09:25 - 24th December 2014

Taehyung naprawdę nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. Wciąż siedział przy stole jak zamurowany, trzymając gorący kubek z kawą przy ustach od jakichś dziesięciu minut bez zmian. Chyba drgała mu powieka, co bardzo chciał wytłumaczyć niedoborem magnezu czy inną tego typu medyczną brednią, ale prawda była taka, że zwyczajnie nie potrafił przyjąć do informacji, iż...

- Jungkook. Minął rok, rozumiesz? Całe dwanaście miesięcy, a oni dopiero teraz sobie o mnie przypomnieli... - westchnął, patrząc jak mąż tarza się po podłodze razem z Taekookiem. I gdyby nie telefon od matki, który konkretnie zniszczył mu humor, pewnie zacząłby się śmiać. Bo cóż, od kiedy do ich mieszkanka wprowadził się puszysty pers z uciekającym okiem, to biznesmen stał się jego największym adoratorem. - Słuchasz mnie w ogóle, głąbie?!

- Słucham! - krzyknął, odrywając się na chwilę od zabawy z Taekookiem. Wziął więc kota na ręce i jęknął z rozczulenia, gdy zwierzak na pieszczoty odpowiedział słodkim mruczeniem. - Po prostu nie rozumiem, czemu przyjęcie przeprosin to dla ciebie taki problem.

- Bo gdyby nie to, że ta mała szmata, przez którą wszystko trafił szlag, nawaliła się na urodzinach wujka, nie zadzwoniliby. Tyle czasu, a ona dopiero teraz przyznała się, że leciała na mnie od piątej klasy podstawówki i to ona zaczęła dobierać się do mnie, a nie na odwrót.

- Nie ma tego złego, skarbie. Gdyby nie ona, nie poznalibyśmy się, a ja bym teraz nie żył - odpowiedział Jungkook, wzruszając ramionami. - O mój Boże, zobacz! - pisnął, kiedy Taekook zaczął bawić się pomponem jego czapki Świętego Mikołaja.

Taehyung uderzył czołem o blat stołu.

- Niby tak.

- Coś jeszcze gadali?

- Zaprosili nas dzisiaj na kolację wigilijną - mruknął niezbyt ucieszony taką wizją student, wreszcie dopijając swoją kawę z mlekiem i cynamonem. Były święta, a Tae kochał święta. Dlatego też każdy napój czy każde danie zawierało w sobie cynamon lub przyprawę do piernika, a mieszkanie tonęło w bożonarodzeniowych dekoracjach.

- Jak to "nas"? Powiedziałeś im, że masz męża?!

- Nie, no coś ty. Jeszcze matka poleciałaby na jakąś skargę do biskupa. - Taehyung odstawił kubek i oparł brodę na swojej ręce. - Po prostu mam już tego dość, tego, jacy wszyscy w tym domu są toksyczni. Równie dobrze mógłbym teraz nie żyć, mógłbym zostać zamordowany tamtej świątecznej nocy, kiedy mnie wyrzucili, i nikt by nawet o tym nie wiedział. Więc doszedłem do wniosku, że mam w nosie to, co o mnie pomyślą. Skoro naprawdę chcą naprawić nasze relacje, muszą zaakceptować mnie w całości. Powiedziałem, że mam faceta. Że mam cudownego mężczyznę już od roku i jestem szczęśliwy, nawet bez ich wsparcia.

Jungkook wypuścił wiercącego się Taekooka, po czym wstał z podłogi i podszedł do męża. Zaczął masować mu kark i co rusz posyłał mu słodkie całusy w czubek głowy.

- Jak zareagowali?

- Coś tam burknęła pod nosem, ale kiedy zagroziłem, że się rozłączę, zaczęła mnie przepraszać i powtarzać, że to w porządku i skoro jesteś taki cudowny, to chętnie cię pozna.

- No to już mamy plany na wieczór! - Mężczyzna klasnął w dłonie i podszedł do radia, które momentalnie podgłośnił, słysząc swój ulubiony, świąteczny przebój.

- Guk, ty nie wiesz, w co się pakujesz... Będzie cała rodzina: matka, ojciec, wujkowie z ciotkami i kuzynostwo... Oni są nienormalni i-

- Dam radę. Po prostu taki ty razy dziesięć  - przerwał mu czarnowłosy, wyciągając z szafek produkty do pieczenia ciastek.

- Dzięki - mruknął, udając obrażonego. - A co z naszymi planami? Mieliśmy obejrzeć "Święta w krzywym zwierciadle", upiec pierniczki i całować się pod jemiołą całą noc...

- Nawet nie ma dziesiątej, skarbie. Zobaczysz, że się uwiniemy! Najwyżej planowanie twoich urodzin i pierwszej rocznicy przełożymy na jutro - odpowiedział, uśmiechając się ciepło, gdy poczuł ramiona męża wokół swojej talii.

- Nie, błagam, Guk... Ja nie obchodzę urodzin...

- Parę miesięcy temu mówiłem to samo, a mimo to zrobiłeś rezerwację w eleganckiej restauracji i nawet załatwiłeś kapelę mariachi, by zagrali dla mnie "Sto lat"!

- Bo to obciachowe, Gukkie, chciałem po prostu zobaczyć twoją minę. Przyznaj, mój prezent był zabawny.

- Ten był, fakt. Ale drugi był... seksowny.

- Mówisz o tym, jak przyczepiłem sobie do tyłka kokardę i wypiąłem się na komodzie, czekając, aż wyjdziesz spod prysznica?

- Tak, dokładnie o tym mówię.

Taehyung zachichotał, kiedy młodszy uszczypnął go w ramię.

- Jeśli już koniecznie chcesz mi coś dać... Możesz kupić mi jeszcze jednego kota, bo serduszko Taekooka należy do ciebie.

Jungkook przewrócił oczami i skupił się na szukaniu mąki. Ale skłamałby mówiąc, że ten pomysł mu się nie podobał.

*

- O kurwa - wypalił mężczyzna, otwierając szeroko oczy. Miał właśnie przed sobą potężną willę i z tego wszystkiego nawet się nie zorientował, kiedy pilnie strzeżona brama otworzyła się, pozwalając im wejść do ogrodu. - T-to naprawdę twój dom?

- Nie, idziemy z wizytą na kawę do sąsiadów - prychnął Taehyung, zaciskając palce jednej ręki na torbie z prezentem, zaś drugiej na nadgarstku męża.

- Serio? Po co?

- Boże, głąbie, to był sarkazm. Oczywiście, że to mój dom. A właściwie to dom moich rodziców - sprostował, wywracając przy tym oczami. - Guk, przysięgam, zaraz zaczniesz się ślinić.

- Po prostu... Ja nie... No wiesz... - odchrząknął, drapiąc się niezręcznie po karku.

- Nie podejrzewałeś, że moja rodzina jest obrzydliwie bogata?

- Coś w tym stylu - odpowiedział skołowany. Nie chciał teraz robić scen, zresztą Taehyung zapewne by go wyśmiał, ale mimo wszystko poczuł się oszukany.

Jego mąż mógłby być miliarderem, ale równie dobrze biednym chłopakiem z niezbyt urokliwej dzielnicy. Stan konta jego rodziny nie miał żadnego znaczenia i coś go ukłuło, bo żył rok z kimś, o kim nie wiedział tak podstawowych informacji.

- Czemu nigdy nie powiedziałeś?

- A co? Boli cię to, że utrzymywałeś mnie przez cały ten czas, podczas gdy moi rodzice srają pieniędzmi i mogli robić to za ciebie?!

- Słucham? - Jungkook zmarszczył brwi i wypchał językiem policzek. Popatrzył na męża, który aktualnie wycierał spocone dłonie o spodnie i poprawiał wino w torebce. - Wiem, że udziela ci się świąteczny stres, jak każdemu, i że boisz się konfrontacji z rodziną po takim czasie, na dodatek z jakimś facetem, ale nie musisz się na mnie wyżywać, ani wymyślać takich głupot. Ugryź się w język, zanim znów powiesz coś, co może mnie zranić, i czego możesz potem żałować - warknął, by zaraz potem prężnym krokiem podejść do drzwi i nacisnąć dzwonek o te pięć razy za dużo.

- Wiesz, czemu nie mówiłem? Bo ty tak samo nigdy o swoich nie wspomniałeś. Nigdy, Guk. Nawet nie wiem, jak mają na imię, czy też mieszkają w Seulu... nic.

- Po prostu są beznadziejni.

- Witaj w klubie! - Powiedział ironicznie, klaszcząc w dłonie.

Jungkook zaśmiał się z bezsilności i podszedł do starszego, by zamknąć go w swoich ramionach.

- Przepraszam, skarbie. Nie kłóćmy się, a już zwłaszcza nie w święta.

- Okej, głąbie. Ja też przepraszam - bąknął brunet, przenosząc swoje spojrzenie do góry, gdzie Jungkook wskazał palcem. Uśmiechnął się więc znacząco, widząc zawieszoną przy kolumnie jemiołę. Zarzucił ramiona na szyję męża i przymknął oczy, ale wtedy...

... wtedy usłyszał pisk swojej matki, gdy tylko uchyliły się mahoniowe drzwi.

- Synusiu, jednak przyszedłeś! - krzyknęła, przytulając zirytowanego studenta do swojej piersi. - Och, Boże, a to musi być ten twój Junhyun!

- Jungkook, mamo - wydusił Taehyung przez zaciśnięte zęby, obserwując jak matka mierzy jego męża od stóp do głów.

- Um, miło mi panią poznać - mruknął biznesmen, kłaniając się nisko.

- Tylko geje są tak przystojni. Od razu widać!

- Mamo, cholera no!

- Przecież ja tylko mówię, że jest przystojny!

- Tae, jest w porządku - wtrącił Jungkook, ukradkiem splatając palce ich dłoni.

- Zapraszam panów do środka - powiedziała spokojniejszym głosem kobieta, ciągnąc synka za rękaw. - Wszyscy się za tobą stęsknili, Taehyung!

- Doprawdy...

- I wszyscy bardzo chcą poznać twojego chłopaka. Nawet robiliśmy zakłady, czy może być brzydszy od ciebie, bo jednak o to ciężko, a z drugiej strony... woah, jak ktoś tak przystojny mógł polecieć na takie-

- Zaraz zawrócę i więcej mnie nie zobaczysz. - Taehyung zazgrzytał zębami, dodatkowo zdenerwowany tym, że mąż po prostu się z tego śmiał.

Jeszcze będzie czegoś chciał...

*

Dochodziła północ, a Taehyung zwyczajnie nie rozumiał, jak to się stało, że oni nadal tam siedzieli. I miał ochotę przybić sobie piątkę z czołem, bo cała rodzina najwyraźniej wolała Jungkooka niż jego. Wypytywali go o jakieś pierdoły, dokarmiali go wszystkim, co tylko leżało na stole, a nawet powstrzymywali się od zgryźliwych czy homofobicznych komentarzy! To dopiero sukces!

- Gukkie, wracajmy już... - wyszeptał ukochanemu do ucha, gładząc pod stołem jego udo. - Taekook pewnie zamiauczy się z samotności i... i chciałbym puścić w domu świąteczną składankę, napić się z tobą wina i tańczyć do trzeciej w nocy, czując twoje usta na swojej szyi i twoje dłonie na mojej talii... A potem chciałbym, żebyś kochał mnie w samej czapce Świętego Mikołaja - wymruczał, wydymając przy tym dolną wargę. Miał taki błagalny wzrok, że Jungkook nawet jakby chciał (a nie chciał) mu odmówić, to nie potrafiłby.

- Ale twoja mama powiedziała, że zaraz będą prezenty! - droczył się.

- W dupie to mam, Jungkook. Chcę ciebie i tylko ciebie, rozumiesz? Jesteś moim najwspanialszym prezentem każdego dnia bez wyjątku.

Biznesmen uśmiechnął się szeroko i pogładził kciukiem policzek męża.

- I musiałem znieść bycie nazywanym "głąbem" jakieś pięćdziesiąt razy, by w końcu usłyszeć coś tak słodkiego.

- Kocham cię, głąbie, i zabierz mnie do naszego domu - poprosił ze łzami w oczach, bo właśnie dotarło do niego, że ta wielka willa, w której spędził całe życie, teraz już nie miała dla niego żadnego znaczenia.

A ci wszyscy ludzie przy stole byli tylko spokrewnionymi z nim ludźmi. Ponieważ to Jungkook, Taekook i Yoongi z Hoseokiem byli teraz jego rodziną. I nie zamieniłby jej na nic innego.








______________

To ten....
Jutro epilog!
Miłego dnia/wieczorku/nocy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top