla przetrwania stada się zgodzi?- Spytał.
-Mogę spróbować.- Powiedziałam. Levi wstał i wyszedł. Dokończyłam mięso i czekałam na niego. Pojawił się z jakimś wysokim blondynem o niebieskich oczach.
-(reader) Ackermann? Tak?- Spytał, skinęłam głową.- Chodź z nami.- Powiedział. Poszłam za Levim, który szedł u jego boku. Weszliśmy do gabinetu w namiocie.
-Levi o co chodzi?- Spytałam, a ten uciszył mnie gestem ręki.
-(reader) Ackermann. Jesteś w stanie przekonać swoje byłe stado, nie zdradzając nas przy tym?- Spytał.
-Mogę spróbować jeśli Levi tego chce. Już zdecydowałam, że zostaje z nim nie ważne co ma się dziać.- Powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Dobrze, więc. Państwo Ackermann macie czas do rana.- Powiedział. Wyszliśmy z gabinetu.
-Dokąd idziemy?- Spytałam Levia.
-Do twojego stada. Musisz ich przekonać do poddania się.- Powiedział. Złapałam go za rękę i ściągnęłam z jednej ze ścieżek. Istniała lepsza i szybsza droga. Dotarliśmy do wejścia do jaskini.
-Trzymaj się blisko mnie.- Powiedziałam i złapałam go za ramię. Weszliśmy w głąb. Zobaczyłam brata. Podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję.
-Mała wróciłaś.- Powiedział przytulając mnie do siebie.- A ty to kto?- Spytał wystawiając kły w kierunku intruza.
-Erwin to jest Levi. Levi to mój brat Erwin.- Powiedziałam, a oni podali sobie ręce. Przy pedantycznej naturze Levia było to naprawdę dużo.- Erwin jako łowcy przychodzimy z propozycją.- Spojrzałam bratu w oczy.
-Jaką?- Spytał zrezygnowany.
-Dobrowolne przeprowadzenie w inny teren. W ten sposób stadu nic się nie stanie.- Powiedziałam kładąc rękę na jego policzku.
-Chyba nie mamy wyboru. Przekażcie, że się zgadzamy. Siostra zobaczymy się jescze?- Spytał.
-Levi będziesz mieć coś przeciwko?- Spytałam.
-Nie o ile ja też będę mógł przy tym być.- Powiedział.
-Rozumiem, że jesteś partnerem mojej siostry. Witamy, więc w stadzie. Nie zamierzam ci jej zabrać, ale chce mieć z nią kontakt. Właśnie młoda. Mike zaraz po tobie zniknął. Myślę, że cię szuka. Musisz na siebie uważać.- Powiedział. Pokiwałam głową. Kątem oka widziałam jak Levi krzywi się na widok kości.
-Dobrze to my wracamy przekazać decyzję.- Powiedziałam i pożegnałam się przytulasem z bratem.
-Spraw, że będzie płakać to się policzymy.- Warknął do Levia, na co ten skinął głową i poszedł za mną. Szliśmy przez las, aż stanął przed nami blond włosy wilk. Mike wyglądał na wkurzonego. Powoli zbliżał się do nas. Stanęłam przed Levim. Mnie nie zabije w przeciwieństwie do niego.
-Stój.- Powiedziałam i warknęłam na niego.
-(reader) to chodź do mnie.- Stwierdził zatrzymując się.
-Nie zamierzam.- Pociągnęłam Leviego w bok by go obejść. Ten jednak ruszył na nas z rykiem. Popchnęłam Levia i skoczyłam na Mika. Wyglądał jakby był na to przygotowany. Uskoczył i złapał mnie od tyłu. Wygiął ręce do tyłu przetrzymując je jedną ręką, a drugą ściskał mi szyję. To boli.
-Zostaw go i chodź ze mną. Wybaczę ci tą ucieczkę. Załóżmy nowe stado z daleka z stąd.- Powiedział mi do ucha.
-Nie ma wała. Zostaw mnie.- Warknęłam. Mike zawył i przerzucił mnie sobie przez ramię i wbiegł w gąszcz. Złapałam się pazurami jego pleców. W końcu sie zatrzymał. Wrzucił mnie w norę wyłożoną mchem i gałęziami. Znów będę brudna i czeka mnie kąpiel. Najgorsze to to jego ciągłe czesanie mnie i wyrywanie kłaków wraz z rzepami i ostami.
-A teraz czas cię w końcu oswoić. Patrząc, że jest sierpień to najlepszy czas na rozmnożenie.- Zwisł nade mną i pocałował w szyję przygryzając ja przy tym. Jestem za słaba by z nim walczyć. Jeśli Levi się nie pospieszy będzie ze mną kiepsko. Już nie jestem w stanie wrócić do dzikiego życia. Zbyt przyzwyczaiłam się do łóżka i ciepłej wody. No i do kuchni Levia. Co tu dużo mówić, zbyt mnie rozpieścił.
-Zostaw mnie w spokoju!- Krzyknęłam. Wpił mi się w usta uciszając mnie. Strzygał uszami, czyli coś usłyszał. Nastawiłam uszy. Coś blisko nas chodziło. Wyczułam zapach Levia. Przekręciłam głowę w bok.- Wara!- Wrzasnęłam. Blondyn zakrył mi usta ręką i wciągnął głębiej do nory. Po chwili zobaczyłam Levia w miejscu, gdzie przed momentem się znajdowaliśmy. W przeciwieństwie do mnie i Mike nic nie widział w tym mroku. Skupiłam się i stworzyłam małe grzybki świecące delikatnym światłem. Zobaczył nas. Rzucił się z pistoletem w ręce. Przystawił lufę do głowy Mike i pociągnął za spust. Po wystrzale uścisk zniknął, a ja rzuciłam się w objęcia Levia. Zaczęłam cicho szlochać w koszulę Levia.
-Już dobrze. Jestem przy tobie. Już nic ci nie grozi.- Mówił cicho głaszcząc mnie po głowie.- Wracajmy.- Wygrzebaliśmy się z nory, która była całkiem dobrze ukryta. Powoli szliśmy do punktu bojowego.
-Levi jestem w stanie zrobić wszystko za pomocą magii.- Powiedziałam idąc obok niego. Zatrzymał się, więc ja też.
-Zaufałaś mi kompletnie. Uznałaś za równego sobie.- Stwierdził ze zdziwieniem na twarzy.
-W końcu jesteśmy partnerami na dobre i na złe. A Levi ty wiesz, że zaczyna sie u nas okres rui?- Spytałam patrząc mu w oczy.
-Zajmiemy się tym w nocy.- Powiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy prowadząc mnie do obozu. Spotkaliśmy blondyna.- Zgodzili się.- Powiedział i zaciągnął mnie do domku. W łazience wyszorowaliśmy się z brudu i zaczęliśmy naszą zabawę. Przenieśliśmy się do kuchni, a następnie do sypialni. Szczytowaliśmy kilka razy. W końcu w nocy usnęliśmy.
-time skip-
Erwin razem z resztą mieszkał w rezerwacie, gdzie skutecznie tępili dziki, łosie i jelenie, które w tamtych okolicach były istną plagą. Razem z Levim i naszym synem często go odwiedzaliśmy. Ostatnimi czasy Levi zaczął coś wspominać o powiększeniu naszego małego stadka. Było mi z nim bardzo dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top