13
Daleko jeszcze?
-Nie
***Minutę później***
-Daleko jeszcze?
-Nie
***Dwie minuty później***
-To daleko jeszcze czy nie?
-Dość! - krzyknął, przez co podskoczyłam na fotelu. Jednak po chwili oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. - Już nigdy więcej nie będziemy oglądać Shreka. - powiedział brunet mając na ustach szeroki uśmiech.
-Dlaczegoo? - zapytałam przeciągając.
-Bo stajesz się jak Osioł.
-Wiesz co. Wypraszam sobie. - powiedziałam i założyłam ręce na piersi, a głowę odwróciłam w stronę bocznej szyby.
-Hey, Blair. Nie fochaj się, proszę. - usłyszałam głos z delikatną chrypką, który wzbudził to dziwne uczucie w podbrzuszu. - Przepraszam, nie chciałem. Proszę, nie lubię jak jesteś zła.
-Niech ci będzie. Poznaj moje chamskie serce Styles. - powiedziałam wystawiając w jego stronę język. Chłopak zaśmiał się głośno i włączył w radiu naszą ulubioną piosenkę. Już po chwili oboje zagłębiliśmy się w słowa, a nasze głosy rozchodziły się po samochodzie.
*****
-Już jesteśmy na miejscu? - zapytałam nie dowierzając, że nasza podróż trwała tak krótko.
-A co, chciałaś znowu zapytać daleko jeszcze? - odpowiedział pytaniem nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. On mnie kiedyś zabije swoim urokiem...
-Nie. - odrzekłam uśmiechając się - Gdzie my właściwie jesteśmy?
-Odwróć się. - wykonałam polecenie chłopaka, a moim oczom ukazało się wysokie wzgórze, na którym znajdował się zamek.
-Pójdziemy tam? - zapytałam zamykając dużą dłoń Harry'ego w moje dwie małe. Chłopak jedynie przytaknął głową, a ja wskoczyłam mu w ramiona. Nie czekając aż zejdę na ziemię Styles ruszył w stronę schodów prowadzących na wzgórze. -Wyniesiesz mnie na samą górę? - spytałam mocniej oplatając ramionami jego szyję.
-Yhm. Księżniczki na to zasługują. - powiedział radośnie, a ja uśmiechnęłam się i wtuliłam głowę w jego szyję.
*****
-I jak podobało się? - zapytał kiedy wracaliśmy pogrążonymi w mroku ulicami do naszego tymczasowego domu.
-Bardzo. Tam było tak magicznie. Czułam się jak prawdziwa księżniczka. - powiedziałam mocniej otulając się kocem.
-Pamiętaj, że ty zawsze będziesz moją Księżniczką. Prześpij się, mamy kawałek do domu. - powiedział, jednak ja nie skupiałam się już na sensie zdania, gdyż mój mózg tworzył początki miłego snu z Harry'm w roli głównej.
Harry
Promienie słońca wpadające do pokoju skutecznie wybudziły mnie ze snu. Poruszyłem prawą ręką w celu przytulenia do siebie Blair jednak nie znalazłem tam dziewczyny. Zamiast ciepłego ciała napotkałem zimny materiał poduszki. Usiadłem szybko na łóżku i przetarłem oczy. Blair nie było. Spojrzałem na drzwi do łazienki. W małym okienku nie było widać zapalonego światła. Wstałem z łózka i założyłem leżące na krześle szare dresy. Zabrawszy komórkę wyszedłem z pokoju i rozpocząłem nawoływania.
-Blair gdzie jesteś? - cisza.
-Blair!- wołałem schodząc po schodach jednak na próżno. Wszedłem do kuchni, a moją uwagę przykuła mała karteczka na blacie. Złapałem papier w dłoń i szybko rozpoznałem staranne pismo dziewczyny.
Wyszłam do sklepu kupić produkty na śniadanie, bo lodówka świeci pustkami.
Księżniczka :*
Księżniczka. Zabrakło moja...
Spokojniejszy o mój skarb zagotowałem wodę w czajniku i zrobiłem sobie mocną kawę na rozbudzenie. Z kolorowym kubkiem w dłoni usiadłem przy oknie i rozkoszowałem się napojem. Nagle usłyszałem swój dzwonek telefonu. Ugh... już dawno miałem zmienić tę melodię. Wziąłem do ręki iPhone'a i spojrzałem na ekran. Numer prywatny.
-Proszę. - powiedziałem i odchrząknąłem aby pozbyć się mojej chrypki. Seksownej chrypki.
-Dzień dobry. Z tej strony doktor Carl Smith. Czy dodzwoniłem się do pana Harry'ego Styles'a? - co? Lekarz? Oby Blair nic nie było. Głupi jesteś Harry, ona za chwilę wejdzie przez drzwi i zaczniesz przygotowywać z nią śniadanie. Prawda?
-Tak to ja. A o co chodzi?
-Kilka minut temu na oddział przywieziono Blair Greenie. Mówiła cały czas o panu więc to do pana właśnie dzwonię. - zamarłem.
-Co jej się stało?
-W karetce straciła przytomność, a obecnie jej stan jest bardzo ciężki. Mógłby pan przyjechać do szpitala? - dobry Boże.
-Naturalnie, jaki szpital? Gdzie?
-St Thomas' Hospital w Londynie. - w Londynie?! Czyżby było aż tak źle, że przewieźli ją tam przez pół kraju?
-Będę jak najszybciej. - powiedziałem i nie żegnając się zakończyłem połączenie i jak poparzony przygotowywałem się do podróży, która nie będzie należała do spokojnych.
*****
-Szukam Blair Greenie. - powiedziałem zdyszany w stronę starszej recepcjonistki. Kobieta uniosła na mnie wzrok znad kolorowego pisma. - Mogła by się pani pośpieszyć. - dodałem głośniej.
-Już, już chłoptasiu. - dodała nieprzyjemnie mlaskając. - Jak na razie piętro 2 sala 134.
-Jak to jak na razie? - zapytałem nie będąc przygotowanym na kolejne złe informacje.
-Nie wiele jej brakuje, żeby zabrali ją do kostnicy. - dodała najspokojniej w świecie wracając do czytania. Jak to do kostnicy? Boże. Szybko popędziłem w stronę wind. Na złość obie były w drodze na inne piętra. Nie chcąc czekać przeskakując co dwa schodki wbiegałem po schodach. Nie wierzę, że jest aż tak źle z moim Słoneczkiem. Wbiegłem na odpowiednie piętro gdzie znajdował się tylko jeden, wielki oddział. Szybko znalazłem sale z numeracją 120. Zauważając, w którą stronę numery rosną rzuciłem się biegiem w głąb korytarza. Dzięki temu szybko natrafiłem na metalową tabliczkę z numerem 134. Podbiegłem do okna obok drzwi, a moje serce stanęło. Drobne ciało Blair blade, pokryte kolorowymi siniakami, owinięte w bandaże prawie zanikało wśród białej pościeli. Informacje przeżyłem, ale ten widok. Łzy wypłynęły z oczu.
-Pan Styles? - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się w stronę głosu i ujrzałem około 45- letniego szatyna w białym kitlu.
-Tak, to ja. - powiedziałem zachrypniętym od płaczu głosem.
-Doktor Carl Smith. Mogę z panem porozmawiać? - kiwnąłem głową, gdyż nie było mnie stać na coś innego. Mężczyzna wskazał dłonią na brązowe drzwi kilka metrów dalej. Weszliśmy do gabinetu utrzymanego w brązie i beżu, przez co nie było tu już tak "szpitalnie".
-Kim jest pan dla pani Greenie? - cudownie! Nie mogę powiedzieć, że jestem przyjacielem, bo nie udzielą mi informacji.
-Jestem jej narzeczonym. - palnąłem. Ale przy dobrych wiatrach być może tak się stanie.
-Dobrze. A więc pana narzeczona została poturbowana przez samochód jadący z dużą prędkością. Na miejscu zebraliśmy od niej kilka podstawowych informacji, dzięki czemu skontaktowaliśmy się z panem. Cóż mogę powiedzieć o jej stanie. Jest ciężki. Jednak zdecydowanie lepszy jak wtedy, gdy do pana dzwoniłem. Pani Blair ma złamane żebra, skręcony lewy nadgarstek. Zaszyliśmy już wiele ran otwartych. Mało brakowało, a doszłoby do złamania kręgosłupa, więc pod tym względem pana narzeczona miała wielkie szczęście.
-Jak ona się teraz czuje? - zapytałem nie dowierzając w słowa mężczyzny. Zabiję tego gnoja, który doprowadził do tego wypadku.
-Aktualnie pani Greenie jest w śpiączce. Nie wiemy kiedy się obudzi. Może to stać się za godzinę, dwa dni, tydzień, miesiąc, a nawet rok. - powiedział, a mnie przeszły dreszcze. Rok bez mojego Skarba...
-Czy ja....mógłbym do niej wejść? - zapytałem unosząc zapłakane oczy.
-Tak. - powiedział spokojnie. - Panie Styles, wiem kim pan jest. Dlatego proszę o zachowanie dyskrecji. Nie chcę zbiorowisk pod szpitalem. Tutaj ludzie potrzebują spokoju.
-Tak, rozumiem i obiecuję, że nic takiego się nie wydarzy. Czy ja mógłbym już? - zapytałem wskazując na drzwi. Mężczyzna kiwnął głową, a ja jak wystrzelony z procy pojawiłem się pod salą 134. Wziąłem głęboki oddech i pociągnąłem za klamkę. Wszedłem do przesadnie białego pomieszczenia, pogrążonego w lekkich ciemnościach. Podszedłem do łóżka, gdzie leżała Blair, blada jak te ściany podłączona do tysiąca aparatur. Ile bym dał żeby być na jej miejscu. Oddałbym za nią życie. I znowu pojawiły się łzy. Tym razem nie były to pojedyncze krople, a cała słona rzeka. Podsunąłem do łóżka krzesełko i usiadłem, tak że moją twarz oświetlało światło jednej z lamp.
-Cześć Blair. - powiedziałem i złapałem ją za dłoń. - Coś ty nawyprawiała? Hm? Martwiłem się o ciebie. - mówiłem łkając. - Dlaczego wyszłaś, mogliśmy razem iść na te zakupy, wiesz? To wszytko przeze mnie. Cały ten wypadek. A ja obiecałem ci, że będę się o ciebie troszczył, zapewnię ci bezpieczeństwo. - mówiłem dławiąc się łzami. - Jesteś dla mnie bardzo ważna. - dotknąłem drugą dłonią kosmyków włosów opadających na ramiona. - Delikatna, piękna, inteligenta, utalentowana. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. - powiedziałem łącząc nasze palce i zacząłem śpiewać cicho piosenkę. Była skierowana do niej. Nikogo innego.
How would you feel? / Jakbyś się czuła
If I told you I loved you? / Gdybym powiedział Ci, że Cię kocham?
It's just something that I want to do / To jest coś, co chcę zrobić
I'll be taking me time / Będę zajmował swój czas
Spending my life / Spędzając moje życie
Falling deeper in love with you / Zakochując się w Tobie coraz głębiej
So tell me that you love me too / Powiedz mi, że też mnie kochasz
Przyłożyłem nasze splecione dłonie do ust i pocałowałem wierz drobnej, posiniaczonej dłoni Blair, a następnie wtuliłem się w jej dłoń, a moje łzy ją pokryły.
********
Biedna Blair. Biedny Harry.
W tym rozdziale wykorzystany został tekst piosenki Ed'a Sheeran'a ❤ ,, How would you feel?"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top