18:37 - 3rd January 2014
(A/n co powiecie na mini-maraton od dzisiaj do soboty? póki mam ferie, to chyba można szaleć, yup!)
++
Spacer wzdłuż oświetlonej klubowymi neonami uliczki może nie był idealnym pomysłem na randkę, jednak Jungkook chciał w końcu rozerwać się ze swoim mężem po tych dwóch dniach kiszenia się w mieszkaniu, oglądania filmów, uprawiania seksu i wpierniczania popcornu.
Miał nadzieję na fajne wyjście, a i obiecał starszemu, który za kilka dni musiał wracać na uczelnię, że gdy tylko znów nadarzy się więcej wolnego, to zabierze go na jakąś egzotyczną wyspę, by uciec od tych styczniowych mrozów i poznać się lepiej. Był dorosły, a prawdę mówiąc cieszył się Taehyungiem tak, jak mały dzieciak, któremu rodzice wreszcie sprawili szczeniaczka.
- Skądś kojarzę ten klub, nie wiem, chyba kiedyś tam byłem - czarnowłosy wskazał palcem na najbliższe przejście do podziemnej imprezowni, a Tae skrzywił się, myśląc dokładnie to samo.
- Jezu, dlaczego on się tak na nas patrzy? - skomentował niższy, gapiąc się z obrzydzeniem na jakiegoś ochroniarza z bandażem na głowie. - Czy on nie wie, że taką mordą odstrasza klientów?
- Pewnie w Sylwestra jacyś pijacy wszczęli bójkę i oberwał - pokiwał głową z dezaprobatą, mocniej zaciskając złączoną z Taesiem dłoń.
Uśmiechnął się pod nosem, czując na skórze chłodną obrączkę, wsuniętą na zgrabny paluszek mniejszego. Sam spojrzał na swoją wolną rękę, przyglądając się biżuterii z radosnymi promykami w oczach.
- Ach, Jungkookie. Trochę rano poszperałem w Internecie, i jutro jest taka dobroczynna impreza w centrum. No wiesz, dla samotnych matek z dziećmi. Tak sobie pomyślałem o tej biednej pani i może byśmy się wybrali? Masz dużo pieniążków i lubisz pomagać, co ty na to? - posłał mu promienny uśmiech, cmokając delikatnie w skroń swojego męża.
Młodszemu aż oczy wyszły na wierzch, bo cholera, on i pomoc charytatywna? Do chuja pana, nie!
- Jasne, księżniczko - wymruczał, miziając czerwonym z zimna noskiem o zaróżowiony policzek partnera. - Kocham pomagać, prawie tak mocno, jak ciebie! - krzyknął z psychopatyczną miną, dopiero po chwili, kiedy Tae aż przystanął, zorientował się, co takiego z tych nerwów wypadło z jego ust. - Znaczy, nie kocham cię.
Patrzyli na siebie w ciszy, czując, jak pocą im się dłonie.
- Znaczy nie, kurwa. Ugh, Tae, przepraszam - westchnął, składając na ustach bruneta drobny pocałunek.
- Nie masz za co, spokojnie - wydął usteczka i słodko zmarszczył nos.
- Chciałem powiedzieć, że jeszcze cię nie kocham. Ale jestem tobą piekielnie zauroczony i to pewnie kwestia kilku-
- Okej! Skończ! Zrozumiałem, skarbie - przewrócił oczami z rozbawieniem, śmiejąc się na głos, jak uroczo wygląda jego mąż, kiedy się stresuje. - Przed nami całe życie, zdążymy się pokochać - pociągnął go za rękę do pierwszej lepszej budki z ulicznym jedzeniem.
- Co ty, kotku? Chodź, zjemy w jakiejś porządnej restauracji.
- Ta, ty lepiej oszczędzaj kaskę na jutro, biedne mamy potrzebują jej bardziej, niż ja ekskluzywnych kolacji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top