Wyniki konkursu ''Życzenia spod Smoczej Gwiazdy''
Podium i kopie ich prac:
I miejsce (i osobisty faworyt naszej Naczelnej Bety) z liczbą 31 punktów na 35 możliwych - "Samotność w cieniu życzeń" by Ciocia_Sachi :
Hej, czy słyszałeś kiedyś o drzewie, które spełnia życzenia?
Ponoć zamieszkująca je zjawa, która przeraża swym pokracznym wyglądem, bywa na tyle łaskawa, iż za odpowiednią zapłatą przychyla się do prośby śmiertelnika.
Kuszące, prawda?
Nikt jednak nie jest do końca pewien, gdzie należy szukać. Starych dębów wszak nie brakuje, a większość nie wyróżnia się niczym szczególnym...
*
Solidny mróz rozgościł się na dobre, a z nieba spadały drobinki śniegu. Na zewnątrz trudno było szukać kogokolwiek. W święta bowiem ludzie gromadzili się przy stole. Śpiewali kolędy i zajadali się pysznościami, zapominając na moment o troskach dnia codziennego.
Właśnie w ten wyjątkowy wieczór, ulicą szedł mały, ciemnowłosy chłopiec, ściskając w ramionach czarnego, puszystego kotka. Nie miał czapki ani rękawiczek, a szalik nie był porządnie zawiązany. Kurtka wyglądała na znoszoną, ale była dość gruba. Buty natomiast zdążyły już kompletnie przemoknąć. Spora ilość śniegu dostała się do środka, gdyż chłopiec nie potrafił jeszcze dobrze zawiązać sznurówek. Dopiero się tego uczył. I choć szło mu coraz lepiej, potrzebował jeszcze trochę praktyki.
Niestety właśnie dzisiaj, kiedy zamierzał ponownie wziąć w ręce stary but i poćwiczyć pod czujnym okiem babci, ta poczuła się bardzo źle. Na tyle, iż wciąż czuł na sobie spojrzenia ratowników, przepełnione współczuciem i czymś, co sprawiło, że mały chłopiec nie mógł się pozbyć strachu o to, że już nigdy więcej nie zobaczy babci, która była jedyną bliską osobą w jego życiu.
Panicznie bał się tego, że zostanie całkiem sam.
– To tutaj. To musi być to miejsce – szepnął, stając przy wyschniętym drzewie, które znajdowało się na terenie opuszczonej posesji.
Rozejrzał się uważnie, zatrzymując spojrzenie na pobliskich domach, w których świętowali ludzie, po czym westchnął, wyciągnął drżącą z zimna dłoń i musnął korę drzewa, skupiając myśli na Camelii – duchu, który rzekomo pilnował tego miejsca.
Wyobraził sobie duży, krzywy nos, wyłupiaste, lekko szalone oczy. Siwe długie splątane włosy i przygarbione plecy...
– Kiernan. Osiem lat. Miłośnik piłki nożnej i szachów. Nie znosi brokułów. Marzy o tym, by w przyszłości wynaleźć szczepionkę na wściekliznę i zostać lekarzem. Łał. Ambitny z ciebie chłopak. – Usłyszał zaskakująco miły głos i przestraszony cofnął się gwałtownie, ale potknął się o rozwiązane sznurowadło i wylądował w śniegu. – Takie małe dzieciaki jak ty powinny być o tej porze w domu. Prawda?
Kiernan ledwie zdołał utrzymać w dłoniach przestraszonego kotka, który najwyraźniej nie zamierzał siedzieć w spokoju, choć jeszcze kilka chwil temu, wydawał się być bardzo potulnym stworzeniem. Nie był wcale zaskoczony. Sam okropnie się wystraszył. Najchętniej uciekłby stąd jak najdalej, ponieważ zupełnie nie spodziewał się tego, że opowieść o drzewie może być prawdziwa.
– Dobry wieczór – wydukał niepewnie, po czym podniósł głowę i spojrzał w stronę drzewa, bo zwyczajnie był ciekawy. – Och! – Wyrwało mu się, a jego oczy zrobiły się ogromne. – To chyba jednak nie tutaj – dodał.
Na wyschniętej gałęzi drzewa siedziała bardzo młoda kobieta, ale zdecydowanie nie miała krzywego nosa, wyłupiastych oczu ani siwych włosów. W zasadzie wyglądała dość przeciętnie. Miała jasne włosy, niebieskie oczy i tajemniczy uśmiech.
– O co chodzi? – spytała, dostrzegając cień konsternacji na twarzy chłopca.
– Nie jesteś duchem drzewa – stwierdził mocno zawiedzionym głosem.
– Oczywiście, że jestem.
– Twój nos wygląda normalnie. Nie widzę siwej szopy na głowie, a twoje oczy nie są wyłupiaste, no i nie masz garba na plecach. W ogóle nie wyglądasz jak wiedźma z opowieści... Nie jesteś chyba oszustką...?
– Bezczelny szczeniak – warknęła mocno podirytowana kobieta. – Nie uważasz, że to trochę nieuprzejme z twojej strony? Może i nie wyglądam jak zjawa z opisu, ale nią jestem, a ty przyzywasz mnie i od razu podejrzewasz o oszustwo. Świetnie. W takim razie żegnam.
– Nie, nie idź. Proszę, zostań! – krzyknął spanikowany chłopiec. – Przepraszam. Bardzo przepraszam! Nie chciałem cię urazić! Nie odchodź!
Kobieta wróciła na swoje miejsce, choć jeszcze chwilę wcześniej jej postać niemal całkowicie się rozmyła. Uśmiechnęła się lekko, mierząc dzieciaka zaciekawionym spojrzeniem, po czym uznała, że tak w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by przez chwilkę z nim porozmawiać. Dawno już nie miała ku temu okazji.
Wszak nie każdy mógł ją przyzwać.
– Jestem Camelia. Mieszkam tutaj od bardzo dawna i pilnuję tego przejścia na drugi świat. To dość nudna praca, ale nie narzekam. W końcu kiedy jeszcze żyłam, zrobiłam coś bardzo, bardzo złego i teraz muszę za to odpokutować. – Wyciągnęła ramiona przed siebie, a chłopiec dopiero wtedy dostrzegł sześć ciemnych obręczy na przedramionach ducha. – Widzisz? Kiedy wszystkie znikną, odzyskam wolność i będę mogła spokojnie odejść.
– Co złego zrobiłaś? – spytał niepewnie chłopiec.
– Zabiłam człowieka – odpowiedziała lakonicznie, a Kiernan zadrżał, gdy mocniejszy podmuch wiatru uderzył go w twarz. – Po co ci ten kociak?
– Słyszałem, że w zamian za spełnienie życzenia, oczekujesz ofiary...
Camelia poczuła się szalenie zdegustowana, a jej prawa brew zadrżała z irytacji.
– No wiesz co?! Kto nagadał ci takich głupot! – wrzasnęła, zeskakując z gałęzi drzewa.
– Tak mówi opowieść. Ta, którą wszyscy znają.
– Wypuść to biedne zwierzątko i zapamiętaj sobie, że nie należy wierzyć we wszystko, co mówią ludzie. To zwykłe plotki! No doprawdy, to wprost oburzające! Co za pomówienia!
– Naprawdę? – spytał zdumiony chłopiec, luzując chwyt na tyle, iż spanikowane zwierzę zdołało się oswobodzić i umknęło, by znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. – Ale spełniasz życzenia, prawda?
– Aż boję się pomyśleć o tym, co jeszcze słyszałeś na mój temat! Ten opis mojego wyglądu jeszcze mogę jakoś znieść, bo to sprawia, że ludzie się mnie bardziej boją, ale że niby pożeram słodkie kocięta? Też mi coś! I tak. Spełniam życzenia, ale jak dotąd nigdy nie miałam okazji, żeby jakiekolwiek spełnić. Cena jest zbyt wygórowana. Gra niewarta świeczki, czy jak to się tam mówi.
– Nie rozumiem – mruknął chłopiec, marszcząc brwi.
Camelia westchnęła.
– Uciekłeś z domu i przypadkiem dotarłeś aż tutaj? – spytała, zmieniając temat.
– Nie, nie uciekłem z domu – zaprzeczył Kiernan.
– Tego właśnie się obawiałam – westchnęła zrezygnowana Camelia.
– Chcę tylko, żebyś spełniła moje życzenie. Babcia opowiadała, że umiesz. Ona przecież nigdy nie kłamie – oznajmił chłopiec, odważnie patrząc w stronę Camelii, która była pod wrażeniem determinacji, jaka zatliła się w ciemnych oczach chłopca. – Zobacz. Nie zdążyłem się jeszcze nauczyć porządnie wiązać butów, a wszyscy w mojej klasie już to potrafią. Przez to nazywają mnie ofermą, ale babcia mówi, że to nieprawda! No i miała przecież upiec świąteczne ciasto i zrobić kolację. Uwielbiam ciasto babci. W tym roku... w tym roku kupiła mi świnkę skarbonkę i zacząłem zbierać na rower i wycieczkę do zoo. Nigdy tam nie byłem, a babcia opowiadała, że to fajne miejsce...
– No i rozgadał się – zaśmiała się Camelia, zerkając na niezasznurowane buty chłopca.
– Kupiłem prezent dla babci, ale nie zdążyłem go położyć pod choinką. Ona źle się poczuła i zabrali ją do szpitala. Strasznie się boję, że już więcej jej nie zobaczę...
– A dlaczego od razu zakładasz najgorsze?
Kiernan spojrzał na nią załzawionymi oczami, a Camelia poczuła dreszcz na plecach.
– Moja mama też kiedyś źle się poczuła – wyjaśnił.
– Och, rozumiem. Przykro mi.
Nie. Tak naprawdę było jej to obojętne. Od dawna była martwa, więc już pogodziła się ze swoim losem.
Taka kolej rzeczy.
Ludzie to słabe istoty.
Zaskakująco łatwo je uśmiercić
– Czy mogłabyś...
– Mówiłam już. Każde życzenie ma swoją cenę – wtrąciła się Camelia.
Kiernan umilkł.
Atmosfera zupełnie się zmieniła. Camelia skrzyżowała ramiona na piersiach, zastanawiając się nad tym, czy nie powinna jakoś narobić hałasu. Może wtedy ktoś wyszedłby na zewnątrz i znalazł tego uciekiniera, zanim będzie za późno.
– Pakty z duchami to nie przelewki, dzieciaku. Uważaj, czego sobie życzysz – powiedziała śmiertelnie poważnym tonem, mając nadzieję na to, iż smarkacz przestraszy się i zrezygnuje.
Zależało jej na tym. Bardzo.
– Ale ja chcę...
– Uwierz mi, nie chcesz.
– Chcę! Chcę, żebyś...
– O rany już tak późno? Zdaje się, że obowiązki wzywają. Miło się gadało i w ogóle. No już, zmykaj do domu – zaświergotała Camelia, po czym odwróciła się w stronę drzewa, gotowa ulotnić się w tej chwili.
Kiernan w mgnieniu oka poderwał się na równe nogi i rzucił do przodu, by powstrzymać ducha przed ucieczką.
– Czekaj! – zawołał, chcąc złapać Camelię za materiał bordowej sukienki, po czym wrzasnął spanikowany, gdy jego dłonie natrafiły na pustkę. Stracił równowagę i zderzył się z pniem drzewa. – Ała – jęknął, przykładając dłoń do czoła.
– Ojejku, ale przygrzmociłeś. Wszystko gra?
– Tak – wydusił mocno stłumionym głosem, ponieważ wciąż zasłaniał twarz dłońmi. – Nie chcę wracać do domu. Tak długo szukałem tego miejsca.
Camelia ponownie westchnęła i przycupnęła, opierając brodę na dłoniach, a łokcie na kolanach.
– Zdradzę ci sekret, o którym nie mówią plotki – powiedziała cicho. Ton jej głosu wzbudził w nim niepokój.
– Naprawdę? – zdziwił się chłopiec, odsuwając dłonie od twarzy.
– Tak. Widzą mnie tylko osoby obdarzone nadprzyrodzonymi umiejętnościami lub te, które są na skraju śmierci – wyjaśniła. Przechyliła głowę w bok, lustrując uważnie małego chłopca. Chwilę wcześniej bezwiednie rozpiął kurtkę, zapewne kompletnie nieświadomy faktu, że był już skrajnie wychłodzony. – Źle wyglądasz, chłopcze – stwierdziła. – Wracaj do domu, nim będzie za późno.
– Nie chcę! Nie wypowiedziałem jeszcze swojego życzenia!
– Wiem, o co chcesz poprosić. Niestety nie sądzę, by to było rozsądne.
W oczach Kiernana zalśniły łzy bezsilności, a Camelia poczuła współczucie.
– Śmierć nie tak łatwo oszukać – wyjaśniła. – Zawsze przychodzi w nieodpowiednim momencie. Zbyt szybko. Zbyt niespodziewanie. Taka z niej mało taktowna krowa. Niezbyt ją lubię. Zasypuje mnie brudną robotą, bo weź potem odpraw na tamten świat ducha, który wciąż nie może uwierzyć, że nadszedł kres jego dni na ziemskim padole. A kurde. Rozgadałam się. Wybacz mi.
Podniosła się i spojrzała w stronę pobliskich zabudowań, które ozdobione były kolorowymi światełkami, dmuchanymi mikołajami i innymi świątecznymi ozdobami.
– Są święta. Zdecydowanie nie powinno cię tutaj być – dodała cicho, tęskniąc za czasami, kiedy sama miała okazję spędzać ten czas w gronie rodziny, której tak wiele nie zdążyła powiedzieć.
Niemal czuła zapach piernika, roznoszący się po domu, który mieszał się z zapachem żywej choinki. Przypomniała sobie dreszcz ekscytacji, który towarzyszył jej w chwili, gdy rozpakowywała prezenty. Słyszała echo kolęd, których śpiewanie uważała za dość żenującą tradycję.
Wiele by dała, aby móc spędzić z nimi więcej czasu.
– Jaka jest cena?
– Hm?
– Powiedziałaś, że Śmierć niełatwo oszukać, ale nie powiedziałaś, że to niemożliwe. Jaka jest cena?
Camelia była zdumiona. Sądziła, że chłopak zrezygnuje, ale Kiernan nie zamierzał się tak łatwo poddać.
– Proszę. Odpowiedz mi na pytanie. Babci nie ma w domu. Nie mam więc po co tam wracać! Ona zawsze mówiła, że w święta nikt nie powinien być sam! Strasznie się boję...
Nikt nie powinien być sam. Nikt a nikt. W święta, czy też w każdy inny dzień roku.
Camelia przypomniała sobie, że podobne słowa zawsze słyszała od swojej mamy.
– Jeśli wypowiesz życzenie, nigdy nie uda ci się spełnić marzenia. Zabraknie ci czasu na to, by zostać lekarzem – odparła po dłuższej chwili, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku.
Dotarło do niej z całą mocą, że ten mały chłopiec tak bardzo bał się samotności, iż był w stanie poświęcić naprawdę wszystko.
– To nic. To nic takiego... – odpowiedział drżącym od płaczu głosem, a Camelia westchnęła ciężko, czując, że właśnie przegrała tę bitwę.
Zaczesała kosmyk jasnych włosów za ucho i zerknęła w stronę rozgwieżdżonego nieba, by uspokoić emocje, o których istnieniu zdążyła już zapomnieć.
– Dobrze – zaczęła z namysłem, po czym spojrzała na chłopca. – Wysłucham twojego życzenia...
———————————
II miejsce z liczbą 28 punktów na 35 możliwych - "Spełnione Życzenie" by crazymarazm :
– Spełnię twoje życzenie – zawyła przepływająca obok maszerującego chłopca zjawa.
Jej pozszywane złotymi nićmi i pozlepiane krwią granatowe szaty łopotały na wietrze niczym żagiel, a masztem był jej powykręcany, wygięty w łuk kręgosłup. Ellite wszystko widział przez niezwykle cienki materiał sukni. Od groteskowego filara jej ciała, po ramiona z wyrastającymi z nich kilkoma parami szponów i kilku drobnych nietoperzych skrzydeł. Mara co i rusz poruszała nimi, drapiąc tkaninę i wprawiając ją w ruch, przez co wyglądała niczym pulsująca ciemna masa. Od tego widoku chłopcu zrobiło mu się niedobrze, dlatego też starał się na nią nie patrzeć, a co najważniejsze nie słuchać.
– Wiem, że masz marzenie. Każdy je m-m-m-a! – Zjawa chrząknęła i wypluła coś na wyłożoną kośćmi ścieżkę. Przedmiot z metalowym brzękiem odbił się od jednej z wyściełających ścieżkę czaszki i ze złotym błyskiem potoczył się w wysokie rosnące u stóp wiekowych drzew trawy.
Ellite na ten widok przystanął i na nowo spojrzał na zjawę, choć gorliwie sobie obiecywał, że tego nie uczyni.
– Plujesz złotem?
– Złotem, diamentami i zamętem. Krwią, niemowlętami i lamentem! – zanuciła swoim skrzekliwym głosem, a jej skrzydła i pazury zafalowały w rytm melodii. Jeden ze złotych szwów puścił i odsłonił kawałek fioletowo-sinej skóry. Chłopiec odwrócił wzrok. – Był sobie król, który krwiście pragnął dziedzica i żyła sobie biedna baba, która utonęła w złotych marzeniach.
Ellite już od wielu dni podróżował ze zjawą. Ludzie z wioski mówili, że potrzeba ich dziesięć, aby dotrzeć na skraj lasu i kolejnych dziesięciu, aby przejść jeziora lawy, lodu i krwistej, gotującej się zupy, gdzie podobno zapach śmierci potrafił zabijać. Zanim wyruszył, kilkakrotnie powtórzono mu, aby nie skusił się życzeniem zjawy, że tylko wytrwałość zostanie nagrodzona. Pamiętał słowa siostry: Gdy dotrzesz do wylotu kopalni u podnóża góry z kości tytanów i pnia pierwszego drzewa poproś o życzenie, nie wcześniej. I nie zapomnij, po co wyruszyłeś. Bóg nie zapomni i będzie cię kusił, posyłając swoje zjawy.
Nie wcześniej – z tą myślą chłopiec ruszył dalej. A zjawa ciągnęła się za nim. Co jakiś czas wypluła monetę, kolczyk, a nawet drobne kostki. Ellite z podchodzącymi do gardła wymiotami pomyślał o zwrotce z niemowlętami. Kusiło go, aby zapytać o nie, ale ostatecznie zdecydował, że woli nie znać prawdy. Siostra wielokrotnie powtarzała mu, że nie każda prawda warta jest poznania, że kłamstwa także mają moc uleczania.
Gdy miał osiem lat, nie rozumiał tego i nie godził się z jej słowami, ale teraz, idąc przez las, był już niemal mężczyzną i pojmował zawiłość świata. Zostawił za sobą skromną, ale sytą kolację wigilijną i siostrę, aby dotrzeć do góry i poprosić o życzenie.
Szedł przed siebie i starał się nie patrzeć na zjawę, a skupić na swoim celu. Na szczęściu Kali – jego siostry. Niemal widział jej wychudzoną, ale urodziwą twarz, wielkie, szare oczy i wąskie, ale często rozciągnięte w uśmiechu usta. Miała wysokie czoło, które skrywała za grzywką i duże, spracowane dłonie, którymi po powrocie z pracy zagniatała ciasto. Niemal czuł zapach suszonych owoców.
Jakby las wyczuł jego myśli i na nagich splecionych z mięśni i skóry gałęziach wyrosły podłużne kostki, a z nich zwiesiły się jabłka, jagody, śliwki oraz drobne szklane bombki – tak boleśnie podobne do tych, które dmuchała je jego siostra. Ciężko pracowała przy ich wyrobie. Ich i wielu innych szklanych ozdób, sprzedawanych na targu, aby kupić mu nowe buty i jedzenie. Kalia często powtarzała mu, że musi rosnąć, aby mieć siły nieść swoją rodzinę na plecach. Ich ojciec nie miał siły, umarł młodo i zaraz za sobą pociągnął ich matkę.
– Takie życzenie! – Zjawa zatoczyła koło wokół chłopca. – Twoja siostra jest chora?
– Nie.
– A więc czemu o niej myślisz? Co dla niej pragniesz? Bogactw?
– Nie! – syknął w złości i przyspieszył, choć zdradliwa ścieżka usypana z kości, często usuwała mu się spod stóp. Drobna czaszka chrupnęła i pękła. Niemal się przewrócił, ale odzyskał równowagę i poszedł dalej, choć w łydkach łapały go skurcze.
– Pragniesz piękna? Siostra ma szpetną bliznę? Albo nie ma nogi? – Mara zatańczyła przed nim, poruszając swoją sino-fioletową, niepodobną do nogi kończyną. Była długa, zawinięta niczym wąż i porośnięta łuskami oraz pojedynczymi grotami o barwie czerwieni. Wieńczył ją zaciśnięty orli szpon. – Powiedz, czego pragniesz, chłopcze, a spełnię twoje życzenie. Teraz, tutaj. Nie będziesz musiał iść przez jeziora lodu i bulgoczącej krwi.
– Nie złamiesz mnie zjawo!
– Nie złamania twego pragnę.
– Nie dam sobie mamić oczu! Odejdź!
– Jam jedyna w tym świecie utkana z prawdy, ale ty ślepy i ślepy zapętlisz się w tym koszmarze życzeń. – Zjawa oprócz ciała, to i twarz posiadała makabryczną. Siną, rozoraną przez pazury nie tylko czasu, ale i jakiejś bestii. Częściowo zasłaniał ją granatowy, spływający z korony materiał.
Zjawa zostawiła chłopca samego. Cieszyła go cisza. Zwisające z kościanych palców bombki, przywodziły na myśl siostrę, a to dodawało mu sił. Po jakimś czasie ujrzał zdobiące konary, przypominające łańcuchy krwawe kiszki i szkliste, obserwujące go oczy. W jego domu na święta wieszano jabłka mające zapewnić zdrowie, a do tego malowano na nich białe plamki i źrenice, co symbolizowało mądrość.
Zbliżając się do rozdroża, gdzie wśród wysokich traw rosło drzewo z zakrzywionych szponów i połamanych skrzydeł, ujrzał wysokiego mężczyznę. Na plecach miał zawieszony ogromny, dwuręczny miecz, a jego szeroką klatkę piersiową skrywała platynowa zbroja.
– Przed opuszczeniem lasu, kazano mi czekać na mojego towarzysza – zaczął głosem ciężkim niczym burzowa chmura, takie także miał spojrzenie łypiące na chłopca spod krzaczastych brwi.
– Ellite.
– Ser Gordon. Chodźmy!
Ruszył przed siebie. Co jakiś czas zerkał przez ramię, aby upewnić się, czy chłopak nadąża za nim. Czynił to z nie lada wyzwaniem. Po dłużących się godzinach poprosił o postój, ale przez większość czasu dumnie starał się dotrzymać tempa szybkiego marszu.
Mijali jedno krwawe drzewo za drugim. Ellite zauważył, że rycerz parł przed siebie ze wzrokiem wbitym w horyzont. Skupiony, milczący, wydawał się gniewny. Droga była ciężka. Lód, krew i śmierdząca para. Ellite próbował nawiązać rozmowę z rosłym mężczyzną, ale ten jedynie odburknął krótką odpowiedź, albo udał, że go nie słyszy. Dopiero na szósty dzień, kiedy zatrzymali się na spoczynek, nawiązali dłuższą rozmowę:
– Kto to? – Jedną z dłoni wskazał na trzymany przez chłopca szkic, kiedy to w drugiej trzymał suszone pasmo mięsa.
– Moja siostra Kala.
– Ładniutka. – Wyrwał kartkę z drobnych dłoni chłopaka.
– To dla niej idę do kopalni przed oblicze boga Kha – wyznał i z ulgą odebrał szkic. – Chcę, aby była szczęśliwa.
– A czego tej Kali potrzeba do szczęścia?
– Sama.
– A kto to? – Ugryzł kolejny kęs wołowego paska i zaczął go rzuć, poruszając swoją masywną szczęką. Porastały ją złoto-rude włoski. Tego samego koloru, co jego głowę, choć znacznie krótsze. Oprócz zbroi posiadał także nagolenniki i metalowe rękawice. Na plecach wisiał mu ogromny dwuręczny miecz, a u pasa nóż. Wyglądał jak prawdziwy rycerz z powieści.
– Obiecany jej narzeczony. Utopił się, zanim złożyli przysięgę – wyjaśnił, a rycerz głośno się roześmiał, ale zaraz umilkł, uważnie rozglądając się na boki. Jeszcze nic ich nie zaatakowało, ale Ellite nie potrzebował być mężczyzną, by wiedzieć, że od dłuższego czasu byli obserwowani. Milczał, ponieważ ufał rycerzowi. Jego ostrzu i doświadczeniu.
– Czy cię rozśmieszyłem? Śmierć jest taka zabawna?
– Ta cała Kala to ładna i młoda dziewka, więc z łatwością znajdzie sobie drugiego. Nie ma co marnować na tego Sama życzenia.
– Sam był dla nas dobry na długo, zanim obiecano mu Kalę. Zawsze doglądał, czy niczego nam nie brakuje, naprawiał dach czy ogrodzenie, nauczył mnie polować i łowić ryby, odebrał poród naszego źrebaka! Zawsze nam pomagał, a teraz... nie ma komu nam pomóc.
– Znajdzie się drugi. Zawsze się znajduje – odparł bez cienia rozbawienia. – Nie marnuj życzenia na niego. Poza tym – odchrząknął i splunął na szarą, usłaną sadzą ziemię. Drzewa i wysokie trawy już dawno zostawili za sobą. Zamiast tego ze wszystkich stron otaczały ich skaliste wzniesienia i zdradliwe jeziorka. – To ty idąc przez te nawiedzone ziemie, ryzykujesz życiem, a chcesz spełnić życzenie siostry. To głupie. Sama powinna tutaj przyjść. – Wstał ze słowami: – Powiedz mi, chłopczyku...
– Jestem mężczyzną! – kłamstwo gładko opuściło jego usta. Gdy tak poderwał się do góry, pomyślał, że wiele by dał, aby być tak silny i wysoki, jak rycerz. Mimo wszelkich starań wciąż niezmiernie się męczył z noszeniem wody ze studni oraz rąbaniem drwa. Sama podróż kosztowała go wiele, choć starał się nie skarżyć. Nowy rok znajdował się za zakrętem, musieli tylko przebrnąć przez jeziora.
– Powiedz mi, czego ty pragniesz.
Z butnie uniesioną brodą i dłońmi zaciśniętymi w pięści, mierzył się na spojrzenia z trzy razy potężniejszym od niego mężczyzną i nie zwierzył mu się, że zazdrościł mu siły w ramieniu, aby podnieść miecz, długich nóg, aby z łatwością dosiąść konia oraz bijącej z jego oczu odwagi.
– Nie muszę ci mówić.
– To nie mów. – Wzruszył ramionami. – Niech bogowie mają cię w opiece na nowy rok. Niech dadzą ci mądrość, abyś nie zmarnował życzenia! – Ze śmiechem ruszył w dalszą drogę.
Ellite zaklął w duchu i zerknął na leżący na ziemi kamień. Pragnął go podnieść i cisnąć nim w szerokie plecy rycerza, aby zabolało go w takim samym stopniu, jak chłopca jego słowa. Nie miał w sobie tyle odwagi, więc ruszył w dalszą podróż.
Ze wszystkich stron otaczały ich skaliste wzgórza z parującymi czerwienią bądź spływającymi lodowymi nożami wodospadami, wiatr wył do księżyca na zmianę z poruszającymi się wśród ciemności wilkami. Ich żółte ślepia lśniły, a uzbrojone w zęby paszcze, także te wyrastające z grzbietu, wydawały się drżeć wśród ciemności groteskowym blaskiem. Ellite był wdzięczny losowi, że podarował mu tak mężnego i silnego woja, a zarazem od środka ściskała go obrzydliwa zazdrość, która z każdym dniem rosła na sile, spychając na bok inne myśli. Myśli o siostrze, obiecanym jej mężczyźnie, szklanych bombkach i zapachu suszonych owoców dodawanych do wigilijnego placka.
Rycerz pokonał ogromnego skalnego małpoluda, przegonił stado wilków i uratował życie Ellite, kiedy to noga omsknęła się mu na śliskich kamieniach. Gdyby nie szybki refleks i siła rycerza, chłopiec już dawno by zamarzł na jednej z plaż bądź rozbił się o skały. Mimo tego ciężko mu było wykrzesać z siebie wdzięczność.
Kiedy już przeżyli buchające śmiercionośną parą jeziora oraz inne czekające na nich wyzwania, i dotarli do podnóża góry, Ellite był zdeterminowany i pewny, jakie jest jego życzenie.
Chcę być rycerzem – pomyślał, stając naprzeciw ogromnego, wspartego na kamiennych łukach wlotu kopalni.
Wydawało mu się, że ciemność patrzy na niego i każe mu odejść, ale starał się być odważny i nie uciec. Poczuł się o wiele lepiej, kiedy rycerz stanął obok niego.
– To jesteśmy. Nowy rok! – Klepnął chłopca w ramię, po czym uklęknął przed niewidzialnym bóstwem. – Ja ser Gordon ze Smoczej Jamy, rycerz Dziewiczego Jeziora i Opiekun Jasności Poranka, za odwagę i wytrwałość podróży życzę sobie tego nowego roku być kochanym!
Kochanym? – tym razem Ellite chciał się z niego śmiać, ale nie zdołał. Poczuł, jakby ktoś wepchnął mu mokrą szmatę do gardła. Zakrztusił się, padł na ziemię i już nie wstał. Wydawało mu się, że jeszcze nim zamknął oczy, zatańczyła nad nim zjawa, że jej ciemne cielsko zapulsowało, a korona na głowie rozbłysła niczym ostrze wśród ciemności.
Kiedy się obudził, leżał w swoim łóżku, a przy kuchni kręciła się Kala. Po wielu dniach podróży w ponurym lesie i niebezpieczeństw jezior ucieszył go widok domostwa. W kącie stała choinka. Stroiły ją jabłka z namalowanym okiem, czerwone łańcuchy i żołędzie. Do tego w powietrzu unosił się zapach suszonych owoców. Poderwał się z posłania i pognał na spotkanie siostry, ale jej słowa zmyły uśmiech z jego ust oraz powstrzymały przed wtuleniem się w jej ramiona.
– Rycerzu Gordonie. – Niezgrabnie dygnęła. – Mój brat mi opowiedział, jak dzielnie obroniłeś go przed potworami. Jestem ci za to dozgonnie wdzięczna. Przygotowujemy właśnie strawę. To nie lordowskie danie, ale zapewniam, że sycące przed podróżą. Zapewne niedługo będziesz chciał wrócić do swoich obowiązków. Król wzywa wszystkie miecze.
– Miecze? – odezwał się ciężkim głosem. Obcym, nieswoim.
– Stara baba mówi, że idzie wojna.
– Wojna? – powtórzył za nią niczym echo i zachciało mu się płakać na widok siebie samego. Stanął obok Kali i wtulił się w jej bok. On, ale nie on, bo stał gdzie indziej. Ona odwzajemniła gest i pocałował go w czubek głowy.
To mnie powinnaś pocałować! – chciał krzyczeć, chciał płakać, a co najważniejsze pragnął zedrzeć skórę rycerza i rzucić ją pod nogi radosnemu chłopcu, który wyglądał jak on. To był on. Kiedyś nim był, nim zrożyczenie nie stało się prawdą.
———————————
III miejsce z liczbą 27 punktów na 35 możliwych - "Kula Życzeń" by _Lulu_pisze_ :
Maria, krnąbrna siedemnastolatka z burzą rudych włosów, nie cieszyła się już z niczego, zwłaszcza ze świątecznych podarunków, które rok w rok po prostu były nietrafione. Kolejny do kolekcji notes, książka w ogóle niepasująca do jej gustów czy nowa para skarpet w kolorowe Mikołaje. Do tego te wszystkie trudne i żenujące rozmowy z ciotkami, po prostu miała dość.
— Trzymaj, to dla ciebie. — Mario podał siostrze kolejny pakunek.
Owszem byli bliźniakami, obsesja rodziców na tym punkcie doprowadziła do tego, że nazwali ich niemal identycznie. Szkoda tylko, że w mniemaniu Marii nie traktowano ich równo. Brata zawsze wywyższano ponad nią. A to lepiej się uczył, miał większe osiągnięcia sportowe lub zwyczajnie w świecie obdarowywał rodzinę większym szacunkiem i uprzejmością.
Nie chcąc nikomu robić przykrości, dziewczyna rozwinęła podarunek.To, co ujrzała, wprawiło ją w osłupienie. Trzymała w ręku przepiękną szklaną kulę, wypełnioną drobinkami sztucznego śniegu. Na samym środku znajdował się smok ciemnozielonego koloru, stojący na dwóch łapach, gotowy w każdej chwili zaatakować każdego, kto stanąłby przed jego obliczem. Stworzenie otaczał las, góry i mała, drewniana chatka. Całość sprawiała wrażenie zaklętej za pomocą magicznej różdżki, która zatrzymała w czasie smoka o groźnym spojrzeniu złotych oczu i mroźny krajobraz. Przedmiot był też o tyle wyjątkowy, że pod wpływem ciepła rąk nastolatki zmieniał kolor na czerwony.
Przyglądając się kuli, Maria zauważyła, iż została do niej dołączona karteczka, na której napisano:
"Potrzyj kulę w nowy rok o północy trzy razy, a Twoje życzenie się spełni. Pamiętaj, w nowy rok! I uważaj czego sobie życzysz.
A."
Intrygujące.
Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od prezentu, w końcu dostała coś, co bardzo jej się spodobało. Tylko kim był tajemniczy "A"? Przy świątecznym stole nie siedział nikt taki, nawet w rodzinie nie przypominała sobie imienia, które zaczynało się na tę literę.
— Przepiękna! — krzyknęła zachwycona mama. — Mogę zobaczyć?
— Nie, to mój prezent — odpowiedziała dziewczyna. Coś nie pozwalało jej przekazać kuli w inne ręce, miała wrażenie, że ta zrobiła sobie z Marii swoją właścicielkę, tak jakby od pierwszego dotyku należała tylko do niej.
***
Leżąc na łóżku myślała, jakie znaczenie może mieć wypowiedzenie życzenia w nowy rok, dlaczego nie mogła zrobić tego natychmiast? Jedną z cech charakteru nastolatki niestety była niecierpliwość; zaintrygowana kulą i dołączonym liścikiem, ciągle się w nią wpatrywała.
Czego sobie życzyć? — zastanawiała się.
Nie mogła zasnąć i obudziła się równo o północy. Zwróciwszy wzrok na przedmiot, zauważyła małe, jasne światełko wydobywające się z niego. Wyglądało niczym świetliki rozświetlające ciemne, letnie niebo. Pewna, że to tylko nocne mary, prawie natychmiast usnęła. Zjawisko to powtarzało się codziennie o podobnej godzinie. Co ciekawe Maria, wyrwana ze snu, za każdym razem widziała światełko ulatujące z kuli, tym samym nabierała pewności, że to nie nocne przewidzenia.
***
— Dobranoc, pójdę się położyć. — Rudowłosa pożegnała się z rodzicami i bratem, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego pokoju.
Co było do niej niepodobne, tak samo jak opryskliwość i brak zaangażowania w sprawy domowe, takie jak na przykład sprzątanie czy wspólne przygotowywanie posiłków. Do tej pory robiła to z przyjemnością, teraz nie miała ochoty na nic, poza przesiadywaniem w swoim pokoju i wgapianiem w szklany przedmiot, który przyciągał ją do siebie jak magnes.
— Co się tak spieszysz, a fajerwerki? — Mario złapał siostrę za rękę. — Przecież zawsze oglądamy je razem.
— Czas zmienić tradycję, chcę zostać sama — odpowiedziała krótko, uwalniając się z uścisku bliźniaka.
— Od świąt nie wychodzisz z pokoju, siedzisz tam i wpatrujesz się w kulę, wszystko ok? — zapytał, ale Maria nie miała ochoty na dyskusje, machnęła tylko ręką, znikając w ciemnym korytarzu.
Zostało piętnaście minut do północy, była bardzo podekscytowana, przez te kilka dni, które upłynęły od kiedy dostała kulę, nie mogła się doczekać, aby sprawdzić, czy faktycznie jej życzenie się spełni. Niecierpliwie zerkała na zegarek, odliczając czas.
A może tak poprosić o śnieg, w innych krajach europejskich, takich jak Polska, widziałam go mnóstwo. Sprawia, że święta i nowy rok mają w sobie magię i są przepiękne — zastanawiała się. — Nie... To jest za mało ciekawe, muszę wymyślić coś ekscytującego. Wiem!
Skrzyżowała nogi, siadając na łóżku. Upewniła się, że już za moment wybije północ. Zamknęła oczy i powoli pocierając szklaną kulę, wypowiadała życzenie:
Chciałabym przeżyć przygodę niezapomnianą i fascynującą! Dość mam mojego nudnego życia i brata bliźniaka, którego kochają bardziej niż mnie. Chcę żeby wszyscy zniknęli.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że nic się nie zmieniło. Nadal siedziała na swoim łóżku, słyszała radosne okrzyki domowników oglądających pokaz różnokolorowych, głośnych fajerwerków.
Taaa uważaj czego sobie życzysz, pfff też mi coś.
Zasnęła. Kiedy się obudziła, zamarła. Znalazła się w zupełnie innym miejscu, ba, można powiedzieć, że świecie, który totalnie odbiegał od otaczającej ją do tej pory rzeczywistości. To nie Madryt, była tego pewna.
Marię otaczały góry, lasy oraz mnóstwo wolnej przestrzeni, minimalnie wypełnionej chatką z jasnego drewna. Wszystko okalał śnieg, który nieprzerwanie spadał z nieba. O dziwo, powietrze było ciepłe i przyjemne, powodując, że dziewczyna pomimo lekkiej piżamy nie odczuwała zimna.
Co się tutaj dzieje? Gdzie ja jestem? — pytała samą siebie, bo choć otaczający ją świat wyglądał pięknie, to nie mogła zrozumieć, jak się w nim znalazła. Idąc przed siebie, obserwując to, co się działo wokół, dziewczyna uzmysłowiła sobie, iż jej życzenie stało się prawdą. Każdy stawiany krok tylko ją w tym utwierdzał.
— Schowaj się gdzieś, ten przyjemny klimat to tylko jego sztuczka. — Rudowłosa usłyszała głos, ale nikogo nie widziała, miała wrażenie jakby mówiły do niej drzewa.
— Halo! – krzyknęła. — Kto tutaj jest? — Nie uzyskała odpowiedzi.
Nieoczekiwanie niebo pociemniało, tym samym zsyłając mrok na krainę, w której znalazła się Maria. Początkowa fascynacja tym miejscem zmieniła się w zdziwienie, podszyte strachem. Kiedy nastolatka usłyszała dziwny ryk i ujrzała w oddali coś na kształt ognia, uzmysłowiła sobie, że trafiła do środka szklanej kuli, którą dostała w prezencie.
Nagły przypływ paniki i nieopisanego lęku rozlał się po jej ciele niczym oblegające padlinę robactwo. Poczuła, że traciła grunt i nie wiedziała, co miała robić, zwłaszcza kiedy ujrzała latającego na niebie smoka. Tego samego, którego obserwowała przez kilka ostatnich dni. Tylko, że tutejszy był prawdziwy i znajdował się tuż nad jej głową, nie odzielała ich żadna bezpieczna, szklana bariera.
Jedyne, co przyszło dziewczynie do głowy, to schować się w pobliskiej chatce. Ile sił w nogach pobiegła do skrzypiących drzwi i je otworzyła. Na szczęście nie zostały zamknięte ani zaryglowane. Wchodząc do wnętrza, zaskoczyło ją ciepło, wydobywające się z rozpalonego kominka, co oznaczało, że ktoś tutaj przebywał!
— On cię tu ściągnął — usłyszała za sobą głos, nadal nie mogąc zidentyfikować jego właściciela.
— Kto to? Kim jesteś?
— Jak masz na imię? — zapytał głos.
— Nic ci nie powiem, dopóki cię nie zobaczę, skąd mam wiedzieć, że istniejesz? — Maria zaczęła podejrzewać, że oszalała, bo jak racjonalnie mogła wytłumaczyć to, co właśnie się stało?
— Ah, te dzisiejsze dzieciaki. — Rozległ się huk, pomieszczenie spowił dym, a gdy już opadł, rudowłosa ujrzała przed sobą kobietę o niebywałej urodzie, którą otaczała jasna, przyjemna aura. — Teraz mi powiesz, jak masz na imię?
— Maria — odpowiedziała krótko, nadal zszokowana tym, czego właśnie doświadczała.
— Nie, to imię nie pasuje, coś jest nie tak... — zastanawiała się na głos gospodyni.
— Słuchaj, on sprowadza tutaj siedemnastoletnie dziewczyny co sto lat i wszystko się zgadza, tylko nie twoje imię. Zawsze jest to Katierina, nieważne w jakim języku
— Czy ma to jakieś znaczenie, że na drugie mam Catalina?
— Jak najbardziej! To już wszystko wiemy, jednak imię się zgadza.
— Jak na razie to ja nie wiem nic, zwłaszcza co się tutaj dzieje. — Zirytowana Maria traciła cierpliwość.
— Więc dobrze, zaczniemy od początku. Jestem Katierina, urodzona siedemset lat temu na Ukrainie. Byłam potężną wiedźmą, której zapragnął okrutny czarnoksiężnik Aleksiej. — Zrobiła krótką przerwę na złapanie oddechu, po czym kontynuowała: — Ten drań nie rozumiał, że moje serce należało do innego. Bardzo kochałam mojego Dimę, licząc siedemnaście wiosen szykowałam się już do zamążpójścia. Kiedy ten zbrodniarz Aleksiej się o tym dowiedział, chciał rzucić na mnie czar i uwięzić w szklanej kuli, tak by mieć mnie tylko dla siebie, a mojego ukochanego zabić.— W jej zielonym oku pojawiła się łza.
— Dalej nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną?
— Bardzo dużo. Posłuchaj do końca. Moc, którą miałam, w połączeniu z siłą miłości, uratowała Dimę. Kiedy zaklęcie Aleksieja trafiło w moje serce, magia zamieniła go w smoka, więżąc w tej kuli, niestety razem ze mną. Teraz, żądny zemsty, zwabia tutaj rudowłose siedemnastolatki o imieniu Katerina. W ten sposób mnie szuka, bo ciągle myśli, że zaklęcie zatrzymało mnie w czasie. Nie wie jednak, że aby uratować ukochanego musiałam przekierować moc w taki sposób, że utknęłam tutaj razem z tym potworem.
— A te świetliki ulatujące z kuli, co to było? — Tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi, ale dziewczyna domyślała się, że za mało czasu na ich wyjaśnienie.
— To dusze uwięzionych dziewczyn, Aleksiej robi miejsce na nową, paląc je żywcem.
— To nie może być prawdą! — Z niebieskich oczu nastolatki popłynęły łzy, zrozumiała jak bardzo serce okrutnego Aleksieja nasączone było trucizną. — Co teraz, jak się stąd uwolnimy? Nie zostawię cię samej z nim. — Maria zareagowała natychmiast, bardzo współczuła towarzyszce.
Nagle chatka zaczęła się trząść, a w powietrzu znów było słychać głos, tym razem dobrze znany Marii.
— Siostro, co ty widzisz w tym szklanym badziewiu, od kiedy podobają ci się smoki? — Mario siedział na łóżku i oglądał kulę.
— Kto to? — zapytała Katierina.
— Mój brat bliźniak, wyjątkowo irytujący typ.
— Jak ma na imię? — Czarodziejka energicznym krokiem podeszła do dziewczyny.
— Mario.
— Świetnie! Moc bliźniaków o tych samych imionach! — Kobieta jakby nagle zmieniła nastawienie i zaczęła sprawiać wrażenie radosnej.
— Nie rozumiem. — Nastolatka zmarszczyła ze zdziwienia brwi.
— Kochana, bliźniaki to magiczne istoty, wielu ludzi nie ma o tym pojecia, a Aleksiejowi się to nie spodoba, dzięki tobie i twojemu bratu mamy możliwość, żeby stąd uciec. Musimy tylko dobiec do jedynej sosny w tym lesie, tam twój brat nas usłyszy, a później będzie mógł zbić kulę, tym samym uwalniając nas obydwie. Tak działa magia bliźniaków o tych samych imionach. — Łapiąc Marię za ramię, kobieta wyprowadziła je z chatki.
— A co z Aleksiejem? Przecież to smok, nie trudno będzie nas zabić.I co mam powiedzieć bratu? Co się stanie jak wyjdzie z pokoju? — W głowie nastolatki kotłowały pytania, jedno ścigające drugie.
— Powiem ci tylko tyle, że mamy dwie minuty, żeby dobiec do sosny, wtedy Alelsiej nie zobaczy nas z nieba. Zawsze, gdy słońce wędruje na zachód, on wzbija się w powietrze. Co do twojego brata, lepiej, żeby trzymał ciągle kulę w ręce. Inaczej nas nie usłyszy.
Odczekały chwilę i kiedy ujrzały smoka na niebie, Katierina krzyknęła:
— Maria, teraz! Biegniemy!
Rozpoczął się wyścig z czasem, z nieba zaczęły spadać gromy, a delikatnie prószący śnieg przybrał postać burzy śnieżnej. Niewiele widziały, ale nie odpuszczały, cel był już blisko, musiały wykorzystać jedyną możliwą szansę.
— Katierina! Kula ognia! — Maria krzyczała, nie mając pewności, czy czarodziejka ją słyszy, za to doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że smok je zauważył i zmierzał w ich kierunku.
— Szybciej, jesteśmy już blisko! Biegnij, dziewczyno. Kiedy dotkniemy drzewa, magia Aleksieja na ten moment zniknie.
Napędzane siłą strachu, nie patrząc za siebie, postawiły wszystko na jedną kartę. Żyć albo zostać na wieki uwiezioną w kuli. Choć smok był coraz bliżej, dobiegły do sosny, która jako jedyna miała zielone igły i tętniło z niej życie.
— Udało się, złap mnie szybko za rękę i wołaj Mario, krzycz, żeby stłukł kulę.
Tak też zrobiła, Maria ujęła dłoń Katieriny, spojrzała w ciemne niebo i krzyknęła:
— Mario, zniszcz kulę, szybko! — Niestety nic się nie zadziało.
— Użyj waszych imion — pokierowała dziewczyną Katierina.
— Mario, to ja Maria. Rozbij tę cholerną kulę, zniszcz ją! — Determinacja oplotła jej ciało, niczym bluszcz wijący się po opuszczonym pałacu.
Krainą zatrzęsło, gromy ucichły, a śnieg przestał padać. Nastała wszechogarniająca cisza i ciemność. Maria nie mogła otworzyć oczu, tym samym nie wiedząc, czy udało im się wydostać z pułapki. Usłyszała tylko głos, ciężki, zachrypnięty, przepełniony złem:
— To jeszcze nie koniec najdroższa, znasz mnie. Zrobię wszystko żeby ci zniszczyć życie, nie cofnę się przed żadną podłością!
———————————
Kategoria graficzna:
Brak uczestników dla jakiekolwiek miejsca z racji nie podesłania graficznych prac do określonego terminu.
Nagrody:
– I miejsce: wykonanie profilowego i/lub tła do wybranej jednej platformy (Wattpad, Instagram, Twitch, Youtube), trzy wybrane usługi bez czekania w kolejce (z zakresu organizacji Smoczego Bractwa na Wattpadzie), promocja profilu na mediach społecznościowych Smoczego Bractwa oraz wywiad.
– II miejsce: dwie wybrane usługi bez czekania w kolejce (z zakresu organizacji Smoczego Bractwa na Wattpadzie), tło/baner do wybranej platformy/pracy (Wattpad, Instagram, Twitch, Youtube), promocja pracy na mediach społecznościowych Smoczego Bractwa.
– III miejsce: jedna wybrana usługa bez czekania w kolejce (z zakresu organizacji Smoczego Bractwa na Wattpadzie), promocja pracy na mediach społecznościowych Smoczego Bractwa.
– Wyróżnienie: promocja na mediach społecznościowych Smoczego Bractwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top