4
Zatrzymałam się przed wielkimi hebanowymi drzwiami. Kiedy towarzyszyła mi Maria robiłam to głównie po to by podziwiać niezwykłą plątanine wzorów, która zdobiła ich powierzchnię. Ale teraz mój powód był zupełnie inny. Nawet przez myśl mi nie przeszło by podziwiać wszystkie cudowności, które mnie otaczały, zamiast tego usiłowałam się skupić na swoim zadaniu. Serce łomotało mi w piersi jak szalone na myśl, że tym razem wszystko co dotychczas robiłam wspólnie z Marią spoczywało w moich i tylko moich rękach.
Nabrałam i wypuściłam powietrze by sie uspokoić. Powtarzałam sobie w myślach, że robiłam to już wiele razy i teraz sobie też poradzę. Wytarłam spocone dłonie w sukienkę i chwyciłam za klamkę.
Potężne drzwi otworzyły się bezgłośnie, a ja znalazłam się w pogrążonym w mroku pomieszczeniu. Od razu skierowałam się w stronę długich i grubych zasłon. Przeciągnęłam je na boki wpuszczając światło poranka do pomieszczenia. Uprzątnełam nieporządek pozostały po poprzednim dniu. Resztki niedojedzonego podwieczorku zniknęły ze stołu, a poprzestawiane krzesła wróciły na swoje miejsce. Wymieniłam również uschłe kwiaty stojące na komodzie i nakręciłam stojący obok zegar. Kiedy skończyłam uraczył mnie cichą melodyjką zwiastującą nastanie nowej godziny.
Niedługo potem obudziła się panienka. Przeszłam do sąsiedniego pomieszczenia drżąc na samą myśl, że znowu ją zobaczę. Panienka siedziała na skraju swojego wielkiego łoża, ubrana w jasną, koronkową koszulę nocną spływającą po jej wątłym ciele aż do podłogi. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn miękły mi nogi za każdym razem gdy dane mi było spojrzeć na panienkę choć kontem oka. Panienka Lauretka nie patrzyła w moją stronę, ale pomimo tego ukłoniłam się lekko tak jak nakazywały zasady i zabrałam się do odsłaniania okien. Drżały mi dłonie, kiedy złapałam za materiał zasłony. Nigdy nie przyglądałam sie dokładnie panience, tak nie wypada... Tak nie można, nie komuś takiemu jak ja; zwykłej podrzędnej służącej której jedynym zadaniem jest odsłanianie zasłon- powtarzałam sobie, ale gdzieś w środku czułam żar na samą myśl, że choć na ułamek sekundy nasze spojrzenia mogłoby się spotkać. Wryła mi się w pamięć i nie chciała odejść, jej oblicze męczyło mnie nawet w snach Wiedziałam, że jest prawdziwą pięknością w końcu była córką samego margrabiego, dziewczyną z dobrego domu, a takie to zawsze są piękne, nie to co ja czy inne służące ot co zwykłe pożal się boże chłopki.
Westchnęłam ciut za głośno i od razu przestraszona zasłoniłam usta dłonią karcąc się w myślach. Kiedy skończyłam z zasłonami wycofałam sie pod drzwi. Mój wzrok mimowolnie powędrował w górę, utkwiłam go w pamience. Trwało to krótką chwile, ale dla mnie było wiecznością. Rozkoszowałam się tym widokiem, jak gdybym już nigdy więcej nie miała widzieć czegokolwiek. Panienka siedziała tak jak wcześniej, ale oświetlona promieniami słońca, które nadawały jej wręcz boskiej aury rozbudziła się. Przetarła oczy dłońmi i z gracją podniosła się z łózka.
To był znak dla mnie, na drżących nogach podeszłam do toaletki, przy której właśnie usiadła.
Jej bliskość otępiła moje zmysły, czułam tylko zapach malin, który zawsze rozchodził się w jej pokoju. Złapałam za szczotkę by zająć czymś dłonie i nie myśleć o bliskości tej kobiety, która samym istnieniem sprawiała, że spalałam się od środka po czym odradzałam na nowo niczym feniks z popiołów.
Powoli rozczesywałam czarne niczym heban włosy panienki. W myślach zachwycałam sie ich pięknem, ciemnym kolorem i blaskiem.
Kedy skończyłam rozczesywanie upiełam te piękne włosy w dość prostą, ale dostojną fryzurkę.
Panienka wstała, co oznaczało, że teraz muszę pomóc jej się ubrać.
Wyjełam z kufra kremowy gorset, który zawiązałam ciasno wokół talii panienki. Podczas wiązania kolejnych supełków odużał mnie zapach malin, a dłonie trzęsły mi się jak gdybym była już staruszką.
Następne w kolejności były trzy halki wszystkie z delikatnego jasnego materiału, po nich została do ubrania już tylko wierzchnia suknia.
Na dzisiaj panienka Lauretka zadecydowała, że ubierze taką w odcieniu pudrowego różu, pikowaną i przyozdobioną w paru miejscach małymi różyczkami.
Na sam koniec zostawiłam biżuterię, panienka znów usiadła przy toaletce, a ja pochyliłam się by zapiąć delikatny naszyjnik z pereł. Moja twarz była blisko jej skóry, jej zapach wypełniał mnie całą. Zamknęłam na chwilę oczy tonąc w jej bliskości. Pochyliłam się mocniej muskając ustami skórę na karku panienki. Odsunełam się powoli, zaciągając się ukochanym zapachem. Dziewczyna ani drgneła, wszystko wskazywało na to, że zupełnie nie była świadoma tego co właśnie się stało.
Spojrzałam na jej odbicie w lustrze, na okrągłą twarzyczkę, niewielkie czerwone usteczka, które tak bardzo pragnęłam i duże oczy. Teraz te oczy zwróciły się na mnie, Lauretka pomimo obowiązującej etykiety zabraniającej spoufalania się ze służbą uśmiechnęła sie do mnie. Jej useczka rozciągnete w uśmiechu były jeszcze piękniejsze dodawały jej uroku.
Wstała i odeszła od toaletki dziękując mi za pomoc. Zostawila mnie wpatrzoną we własne pospolite odbicie w lustrze. W mysie napuszone włosy, które pomimo upiecia sterczały na wszystkie strony, ogorzałą słońcem skórę i zupełnie nie delikatne usta. Nie byłam w stanie się ruszyć, emocje i uczucia kotłowały się we mnie niczym burza. W myślach powracał do mnie obraz jej twarzy, smak jej skóry i zapach malin.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top