Jedna łza 🔞
UWAGA!!
[W rozdziale pojawiają się sceny 18+, czytasz na własną odpowiedzialność]
Pov Suga
Mojej dziewczynie niedługo kończył się urlop i wiedzieliśmy, że będzie musiała wrócić do miasteczka. Ja miałem tu zostać tak jak obiecałem Hobiaszowi by pomagać jego tacie. Wolny zawód producenta muzycznego nie ograniczał mnie do kilku dni urlopu. Mogłem wylegiwać się ile chciałem. Niestety tu musiałem ciężko pracować, no ale trudno, przecież obiecałem. Wieczorami i tak trochę tworzyłem, bo bez muzyki żyć się nie da. Bez problemu zainstalowałem w domku gościnnym państwa Jung, swój zajebiście luksusowy sprzęt. Nie muszę nic jeść przez kilka dni ale konsola na której pracuje musi być z najwyższej półki. Min YoonGi może i w gównie sie taplał, ale przepraszam, gówna nie tworzy. Znowu rozmarzyłem się w otchłani nut, które wydobywały się ze starego pianina, zamiast szykować coś romantiko dla MaRaa. Oczywiście dzisiejszy wieczór był już gotowy, niepowodzenie planu nie wchodziło w gre. Jednak chciałem zorganizować coś więcej niż tylko ten jeden wieczór. Ale to pianino, piękne, należało do nieżyjącego już pradziadka Hobiasza. Po mimo lat, trzymało się zaskakująco dobrze. Pan Jung nie podtrzymał tradycji rodzinnych, ale dbał o tą pamiątkę. Dzięki temu mogę tu sobie pograć. Może stworze jakiś hicior. Nagle od tyłu poczułem jak delikatne dłonie oplatają me ciało, zamykając w szczelnym uścisku. Poczułem jej zapach perfum zaciągając się nim, jak dymem papierosowym z ostatnjej fajki. Zawsze tak robi gdy przyłapuje mnie na graniu, a ja wtedy mogę nie przestawać aż do rana. Tym razem jednak przerwałem grę.
- Dlaczego nie grasz? - blondynka zakomunikowała swe niezadowolenie.
- Bo powinniśmy spędzić ten wieczór razem na czymś ciekawszym. - odpowiedziałem.
- Ale ja uwielbiam jak grasz. - wydęła usta w podkowę.
- Grać mogę Ci zawsze i wszędzie jednak teraz czeka nas rozłąka więc chciałbym abyśmy przeżyli tu kilka wyjątkowych chwil. Chodź, mam nadzieję, że będzie Ci się podobało - powiedziałam łapiąc ją za ręke i prowadząc do wyjścia.
MaRaa bez protestów podreptała razem ze mną w miejsce pierwszej niespodzianki. Niedaleko domostw Hobiasza i Jina znajdowało się urokliwe jeziorko z pomostem. Dzięki temu, iż położone było daleko od głównej drogi, mało kto je odwiedzał. Tata Konia zasugerował, że traktuje je jako prywatne i często chodzi tam na ryby. Dla niego jest najlepszym miejscem dla chwili samotności i wyciszenia. Z pomocą Państwa Jungów mogłem przygotować naprawdę coś wyjątkowego.
- Gdzie Ty mnie ciągniesz? Daleko jeszcze? Tu jest ciemno, nic nie widać. - trochę zniecierpliwiona blondynka zaczęła marudzić.
Ona zawsze marudzi to normalne, kobiety tak mają. Syknąłem na nią i poszliśmy dalej. Nad jezioro prowadziła polna droga bez oświetlenia. Rozumiem, że sie bała. Doskonale wiem, że MaRaa nienawidzi ciemności i do lasu po zmroku jej nie zaciągniesz, choďź byś płacił milion dolarów. Jest jeszcze jedna rzecz, której boi się najbardziej, a dzisiejszej nocy nie wykluczone, że jakiś pajączek będzie chciał połknąć ją w całości. Tak dokładnie, moje kochanie boi się pająków, skala strachu co najmniej jakby się stało oko w oko z anakondą lub predatorem. W końcu dotarliśmy na miejsce. Muszę przyznać, że rodzice Hobiasza znają się na robocie. Ciekawe czemu Horse stroni od kobiet? Może go adoptowali? Widziałem jak MaRaa ze zdumienia rozdziawia buzię, oby jej komar nie wleciał bo będzie krzyk, że cała wioska się zleci i nici z samotności. Popłyneły jej łzy, ale nie dziwię się naprawdę pięknie to wyglądało. Wcześniej z Panem Jungiem postawiliśmy namiot obok pomostu. Przetransportowaliśmy dwa krzesełka i stolik, rozstawiając je na końcu pomostu. Z rodzicielką Hobiasza na poręczach zawiesiliśmy girlandy z ozdobnych swiatełek i różowy tiul. Dodatkowo małżonkowie wzbogacili pomost o lampiony ze świecami, które rozstawione były co krok oraz rozsypane płatki czerwonych róż na całej długości. Rownież namiot zyskał nowy wystrój. Pani Jung przytaszczyła z domu chyba wszystkie poduszki ozdobne. Z zewnętrznej strony zyskał on kolejny sznur z lampkami. MaRaa zaniemówiła i jak narazie oglądała wszystko w zupełnej ciszy. Będę musiał częściej się tak starać, dla tej chwili bez zrzędzenia, warto. Zaprowadziłem moją ukochaną do wcześniej przygotowanego stolika. Leżał na nim różowy obrus, a obok stał koszyk z przygotowanymi smakołykami. Kieliszki do wina oraz piękne świeczniki dopieściły całokształt. Gdy usiedliśmy dopiero zauważyłem jak bardzo blondynka się popłakała. Nalałem schłodzone wino, muszę przyznać, że Pan starszy ma gust.
- Czemu nic nie mówisz? Może być? - postanowiłem odezwać się podając jej chusteczkę.
- Jak możesz tak pytać, jest pięknie, cudownie. - chlipała, na koniec dmuchając nos.
Zwykle kobiety robią to po cichu, dyskretnie. MaRaa tak nie robi, smarcze tak głośno jakby nad uchem trąbił mi słoń po przeleceniu słonicy.
- Cieszę się, że Ci się podoba kiciu. - czasami tak do niej mowię.
- Żartujesz? Zastanawiam się tylko kiedy Ty to zdążyłaś zrobić. Przepięknie to wygląda, aż brak mi słów. Wiesz że to rzadkość. - ekscytowała się sytuacją.
Zjedliśmy to co przygotowała nam mama Hobiego, wypiliśmy wino, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Nagle poczułem napływ emocji, nigdy tak się nie czułem. Nie kontrolując tego co robię, nagle wstałem i podszedłem do niej bliżej klękając. Chciałem to zrobić, jak nigdy dotąd. Niezastanawiałem się nad tym co będzie później. Liczyła się chwila. Dostrzegłem kwiaty stojące w wazonie za jej krzesłem. Sięgnąłem je i spojrzałem w jej oczy, które teraz otwarły się szeroko.
- MaRaa słońce, znasz mnie i zupełnie nie wiem co ja teraz robię. Nie mam świecidełka bo tego nie planowałem. Ale jak widzisz mam kwiatki, więc jeden warunek spełniony. Nie wiem jak to powiedzieć ale czy zostałabyś moją narzeczoną? To znaczy czy chciałabyś może żyć ze mną do końca w sensie do starości? Być może będę nosił wtedy pampersy ale obiecuję, że będę dalej takim samym Min YoonGi. Kocham Cię, wiesz o tym mimo, że nie mówię tego często. - klęczałem i czekałem na jej reakcję.
- Oh Yoongi, przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy. Po mimo, że wkurzasz jak każdy facet, jesteś cudowny. Tak, chce zostać Twoją żoną wariacie. Kocham Cie. - rzuciła się na mnie gniotąc mi klejnotki ale co tam, byliśmy szczęśliwi.
***
Pov Narrator
Taeś stał w drzwiach czekając, aż nieświadomy Jin zaprosi go do środka. Próbował coś powiedzieć ale z jego ust wychodziły jakieś jęki.
- No właź, po co Ci te kwiatki? Idziesz na randkę i potrzebujesz skrzydłowego? Dobra nie odpowiadaj, przebiorę się i pojadę z Tobą. - mówiąc to był już na schodach, pędząc do swojego pokoju.
V został sam w korytarzu i poczuł, że nogi sztywnieją mu ze stresu. Zakłopotanie dało wyraz czerwonej twarzy, a dłonie miał tak mokre od potu, że spokojnie gdyby oczko wodne w ogrodzie jego mamy wyschło, szybko by je napełnił. Wtem do akcji wkroczyła Jina.
- Przepraszam Słońce, nie zauważyłam jaka jest już godzina. Robiłam makijaż w łazience. - usprawiedliwiała się, przytulając się do Tae. - To dla mnie? - wskazała na kwiaty, które chłopak trzymał w dłoni.
- Tak, te są dla Ciebie, Proszę. - podał czerwony bukiecik Jinie. - A te dla Twojej mamy. - pokazał jej drugi z herbacianych róż.
- Piękny, trafiłeś w jej gusta. - mówiąc to młoda, zaprowadziła V do salonu gdzie uroczysta kolacja była już prawie gotowa.
Tata Jiny siedział i oglądał mecz w telewizji, a Jimin bez zmian naburmuszony, leżał rozłożony na całej kanapie, grzebiąc coś w swoim smartfonie. Pani Kim krzątała się jeszcze obok w kuchni.
- Mamo, tato przyszedł mój chłopak, poznajcie go. - dziewczyna radośnie krzyknęła.
- Dzień dobry - nadal spięty Tae, przywitał się.
- Cześć . - odpowiedział Jimin w ogóle nie zwracając na to co powiedziała Jina.
- Ach witam Cię mój, mam nadzieje przyszły zięciu. - szczęśliwa mama Jiny wyłoniła się z kuchni.
Taehyung uśmiechnął się lekko i wręczył kwiaty.
- Siadajcie. Wszystko jest już gotowe. - nagle Pani Kim odwróciła się w stronę niezainteresowanego męża i syna. - Czy Wy potrzebujecie specjalne zaproszenie do stołu? Mamy gościa, trochę szacunku.
- Przecież to Taeś, nasz prawie trzeci syn. - odburknął Pan Kim oderwany od ciekawej akcji meczowej.
- Raczej przyszły zięć. - zaśmiała się mama Jiny, a Jimin podchodząc w tym momencie do stołu, zakrztusił się własną śliną.
Co? - krzyknął dławiąc się.
Tata poklepał go po plecach, sam przetwarzając zdanie jakie wypowiedziała jego małżonka.
- To dla Pana, mam nadzieje, że będzie Panu smakowało, tata je polecał. - Tae trochę pewniej podał butelkę czerwonego wina.
Osłupiona męska część rodziny przyglądała się uważnie Tae, tak jakby pierwszy raz w życiu go widzieli. Nie rozumieli zbytnio co właśnie się dzieje. Dlaczego ich mała Jina jest przyklejona do ramienia V.
- Tato no powiedz coś, Taeś i ja jesteśmy parą. Nie cieszysz się? - głos zabrała autorka zamieszania.
- Fuj. Co to za żarty sobie stroicie? - nie przyjmował tego do wiadomości Jimin. - Że Ty i Ona? Nie Nie, nie zgadzam się! - marudził.
- Jedzmy. - spokojnym głosem rzekł Pan Kim.
Zapadła cisza i słychać było co jakiś czas tylko mlaśnięcie spożywanej kolacji. Nagle z góry z prędkością torpedy zbiegł przystojny jak zawsze Jin.
- Wybacz V ale moje pachy wołały o prysznic, nie chciałem wystraszyć Twoich łań wiec się wykąpałem. Możemy jechać. - mówił to wchodząc do salonu.
- Siadaj Jin i jedz bo wystygnie. - rzekła mama.
- Oh no dobrze mamo widzę, że i Tae zmusiłaś - najstarszy syn wiedział, że w kwestiach żywieniowych jego mamie się nie odmawia.
Gdy Pani Kim podała deser, Jin już nie wytrzymał.
- No dobra stary ale może już pojedziemy bo moja rodzina zaraz zmarnuje Twoją randkę. - gdy to powiedział znowu zapadła cisza i wszyscy spojrzeli na niego tak jakby mówił coś szalonego. W oczach Jiny można było dostrzec chęć mordu. Taeś westchnął głośno i zaczął mówić.
- Słuchaj Jin, bo ja właściwie, można tak powiedzieć, że jestem na randce z Twoją rodziną. Znaczy nie, że na randce tylko no wiesz takiej oficjalnej kolacji. Bo Ja i Jina, bo my no jesteśmy razem, znaczy parą jesteśmy. - miotał się szatyn.
Jin spoglądał raz na siostrę raz na przyjaciela i tak na zmianę. Rodzicielka podtrzymywała rozmowę wypytując się Tae o jego rodzeństwo, zainteresowania i randki z Jiną rzecz jasna. Nagle odezwał się Jin.
- Wy powariowaliście? Nie możecie. - ogłosił to dość spokojnie.
- Dlaczego? - oburzyła się Jina. - Czy Ty nie możesz zrozumieć w Twojej blond-podobnej czuprynie zwanej głębiej mózgiem, że jesteśmy razem szczęśliwi. Nie osobno lecz razem, że ja Twoja mała, kochana siostrzyczka jestem szczęśliwa? - cisnęła dalej.
- Dzieci spokojnie. - Pan Kim postanowił odezwać się pierwszy raz tego wieczoru. - Zrozumcie, że jesteśmy zaskoczeni tą nowiną. Nie mniej jednak wszyscy się cieszymy. Wybacz Taehyung, jakoś męska część naszej rodziny nie zawsze w odpowiedni sposób okazuje uczucia. Znacznie lepiej wychodzi to kobietom. A teraz zapraszam Cię do gabinetu, porozmawiamy. - mówiąc to Pan domu podążył we wskazane miejsce.
Tae przełknął głośno ślinę i bez słowa wstał, podziękował za posiłek i ruszył za tatą Jiny.
- Synu, wiesz, że od dawna traktuję Cię i nie tylko ja, ale cała moja rodzina, jak kolejnego jej członka. - zaczął swoją mowę starszy. - Nie wiem jak to się stało, że już tak szybko dorośliście. Moja mała dziewczynka jest dorosłą kobietą. Nie będę ukrywał, znam Twoje wybryki, znam problemy jakie przysporzyłeś rodzicom. Szczerze nie jesteś chłopakiem o jakim marzyłem dla swojej kochanej córeczki. Widzę jednak, jak bardzo ona jest szczęśliwa przy Tobie więc się zgodzę na ten związek. Pamiętaj tylko synu, nie chce widzieć na jej policzkach ani jednej łzy, która popłynęła by z Twojego powodu. Czy rozumiesz mnie?
- Tak proszę Pana. Zrobię wszystko aby Jina nigdy przez mnie nie cierpiała. Może wyda się to Panu śmieszne ale ja naprawdę ją kocham. Już od bardzo dawna. Rozumiem obawy jakie Pan posiada, nigdy nie byłem grzeczny i ułożony jak Pańscy synowie, ale zmieniłem się, dla niej. Pewnie trudno w to Panu uwierzyć ale nie jeżdżę już na dyskoteki te weekendy kiedy nie ma mnie w domu spędzam w Seulu. Studiuję na pierwszym roku, o czym nie wie nikt oprócz Jiny i mojej mamy no i teraz Pana, ale bardzo proszę, niech Pan nikomu tego nie mówi. - odpowiedział Tae.
- No dobrze, brawo synu, że zrozumiałeś na czym życie polega. A teraz chodź, wracajmy do nich zanim pomyślą, że Cię morduje i szukam kolejnego miejsca w ogródku na zwłoki. - zaśmiał się tata Jiny.
- Jak to kolejnego? - dziwił się V.
W między czasie gdy małżonek urabiał w gabinecie wybrańca córki, rodzicielka instruowała synów, iż ich siostra jest dorosłą kobietą i sama potrafi wybrać sobie chłopaka. Oni jako wzorowi bracia powinni zaakceptować jej wybór, nawet jeśli okazał by się to obcokrajowiec czy pan z nosem wielkim jak kartofel.
***
Uroczysta Kolacja dobiegła końca, a Jina zabrała V na spacer by obgadać, ostanie minione godziny ich życia.
- Eh nie było tak źle. - rzekła.
- Mów za siebie. - jęknął V - Myślałem, że Jin wydrapie mi oczy. - dodał.
- Spokojnie nim się nie przejmuj. Mama już ustawiła moich braci. - kontynuowała.
- Jak Twój tata zaprosił mnie do gabinetu to myślałem, że już po mnie. - Taeś nie przestawał mówić o swoich emocjach.
- A no właśnie co mój staruszek Ci nagadał? - zapytała Jina.
- Nic takiego, to co zwykle gadają ojcowie córek. Abym dbał o Ciebie i takie tam. - odpowiedział. - Tak przy okazji, przyprowadzałaś już kiedyś jakiegoś chłopaka do domu?
- Mmm no tak. Jongkook był u mnie parę razy. - zatrzepotała rzęsami i po chwili dodała. - W przedszkolu. Przecież wiesz, że jesteś moim pierwszym chłopakiem, tak na poważnie.
- No tak...
- Wiesz, cieszę się, że mamy to za sobą i nie musimy już się ukrywać. - szczęśliwa brunetka cmoknęła swego przystojniaka w policzek.
Taeś przystał na chwilę całując ją namiętnie. Trzymając się za rękę pokierowali się w stronę jeziora. Przykuła ich łuna światła, jaka biła z tego miejsca. Gdy dochodzili coraz bliżej owego źródła, ujrzeli mężczyznę i kobietę w dwuznacznej sytuacji. Oboje lekko się zawstydzili.
- Czy to...- zaczęła Jina, ale Tae jej przerwał.
- Tak to oni.
- Co się zobaczy to już się nie odzobaczy. - lamentowała dziewczyna.
- Ten obraz wypalił mi oczy. Od dziś masz ślepego faceta. Chodźmy stąd. - zarządził V.
- Może się do nich przyłączymy, albo chociaż weźmy przykład? - młoda zaczęła kokietować.
- O nie, nie ma mowy. Po za tym ustaliliśmy, że Twój pierwszy raz będzie wyjątkowy, chodź Ty moja zbereźnico. - powiedział i zaciągnął podglądaczkę w stronę domu.
***
Pov Suga
Upadłem chyba na łeb, trzeźwość umysłu wróciła mi dopiero gdy MaRaa zdjęła kolano z moich biednych śliweczek. Poczułem uciskający ból, a w spodniach zamiast paróweczki był fioletowy bakłażan. Przynajmniej moja wyobraźnia tak to widziała. Szczęśliwa blondynka skakała z radości, ja uśmiechałem się przez zęby, ukrywając swą dolegliwość. Teraz nagle uświadomiłem sobie co ja takiego odpierdoliłem. Oświadczyłem się jak jakiś baran. Żyłem sobie spokojnie, no prawie bo baby zawsze się czegoś czepiają. Pomijając ten fakt miałem wszystko co chciałem bez problemu. Obiad na czas, wyprane gacie, czysto bez tykania palcem, bo zawsze tworzyłem muzykę, gdy trzeba było biegać ze szmatą. Puszczając dobrą bajerę i w łóżku się nie nudziłem. Jestem kretynem, teraz się zacznie marudzenie, białe sukienki, sesje, planowanie wesela. A później? Później to ja już przepadłem, zero wolności, więzienie, zaraz zwymiotuje. Z natłoku myśli wyrwał mnie subtelny głos blondynki.
- Yoongiś, Yoongiś oppa. - banan nie znikał z jej twarzy. - Czemu nie wstajesz z tych kolan?
- Bo mi tak wygodnie. - odburknąłem, starając się nie pokazywać swojej paniki.
- A może miał byś ochotę na.. no wiesz. - zagryzła lekko dolną wargę.
- Na co? - doskonale wiedziałem o co jej chodzi.
Ku mojemu zdziwieniu nic nie odpowiedziała tylko upadła na kolana i pchnęła mnie do tyłu. Zanim cokolwiek powiedziałem siedziała już na mnie zaklejając mi usta w ciepłym i namiętnym pocałunku. Nie chętnie tym razem, ale poddałem się jej zaborczości.
Gdy zaczęła rozpinać mi koszulę niebezpiecznie zbliżając się do mojego rozporka postanowiłem się odezwać.
- MaRaa może chodźmy do namiotu, bo jesteśmy tak jakby na widoku.
- Oj no przestań, w namiocie będzie druga runda. Po za tym tu nikogo przecież nie ma. - odpowiedziała po czym chwyciła w zęby moj sówak i rozpieła mi spodnie.
Dłońmi bładziła po moim nagim ciele, ogarnęła mnie gęsia skóra z ekscytacji. Co chwilę składała mokry pocałunek, drażniąc językiem mój sutek. Jej dłoń zeszła niżej i zabawa przeniosła się w okolice mojego penisa. Z mych ust wydobyły się ciche jęki. Ale zaraz, zaraz ja jestem całkowicie nagi a ona ubrana? Czas to zmienić. Chwyciłem jej talie i przyciągnąłem do siebie. Mocno zaciskając w misiowym uscisku, odwróciłem nasze role. Będąc na górze pochyliłem się nad nią i doprowadzając do erotycznej furii, powoli i delikatnie zdejmowałem jej ubranie. Rozpalona MaRaa czekała, aż się zlituje i sprawdzę poziom nawilżenia jej miejsc intymnych. Tym czasem ja drażniłem opuszkiem palca jej nabrzmiałe sutki, które wyglądały jak pokrętła od radia. Nagle usłyszałem, że coś szeleszczy w krzakach i nawet spojrzałem do przodu. Tam ktoś był i obserwował nas. Miałem zamiar przerwać zabawę lecz blondynka wykorzystała chwilę mojej nieuwagi. Straciłem pozycję kończąc pod wcale nie lekkim ciałem, rozgrzanej do czerwoności, mojej narzeczonej. Składając pocałunki na moim obojczyku, zrobiła mi malinkę. MaRaa poruszała się stosunkowo delikatnie cicho pojękując, ja zastanawiałem się czy ten ktoś dalej tam jest. Po chwili mój członek wyłączył mi mózg i oddałem się całkowicie chwili zmieniając pozycję.
***
Pov Hobi
Następnego ranka obudziłem się dość szybko lecz moja samotność długo nie potrwała. Ten sam schemat co dnia poprzedniego. Stylistka szykował mi ubrania, tłumaczka przedstawiała mi plan dzisiejszej randki. Mieliśmy pojechać do Poznania. Gdy kończono mój makijaż, zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu widniał różowy kucyk pony.
- Jin? - zapytałem z niedowierzaniem. - Czy coś się stało? - zaniepokoiłem się jego telefonem.
- Część. Możesz rozmawiać? - odezwał się starszy.
- Tak, ale tylko chwilę. Zaraz ruszamy do Poznania na nową randkę. - odpowiedziałem
- Muszę Ci coś powiedzieć. Sobie wyobraź, że wczoraj wieczorem na kolację Jina przyprowadziła swojego chłopaka. - wypowiedział to jednym tchem.
- No ale to chyba dobrze? - nie rozumiałem problemu.
- No właśnie nie! - krzynął. - Przecież to moja mała siostrzyczka, a rodzice tak po ptostu się zgodzili. - lamentował.
- Jin przecież ona jest już dorosła. Spróbuj jej zaufać. - próbowałem go pocieszyć.
- Jej bym zaufał, ale nie Tae. Rozumiesz ona umawia się z naszym Tae. Chciałem mu dziś powyrywać nogi z dupy, ale moja rodzicielka kategorycznie zabroniła. Zagroziła mi, że już nigdy do mnie się nie odezwie jeśli nie zostawię Jiny i Tae w spokoju, rozumiesz? Na dodatek Jimin gdzieś zniknął i nie mam z kim o tym pogadać. - biedny żalił się dalej.
- Jin, pamiętasz jak Eul przyprowadziła do domu Ciebie? Ledwo jak skończyła 18 lat? Też nie byłem tym zachwycony. Moja maleńka siostra i mój starszy przyjaciel. Ale dałem Wam szansę, więc i Ty daj im. - powiedziałem dumnie.
- No i może nie trzeba było, jakoś nam nie wyszło. Ja nie chce żeby Jina cierpiała. - zasmucił się.
- Przepraszam, że o tym wspomniałem, nie pomyślałem, że zrobię Ci przykrość. Wybacz, ale to co się stało, to wasze życie. Ani wy ani ja nie mogliśmy tego przewidzieć. Jiny też nie uchronisz przed jej błędami. Tae to dobry chłopak, może się okazać, że będą najszczęśliwszą parą w Korei. Chcesz ich tego pozbawić? - próbowałem dalej pocieszyć przyjaciela.
- No nie.. - odpowiedział.
- Panie Hoseok proszę kończyć, musimy już jechać. - popędzała mnie osoba z obsługi programu.
- Muszę kończyć, nie martw się, zdzwonimy się jakoś potem. - rozłaczyłem się szybko w drodze do czekającego już vana na tyłach hotelu.
Droga z Warszawy do Poznania zajęła nam około cztery godziny. W końcu dojechaliśmy do kawiarni gdzie miała czekać kolejna kandydatka. Gdy ekipa i ja weszliśmy do środka, poznałem Partycję. Dziewczyna odrazu podbiegła do mnie wieszając mi się na szyi i całując w policzki z obu stron. Gdy już skończyła swoje odważne przywitanie dosłownie ręką złapała mnie za moje krocze. Zrobiła to jednak tak szybko, że nikt nie zauważył. Ratunku ja nie chce z nią być sam na sam. Jin mówił, że żadna mnie nie zgwałci. Chyba się nie zna na kobietach, tak jak twierdzi. Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłem za niewiastą w miejsce docelowe naszej randki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top