Levi x Reader (11 listopada)

Przybiegłam do szkoły na dwie minuty przed dzwonkiem. Szybko się przebrałam wzięłam książki i udałam się do sali. Na moje szczęście dopiero wchodzili do klasy. Usiadłam obok Hanji i zajęłam się zadaniem. Dwie godziny logistyki zleciały przy wypełnianiu faktur i rachunków według zadań. Na trzeciej godzinie mieliśmy geografię, na której zajmowaliśmy się urbanizacją. Teraz powrót na kolejne dwie lekcje logistyki. Okropność, nie wytrzymam z tą głupią babą.

-Witajcie kochane dzieciaczki. Niestety nie będziemy mieć lekcji, gdyż idziemy na przedstawienie z okazji 11 listopada. Cieszycie się?- Spytała nauczycielka.

-Tak.- Krzykneliśmy zbiorowo. Kobieto nikt z nas cię nie lubi, to oczywiste, że będziemy się cieszyć ze straty lekcji z tobą.

-No wiecie co. Ja się tak dla was poświęcam, a wy cieszycie się z braku lekcji? Obrażam się na was. Nie, tylko żartuje. No to idziemy. Szybciutko.- Powiedziała. Wszyscy udaliśmy się w stronę sali gimnastycznej. Jak to my usiedliśmy w trzecim rzędzie krzeseł obserwując jak niewyżyta dzicz w postaci klas pierwszych wchodzi do sali za nic mając podstawowe kwestie dobrego wychowania. Oj przydała by im się nauka z profesorem Smithem. Oberwali by parę razy w głowę dziennikiem lub dostali przez plecy kijem. Ewentualnie oberwali by kluczem, który ma naprawdę duży zasięg lotu. Jakiś chłopak z informatyków o czarnych włosach usiadł obok mnie. Spojrzałam się na niego, a on odwrócił się i popatrzył swoimi kobaltowymi oczami na mnie.

-Dzień dobry.- Powiedziałam zachowując się tak jak zawsze uczył nas wychowawca Erwin z dystansem, ale tak żeby nie urazić swego rozmówcy.

-Dzień dobry.- Odpowiedział lekko zdziwiony chłopak. Czyżby się spodziewał nieogarnięcia jak w przypadku taj dziczy? Nie umiałam na to pytanie odpowiedzieć, a nie wypadało pytać, gdyż zaczął się apel. Były omówione wszystkie tragiczne wydarzenia z idealnie pasującą muzyką. Byłam zniesmaczona zachowaniem pierwszaków, którzy się śmiali, gadali i grali na telefonach. Gdy apel się skończył wyszliśmy z sali, wypuszczając najpierw dzicz, która by nas stratowała gdybyśmy tego nie zrobili. Cóż to ma być. Zwykle wychodzi się w kolejności od tych bliżej wyjścia do tych siedzących pod ścianą. Kompletny brak poszanowania zasad. Udając się do sali szłam ramię w ramię z kobaltookim.

-Jak ci się podobał apel?- Spytał.

-Jak na drugą klasę był nawet całkiem dopracowany. Co prawda było sporo niedociągnięć, ale nie było katastrofy.- Odpowiedziałam.

-Powiedział bym, że wszystko co tam było było jedną wielką improwizacją bez planu. Wybieram się jutro do Warszawy na prawdziwy apel i marsz niepodległościowy. Może masz ochotę się ze mną wybrać (imię)?- Spytał.

-Chętnie Ackermann.- Powiedziałam, gdyż w trakcie apelu Hanji powiedziałam mi kto to jest.

-Po prostu Levi. Możesz mi tak mówić.- Odpowiedział wchodząc do sali, gdyż ich nauczyciel już przyszedł. Pomachałam mu i sama też udałam się na lekcję.

-time skip-

Razem z Levim stałam na placu warszawskim słuchając przemówienia, a następnie wzieliśmy udział w marszu. Po skończonym udziale w uroczystości udaliśmy się na stację by wrócić do domów.

-Jak ci się podobało?- Spytał patrząc na mnie.

-Było cudownie. Dziękuję, że mi to zaproponowałeś Levi.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.

-Nie dziękuj. Chciałem tam z tobą być. (imię) podobasz mi się. Chciałbym byś była moją dziewczyną.- Powiedział Levi lekko się zawstydzając.

-Też mi się podobasz Levi.- Powiedziałam całując go w policzek. Levi uśmiechnął się, a następnie pocałował mnie w usta. Z radością oddałam pocałunek. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że to było najlepsze święto Niepodległości jakie dotąd ochodziłąm.


-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Przepraszam, że taki krótki, ale miałam napisać coś patriotycznego z okazji święta Niepodległości, więc stworzyłam coś takiego. Wiem, że nie powala.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top