11:03 - 1st January 2019
Niewyspany Taehyung siedział na przestronnym parapecie w salonie, palce kurczowo zaciskając na kubku parującej czekolady. Poduszka z frędzlami nieznośnie wbijała mu się w tyłek, ale nie mógł zmienić swojej pozycji, gdyż trójka kotów okupowała jego rozłożone nogi. Przynajmniej widok z okiennicy na zaśnieżony Paryż wynagradzał mu ten ból. A słodkie mruczenie kociąt sprawiało, że sylwestrowy kac mijał szybciej, niż się spodziewał.
Oderwał na sekundę wzrok od szyby i spojrzał z uśmiechem na śpiących na kanapie przyjaciół. Przynajmniej w nocy byli grzeczni, a Yoongi nie zrobił awantury, gdy najmłodszy domownik postanowił potraktować jego otwartą walizkę jak kuwetę. Przecież go ostrzegał...
Usłyszał w korytarzu kroki i dźwięk zamykanych drzwi, a jego serce radośnie podskoczyło. Piąta rocznica. Całe pięć lat z tym cudownym mężczyzną.
Zepchnął niechętnie swoje puchate dzieci z ud i po cichu przemknął przez salon, odstawiając pusty kubek na komodzie. Oparł się o framugę i na jego twarzy momentalnie zagościł uśmiech, gdy ujrzał swojego przystojnego męża z czerwonym od zimna nosem i rozburzonymi włosami, w których zagościły płatki śniegu. Wyglądał co najmniej rozkosznie, machając torbą croissantów przed twarzą bruneta. Jednak nie to przykuło uwagę Taehyunga, a ogromny bukiet róż w drugiej ręce młodszego.
W oczach momentalnie stanęły mu łzy.
- Nawet nie wiesz, jak trudno jest znaleźć otwartą kwiaciarnię w noworoczny poranek - sapnął, podchodząc do męża. Odłożył rogaliki na szafkę i z trudem zdjął płaszcz, by następnie przyprzeć rumieniącego się Taehyunga do ściany. - Ale nie mógłbym ci ich nie kupić - dodał, okładając twarz starszego nieśmiałymi pocałunkami. - I przepraszam za swoje zachowanie w ostatnim tygodniu. Po prostu... byłem zły, że zaprosiłeś Hoseoka i Yoongiego bez pytania mnie o zdanie, kiedy ledwo co się przeprowadziliśmy i chciałem spędzić naszą rocznicę tylko z tobą.
- Nie jestem zły, kochanie - szepnął, starając się odwzajemnić każdy pocałunek. - Wiem, że trochę nawaliłem, tylko... To takie niesamowite, no bo halo, Paryż! Mieszkamy w Paryżu! Dlatego zadzwoniłem do tych głąbów, bo musiałem się pochwalić. Pochwalić się, że będę projektował dla najlepszej francuskiej sieci sklepów z biżuterią, i że udało ci się otworzyć filię swojej firmy właśnie tutaj i... Boże, jestem teraz taki szczęśliwy, Guk, że nie masz pojęcia. A to dopiero piąta rocznica, przed nami jeszcze dziesiątki takich, które spędzimy sami - powiedział podekscytowany, czując jak gromadka kotów ociera się o jego łydki.
- Ja też jestem teraz szczęśliwy. W sumie, to od pięciu lat jestem najszczęśliwszym człowiekiem świata. Mam najlepszego męża pod słońcem, mam cudowne dzieci, które można zostawić w domu bez opieki na kilka godzin, bez obawy, że zabierze je nam opieka społeczna, mam... wszystko, czego potrzebuję.
- Halo, halo! A przyjaciele? - usłyszeli donośny głos Hoseoka z salonu i momentalnie przenieśli tam wzrok.
Jungkook zaśmiał się i skinął głową. Nawet jeśli często kłócił się z Yoongim, a Hoseok non stop brał w pracy (z lenistwa) chorobowe, nie mógł zaprzeczać - byli teraz czwórką najlepszych przyjaciół.
- Tak. Mam też dwójkę irytujących przyjaciół - przytaknął, zgarniając z szafki wciąż ciepłe croissanty. - Głodni?
- I to jak - westchnął zaspany Yoongi, teatralnie łapiąc się za brzuch.
- A po śniadaniu zwiedzanie Paryża! - pisnął Taehyung, biegnąc w stronę lodówki. Wyjął z niej dwa duże słoiki nutelli, bo przecież znał Hoseoka i jego apetyt jeśli chodzi o słodkości, truskawkowe powidła i karton mleka. - Może i mieszkamy tu niecałe dwa miesiące i nasz poziom francuskiego jest mocno żenujący, ale chyba żaden przewodnik nie oprowadzi was po tylu świetnych miejscach, co my.
- I koreańskich restauracjach - dodał Jungkook, wstawiając w czajniku wodę na herbatę.
- Już się bałem, że będziecie nam kazali jeść jakieś żaby - mruknął pod nosem Yoongi, udając przy tym odruch wymiotny.
- Żaby? No coś ty... - zaśmiał się młodszy Jeon, machając w powietrzu ręką. - Takie rzeczy to na kolację.
*
Zegary wskazywały godzinę szóstą wieczorem, gdy grupka przyjaciół po długim zwiedzaniu wreszcie miała czas na odpoczynek w jednej z bardziej kameralnych, paryskich kawiarni. Minuty mijały, ciała wreszcie przestawały drżeć z zimna, a na stole przybywało talerzyków po kalorycznych deserach i kubków po rozgrzewających napojach. Yoongi z Hoseokiem kategorycznie zabraniali pozostałej dwójce płacić, tłumacząc to "podziękowaniem za oprowadzenie po mieście i nocleg", a także "drobnym prezentem z okazji rocznicy". Było po prostu idealnie. Tak pięknie i rodzinnie, że Taehyung ledwo wstrzymywał łzy, tuląc się do ramienia męża. I żałował, że nie posiada zdolności zatrzymywania czasu.
- A pamiętacie, jak na waszą drugą rocznicę zaprosiliście księdza Parka i opowiedział wam ze szczegółami, co odjebaliście w dzień ślubu? - zapytał Hoseok, łapiąc się ze śmiechu za brzuch.
- Gdybyśmy wtedy tak nie "odjebali", teraz i wy nie mielibyście obrączek na palcach - odgryzł się Taehyung, pokazując dwójce przyjaciół język.
- Gdybym nie zaprzyjaźnił się w gimnazjum z Jiminem, nikt z nas by ich nie miał - dorzucił Jungkook, obejmując Taehyunga ramieniem. - Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale dobrze jest mieć wtyki w Kościele.
- Dobrze jest mieć wtyki w policji - zaznaczył Yoongi, a wtedy pozostała trójka przewróciła oczami i kazała nie przypominać. Ale Min to Min, rozkazywania nie lubił. - Bo jak pewnie wszyscy pamiętacie, nasz sprytny Jungkookie pożyczył odznakę kolegi, by zażądać nagrania z kamer dachu tego wieżowca.
- Cukier, błagam...
Taehyung czuł, że zaraz umrze z zażenowania, a mimo to nie potrafił przestać się szczerzyć na te wspomnienia. Były szalone, fakt. Były czasem wręcz nienormalne, ale niczego nie żałował. Nie żałował tego, że zakochała się w nim własna kuzynka, przez którą skończył na ulicy. Nie żałował tego, że w kościelnym rejestrze został kobietą, ani nawet tego, jak...
- I potem puścił te nagrania przy nas, a my musieliśmy oglądać, jak prawie popełnia samobójstwo, by potem pieprzyć ledwo poznanego typa na mrozie.
- "Typa"... Aha, dzięki - prychnął Taehyung, duszkiem wlewając w siebie herbatę z imbirem.
- Znaliście się kilka minut, do cholery!
- Przeznaczenie - powiedział Jungkook, wzruszając ramionami.
- Nigdy nie zapomnę tego epizodu, jak wepchałeś mu w tyłek butelkę po soju... - Yoongi pokręcił głową, na co Taehyung i Jungkook jednocześnie kopnęli go w kostki pod stołem.
I po raz pierwszy cieszyli się, że żaden z gości kawiarni nie był w stanie ich zrozumieć.
- Dość!
- Co wam strzeliło do głowy w ogóle? A myślałem, że to ja jestem dziwny i spaczony, bo lubię nosić od czasu do czasu kiecki i peruki - westchnął Hoseok, mając z mężem niezły ubaw z tego, jak słodko dwójka gołąbeczków się rumieniła.
- Nie psujcie nam rocznicy, błagam... - bąknął zrezygnowany Taehyung, łapiąc Yoongiego za nadgarstek.
- Spokojnie, Tae. Po prostu chodzi o to, że was podziwiamy. Taką akcją powinniście się szczycić! Ksiądz Park miał rację... Tylko wy potraficie odjebać takie chore rzeczy - powiedział miętowowłosy, wołając do stolika kelnerkę, by poprosić o rachunek.
- Dzięki. Chyba - mruknął Jungkook, momentalnie spoglądając w nieco zaspane oczka ukochanego. Złapał jego różowiutkie poliki i ścisnął je jak u małego dziecka. Cmoknął usta starszego, ledwo powstrzymując się od jęknięcia z rozczulenia. Taehyung był najpiękniejszy na świecie i biznesmen wiedział, że zrobiłby setki, a nawet i tysiące innych, chorych i głupich rzeczy, by ta słodka kluska i ich kocie stado nigdy go nie opuściły.
*
Przez te pięć lat, które minęły stosunkowo szybko, zmieniło się wiele rzeczy. Naprawdę wiele rzeczy. Ale ta jedna czynność pozostała taka sama, niezależnie od dnia czy pory roku. Wspólne mycie zębów nadal było ich rytuałem, nadal było czymś niby tak zwykłym, a jednak intymnym i tylko ich. Jungkook zawsze opierał dłoń o umywalkę, a Taehyung oplatał nią jego talię. Głowę czasami kładł mu na ramieniu i nawet jeśli kilka chwil wcześniej potrafili porządnie się pokłócić, wystarczało włożyć do ust te głupie szczoteczki i spojrzeć w lustrze na własne odbicia. Jungkook wyjątkowo lubił droczyć się z mniejszym, kiedy z buzią pełną miętowej piany napierał na jego usta i śmiali się przy tym zawsze tak głośno, że kończyli cali opluci i umazani, goniąc się po przestronnej łazience.
Tej styczniowej nocy było podobnie, no może obyło się bez plucia i gonitwy, ale Taehyung rutynowo oparł podbródek o ramię męża i w ciszy kontynuował szczotkowanie. Jungkook uśmiechnął się lekko i kiedy tylko wypłukał usta, musnął wargami wilgotne czoło bruneta.
- Kocham cię, misiek.
- A hebe eż - wydukał z trudem starszy i dla Jungkooka było to po prostu najsłodszą rzeczą na świecie. - Ardzo ardzo - dodał, patrząc jak biznesmen stara się ukryć rumiane policzka.
Bo nawet jeśli posiadanie seksownego męża nie było jego życiowym celem, tak posiadanie kogoś tak wspaniałego jak Jeon Jungkook w swoim życiu z pewnością mógłby wpisać na pierwsze miejsce listy spełnionych marzeń.
KONIEC
_______________________
Tym więc oto rozdziałem kończy się sexy husband! Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca, a szczególnie osobom, które były tutaj od początku! Gdyby nie Wy, ten ficzek teraz by nie istniał... Mam nadzieję, że podczas czytania śmialiście i uśmiechaliście się dużo, bo właśnie to było moim zamiarem - stworzenie lekkiej i przyjemnej w odbiorze historii, bez angstów i nierzadko z chorym/rakowym humorem (no pls, Hosiek trans i HIV ruletka chociażby...). Może czasem wrzucę jakieś speciale z ich dalszego lub wcześniejszego życia, ale niczego na razie nie obiecuję. Zostawcie coś po sobie i fajnie, jeśli będziecie to opowiadanie miło wspominać albo wracać do niego, by poprawić sobie humor ♥
PS Dziękuję za te cudowne 200k wyświetleń i pamiętajcie, że bardzo mocno Was kocham!
^ to Taekook po zabawie z Kuksonem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top