14:38 - 1st March 2014

- Co tu się odkurwia?! - wrzasnął skołowany Jungkook, wbiegając na szpitalny korytarz. Jego twarz płonęła ze wściekłości, bowiem gdy tylko odsłuchał wszystkie nagrane przez Hyunbin i męża wiadomości, wybiegł z ważnej konferencji i jak na skrzydłach pognał do szpitala.

To nie tak, że przejmował się losem rodzącej Hyunbin, ani tym bardziej domniemanym potomkiem, bo szczerze powiedziawszy, miał to głęboko w poważaniu. Najchętniej wcale by tam nie przyjeżdżał, no ale nie mógł pozwolić, by ta zdradziecka żmija owinęła sobie jego skarbeńka wokół palca i, nie daj Boże, namówiła na jakąś adopcję czy inne dziwactwa.

Zresztą wystarczyło, że z rozmowy telefonicznej wyłapał to jedno imię - "Bogum", by się w nim zwyczajnie zagotowało.

- Hejka. - Bogum uśmiechnął się sztucznie i poklepał wolne miejsce w rządzie krzeseł obok siebie. Miał malutkie, czerwone oczy i bez przerwy szczerzył się jak idiota, więc Jeonowi nie zajęło długo domyślenie się, w jakim stanie ten pajac wiózł jego ukochanego. A zapewne zapierdalał jak na torze wyścigowym i łamał wszystkie możliwe przepisy drogowe, omal nie powodując wypadku.

(Co w istocie było prawdą.)

- Czy ty coś brałeś, Bogum?

- To lecznicza marihuana, mam na nią receptę! - krzyknął w swojej obronie, przykładając do piersi dłoń.

- Przecież w Korei nawet lecznicza nie jest legalna! - Jungkook miał wrażenie, że zaraz wyrwie sobie włosy z głowy przez tego imbecyla. - Nie wiem, twój lekarz jest szamanem, pracującym dla jakiegoś gangu? Jak mogłeś w takim stanie prowadzić pojazd?!

- To nie pierwszy raz, jestem doświadczony - zaśmiał się Bogum i machnął ręką w powietrzu. - Zresztą, niech pan nie będzie już taki spięty i usiądzie, za chwilę to coś wyskoczy jej z cipki i będę mógł wkroczyć do akcji - dodał z perwersyjnym uśmieszkiem na swojej mało inteligentnej twarzy, przez co Jungkook miał wrażenie, że zaraz puści pawia.

Sam już nie wiedział, czy aktualnie bardziej brzydziła go wizja rodzącej, spoconej Hyunbin i jej dziesięciocentymetrowego rozwarcia szyjki macicy, wizja pomarszczonego bobasa w jakimś płynie owodniowym, czy może jednak fakt, iż Bogum chciał później się do niej dobierać.

- Jesteś obrzydliwy - westchnął, z trudem przełykając ślinę. Oczywiście miał ochotę wygarnąć temu kierowcy od siedmiu boleści, jakim jest bezmyślnym i odrażającym kutasem, ale spojrzał w szybę sali za plecami Parka i omal nie dostał zawału.

Taehyung stał nad łóżkiem Hyunbin i trzymał ją za rękę, kiedy ta wykrzywiała twarz w grymasie, a lekarz z położną grzebali jej między rozstawionymi nogami.

Nie zastanawiał się zbyt długo i wtargnął do środka, choć wiedział, że jeśli pozwoli sobie spojrzeć na jej pochwę i wynurzającego się stamtąd małego potworka, to albo zwymiotuje, albo się zwyczajnie przewróci i zemdleje. Nie chciał mieć do końca życia traumy i obrzydzenia do wszystkich ciężarnych kobiet oraz niemowląt. Nawet jeśli za sprawą całej tej sytuacji i swojej byłej partnerki tak już się stało.

- Taehyung!

- Jungkook! - krzyknął zaskoczony obecnością męża student i oderwał się na moment od ciężko oddychającej kobiety.

- Niech on stąd wypieprza! - jęknęła, ignorując prośby lekarza, by nie przestawała przeć.

- Proszę stąd wyjść! - upomniała Jeona pielęgniarka, a ten z miłą chęcią by jej posłuchał, ale Tae nie wytrzymałby, gdyby się nie wtrącił.

- Ale on jest ojcem!

- To pan nim nie jest?

- Żadne z nas nie jest ojcem, do cholery! - wyprowadzony z równowagi Jungkook trącił ramieniem sfrustrowaną pielęgniarkę, która nie miała pojęcia, co właściwie działo się na sali. Złapał męża za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi.

- Jeszcze tylko troszkę, tak właśnie - mówił w skupieniu lekarz, jakby całkowicie odcięty od rozgrywającej się tam dramy.

I kiedy już prawie wyszli, Hyunbin dość głośno kichnęła, a serca dwójki mężczyzn zatrzymały się, kiedy doktor uniósł do góry małą istotkę.

- To dziewczynka - obwieścił, gdy płacz noworodka dobiegł uszu wszystkich, znajdujących się w pomieszczeniu. - Mają państwo córeczkę - dodał, oddając dzieciątko w ręce położnej. Choć patrząc ze zdziwieniem na dwójkę mężczyzn, sam już nie wiedział, którego powinien nazywać ojcem.

- Wychodzimy, Taehyung - wydusił czarnowłosy, starając się nie patrzeć na małą, której właśnie wycinali pępowinę.

- Tylko wytnijcie ją ładnie, w sensie całą, bo nie chcę, żeby miała taki obrzydliwy pępek z jakimś gówienkiem w środku w przyszłości - rzucił rozemocjonowany student, a położna tylko zmarszczyła brwi i skinęła głową.

- Przestań, chodźmy już stąd - warknął jego mąż, bezskutecznie próbując odciągnąć go od zespołu medycznego.

- Jungkookie... To twoja córeczka - szepnął, patrząc błagalnie na ukochanego, który wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać z bezsilności.

- Nieprawda, ona nie jest moja - zaprzeczył, przecierając rękawem załzawione oczy.

- Wiesz, że to twoje dziecko. I nie kłam, bo obiecałeś, że chociaż zrobisz testy.

- I zrobię. Tylko jeszcze nie teraz, nie jestem gotowy - odparł, wychodząc z sali bez niego.

- Trzymaj się, Hyunbin. Pamiętaj, że dotrzymam słowa. Jutro też zajrzę! - pomachał do wycieńczonej kobiety, która tylko uśmiechnęła się nieznacznie i szepnęła nieme "dziękuję".








______________

za namową przyjaciółki obejrzałam jeden odcinek  „boku no pico" i w trakcie miałam ochotę sobie wyłupić gałki oczne mikserem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top