5
Dedykuję ten rozdział Robtanna w nagrodę za cierpliwość
A więc... Jak to się stało, że skończyłam przywiązana do krzesła, a Gleeful'owie i moi bracia wpatrują się we mnie przerażeni? Cóż... To "długa" historia, ale najlepiej zacząć od początku...
Rano Lizzie wróciła do ciemności, a ja przejęłam władzę nad ciałem i poszłam do swojej sypialni, gdzie czekał na mnie Dipper Gleeful, który poinformował mnie, że jego wuj już chyba wymyślił, gdzie leży problem. Więc poszłam do pokoju, który na czas przebywania u nas alchemików został przerobiony na gabinet i pracownię pana Stanforda, gdzie usłyszałam, że sposób na powrót Lizbeth jest banalny, bo wystarczy tylko, żeby moi bracia mnie spalili i stworzyli na nowo (starszy Gleeful nazwał to "efektem feniksa"), a ja się strasznie ucieszyłam i... No, cóż... Wspominałam już, że nie umiem panować nad swoją mocą? Więc najpierw spowił mnie błękitno-złoty płomień, potem spaliłam panu Stanfordowi jakieś papiery i podpaliłam pelerynę Dippera (wtedy do pomieszczenia wpadli Bill z Willem i przywiązali mnie do krzesła), a na koniec znowu spowił mnie błękitno-złoty płomień. I tak doszliśmy do punktu wyjścia, kiedy to siedzę spowita płomieniem, przywiązana do krzesła i samą siłą woli poruszam piórem spisując tę historię. Ech... I to chyba na tyle...
Dziewczyna pomyślała, że to koniec, a pióro znieruchomiało i położyło się obok pamiętnika. Will podszedł do zeszytu i drżącym głosem odczytał wpis.
- I to tyle? - zdziwił się Bill.
- N-niby ja-ak ma-mamy ją spa-pa-palić? - wyjąkał Will.
- Musi się uspokoić - mruknął Stanford Gleeful i w tym momencie złoto-błękitny płomień otaczający ciało blondynki znikł, ale... Właśnie... Ale...
- Li-lizzie? - Will podbiegł do niebieskowłosej, po policzkach której spływały łzy i przytulił ją do siebie. - Ciiiiiiiiiii... Już dobrze.
- Świetnie! - warknął Bill pod nosem. Po chwili jednak miejsce niebieskowłosej zastąpiła blondynka, która delikatnie acz stanowczo odsunęła od siebie Willa i uśmiechnęła się smutno skubiąc rękawy, czarnej, koronkowej sukni.
- Śmiało, bracia. Przecież chcecie by Lizbeth wróciła... - powiedziała i zamknęła oczy spuszczając głowę, a Bill westchnął.
- Wkurzałaś mnie, Lily, to fakt - powiedział. - Ale jakoś ciężko mi tak po prostu Cię spalić.
- Nie ma wyjścia, Bill - szepnęła nie otwierając oczu, z których uwolniły się dwie samotne łzy zawierające całą historię Lilyanne i Elizabeth Cipher. Nim łzy te zdążyły zniknąć Dipper Gleeful zebrał je z policzków blondynki do dwóch fiolek.
- Nie musicie przecież zniknąć na zawsze - powiedział, a Bill wreszcie złapał Willa za dłoń. Dłonie bliźniaków spowiły płomienie ich mocy, którymi rzucili w blondynkę...
***
KONIEC!!! Żartuję. To nie koniec. Historia sióstr Cipher dopiero się rozkręca. Do zobaczenia w następnym rozdziale. *Ukłania się i wychodzi*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top