Tęsknota
Pov Hobi
Po paru minutach dotarliśmy jak się okazało na cytadelę. Nie za bardzo rozumiałem przewodnika bo mówił po angielsku. Było to miejsce przedstawiające historię, dawny Fort Winiary. Teraz był to ogromny park, czyli kilometry spacerowania. Pati, bo tak kazała mi do siebie mówić dziewczyna, uwiesiła się na moim ramieniu, często klepiąc mnie w pośladki. Czułem, że na mojej twarzy coraz bardziej widoczny jest burak. Byłem bardzo skrępowany, więc i rozmowa się nie kleiła. Moja towarzyszka jednak entuzjastycznie, wiecznie coś klekotała. Już po 1.5 godzinie wiedziałem wszystko o jej szkołach, przyjaciółce oraz pupilu Guciu - sześcioletnim psie. Nagle zatrzymała się mocno chwytając mnie za rękę.
- Jesteś głodny? Musisz być bo zrobiłam dla nas niespodziankę, napracowałam się więc bądź głodny. - powiedziała jednym tchem.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć kiedy to pociągnęła mnie ku sobie i ciągnęła biegnąc, aż do ogromnego drzewa na polance. Złapałem zadyszki, ale to nie to było najgorsze. Cała ekipa gdzieś się zgubiła i zostałem z nią sam. Na samą myśl co może zrobić moim klejnotom, głośno przełknąłem ślinę.
- Siadaj! - wskazała koc leżący pod drzewem.
- Kamera, nie ma. - próbowałem jej pokazać, że nie ma naszej ekipy.
- Nie martw się, tu nas tak szybko nie znajdą. Mamy chwilę dla siebie. - odrzekła, ku mojemu zaskoczeniu po koreańsku. Chwyciła mnie ponownie za dłoń i pchnęła na koc, tak bym usiadł. - Uczyłam się specjalnie dla Ciebie. - opadła obok mnie, zbyt blisko bym mógł puścić bąka z przerażenia.
- Wydałam sporo pieniędzy na naukę języka, ale jak pomyślałam, że miała by z nami chodzić tłumaczka i ani jednej chwili sam na sam, zrozumiałam, że muszę to zrobić. - kontynuowała. - Teraz nie masz wyjścia musisz mnie wybrać. - zaśmiała się, coś w stylu czarownicy z bajki pt. "Jaś i Małgosia". - A Ty czemu tak zaniemówiłeś? - zapytała.
- Ja? No wiesz to bardzo miłe co tu przygotowałaś i że nauczyłaś się mojego języka, ale wiesz wydaje mi się, iż powinniśmy znaleźć ekipę. - chciałem wstać ale przytrzymała mnie, jeszcze bardziej sprowadzając do parteru.
Raz, dwa, trzy i siadła na mnie okrakiem. Poczułem jak fala czerwonego koloru zalewa moje policzki. Na litość co ona robi? Pytałem sam siebie, analizując szybko sytuację.
- Jeszcze chwilkę! Musisz wszystko psuć? - oburzyła się. - Przecież nic się nie stanie, jak sobie tu trochę posiedzimy. - dodała. - Winogrona? - zatrzepotała rzęsami.
- N..ie.. dziękuje.- zobaczyłem jej wrogie spojrzenie i zmieniłem zdanie. - Może troszeczkę, tak poproszę.
Włożyła mi do ust czerwony winogron. Nie powiem był słodki. Później przestała się pytać, siedząc cały czas na mnie, karmiła różnymi owocami. Dotarła tak do truskawek z bitą śmietaną, bawiła się przy tym świetnie. Ja, no cóż... Zamyśliłem się, nagle poczułem jak smaruje mnie tą śmietaną po twarzy i zaczyna zlizywać. Napierała bardzo silnie, nie mogłem oddychać z tej paniki. W końcu jakaś magiczna siła, pozwoliła mi ją odepchnąć. Spojrzała na mnie morderczym wzrokiem i nagle zaczęła się śmiać.
- Już nie bądź taki cnotliwy - powiedziała to, powtórnie przywierając do mojego ciała.
Złapała za rogi mojej koszuli, obracając nas tak, bym teraz to ja był nad nią, a ona pod mną. Nie mogłem się wyswobodzić cały czas kurczowo trzymała się moich ubrań.
- Czy mogła byś mnie puścić? - z desperacji zapytałem grzecznie. - To co robisz nie jest w moim stylu, nie jestem taki. Ja szanuje kobiety. - dodałem.
- Każdy tak mówi, ale niech Ci będzie. - zostałem uwolniony.
Szybko wstałem i odsunąłem się na pewną odległość. Na alejce niedaleko nas zobaczyłem Asię, moją tłumaczkę i zawołałem głośno. Na szczęście ujrzała mnie. Po chwili cała ekipa była już obok nas.
Patrycja dostała nie mały ochrzan za akcję jaką urządziła. Tego ponoć nie było w scenariuszu randki, który przedstawiła produkcji przed nagraniem. Dzięki temu dowiedziałem się, że program z tym nie ma nic wspólnego. Każda dziewczyna musi przynieść rozpiskę szykowanej randki, a ekipa musi ją zatwierdzić. Powiedziałem tłumaczce i jakiejś kierowniczce odcinka, że ona się dziwnie zachowywała i że nie chce już kontynuować tej randki. Niestety regulamin programu, rządzi się swoimi prawami. Musiałem dokończyć randkę by mieli materiał na odcinek. Obiecali przynajmniej, ze skrócą moje męczarnie do minimum. Po naradzie, podjęli decyzję, iż przechodzimy do ostatniego punktu, czyli kolacji.
***
Pov Jin
Dosłownie, wszystko mnie dziś wkurzało. Hobi nie mógł ze mną pogadać, no rozumiem, ma te swoje randki z łaniami. Suga mnie zbył, niby MaRaa wyjeżdża za dwa dni i każda wolną sekundę, chcą razem spędzać. Ja rozumiem ale ile można się miziać? Może ja robiłem to za mało, dlatego Eul znalazła sobie innego? Eh wszystko jest takie pokręcone. Jak ja mam teraz patrzeć na Taesia? Przecież jak ja sobie pomyśle, że on będzie z moją siostrą enczu kenczu.. a fuuuj nie chce tego widzieć w mojej głowie! Na dodatek mojego braciszka gdzieś wcięło. No normalne, jak jest potrzebny nigdy go nie ma. Największa robota w polu, gdzie zwykle z tatą padamy na twarze, Jimin zawsze ma cos innego do zrobienia. Królewicz od siedmiu boleści. Teraz jednak mógł sobie darować. Jego kumpel chce wejść w posiadanie naszej siostrzyczki. Zaraz, wróć bleh, żadne "wejść", znowu o tym myślę. Więc widzisz Monster, tylko z Tobą mogę pogadać. Już całkowicie postradałem rozum, co ja robię? Zamieniam się w Twojego pana - konia! Z rozmyślań wyrwał mnie telefon.
- Halo? - dzwonił jakiś nieznany numer.
-Jin... - usłyszałem głos Chima.
- Jimin ty pało, gdzie łazisz, trzeba ratować Jine, z obślizgłego języka, znaczy z obślizgłych rąk Taesia. Ciebie jak zwykle nie ma jak jesteś potrzebny! - krzyknąłem do słuchawki. - A w ogóle dlaczego dzwonisz z obcego numeru? - zapytałem zdziwiony.
- Hyung. - wymamrotał cienki głosik. - Błagam przyjedź po mnie. - cicho chlipał.
***
Pov Narrator
Po nocnych zaręczynach i igraszkach nad jeziorkiem, para cukiereczków błogo dokazywała wśród natury. Państwo Jung podarowali im dzień wolny, zwalniając tym samym z pomocy na roli. Dzięki temu, zaręczeni mogli przedłużyć świętowanie, pojechać po pierścionek do jubilera oraz omówić to co właśnie nastąpiło w ich związku. Radosna blondynka, trzebiotała o organizacji wesela. Z tematu wyboru sukni ślubnej przeszła do degustacji tortu. Yoongi, praktycznie milczał. Wyłączył się gdzieś po między listą gości, a sesją zdjęciową.
- Yoongiś! - nagle krzyknęła.
- Co? - wybudziła go ze stanu lewitacji.
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? Gadam jak do ściany. Pytałam czy uszyjemy sobie jakieś ładne, nietuzinkowe Hanboki? - wydęła usta w podkowę.
- Tak naturalnie, ale może nie dziś co? - zapytał trochę zdezorientowany.
- No pewnie, że nie dziś głuptasku, przecież to zajmie kilka tygodni. - odpowiedziała, klepiąc blondyna po ramieniu.
- Witajcie gołąbeczki! - za krzaczków wyłoniła się Jina z Tae
Młodsi przysiedli się do starszych by opowiedzieć o wczorajszej sytuacji, która miała miejsce w domu Jiny. Również MaRaa nie trzymała długo w tajemnicy swojego sekretu. Chwaląc się pierścionkiem, który zdążyli dopiero co kupić u pobliskiego jubilera, ogłosiła zaręczyny. Po gromkich, wzajemnych gratulacjach, V oraz Suga nieznacznie oddalili się od dziewczyn by w spokoju zaliczyć komara. Natomiast żeńska część towarzystwa nie przestawała mielić językiem. Dziewczyny wręcz sekunda po sekundzie opowiadały wydarzenia minionego wieczoru.
- Jina ale jak Wy nas tu znaleźliście? - zapytała starsza.
- No, normalnie. Wczoraj po kolacji byliśmy tu na spacerze z Tae. Widzieliśmy, że świetnie się bawicie, więc Wam nie przeszkadzaliśmy. - odpowiedziała Jina.
- Oh, czy Wy może widzieliście, jak my.. no wiesz? - MaRaa zakłopotała się, łapiąc soczystego pomidora na twarzy.
- No o tym właśnie mówię, ale nie martw się nic nie widziałam. - młodsza roześmiała się.
- Jaki wstyd. - załamana MaRaa schowała czerwoną buzie w dłonie.
Słysząc to jednym uchem Suga zwrócił się do Tae.
- Serio? To Wy nas podglądaliście?
- Zaraz tam podglądaliście, krzaki zasłaniały więc nic specjalnego nie widzieliśmy. - odpowiedział brunet, uśmiechając się pod nosem.
- Widzisz Tae Tae, ja też chce takie romantyczne zaręczyny. - rozmarzyła się Jina.
- Ty się dobrze czujesz? Może chodźmy już do domu bo słońce Ci szkodzi. - odpowiedział V. - Dopiero co przeżyłem starcie z Twoim tatą, a Jin jeszcze długo będzie na mnie polował. Poczekasz dobre dwadzieścia lat zanim będę prosił ich o Twoją rękę. - dodał.
- Wtedy będę stara i brzydka i nie będziesz mnie już chciał. - mamrotała najmłodsza. - to może uciekniemy i się hajtniemy tak w tajemnicy. To też będzie romantyczne, a przy tym takie ekscytujące. - zaproponowała.
- A chcesz być szybko wdową? Korea będzie za mała bym spokojnie mógł chodzić po ulicy, aby się schować przed gniewem Twoich braci. Musielibyśmy zamieszkać gdzieś przynajmniej w Europie. Im dalej tym lepiej. - odpowiedział.
- Chłopie nie zaręczaj się, a już tym bardziej nie żeń. - na to wtrącił się Suga. - Jak to zrobisz to ześ przepadł chłopie. - kontynuował.
- Ej! Dopiero co kupiłeś mi pierścionek, mam nim w Ciebie rzucić? - zaprotestowała MaRaa.
- Ależ skąd żabko. Jak już to delikatnie mi go oddaj. Za drogi był by tak po prostu nim rzucać. - zaśmiał się, a jego uśmiech okazał się być zaraźliwy.
Po chwili cała czwórka naśmiewała się z porad przyszłego "Pana Młodego". Jina i Taeś spędzili wspólnie z narzeczonymi jeszcze jakieś dwie godziny po czym pożegnali się. Mieli bowiem dzisiejszą kolację zjeść w domu V. Rodzice Tae gdy dowiedzieli się po co tak wczoraj się wystroił, nalegali by szybko, oficjalnie przyprowadził Jine do ich domu. Mimo, że dobrze znali wybrankę syna, było to dla nich wielkie święto. Po raz pierwszy brunet przyznał się do posiadania dziewczyny. Poprzednie partnerki V tak szybko się zmieniały, ze Pani Kim przestała syna pytać o imię kolejnej. Grzecznie czekała, aż nastanie ten dzień gdzie jej pierworodny dorośnie i zatrzyma jakąś na trochę dłużej niż tydzień.
Staruszki do późnego wieczora pozostali w namiocie, po czym posprzątali po sobie i wrócili do domku Państwa Jung. Kolejny dzień miał być bardzo pracowity, a następny przynieść niechciane pożegnanie. MaRaa musiała wracać do miasta, gdyż skończył jej się urlop. Narzeczonym, teraz było z tym jeszcze ciężej.
***
Pov Hobi
Po przykrym incydencie w tym parku, pojechaliśmy na Stare Miasto. Mieliśmy tam zjeść kolację i poudawać jak to świetnie się bawimy. Byle w kamerze wszystko wyglądało naturalnie. Zatrzymaliśmy się w jakiejś restauracji serwującej poznańskie specjalności. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi ale nazywali to Pyry. Okazało się, że knajpka podaje głównie dania z klusek. Zamówiłem jakieś szare. Oby było zjadliwe bo naprawdę jestem już głodny. Chciałem jak najszybciej zjeść i wrócić do hotelu by zapomnieć o tym dniu. Miałem zamiar zadzwonić do Jina i powiedzieć mu do słuchu. Obiecał, że żadna nie zrobi mi krzywdy, tymczasem tu takie rzeczy się działy. Z rozmyślań wyrwała mnie Pati, która czubkiem swojej szpilki zaczęła ocierać się o moją nogę.
- Co ten kelner tak długo nie przynosi naszej kolacji. - rzuciłem. - Zaraz wrócę. - pośpiesznie wstałem i poszedłem do toalety by przemyć twarz.
- Będę tu na Ciebie czekać. - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
Gdy wróciłem, naszego zamówienia jeszcze nie było. Chwila, zaczęła być wiecznością. Nagle Patrycja położyła nogę na moim kroczu, zgniatając butem moje przyrodzenie.
- Możesz zabrać swoją stopę. - mówiłem przez zęby maskując swój ból.
- A dlaczego miałabym to uczynić? Uśmiechaj się szeroko, bo kamera na nas patrzy. - dodała, wcale nie myśląc, by ulżyć mym cierpieniom.
Na moje nieszczęście obrusy na stolikach były długie do samej ziemi. Nikt nie widział tego co też ona wyprawia. W końcu przyszedł kelner z jedzeniem. Pati poprawiła się na krześle zabierając nogę z mojej męskości. Ulga była tak duża, że zapomniałem już jak bardzo byłem głodny. Zjedliśmy kolację bez większych niespodzianek. Po wyjściu z restauracji, udaliśmy się by zobaczyć poznańskie koziołki. Chlubę tego miasta jak mi przekazała tłumaczka Asia. Nie wiele już rozmawiałem z Pati. Pożegnaliśmy się pod tymi koziołkami. Pomachałem jej z daleka, chwile potem jechaliśmy już do hotelu. Nocujemy dziś w Poznaniu, gdyż kolejna randka ma odbyć się w Gdańsku. Powiedziano mi, że z Poznania będzie bliżej. Nie istotne, wcale nie chce już tych randek. Chce wrócić do swojego kraju, ukochanego domu. Tęsknie za wszystkimi, nawet za papugą mamy, Bangiem. Nie wiem kiedy, znalazłem się w swoim hotelowym pokoju. wziąłem szybko prysznic i ułożyłem się na łóżku, tłumiąc łzy w moich oczach. Chciałem zadzwonić do Jina, ale zrezygnowałem. Wiedziałem, że gdy teraz usłyszę kogoś bliskiego, nie zatrzymam potoku z moich oczu. Rozżalony zasnąłem z telefonem w ręku.
***
Pov Jimin
Kilkanaście godzin wcześniej.....
Po wczorajszej rodzinnej kolacji, gdzie moja jedyna, rodzona siostrzyczka, oznajmiła, iż umawia się z Tae, postanowiłem zawalczyć o swoje szczęście. Wszyscy mi tylko wmawiają, że ona nie jest dla mnie, że skrzywdzi. Nawet mój kochany przyjaciel odradzał mi. Sam jednak nie hamuje się w zalotach do mojej siostry. Nie będę ich słuchał. Tęsknię za nią więc jadę do Seulu!
Wstałem bardzo wcześnie, spakowałem kanapki i jabłko do plecaka oraz swoje oszczędności. Na miejscu kupie jej kwiaty, tak ona je lubi, na pewno się ucieszy. Radosny jak skowronek, po mimo wczesnej pory, bo dochodziła dopiero trzecia, pobiegłem na jedyny nocny autobus odjeżdżający do pobliskiego miasteczka. Tam miałem przesiąść się na pociąg już bezpośrednio do Seulu. Jak wszystko dobrze pójdzie o dziesiątej powinienem być na miejscu. Leciałem unosząc się na skrzydłach, do mej miłości. Już nie długo się zobaczymy. Cieszyłem się jak głupi sam do siebie. Na przystanek doszedłem pięć minut przed czasem. Czekanie trochę się dłużyło, ale tylko dlatego, że chciałem już być na miejscu. Zobaczyć ją i przytulić tak mocno, aż zabraknie nam tchu. Wsiadłem do autobusu i pojechałem, nikomu nic nie mówiłem o swoim planie. Reszta podróży przebiegła planowo, bez zakłóceń. Troszkę przekimałem na dworcu, później w pociągu ale to nic, mam teraz jeszcze więcej energii. Wysiadłem na peronie z ogromnym napisem Seul. Bardzo rzadko tu jeżdżę, a sam to praktycznie nigdy tu nie byłem. Zawsze Jin był moim przewodnikiem. Wziąłem głęboki oddech i poszedłem za tłumem. Mijając kobietę sprzedającą kwiaty, zakupiłem czerwone piękne róże. W smartfonie wpisałem nazwę uczelni, na jaką uczęszczała moja ukochana. Mapa pokazała mi drogę. Miałem spory kawałek, mogłem pojechać metrem, ale pomyślałem, iż jest tak piękna pogoda, że przejdę się spacerkiem. Pandora i tak ma teraz zajęcia. Na miejsce dotarłem o dwunastej, mam jeszcze sporo czasu. Zwykle zajęcia kończą się o piętnastej. Usiadłem na pobliskiej ławce i czekałem. Było coś po czternastej gdy ujrzałem ja na schodach uniwersytetu. Poderwałem się z ławki by iść w jej stronę. Nagle za nią wybiegł jakiś chłopak. Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Złapał moją miłość w pasie i przykleił do siebie, po czym, zaczęli się całować, na moich oczach. Schowałem się za drzewem, ale nie mogłem ich nie obserwować. Moja Pandora? Dlaczego? To nie możliwe. Przecież mówiła, że mnie kocha. Upuściłem kwiaty, które trzymałem w ręku, dla niej. Lecz nie mogłem ruszyć się zza tego drzewa. Nagle poczułem mocne uderzenie w tył pleców.
- Jesteś może zboczeńcem, że obserwujesz dziewczęta z za drzewa? - usłyszałem bardzo niski głos.
Ktoś złapał mnie od tyłu i podniósł do góry wywalając na środek drogi prowadzącej pod budynek uczelni. Zobaczyłem mnóstwo oczu skierowanych w moją stronę i czterech chłopaków pochylających się nad mną. Zaczęli mnie kopać i krzyczeć, że jestem zboczeńcem albo stalkerem bo się chowam jak szczur za drzewem. Przecież nic złego nie zrobiłem, to nie prawda co oni wygadują. Co oni od mnie chcą? Nie potrafiłem nic powiedzieć na swoja obronę. Nagle ktoś krzyknął żeby przestali. To była ona.
- Jimin? co Ty tu robisz? - zapytała.
- Ty go znasz? - odezwał się chłopak obok niej, ten sam, który ją obściskiwał.
- Yyy Taa, to trochę przygłupawy kolega mojego brata. - odpowiedziała, co bardzo zabolało. Bardziej niż skopane żebra i brzuch. - Jest w porządku, nie musicie go bić. - dodała.
- Stał za drzewem i się gapił, podglądał. - powiedział jakiś chłopak.
- Skoro tam stał, to miał powód, dajcie już mu spokój. - odezwał się wysoki blondyn, patrząc na mnie z góry. Poczułem się taki malutki. Jak robak, którego można rozgnieść.
- No co Ty Kai, przecież nic mu nie robimy. - powiedział kolejny z grupy.
Ktoś rzucił we mnie kwiatami, które wcześniej kupiłem dla Pam. Zabrali mi pieniądze z portfela, plecak i telefon. Zostawili tak na środku deptaku i odeszli, a Pam z tym całym Kaiem razem z nimi. Nawet się nie odwróciła. Jestem dla niej tylko głupim kolegą jej brata. Byłem idiotą, myśląc, że ktoś może mnie kochać. Ludzie przechodzili obok mnie ale nikt nie reagował. Nie wiem ile tak siedziałem, po długim czasie resztkami sił podniosłem się i poszedłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani jak mam wrócić do domu. Czułem się taki brudny i bezradny. Gdyby był tu Jin..
Znalazłem się na jakiejś uliczce z wąskimi chodnikami, nie miałem siły dalej już iść. Usiadłem na schodkach przed jakąś kamienicą. Robiło się ciemno i było mi zimno. Nagle przystanęła obok mnie młoda dziewczyna.
- Przepraszam, dobrze się czujesz? - zapytała.
- Prze.. Prze.. praszam. Masz telefon? Muszę zadzwonić. - trząsłem się z zimna.
- Jasne nie ma problemu. - podała mi swój telefon. Okryła mnie nawet swoją bluzą, a ja nie miałem siły spojrzeć jej w oczy by podziękować. Odruchowo wpisałem numer brata.
-Halo? - zabrzmiał jego głos w słuchawce.
-Jin..- wydukałem.
- Jimin... - blondyn coś krzyczał ale nie bardzo rozumiałem co.
- Hyung, proszę przyjedź po mnie. - rozpłakałem się.
_________________________________________
Witajcie robaczki, rozdział sprawdzany na szybko, więc przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top