Siren Worth Sinning
Witam w moim kolejnym one shocie. Wiem, że miało być coś o wakacjach, ale niestety nie mogłam zrobić okładki, ale wakacje się jeszcze nie kończą, prawda? W każdym razie na pewno będzie jeszcze jakaś niespodzianka. Mam nadzieję, że trochę fantazji również wam się spodoba. Cały pomysł na tą pracę wpadł mi do głowy, kiedy zobaczyłem obrazek powyżej, który podesłała mi jedna z czytelniczek. ♥
Zrobiłam też sama okładkę i mam nadzieję, że podoba się wam, tak samo, jak mi.♥
Miłego♥
-Ruszaj się młody! - Usłyszałem krzyk przywódcy tej całej bandy. Pośpiesznie zebrałem resztę swoich rzeczy oraz broń, zwaną przez nas zwyczajnie trójzębem.
Wyszedłem z budynku gotowy do drogi i wskoczyłem do Jeepa, który miał zawieść nas na miejsce.
Grupa do której należę zajmuje się łapaniem syren. Im ładniejsza, młodsza i zgrabniejsza, tym więcej pieniędzy dla nas... A właściwie dla nich, bo ja tu tylko szkodzę. Prawda jest taka, że zadaje się z tymi kłusownikami z dwóch powodów.
Pierwszy to chęć zwyczajnej pomocy, bo zamiast łapać te niewinne, lub i winne stworzenia, bo do świętych nie należą, wypuszczam je. Zdaje sobie sprawę, że to zdradliwe i nieufne istoty, ale uważam, że tak samo, jak i zwyczajni ludzie mają prawo do spokojnego życia na wolności.
Drugi powód... Jest bardziej osobisty. Nie jestem jakimś fetyszystą, ale syreny są naprawdę piękne, kształtne i bardzo inteligentne. Chciałbym zamienić chociaż kilka słów z jedną. Mój ojciec, kiedy moja mama zmarła młodo wdał się w romans właśnie z syreną, ale ona go nie kochała, ojciec nigdy nie chciał mi powiedzieć, jak to jest, że może być z nią blisko, oraz dlaczego pomimo starań nie będzie miał upragnionego drugiego dziecka. To wszystko spowodowało, że popłynął pewnego razu na poszukiwania swojej kochanki, by zakończyć tą bezowocną relację i już nie wrócił. Dobrze, że dziadkowie się mną zajęli, bo nie wiem, co by się ze mną stało. To było dobrych kilka lat temu. Teraz jestem dorosłym i silnym mężczyzną, lecz chyba posiadam do tych stworzeń taką samą słabość, co mój ojciec.
W czasie drogi zastanawiałem się, jak przeszkodzić moim ,,kompanom", którzy jak by się dowiedzieli, co robię, to by mnie zabili. Dużo ryzykowałem stosując takie metody, ale żyłem w przekonaniu, że ktoś musiał.
Dojechaliśmy na miejsce, a ja z całym swoim ekwipunkiem i trójzębem ruszyłem na poszukiwania.
Zaczęło się polowanie, bo znaleźliśmy całe stado, wygrzewające się pośród skał. Z oddali dostrzegłem, że jedna z syren próbuje uciec, ale jest ranna. Gdy byłem coraz bliżej, coraz bardziej popadałem też w niedowierzanie. To najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widziałem. Blond aureola, idealne ciało, piękny ogon, tylko chciałbym jeszcze zobaczyć zapewne śliczną buzię, którą przede mną chowała. Natychmiast zerwałem się do biegu, wskakując nieopodal do wody i już miałem zacząć pomagać rannej krótkowłosej syrenie, gdy usłyszałem dobrze mi znany głos.
-No no Jeon, dobra robota. Możesz iść po inne, ja się nią zajmę.
-Nie, ta jest moja, sam sobie idź po inną. - Odpowiedziałem, spoglądając mu w oczy. Stary, kuśtykający Kim, jako jedyny podejrzewał mnie o sabotaż, który za każdym razem odstawiałem. Nie miał jednak żadnych dowodów, więc siedział cicho, na moje szczęście.
-Co powiedziałeś szczeniaku?! - Oj, chyba ktoś się zdenerwował.
-Powiedziałem, że masz spierdalać, bo byłem pierwszy. Nie boję się ciebie, te czasy już minęły, tak samo, jak te kiedy miałeś większego. - Sam pakuje się do ziemi, ale zbyt bardzo chce pomóc tej uroczej istocie.
-Pierwszy i ostatni raz dzieciaku się tak do mnie odezwałeś. - Powiedział i tak po prostu odszedł, kipiąc ze złości.
Poczekałem chwilę, aż się oddali i czy prędzej podszedłem do krwawiącej syreny.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy syreną okazał się być chłopak, o nieziemskiej buzi i jeszcze bardziej, o ile to możliwe pięknych ustach... Cudowny.
-Nie bój się mnie. Chcę ci pomóc, nie zrobię ci krzywdy. - Mówiłem spokojnym głosem, by jeszcze bardziej go nie przestraszyć.
Ostrożnie podniosłem rannego chłopaka, jak pannę młodą. Blondyn mimo pokaźnego ogona był naprawdę lekki. Chciał uciec, ale mocno go trzymałem. Nie chciałem zrobić mu większej krzywdy. Był wobec mnie widocznie nieufny i przestraszony całą tą sytuacją. A kto by nie był? Zapytałem samego siebie.
Tak się składa, że dobrze znam te tereny, dlatego wszedłem do lasku nieopodal i po kilku minutach byłem już przy dobrze znanym mi malutkim jeziorku, ze skalną półką, która zawsze robiła mi za miejsce do siedzenia w wodzie.
Posadziłem blondwłosego właśnie na niej. Chłopak od razu ode mnie odskoczył na drugi koniec, ale wciąż był nieopodal. Nie chciałem go bardziej stresować, dlatego zostałem tam, gdzie byłem.
Woda nie sięgała siedzącemu nawet do pasa, ale to nie była ryba, więc nie musiał być całkowicie pod nią. Był naprawdę piękny. Mógłbym oglądać takie cudo całymi dniami. Nigdy nie miałem takich myśli o syrenie, ale też zawsze miałem styczność z kobietami, a teraz on, a ja... Naprawdę piękny.
-Krwawisz. Zaraz cię opatrzę. - Powiedziałem i ściągnąłem swoją torbę, którą miałem przewieszoną przez ramię. Wyciągnąłem z niej przenośną apteczkę, która wiedziałem, że kiedyś mi się przyda.
Chciałem zbliżyć się do blondwłosego, ale chyba zbyt szybko, bo skulił się jeszcze bardziej.
-Proszę, zaufaj mi. Chcę cię opatrzyć. - Czekałem dłuższą chwilę, ale drobny chłopak widząc, jak do wody zaczyna skapywać jego krew z ramienia, w końcu na mnie spojrzał i delikatnie się przysunął.
Wykorzystałem sytuację, od razu zaczynając odkażać ranę w skupieniu. Na szczęście to tylko draśnięcie i nie trzeba nawet szyć.
Starałem się znaleźć bandaż w mojej torbie, ale wygląda na to, że niestety go tym razem nie wziąłem.
-Nie mam bandaża, ale... - Podniosłem się z klęczek i ściągnąłem swoją koszulkę, zaraz odrywając od niej obydwa rękawki, które posłużą mi jako opaska uciskowa i bandaż w jednym.
Kątem oka zauważyłem, jak blond włosy się zarumienił. Był jeszcze piękniejszy, o ile w ogóle to było jeszcze możliwe. Sam uśmiechnąłem się delikatnie na jego reakcję, bo to by oznaczało, że moje wdzięki, w postaci wyraźnych mięśni nie były mu obojętne.
Skończyłem opatrywać chłopaka, który przez ten cały proces nie spuszczał ze mnie wzroku, pozostając czujnym przez cały czas.
-Nie mogę cię teraz wypuścić, bo oni jeszcze tam są, poza tym... Jesteś zbyt piękny, bym mógł ci pozwolić tak po prostu już odejść. - Powiedziałem cicho, pozwalając sobie dotknąć pulchnego policzka.
-Nazywam się Jungkook... Zdradzisz mi swoje imię? - Zapytałem, lecz nie uzyskałem odpowiedzi.
-Myślę, że już ci pokazałem, że nie chce ci zrobić krzywdy. Nie musisz się mnie bać. Nie jestem kłusownikiem, chociaż wszystko na to wskazuje. Jestem z nimi tylko dlatego, żeby psuć im wszystkie plany. Kiedy mam tylko okazję, wypuszczam wszystkie syreny, jakie uda im się złapać. Zawsze udaje mi się uratować chociaż kilka. Nienawidzę ich za to, że was krzywdzą, ale... Nigdy też nie zaopiekowałem się jakąś... Jesteś pierwszy, w dodatku jesteś chłopcem, co podoba mi się jeszcze bardziej... Tylko tobą się zająłem, choć mogłem cię po prostu wypuścić, lecz nie potrafiłem od momentu, w którym cię ujrzałem...
-Jimin... Mam na imię Jimin. - Słodki i cichy głos dotarł do moich uszu, sprawiając, że moje serce zabiło jeszcze szybciej, niż dotychczas.
-Jimin... Bardzo ładnie. Pasuje ci. - Chłopak niepewnie i delikatnie się uśmiechnął, wprawiając mnie w stan niemal nieważkości, bo chyba właśnie się zakochałem...
Odwzajemniłem uśmiech Jimina i w tym samym momencie wpadł mi go głowy pewien pomysł.
-Mogę do ciebie dołączyć? Tylko usiądę obok, zgadzasz się? - Zapytałem, mając naprawdę wielką nadzieję, że jednak się zgodzi. Jimin spojrzał na mnie badawczo, chwilę patrząc mi prosto w oczy, po czym pokiwał głową, w geście zgody.
Rozebrałem się do naga, nie wstydząc niczego, bo w końcu nie miałem właściwie czego. Wszystko mam na swoim miejscu, idealnie widoczne i dopracowane...
Wszedłem do wody, bez skrępowania siadając tuż przy blondynie, który nie był jednak tak śmiały, jak ja i zarumienił się bardzo widocznie, ukradkiem pozwalając sobie zerknąć na moje nagie ciało.
-Ile masz lat? - Spytałem, będąc naprawdę ciekawym.
-Syreny się nie starzeją, ale ja jestem młody. Mam może tyle lat, co ty. W morzu nie liczymy czasu dokładnie tak, jak na lądzie. On płynie z wodą. - Jimin zaskoczył mnie tak długą wypowiedzią, ale cieszyłem się z tego bardzo, bo to oznacza, że choć trochę się do mnie przekonał.
-A... Masz kogoś tam w morzu? - Zapytałem, przygryzając wargę, ale nie potrafiłem się powstrzymać, bo nawet jeśli blondyn już kogoś ma to... Nie zamierzam odpuścić, skoro już znalazłem swój ideał.
-Pytasz, czy jestem zakochany? - Dopytał lekko zaskoczony. Kiwnąłem głową, nie będąc w stanie się teraz odezwać.
-Nie mam dużych szans na założenie rodziny. Chciałbym kiedyś poczuć do kogoś tak silne uczucie i mieć dzieci, ponieważ mogę je posiadać, ale nikt nie będzie mnie chciał...
-Co? Przecież jesteś najładniejszą syreną, jaką spotkałem w życiu. - Powiedziałem szczerze, powodując ponowne rumieńce na policzkach drobniejszego.
-Ale jestem chłopcem-syreną, a trytony, które mogą sprawić, bym mógł mieć pociechy w przyszłości, pragną mieć tylko syreny-kobiety. Poza tym jestem inny i to sprawia, że będę już zawsze sam. - Zbyt idealny, by być sam.
-Dlaczego jesteś inny? - Chciałem wiedzieć o nim wszystko, bo zaintrygował mnie już na samym początku.
Chłopak wziął głęboki wdech. W jednym momencie, zamiast ogona pojawiły się zgrabne, ludzkie nogi. Otworzyłem, aż buzię z zachwytu. Nie tylko dlatego, że Jimin miał tak piękne nogi, ale też dlatego, że nie miałem pojęcia o tej umiejętności. Ale jak widać to miał na myśli chłopak, mówiąc o swojej wyjątkowości.
-Moja matka jest syreną, a ojciec to człowiek z lądu... - Blondyn popatrzył mi w oczy niepewnie, ale ja miałem ochotę się tylko uśmiechać, bo wiedziałem, co to może oznaczać...
-To znaczy, że możesz żyć też na lądzie? - Zapytałem, będąc pełnym nadziei.
-Tak... Tak samo, jak moja matka, zanim mój ojciec umarł... A właściwie zabiły go trytony, bo chciał z nimi ,,rozmawiać", ponieważ uważał, że są czegoś warci i tak po prostu oddadzą mu kobietę. Mylił się i słono za to zapłacił, nie słuchając mojej matki... A mogliśmy żyć po prostu na lądzie. Po jego śmierci mama wróciła wraz ze mną do morza i związała się z jednym, z trytonów, który nie do końca mnie akceptuje, dlatego znalazłem inne stado i było mi w miarę dobrze.
-Jesteś wyjątkowy Jiminnie. - Powiedziałem po wysłuchaniu całej jego historii. Wygląda na to, że jego ojciec i mój mieli ze sobą coś wspólnego, mianowicie miłość do syren, ale myślę, że ich historię mają kilka bardzo dużych różnic.
-Nie jestem Jungkookie, ale... Wiesz o tym, że skoro uratowałeś syrenie życie należy ci się nagroda? Możesz poprosić o co tylko zechcesz...
-O wszystko? - Dopytałem z nadzieją w głosie.
-Tak... Bogactwo, powodzenie u kobiet, sława i...
-Mogę cię pocałować? - Zapytałem, przerywając wypowiedź blondyna, który patrzył na mnie teraz zaskoczony.
-Ale... Mnie? Przecież...
-Gdy cię tylko zobaczyłem, pierwszą rzeczą jaką chciałem zrobić po uratowaniu cię, było właśnie zasmakowanie twoich cudownych ust...
-Myślę, że zmarnujesz swoje życzenie w ten sposób, ale... Zgadzam się. - Chyba właśnie uniosłem się kilka centymetrów nad ziemią...
Przysunąłem się jeszcze bliżej i nachyliłem, by już po kilku sekundach patrząc w oczy Jimina złączyć nasze wargi. To było bardzo czułe i delikatne muśnięcie. Nie był to długi pocałunek, bo chciałem uszanować prywatność chłopaka, ponieważ robił to tylko dlatego, że o to poprosiłem.
Oderwałem się od przecudownych pulchnych poduszeczek, ale ledwo, co to zrobiłem, a już zostałem przyciągnięty z powrotem. Tym razem pozwoliłem sobie na więcej, korzystając z tego, że Jimin sam zainicjował zbliżenie.
Całowałem namiętnie, z każdą chwilą dawałem blondynowi więcej i bardziej intensywnie. Złapałem chłopaka w pasie i przeciągnąłem na swoje kolana, sadzając okrakiem.
Jimin jęknął mi w usta, pozwalając, by mój język penetrował jego buzię bez żadnych ograniczeń. Moje dłonie zjechały na jego, jak się okazało bardzo pulchne pośladki.
-Jungkook... - Jimin wysapał, kiedy zacząłem naznaczać jego szyję. Chłopak wplątał przy tym palce w moje włosy, ciągnąć je delikatnie i odchylając głowę do tyłu.
Powróciłem do ust blondyna, który płonął z pożądania w moich ramionach, pokazując mi na każdym kroku, jak dobrze mu ze mną jest.
Zjechałem dłonią do wejścia Jimina i chciałem go rozciągnąć, ale chłopak złapał moją rękę, patrząc mi przy tym w oczy i oblizując mokre od naszej śliny, spuchnięte usta.
-Jestem syreną, nie musisz tego robić. - Powiedział, a ja nie zastanawiając się dłużej, złapałem mojego sterczącego członka i pomogłem Jiminowi unieść się ostrożnie.
Jimin z moją pomocą delikatnie na mnie opadł, cichutko przy tym jęcząc mi do ucha.
-Masz zdecydowanie o wiele więcej do zaoferowania od tryronów Jungkookie... - Powiedział, zaczynając się powoli poruszać, nabijając przy tym na mojego penisa.
-Trytony nie mają się czym pochwalić? - Spytałem, oplatając blondyna rękami w pasie i pozwalając w ten sposób, by mój członek penetrował go jeszcze głębiej.
-Mmmm Jungkook... Tak ach... Z tego, co wiem to ich męskość nie służy do sprawiania przyjemności syrenie, tylko do zapładniania.
-Skarbie, porozmawiamy później. - Powiedziałem, przyśpieszając tępa.
-Ach! Jungkook... Tak... Głęboko.... - Stękał, odchylając się do tyłu i dodatkowo poruszając jeszcze w tył i przód, potęgując nasze doznania.
-Jiminnie... Cholera... - To było nieziemsko przyjemne, czułem, jak idealnie mój penis pasuje do ciasnego wnętrza, energicznie ujeżdżającego mnie chłopaka.
-Tak! Jungkook tam! Och mmmyh Kook! - Krzyczał, dochodząc pomiędzy nasze brzuchy.
-Jimin... - Głośno stęknąłem, kiedy po jeszcze kilku szybkich pchnięciach spuściłem się we wnętrzu wtulonego we mnie cudownego blondyna.
Oddychaliśmy głośno, próbując unormować oddech i przeznaczając te chwilę na słodkie pocałunki.
Wyszedłem po chwili z blondyna, na co zareagował westchnięciem przyjemności. Jimin cały zarumieniony spojrzał mi w oczy. Moje dłonie gładziły w tym momencie duże pośladki, które już zawsze chciałbym dotykać.
-Wykorzystałeś mnie. - Powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.
-Nie martw się. Syreny mogą być brzemienne tylko wtedy, kiedy się zakochają. - To wyjaśnia sytuację mojego ojca...
-A jeśli się już we mnie zakochałeś? - Zapytałem, gładząc Jimina po plecach.
-To jak najszybciej muszę wracać do morza, bo bez pomocy samotnie nie będę w stanie go wychować.
-Przecież będziesz żył ze mną. Zaopiekuje się tobą i może kimś jeszcze...
-A wiesz, że syreny zakochują się tylko raz w życiu? - Zapytał, chcąc chyba trochę zmienić temat.
-Cieszę się, ponieważ będę miał już ciebie na zawsze przy sobie. - Powiedziałem szczerze zadowolony, przez uświadomienie sobie kilku faktów.
-Too.... - Jimin przygryzł wargę, patrząc mi w oczy, a ja od razu zrozumiałem aluzję i pocałowałem chłopaka w usta.
Nie wiem, jak Jimin, ale myślę, że ja już się od niego uzależniłem...
*
19 lat później...
Wyszedłem właśnie spod prysznica i uśmiechnąłem się na sam widok. Mój cudowny mąż stał właśnie zupełnie nagi przed lustrem i dbał o swoją idealną w każdym calu cerę.
Podszedłem do niego, po wierzchnim otarciu się ręcznikiem i objąłem go w pasie, przytulając do siebie.
Braliśmy właśnie wspólny prysznic po bardzo namiętnej nocy. Mimo upływu lat mam wrażenie, że Jimin z razu na raz jest jeszcze lepszy w tych sprawach, chociaż nie wiem, czy można bardziej, bo to zbyt nierealne.
Zacząłem składać delikatnie pocałunki na ramieniu jasnowłosego, zaczepiając pokrytą teraz czerwonymi śladami szyję.
Jimin uśmiechnął się, co zauważyłem w lustrzanym odbiciu. Odwróciłem chłopaka do siebie i ucałowałem miękkie i pełne poduszeczki mojego skarbu. Przeniosłem ręce na krągłe pośladki i subtelnie z lekkim uśmiechem zacząłem je ugniatać, na co Jimin zamruczał z przyjemności i jeszcze bardziej do mnie przyległ.
-W ogóle się nie zmieniłeś przez te lata. - Odezwał się, w którymś momencie naszej błogiej sielanki.
-To dzięki tobie w ogóle się nie starzeje.
-To nie tak działa kochanie, to nagroda od morza dla ciebie, za to, że pokochałeś jego istotę. - Uśmiechnąłem się czule i nie mogąc się już dłużej powstrzymać, zacząłem muskać moje ulubione usta.
-Byłeś cudowny w nocy skarbie. - Szepnąłem prosto w wargi mniejszego i zacisnąłem dosyć mocno ręce na jego pośladkach, którymi już od dłuższego momentu się zabawiałem.
-Mmmm ty też mój mężu... - Mruczał, poddając się moim pieszczotom.
-A może skorzystamy z tego, że nasza najmłodsza dwójka jeszcze śpi? - Zapytałem, zaczynając ocierać o siebie nasze krocza.
-Jungkoo...
-Tato! - No chyba kurwa nie...
-Ygh - Odsunąłem się niezadowolony od Jimina i ubrałem na siebie bokserki. Mój członek był już w połowie pobudzony, ale mam to gdzieś, niech wie, że nam przerwał, w końcu nie jest już dzieckiem, które nie wie, co to znaczy mieć na kogoś ochotę.
Ucałował jeszcze męża i wyszedłem z łazienki, idąc w stroną drzwi wejściowych. Gdzie on był tak wcześnie rano?
-Co się stało? I nie krzycz, bo twoje rodzeństwo jeszcze śpi. - Powiedziałem do najstarszego syna.
-Zakochałem się. - Stwierdził.
-Skarbie! - Zawołałem Jimina, próbując się nie roześmiać, bowiem mój najstarszy syn właśnie trzymał drobnego chłopaka na rękach, złudnie przypominającego Jimina w moich ramionach kiedyś.
-Tak? - Zapytał, wchodząc do pomieszczenia w szlafroku. Stanął koło mnie, zaskoczony widokiem, jaki właśnie zastał.
Mój mąż popatrzył w niedowierzaniu na naszego syna, który trzymał młodą syrenę w ramionach, w za dużej koszuli naszego dziewiętnastoletniego syna. Tak, spłodziliśmy go za pierwszym razem, ale kto mógłby pomyśleć, że można zakochać się od pierwszego wejrzenia? No raczej nikt.
Popatrzyłem na Jimina, który zrobił dokładnie to samo. Po pomieszczeniu rozniósł się nasz chichot, dezorientując przy tym naszego syna. Śmialiśmy się dosłownie, jak nienormalni, bo to było, aż zbyt nierealne, by mogło być prawdziwe.
I kto powiedział, że historia nie zatacza kręgu?
KONIEC
*******************
Podobało się? Taką mam nadzieję ♥
Miłego jeszcze raz! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top