12:49 - 1st March 2014
Taehyung miał szczerze dość swoich uczelnianych znajomych. Po prostu nie mógł już słuchać o tym, że na zewnątrz niedługo zrobi się cieplej, przyjdzie wiosna, wiśnie pięknie zakwitną, ptaszki znów zaczną śpiewać, a wszyscy będą rzygać tęczą i wyznawać sobie miłość. To nie tak, że był jakimś pesymistycznym człowiekiem (bo był właśnie tego kompletnym przeciwieństwem), ale z całego serca współczuł swoim żałosnym znajomym. Pewien był, że ich wielkie plany wyparują po kontakcie z szarą rzeczywistością. Bo co by tu dużo mówić... Tylko on miał to szczęście, by w wieku dwudziestu dwóch lat mieć bogatego, wpływowego i na dodatek zabójczo seksownego męża.
Życie z Jungkookiem było zbyt wygodne, by z niego zrezygnować, choć po jakimś czasie faktycznie przestał traktować biznesmena jak worek pieniędzy bez dna, darmową noclegownię i wiecznie stojącego na baczność penisa, kiedy tylko miał ochotę sobie pojęczeć. Zakochał się w nim, w każdym jego aspekcie, każdej wadzie, których młodszy miał całkiem sporo, ale jemu to już nie za bardzo przeszkadzało. Zresztą wiedział, że teraz nie łączył ich tylko jakiś fałszywy ślub po pijaku w sylwestra, ale coś więcej. Jungkook przecież oświadczył mu się kolejny raz, a on te oświadczyny przyjął z radością.
Mimo wszystko postanowił, że w najbliższym czasie odkryje, co tak naprawdę wydarzyło się tamtej szalonej nocy. Nastał już marzec, a on nie wiedział kompletnie nic. Snuł tylko domysły, że pieprzyli się do rana jak jakieś niewyżyte króliki, bo sypialnia wyglądała tak, jakby przeszło przez nią tornado, a on, przez ten rozdzierający ból w dolnych partiach, nie mógł zrobić kupki przez kilka dni. Ale to była mała cena za takie doznania.
Z jednej strony sam nie wiedział, czy chce poznać prawdę. W pierwszym tygodniu ich znajomości, a zarazem małżeństwa, bez przerwy namawiał młodszego, by przeprowadzili śledztwo i udali się do miejsca, gdzie udzielono im ślubu, po tym jak Jungkook znalazł w kurtce jakiś dokument. Ale teraz bał się tego, co mogliby odkryć. Może faktycznie lepiej byłoby zostawić tamtą noc w spokoju?
Lecz nieważne, jak bardzo by chciał, nie miał czasu do takich głupstw. Musiał przyłożyć się do studiów, które trochę sobie ostatnimi czasy olał.
Ale mimo wszystko cieszył się i lubił swoje życie. Miał cudownego męża, odzyskał przyjaciela, zakolegował się z Hoseokiem, którego Jungkook ostatecznie nie wyrzucił z roboty, a poza tym opływał w luksusy i profesorowie chwalili jego projekty, które teraz sumiennie donosił na czas.
Nawet jeśli nadal nie miał kontaktu z rodziną, nawet jeśli na zewnątrz była chujowa pogoda i daleko było jej do przepięknej wiosny, o jakiej non stop pierdolił Bogum, to Taehyung budził się z uśmiechem, bo miał przy sobie swojego wspaniałego męża, którego teraz nie wymieniłby na nikogo innego.
I wszystko byłoby wręcz rewelacyjnie, jak w krainie mlekiem i miodem płynącej, gdyby nie dzwoniący w trakcie zajęć telefon, przez który wykładowca wypieprzył go z sali.
Oczywiście w ślad za nim wyszedł Bogum, nawet jeśli on niczemu nie zawinił i powinien siedzieć do końca, słuchając o odmianach kamieni szlachetnych. Taehyung postanowił zignorować jego działającą na nerwy obecność. Cóż, na debilizm jeszcze nie wymyślono lekarstwa.
- Halo? - warknął niezbyt uprzejmie, nawet nie patrząc, kto dzwoni. To nie mógł być Jungkook, on znał plan swojego kochanego studenta i pod żadnym pozorem nie dobijał się wtedy, gdy miał wykłady czy zajęcia praktyczne.
- Taehyung? Cześć, przepraszam, że przeszkadzam, ale... - zaczęła kobieta, a chłopak od razu poznał po głosie, że rozmawia z nikim innym, jak Hyunbin. Ale zaraz... Od ich ostatniej rozmowy minął miesiąc, a na początku marca... - Ale wody mi odeszły i jadę taksówką do szpitala.
- Co?!
- Jungkook, ten kutas nie odbiera, co mnie w ogóle nie dziwi, zresztą... O kurwa, ała!
- Hyunbin, wszystko okej?
- Ja pierdolę, niech to coś jeszcze poczeka - stęknęła do słuchawki, na co Taehyung się skrzywił.
- "To coś" będzie twoim małym dzieciątkiem, nie mów tak niemiło - upomniał ją zasmucony student, myśląc nad tym, co powinien począć.
- Nieważne. W każdym razie dzwonię do ciebie, bo ty jako jedyny nie masz tego dziecka w dupie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Sprawa jest prosta, jeśli Jungkook nie zgodzi się na testy na ojcostwo, to oddaję tego bachora do adopcji.
- Nie możesz! Jungkookie zrobi te testy, obiecał mi!
- Kurwa mać, jak to boli!
- Oddychaj, Hyunbin, już do ciebie jadę. Będę przy tobie i razem poczekamy na Jungkooka. Powiedz mi tylko, jaki szpital, a już wsiadam w autobus i do ciebie pędzę - dyszał, a kiedy sapiącą kobieta ostatkiem sił wydukała nazwę i adres szpitala, brunet pędem ruszył w stronę wyjścia z kampusu.
- Taehyung, jadę z tobą! - usłyszał za plecami biegnącego w jego kierunku Boguma, przez co przewrócił oczami i zacisnął szczęki.
- Spierdalaj, Park. Jebiesz zielskiem, myślisz, że wpuszczą cię do szpitala? - sarknął, prężnym krokiem pokonując drogę do przystanku autobusowego.
- Myślę, że moim samochodem będziemy tam szybciej, niż jak będziesz się musiał tłuc tymi autobusami. W obu przypadkach nie unikniesz korków, a w moim Porsche przynajmniej nie ma śmierdzących staruchów, jest ciepło i mam dobre basy. Poza tym, lubię samotne mamuśki - poruszył znacząco brwiami, a Taehyung tylko wziął głęboki oddech i ostatecznie spuścił głowę, zgadzając się na ten pojebany pomysł tego pojebanego pajaca.
Ale teraz liczył się czas i jungkookowy dzidziuś, który musiał przyjść na świat cały i zdrowy, a którego ta zdzira nie mogła oddać w ręce obcych ludzi.
Jego mężowi raczej nie spodoba się widok wspierającego jego byłą partnerkę przy porodzie Taehyunga, lekarka, machająca mu pałeczką do pobrania wymazu przed twarzą, ani zjarany Bogum w korytarzu, który na haju przejechał z jego cennym skarbeńkiem całe miasto.
No cóż, czasem trzeba się poświęcić.
_________________
#KiwiUmilaPoniedziałki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top