3

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Była już jesień, ale pogoda dalej potrafiła zaskoczyć ciepłem. Drzewa pokryły się różnobarwnym kobiercem liści, wśród których na gałęziach dawały koncert ostatnie ptaki, które jeszcze nie zdążyły odlecieć z kraju.

Otworzyłam z trudem oczy. Źle spałam tej nocy i teraz byłam bardziej zmęczona niż gdy kładłam się spać. Rześkie poranne powietrze utorowało sobie drogę do pomieszczenia przez nieszczelne okno.  Było zimne i pachniało rosą. Przeciągnełam się usiłując tą czynnością pozbyć się nieznośnego odrętwienia. Rozejrzałam się po ciasnym pokoiku, który dzieliłam wraz z Marią. Kobieta już nie spała, stała wpatrzona w widok za oknem i przeczesywała długie włosy drewnianym, wyszczerbionym grzebieniem. Delikatne promienie słońca rozświetlały jej twarz i tańczyły w nieobecnych oczach. Dłuższą chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie leżę na własnym sienniku. Zerwałam się na równe nogi uświadamiając sobie, że wydarzenia z zeszłej nocy nie były tylko złym snem. Gorzka rzeczywistość dała o sobie znać niczym siarczysty strzał w  policzek.

Mój gwałtowny ruch wybudził Marię z transu. Odwróciła się w moją stronę, a kąciki ust zadrgały jej w słabym uśmiechu. Odwzajemniłam gorzki  uśmiech, pomimo, że wcale nie było mi do śmiechu. Patrząc na Marię czułam mocne ukłucie w dołku, kobieta była niezdrowo blada, wokół jej opuchniętych od płaczu oczu znaczyły się głębokie cienie świadczące o niewyspaniu  i gdyby nie zaczerwieniony nos na pewno uznałabym ją z swego rodzaju zjawę,  marę senną, która przyszła po mnie by mnie zabrać w odmęty piekieł. Na samą myśl o owianym złą sławą ogniu piekielnym i pomiotach demonów przeszedł mnie zimny dreszcz. Potarłam dłońmi ramiona, chcąc w ten sposób się ogrzać.

- Źle wyglądasz - skomentowałam cicho wygląd kobiety, a ona jedynie wzruszyła ramionami - jak śmierć - dodałam bez namysłu bezczelnie wlepiając w nią ślepia

Ogarnęłam włosy z czoła i przemyłam twarz wodą z bali pod ścianą. Lodowata ciecz rozbudziła mnie. Wytarłam się rąbkiem przepoconej koszuli nocnej i przeciągnęłam  leniwie strzelając kośćmi. Przez myśl przeleciało mi, że może któregoś dnia udałoby mi się zebrać trochę własnych ubrań i uprać je w pobliskiej rzece, w końcu ostatnio było dość ciepło, a pranie lubi gdy na zewnątrz jest ciepło.

Znów zwróciłam się w stronę Marii i prawie podskoczyłam przestraszona. Jeśli to możliwe pobladła jeszcze bardziej, zgięła się w pół targana jakimś nieznanym mi bólem, dyszała ciężko.

W jednej chwili dopadłam do niej i złapałam ją pod ramiona. Opadła w nie bezwładnie. Zagryzłam boleśnie wargę, aż poczułam jak po brodzie spływa mi strużka krwi. Udało mi się zaprowadzić Marię na najbliższy siennik, usiadła pochylając się mocno do przodu. Podniosła na mnie wzrok i przysłoniła dłonią usta.
Od razu zrozumiałam o co jej chodzi, wyciągnęłam z pod łóżka metalową misę, która służyła nam za nocnik. Zwymiotowała. Zebrałam jej włosy z twarzy, aby się nie pobrudziły i związałam w warkocza, aby nie musiała się nimi przejmować, gdyby sytuacja z przed chwili się powtórzyła.

Próbowała wstać, ale jej nie pozwoliłam.

- Dzisiaj poradzę sobie bez ciebie - powiedziałam stanowczo, gdy słabym głosem zapewniała, że już jej lepiej i może iść pracować.

W rzeczywistości nie zapowiadało się na to by w najbliższym czasie jej sie poprawiło. Oddychała ciężko i patrzyła tępo w jeden punkt.

Po długiej walce opadła na siennik i zwinięta w kłębek odwróciła się w stronę ściany.

Związałam włosy i wyciągnęłam na siebie swój codzienny strój. Było już późno więc biegiem dotarłam do kuchni. Jak zwykle uderzył mnie charakterystyczny zapach gotowanej strawy i ciepło buchające z paleniska.
Nigdzie nie widziałam Bernarda, ale posiłek przygotowany dla mnie i innych służących był jak zwykle na stole tuż przy wyjściu. W pośpiechu zabrałam się za  jedzenie. Kiedy kończyłam z nikąd pojawił się mężczyzna.

- Gdzie masz Marię? - jego niski głos wyrwał mnie z rozmyślań, aż podskoczylam

Wytarł dłonie w brudny fartuch przewiązany na biodrach, pozostawiając na nim nowe tłuste plamy.

- Wystraszyłeś mnie - westchnęłam próbując opanować drżenie rąk - zaniemogła - odpowiedziałam mu krótko, wstając od stołu - wezmę jej jedzenie na górę

Złapałam za pajdę chleba i drewnianą miskę wypełnioną kleistą kaszką i chciałam skierować się w stronę schodów, ale mężczyzna zagrodził mi przejście. Spojrzałam na niego pytająco.

- Zaczekaj - ton jego glosu był nerwowy - co jej jest? - zmarszczył czoło - czy to coś poważnego ?

Rozchyliłam usta patrząc na niego zaskoczona. Ciemne włosy pomimo młodego wieku przypruszyła mu już siwizna, a niebieskie oczy niecierpliwie wywiercały we mnie dziurę na wylot. Nie spodziewałam się z jego strony takiej troski o tą kobietę. Kiedy jeszcze pomagałam w kuchni zdawał sie raczej być obojętny, wydawał jedynie rozkazy i pilnował by wszystko wyszło tak jak to sobie zaplanował, a teraz o proszę, wielki poważny mężczyzna drży o los drobnej kobietki.

- Nie martw się to nic poważnego - odpowiedziałam spokojnym głosem, Bernard wydawał się naprawdę przejęty sprawą Marii więc chciałam go uspokoić - specjalnie dla ciebie dobrze się nią zajmę - uśmiechnęłam sie tajemniczo

Tym razem to on otworzył usta zmieszany.

- Nie, czekaj to nie tak - podrapał sie nerwowo po plecach, zamilkł - dziękuję - odpowiedział w końcu

Wyminęłam go i ruszyłam z powrotem do pokoju. Maria leżała skulona na łóżku tak samo jak wtedy gdy widziałam ją po raz ostatni, jej pierś unosiła się miarowo w górę i w dół,  spała. Nie chciałam jej dodatkowo niepokoić więc położyłam jej tylko jedzenie na stoliku i jak najszybciej udalam się do pokoju panienki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top