THURSDAY

4375 SŁÓW

~~~~~~~~~~~~~


Jeongguk:

W czwartek, kolejnego tygodnia, czekało na mnie dość radosne wydarzenie. A przynajmniej co roku takie było. Bo mama z tatą już od rana spamowali mi wiadomościami na różnych komunikatorach i w SMS–ach. Tak samo jak starszy brat i jego żona. Znajomi ze studiów i liceum również o mnie nie zapomnieli. Więc jak mogłem się tego spodziewać, ci nowi, z biura, także postarają się o to, aby jakoś uczcić moje urodziny. I nie myliłem się. Bo tuż po dotarciu na czwarte piętro i przeniesieniu wzroku na mój boks, ujrzałem mnóstwo balonów, kwiatów i serpentyn, którymi ustrojone zostało moje stanowisko. Oczywiście na tym się nie zakończyło. Cały zespół już na mnie czekał, z czapeczkami urodzinowymi na głowach i rozwijającymi się gwizdkami w ustach. Wystrzeliło dużo konfetti, brudząc pół piętra. Odśpiewaliśmy mi „Sto lat". Zdmuchnąłem świeczki z tortu z takim samym napisem i moim imieniem. A po wyściskaniu wszystkich i podziękowaniu, przyszedł czas na czekający na mnie na biurku prezent. Dość spory, więc jak się domyślałem – od całego zespołu.

Yu i Somi zaczęli zachęcać mnie do szybkiego otwarcia, najwyraźniej nie mogąc się doczekać mojej reakcji? Ale chętnie się za to zabrałem, rozwiązując początkowo chroniącą pakunek kokardę, aby tuż po tym rozedrzeć ozdobny papier i w końcu zabrać się za otwieranie czarnego pudła, w którym skrywała się... czarna, męska, biurowa torba. I w sumie choć jedną już miałem, kolejna na pewno się przyda. Zwłaszcza gdy rozpocznie się nowy rok akademicki i będę musiał przekładać wszystko z jednej torby do drugiej... A tak to sprawa rozwiązana. Jedna do biura, druga na studia.

– Pani Han osobiście ją wybierała – zdradził mi Yu, kiedy oglądałem środek mojego prezentu.

Ale no właśnie! Han Sohee! Bo jednak każdy z czwartego piętra zebrał się tutaj na te pięć minut, aby zaśpiewać dla mnie sto lat i złożyć życzenia. Każdy oprócz... Sohee.

Od razu zerknąłem w stronę jej gabinetu, zastanawiając się czy tam teraz jest i patrzy w moją stronę. Zwłaszcza skoro sama wybierała tę torbę?

Ostatni tydzień i tamto wydarzenie ze spotkania z naszą autorką, niczego nie zmieniło. Nadal się ze mną nie umówiła. I nadal uparcie twierdziła, że jestem głupim dzieciakiem, który jej nie interesuje. A jednak... nie oberwałem po przyznaniu się do wręczenia jej tamtego bukietu słoneczników. A kiedy pani Lee czytała fragment swojej książki, który akurat był o miłości... Sohee spojrzała w moją stronę! A teraz ta torba! Nadzieja nadal była! A ja nadal miałem zapał i cierpliwość, aby próbować na nowo.

– Ale wolała uniknąć składania mi życzeń – zauważyłem, odpowiadając w końcu Yu na tę informację. – Jednak... dzień się dopiero rozpoczął – dodałem, posyłając mojemu rozmówcy cwany uśmieszek. Bo kto wie co się dzisiaj jeszcze wydarzy.

– Idź lepiej po zadania od niej – zaproponował, szczerząc się do mnie równie szeroko, bo chyba sam był ciekawy rozwoju dzisiejszych wydarzeń.

– No fakt, może chce mi je złożyć na osobności – stwierdziłem, pełen nadziei. Choć równie dobrze mogłem otrzymać od niej po prostu zadania i zostać jak najszybciej oddelegowany z jej gabinetu... Ale jeżeli naprawdę sama wybierała dla mnie ten prezent, niemożliwe że do tego dojdzie.

Oczywiście przygotowałem się na całe to biurowe świętowanie. Z rana kupiłem mnóstwo przeróżnych babeczek, które zaniosłem jeszcze do socjalnego, aby każdy mógł się nią poczęstować w ciągu dnia. A kiedy pochodziłem jeszcze przez chwilę po moich najbliższych, biurowych znajomych, zapraszając ich na wspólny wypad do baru po pracy, w końcu byłem gotów ujrzeć i porozmawiać z Sohee.

Jak dzisiaj będzie wyglądać?

Będzie zła, smutna, radosna, zmęczona?

Uda mi się wywołać jej uśmiech?

Czy w ogóle poruszy temat moich urodzin? Czy po prostu przydzieli mi zadania i wygoni?

Zapukałem do jej gabinetu. A po usłyszeniu zaproszenia do środka, wszedłem powoli.

Sohee zajmowała miejsce za biurkiem. I tym razem nie miała rozpuszczonych włosów. Spięła je w kok, pozostawiając w lekkim nieładzie. Taką ją uwielbiałem. Była wtedy jeszcze atrakcyjniejsza. Dodatkowo w białej koszuli, ze swoimi mocnymi rysami twarzy i przenikliwym spojrzeniem, prezentowała się idealnie. Taki lekki diabełek w anielskiej otoczce.

Przepiękna. Jak zwykle.

Ale panujemy nad sobą, Jeongguk.

Dopiero kierując się w jej stronę zauważyłem co takiego znajduje się na jej biurku, oprócz oczywiście biurowych przyborów i sterty papierów. Mały, biały torcik, z czarnymi literkami, z których układało się „Happy BDay".

Okay, niczego nie zakładam. To moja estetyka, ale wcale nie musi być on dla mnie.

Mimo wszystko nieco się podekscytowałem, czując jak bicie mojego serca przyspiesza. Zwłaszcza gdy w końcu się do mnie zwróciła. W dodatku jako pierwsza:

– Dzień dobry, Jeongguk.

– Dzień dobry, noona – odpowiedziałem od razu, kłaniając się i posyłając jej uśmiech. A nie chcąc przychodzić tu bez powodu, jeszcze w socjalnym złapałem jedną z osób, które kierowały się do gabinetu Sohee. I teraz mogłem wręczyć jej teczkę z papierami, mając idealną wymówkę na pojawienie się tutaj tak wcześnie. – Pani Kim z działu promocji poprosiła o przekazanie – wyjaśniłem, podając jej te dokumenty. A mój wzrok zaraz ponownie skupił się na tym torcie, przecież nie mogąc go zignorować. – Myślałem, że noona ma urodziny dopiero za dwa miesiące? Czy to dla jakiegoś znajomego? – założyłem najgorsze, przyglądając się jej z uśmiechem. A pod tym kątem mogłem zobaczyć co takiego znajduje się na jej włosach. Klamra ze słonecznikiem.

Przeurocza. Naprawdę pasuje do niej ten kwiat.

Sohee pozostała na to spokojna, zaraz chcąc mnie uświadomić dla kogo to prezent:

– Nie wygłupiaj się. Wszystkiego najlepszego.

I gdyby nasza relacja wyglądała trochę inaczej, właśnie zacząłbym się do niej szczerzyć jak szalony, po czym wyściskałbym ją i wycałował, nawet za tak niewielki gest.

Ale w obecnej sytuacji musiałem z całej siły pozostać spokojny, po prostu delikatnie uśmiechając.

Torba, a teraz tort! Możeeeee jednak jej na mnie zależy? Choć troszeczkę? W końcu od niedawna zaczęliśmy ze sobą normalnie rozmawiać... Nie tak jak na początku...

Choć pomimo moich myśli, postanowiłem o to nie dopytywać, nie chcąc niczego zepsuć zbędnymi pytaniami, które zazwyczaj po prostu tylko ją denerwowały. Dlatego poszedłem w innym kierunku, rzucając:

– Jestem nareszcie choć o rok starszy – zauważyłem, patrząc na nią wymownie, nadal z takim samym szczęśliwym uśmiechem. I standardowo liczyłem w tym momencie na jednoznaczną odpowiedź, którą byłoby: „Wiem, dlatego możemy zacząć się umawiać". Ale Sohee na to prychnęła, słusznie zauważając że:

– To niewiele zmienia. Smacznego.

Pokornie przyjąłem ten ukryty przekaz, a uśmiech z mojej twarzy zniknął.

Nie skomentowałem tego jednak, wyciągając jedynie telefon, aby uwiecznić ten jakże bliski mojemu sercu prezent. I nie sądzę, aby nawet rodzice, z zapewne jakąś markową marynarką, albo innym drogim ubraniem, to przebili. Bo jednak w prezentach liczyły się pozytywne emocje, które wywołują w obdarowywanej osobie. A nie pieniądze na nie wydane.

Od razu na szybko wrzuciłem to zdjęcie na Instagrama, dodając do opisu jedynie słonecznik.

A niech mają. Niech sobie już plotkują.

A po schowaniu telefonu z powrotem do kieszeni, zająłem się przygotowywaniem talerzyków i widelczyków, przenosząc je wraz z nożem na biurko Sohee. Ukroiłem nam dwa kawałki, uśmiechając się na wnętrze tortu. Bo było truskawkowo–czekoladowe. A przynajmniej tak założyłem, widząc brązowe i czerwone nadzienie.

Ktoś zrobił research.

I znów mogłem poczuć to przyjemne ciepło w klatce piersiowej. A na mojej twarzy znów pojawił się delikatny uśmiech. Jednak dopiero gdy położyłem przed Sohee talerzyk z jednym kawałkiem, a sam usiadłem z drugim przy biurku, naprzeciwko niej, odezwałem się:

– Dziękuję. Za tort i za torbę. Pasuje do mnie. Przemyślany zakup – zapewniłem, zarówno odnośnie torby, jak i tortu. Bo jak mogłem dzisiaj zauważyć, nawet nie chcąc mnie poznać, znała mnie. Choć trochę.

– Cieszę się, że ci się podoba – oznajmiła tylko, łapiąc za przygotowany dla niej talerzyk z tortem. Początkowo skupiliśmy się na posmakowaniu go, nic więcej nie dodając. Dopiero po chwili Sohee znów się odezwała: – Postaram się dzisiaj być dla ciebie milsza. Ale nie obiecuję, że się uda – stwierdziła, a czegoś takiego się nie spodziewałem.

Chociaż jeden dzień w roku... Jeszcze gdybyś się tylko ze mną umówiła, byłoby idealnie.

– To ja będę dla ciebie miły za nas dwoje – stwierdziłem z uśmiechem, nie mając zamiaru zacząć narzekać na jej dotychczasowe podejście do mnie. Wolałem skupić się na czymś innym, dzieląc z nią tym, co zauważyłem tuż po wejściu do jej gabinetu: – Pasuje ci takie uczesanie, noona. Wyglądasz w nim promienniej.

Mój wzrok ponownie zaczął śledzić każdy jej kosmyk. Od czubka głowy, aż po ramiona, na które opadało kilka pasm jej włosów. I jeżeli faktycznie zamierzała być dzisiaj dla mnie miła, to raczej za to nie oberwę...?

Mimo wszystko trochę się tego obawiałem, zaraz uciekając wzrokiem na jedzony kawałek tortu, nabierając kolejny kęs.

– Dziękuję. Smakuje ci? Widziałam czekoladę i truskawki na twoim profilu. – Sohee od razu postarała się zmienić temat naszej rozmowy, raczej nie zamierzając zagłębiać w ten komplement. Bo fakt, od tego miała mnie. Oczywiście jeżeli tylko miałaby ochotę tego słuchać. Na razie ze wszystkim musiałem być subtelny i ostrożny. Nawet w moje urodziny.

– To najlepsze połączenie smaków – przyznałem, zaraz na potwierdzenie tego biorąc kolejnego, dużego kęsa. Choć ja, w przeciwieństwie do niej, nie zamierzałem od razu porzucać tego tematu i przechodzić do następnego, bo chciałem go nieco rozwinąć. Zwłaszcza gdy zauważyłem pewien istotny fakt! – I widzę, że nie tylko ja bawię się w lekki stalking – dodałem, spokojnie, wlepiając wzrok w trzymany kawałek tortu na talerzyku, gdy na moich ustach znów pojawił się delikatny uśmiech. Może nawet nieco triumfalny.

– Bez przesady. Od tego jest Instagram, by sprawdzać informacje o ludziach, które sami chętnie udostępniają – wytłumaczyła się, wzruszając przy tym ramionami, jakby to nie mialo żadnego znaczenia. A jednak kiedy to ja, tydzień temu, przyznałem się do lekkiego stalkingu, oberwało mi się po uszach.

Ja natomiast, w przeciwieństwie do Sohee, nie zamierzałem jej za to karcić. Bo znów zaliczałem to do kolejnego, niewielkiego sukcesu.

– Co studiujesz tak właściwie? – Noona zmieniła w międzyczasie temat, znów zapewne nie chcąc się w niego zagłębiać, bo było to dla niej albo krępujące, albo niebezpieczne? A patrząc na długość naszej znajomości, pytanie o moje studia, wydawało się w tej chwili naprawdę zabawne.

– Filologię. Koreańską na SKKU. I angielską online. Wolałem przygotować jakiś plan B, gdyby jednak na rynku było większe zapotrzebowanie na tłumaczy, recenzentów i korektorów – zdradziłem, przygotowując sobie w międzyczasie kolejny kęs tortu. Choć moje oczy oczywiście zerknęły na nią na sekundę lub dwie, ciekawe jej reakcji.

– Słuszny plan – stwierdziła jedynie, co w sumie mi wystarczyło. Potwierdzając, że chyba obrałem dobrą ścieżkę? – To za miesiąc kończy się twój staż? – dodała, na co od razu się uśmiechnąłem. Nieco zadziornie.

– Nie, noona, tak szybko się mnie stąd nie pozbędziesz. Od czwartego roku studiuję zaocznie.

Ucieszysz się? Czy raczej nie?

– O, czyli zostajesz z nami? To dobrze. Przydajesz się – stwierdziła, a ja aż się nieco wyprostowałem na tym krzesełku, zaskoczony tymi słowami.

– To dobrze? – powtórzyłem te dwa zaskakujące mnie słowa. – Czyli nie jestem dla ciebie takim ciężarem? – dopytałem, tym razem patrząc prosto na nią.

I mogła mnie w tej chwili zbyć, zmienić temat lub w końcu oddelegować, a jednak... szczerze na to odpowiedziała!

– Nie, nie jesteś. Gdybyś był, nie siedzielibyśmy tu teraz, jedząc twój tort.

!!!

I znów pojawiła się iskierka nadziei!!!

A mi aż się oczy na to zaświeciły!

– Więc... może nie odmówisz jeżeli zaproszę cię na wspólne świętowanie moich długo wyczekiwanych, dwudziestych trzecich urodzin – podkreśliłem dumnie swój nowy wiek – do baru? – dokończyłem pytanie, które w sumie pojawiło się w tej rozmowie zupełnie spontanicznie. Bo może jeżeli nie chciała wyjść gdzieś ze mną sam na sam, uda mi się spędzić z nią czas w towarzystwie innych... A obawiając się jej reakcji, zaraz dodałem tę informację: – Yugyeom, Somi, Mingyu, Yeri i Sullyoon zadeklarowali się, że też przyjdą.

Chwila ciszy i zastanowienia iiiiii...

– Nie będziecie się za dobrze bawić z szefową na karku.

Dobraaaaaa... Ale to nie jest odmowa! Próbujemy dalej!

– Jak miałbym się źle bawić z TAKĄ szefową na karku, noona? Przyjdź, jeśli oczywiście chcesz i możesz – oznajmiłem, robiąc wszystko co w mojej mocy, aby pozostać spokojnym. Nawet jeśli w mojej głowie właśnie panował istny chaos.

Ponowna chwila ciszy i zastanowienia iiiii...

– Gdzie dokładnie?

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Spokój i opanowanie, Jeongguk!

– Do Sky Lounge – podałem spokojnie lokalizację, wpatrując się w jej oczy.

– Postaram się przyjść – usłyszałem w końcu, wręcz wybuchając na to w środku! Jakbym właśnie usłyszał, że „tak, chętnie zacznę się z tobą umawiać, Jeon Jeongguk".

SUKCES!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Niewielki, ale jest!!!

Posłałem jej na to jedynie lekki uśmiech i ciepłe spojrzenie, przeszczęśliwy.

I ktoś, jakby doskonale wiedział, że przebrnąłem w końcu przez tę ciężką rozmowę, zapukał akurat kiedy ją zakończyliśmy. A to był znak, że chyba czas się stąd zbierać i zająć pracą.

Sohee nie zaprosiła od razu pukającej do jej gabinetu osoby. Dlatego sam wstałem, zaczynając zbierać nasze talerze.

– Dziękuję za tort, noona. Chyba wrócę już lepiej do pracy? – oznajmiłem, w sumie lekkim pytaniem, bo mimo wszystko bardzo chętnie bym tutaj został. Najlepiej na cały dzień!

– Zabierz tort, jest w końcu twój – odpowiedziała jedynie na to, a na jej twarzy W KOŃCU pojawił się uśmiech!

DOBRA, KOLEJNY SUKCES!!!!! O CHOLERA, CO ZA DZIEŃ!!!

Zapatrzyłem się przez to na jej usta na chwilę, nawet nie rejestrując faktu, że zdążyła zaprosić tę osobę do środka. Ale to nie moja wina. Widuję go za rzadko, a jest tak piękny! I każdego dnia przeze mnie wyczekiwany!

Dopiero głos tej kobiety oderwał mnie od wpatrywania w Sohee, zmuszając do szybkiego opuszczenia jej gabinetu. Oczywiście prosto do socjalnego!

Położyłem ten tort na blat, talerzyki umieszczając na razie w zlewie, bo nie miałem głowy, aby bawić się w przekładanie ich do zmywarki.

Zgodziła się! Uśmiechnęła się! Była dla mnie miła!!!

Czułem jak szczerzę się do siebie szeroko. Zbyt szeroko. Ale niezbyt się teraz tym przejmowałem. Nawet gdy dołączyli do mnie Yu z Somi, na szybko analizując tę sytuację i zapewne też posta na Instagramie.

– Kupiła ci tort? – zauważyła Somi, na co Yu dorzucił:

– Jednak ktoś tu roztapia serce Królowej Lodu.

Zaraz postarałem się uspokoić, poważniejąc i patrząc po tej dwójce.

– Taaak? – zacząłem, dość cwaniackim tonem. – A wy we mnie wątpiliście. – Zmrużyłem na tę dwójkę oczy, krzyżując powoli ręce na torsie, choć na mojej twarzy zaraz zaczął pojawiać się dumny uśmieszek. Bo tyle tygodni, tyle prób i tyle porażek... Ale udało się! Co prawda zaprosić na wspólną imprezę, aleeee... coś się wymyśli.

– Wybacz, że w ciebie wątpiliśmy – rzucił zaraz Yu.

– Ognisty Książę – dodała do tego Somi. A takie określenie od razu mnie aktywowało. Stanąłem dumny i wyprostowany, jak na księcia przystało, unosząc lekko podbródek do góry. Ale to oczywiście były tylko żarty, dlatego zaraz powróciłem do poprzedniej postawy, śmiejąc się wesoło z tego wszystkiego.

– Zaprosiłem ją też do baru iiii... – zacząłem, tym też chcąc się z nimi podzielić. – Stwierdziła, że może się pojawi – oznajmiłem, nadal tak samo szczęśliwy. A to od razu wywołało w Yugyeomie szok.

– Uuuuuu... powinniśmy się ulotnić w odpowiednim momencie? – Somi natomiast czytała mi w myślach, proponując to, o czym myślałem od tamtej propozycji w gabinecie Sohee.

– Oczywiście, noona – potwierdziłem to, zaraz otrzymując w odpowiedzi uniesione do góry kciuki.

– Możesz na nas liczyć – zapewniła jeszcze. I choć czasami miałem ich za zwykłych, ciekawskich i żądnych plotek dwudziestoparolatków, potrafili zachować się jak prawdziwymi przyjaciele.

– Ooo, tego też musicie spróbować. Sam go nie zjem – zmieniłem już temat, woląc się w niego nie zagłębiać, aby znów niczego nie zepsuć, gdy Sohee weszłaby do socjalnego.

A szykując dwa kawałki tego czekoladowo–truskawkowego łakocia, zastanawiałem się jak ten czwartek się potoczy. Bo może się okazać, że od dzisiaj będę miał z Han Sohee już tylko z górki. A może... pojawi się tam tylko z grzeczności, po czym ucieknie do domu po pięciu minutach...?



Sohee:

Przez przypadek dowiedziałam się, że w czwartek Jeon ma urodziny. Na początku tygodnia koledzy z działu rozmawiali o tym w kuchni, zastanawiając się, co powinni mu kupić i po ile się złożyć. Wtedy zaoferowałam, że zajmę się tym, jako osoba, która odpowiada za niego i jego szkolenie. Ale prawda była taka, że moje serce zgłupiało. Nawet jako nastolatka nie dawałam się złapać w sidła zauroczeń. Nie interesowali mnie za bardzo idole, za którymi szalały koleżanki. Nie wzdychałam też potajemnie do chłopców ze starszych roczników. Po prostu parłam do przodu, aby spełnić moje marzenie o samodzielności w życiu. Dlaczego więc teraz ten dzieciak tam mi namieszał w głowie? Szczególnie ciężko zrobiło mi się po słowach pani Lee. Bo może naprawdę to nie ma znaczenia, że jest młodszy? Może to nieważne, że jest moim podwładnym? Może po prostu szukam wymówek, bo za bardzo boję się mu zaufać? Ale moje serce chyba lepiej wiedziało, czego potrzebuje. Albo raczej kogo – stażysty o uroczym uśmiechu, który co rano przynosił mi ulubioną kawę, udekorowaną kwiatami.

Pomimo tego mocno wahałam się czy powinnam iść na tę imprezę. Z jednej strony czułam, że Jeongguk by się ucieszył, a z drugiej... czy na pewno mi wypadało? Myśl o tym, że mimo wszystko jestem jego przełożoną nie dawała mi spokoju. Ale znowu – serce miało swoje pragnienia. Dlatego patrząc sobie w oczy, odbijane przez lustro, zdecydowałam iść i świętować z Jeonem jego urodziny. A co się wydarzy dalej – zobaczymy.

Po drodze na imprezę wstąpiłam jeszcze do sklepu, by kupić prezent. Choć dostał już od nas jako działu teczkę, to jednak wypadałoby dać mu coś tylko ode mnie, skoro zaprosił mnie na świętowanie. Dlatego z małą torebką z prezentem, wróciłam do taksówki, by dojechać na miejsce.

Po opuszczeniu pojazdu nieco nerwowo poprawiłam biały top i ruszyłam do wejścia. Jednak przed drzwiami potrzebowałam wziąć głębszy wdech i wydech, aby się uspokoić.

Będzie dobrze. Po prostu... nie myśl za dużo.

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu w oczy rzuciła się większa grupa, świętujących, młodych osób. Ale mój wzrok szybko wyłapał solenizanta, który opowiadał coś z przejęciem. Jego włosy były nieco niesfornie pokręcone, co dodało mu jeszcze więcej uroku. W biurze zawsze był ubrany biznesowo, więc dzisiaj miałam okazję zobaczyć go w bardziej codziennym wydaniu.

Poczułam jak moje usta same układają się w uśmiech, a nogi kierują mnie prosto do niego.

– Dobry wieczór, pani Han! – To Jeon Somi zauważyła mnie jako pierwsza i pomachała mi radośnie.

– Dobry wieczór – przywitałam się z uśmiechem, odkłaniając wszystkim zgromadzonym, po czym skupiłam się na Jeonie, który podniósł się z miejsca z radosnym uśmiechem. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – dodałam, podając mu torebkę z prezentem.

– Noona, już myślałam, że jednak nie przyjdziesz – powiedział nieco smutno, przyjmując podarek. – O ile to nie kolejny kot, to nie wiem, czy mogę przyjąć od ciebie tyle prezentów – dodał, wyraźnie się ze mną drocząc. – Dziękuję.

Chłopak nie zajrzał do torebki, odkładając ją na stół, a zamiast tego odsunął wolne krzesło obok siebie, bym mogła usiąść. Najwyraźniej trzymał to miejsce dla mnie, przez co poczułam, jak moje policzki nabierają rumieńców.

Całe towarzystwo było już po kilku kolejkach, co dało się odczuć przy mocno rozluźnionej atmosferze. Potrzebowałam wprowadzić się w stan podobny do nich, by móc przestać czuć dyskomfort jaki sprawiało mi siedzenie w tej grupie.

– Widzę, że impreza już się rozkręciła, więc chyba muszę nadrobić – powiedziałam, a Yugyeom, siedzący naprzeciwko, od razu nalał do kieliszka stojącego przede mną.

– Oj tak, noona. Bo liczę, że dzisiaj każdy dobije co najmniej te 2.3 promile. Pod moje urodziny – stwierdził zadowolony Jeon, unosząc swoje szkło zadowolony.

– Ach tak? Przypominam, że jutro idziemy do pracy – zauważyłam, wypijając od razu shota, by znowu podsunąć kieliszek do uzupełnienia. W międzyczasie zaczęłam nakładać sobie tłustego jedzenia, by nie odpaść za szybko.

– Więc mogę liczyć tylko na to, że moja przełożona mnie jutro oszczędzi. Bo chyba już dobiłem do tego pułapu.

– Oj już ja ci jutro znajdę zajęcie w bibliotece. Będziesz przekładał wszystkie książki z regału na regał – zapewniłam, uśmiechając się do niego. – Zdrowie solenizanta – dodałam nieco głośniej, więc reszta też podniosła kieliszki, życząc chłopakowi sto lat.

– Skąd wiedziałem, że tak będzie... – mruknął rozbawiony.

Kolejne dwie godziny spędziliśmy na głośnych rozmowach, jedzeniu i piciu. Moje obawy o niedopasowanie do tego grona szybko odeszły w zapomnienie, bo przekonałam się, że z tą młodszą częścią też jestem w stanie się dogadać.

Jednak po tym czasie kolejne osoby zaczęły się żegnać z resztą i opuszczać stolik. Wszyscy tłumaczyli się pracą następnego dnia, więc nie było w tym nic dziwnego. Ale jednak, kiedy spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest kilka minut przed dwudziestą drugą, coś mi tu nie pasowało. Nim się obejrzałam, okazało się, że zostałam przy stole sam na sam z Jeonggukiem, który machał na pożegnanie wychodzącej prędko Somi.

– Coś szybko się impreza zakończyła – zauważyłam, chyba nawet rozbawiona tym faktem.

– Zakończyła, noona? – zapytał, przysuwając sobie nasze kieliszki, które napełnił soju. – Przyszłaś później, więc musisz ze mną zostać nieco dłużej – poinformował mnie. Był już wstawiony, nie mówił tak starannie, jak na co dzień. Rozlał też nieco trunku na blat.

– Chyba z imprezy urodzinowej, zrobiła się randka urodzinowa – stwierdziłam, nadal rozbawiona. Wypiłam, co mi nalał i odwróciłam szkło do góry nogami. – Wystarczy mi już – zadecydowałam.

– Randka urodzinowa? – powtórzył zaskoczony, po czym odwrócił się nieco ode mnie i zaczął grzebać w kurtce, powieszonej na oparciu krzesła. Po chwili znów odwrócił się do mnie, a jego dłoń zawędrowała na bok mojej głowy. Poczułam, jak wsuwa mi coś za ucho. – Skoro to randka, nie może obyć się bez kwiatów – wyjaśnił, wyraźnie z siebie zadowolony.

– Uroczy jesteś – powiedziałam zadowolona, pochylając się do niego, by uszczypnąć go w policzek.

Z jakiegoś powodu uśmiech od razu zniknął z jego twarzy. Spojrzał na mnie poważnie, a całe jego ciało odwróciło się bardziej w moją stronę.

– A ty piękna, noona. Najpiękniejsza kobieta jaką spotkałem – powiedział absolutnie szczerze. Choć jego nieco maślane oczka trochę nie pasowały do postawy macho jaką przyjął.

Mimo tego poczułam, że się rumienię.

– Nie rób tak, bo wyglądasz poważnie – mruknęłam.

– Jak nie robić? Prawić ci komplementów, czy po prostu podziwiać najpiękniejszą kobietę w Seulu?

Nie panowałam nad swoimi odruchami, przez co chłopak oberwał lekko w ramię.

– Przestań, bo zaczyna mi się to podobać – poskarżyłam się i wstałam, biorąc moją torebkę.

Wystarczy już tej zabawy.

Ruszyłam w stronę baru, mając zamiar zapłacić rachunek za tę imprezę. Pewnie dzieciak zaszalał i do wypłaty nie będzie miał co jeść.

Powiedziałam barmanowi o swoim zamiarze, a wtedy zorientowałam się, że Jeon poszedł za mną.

– Noona, oszalałaś? Nie. Nie, nie, nie – powiedział od razu, wyciągając rękę tak, jakby chciał mnie zablokować. – I dlaczego już mi uciekasz? – dodał, dość zawiedzionym tonem.

– Idziemy się bawić dalej. Na karaoke! – wyjaśniłam, unosząc rękę z porntfelem do góry.

Starczy tych niby flirtów z jego strony. Pora iść poszaleć, skoro nikt nie patrzy.

Na moje słowa Jeongguk uśmiechnął się szeroko, po czym zwrócił do barmana słowami: „Proszę nie przyjmować płatności od tej pani", i poszedł po nasze kurtki. Kiedy wrócił wyjął kartę z portfela i zapłacił za wszystko sporą sumkę. Ale trudno. Najwyżej będę go dokarmiać w pracy.

Opuściliśmy lokal, chichrając się i nieco zataczając. Gadaliśmy o naszych kotach, które pewnie będą fochnięte za bawienie się na mieście zamiast karmienia ich saszetami i tackami.

Musiałam podeprzeć się ręki Jeona, gdy zmierzaliśmy do karaoke, bo moje żółte buty z lekkim obcasem, przestały być stabilne.

A kiedy wylądowaliśmy już w jednym z pokoi, od razu rzuciłam torebkę na kanapę i sięgnęłam po urządzenie do wyboru piosenek.

– Liczę na jakąś miłosną balladę, noona – powiedział rozbawiony Jeon, zajmując miejsce na kanapie.

Oj się zdziwisz.

W końcu trafiłam na piosenkę, którą znałam i odpaliłam utwór. Z głośników poleciał hit od Kepler: „Wa da da". Tak, wiem, mam niezwykle wyszukany gust muzyczny w stanie upojenia.

Wzięłam mikrofon i zabrałam się za śpiewanie. A jak wiadomo – na karaoke nie śpiewa się ładnie, tylko głośno. Dlatego nie miałam problemu z tym, że mój głos brzmi średnio, a tym bardziej miałam to gdzieś, że słucha mnie właśnie chłopak, który zaczął mi się podobać. Zwłaszcza, że ten chłopak w połowie piosenki chętnie do mnie dołączył, śpiewając i tańcząc razem ze mną.

– Noo, noona, to nie była miłosna ballada. Ale spokojnie, naprawimy to – powiedział do mikrofonu, gdy na ekranie wybiło 97 punktów.

Pozwoliłam mu wybrać kolejny utwór i tym razem było to „Lalala" od SG Wannabe. Bardzo starałam się nie śmiać, choć tak bardzo brzmiało to jak jakieś amerykańskie country.

Klaskałam do rytmu w tamburyn, bujając się na boki. I starałam się nie skupiać na samych słowach, które Jeon kierował do mnie. A kiedy skończył, zaczęłam gwizdać na palcach i bić brawo. Trzeba przyznać, że miał przepiękny głos.

– No pięknie.

– Z dedykacją dla najpiękniejszej kobiety na świecie – Han Sohee – powiedział do mikrofonu nieco niższym głosem i poruszał zabawnie brwiami, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Padliśmy na kanapę ramię w ramię i próbowaliśmy złapać oddech po śmiechu. Przechyliłam nieco głowę, by móc na niego spojrzeć. W lekkim półmroku pokoju, kolorowych światłach i z szerokim uśmiechem, był jeszcze przystojniejszy.

Moja ręka zadziałała bez mojej zgody, dotykając jego policzka, który pogładziłam lekko. Młodszy od razu na mnie spojrzał. Wtedy też zdałam sobie sprawę jak blisko siebie jesteśmy. I w ogóle mi to nie przeszkadzało.

Jeon odwrócił się bardziej w moją stronę i nachylił powoli, jakby badał moją reakcję. Jednak nie zamierzałam uciekać. Byłam już zbyt zmęczona wmawianiem sobie, że nic do niego nie czuję i nie chcę tego, co mogłoby między nami być, gdyby nie moje dylematy moralne.

Patrzyłam w jego ciemne oczy, które zerknęły na moje wargi. Dzieliły nas już centymetry. Moje serce biło jak szalone. Przymknęłam oczy i wtedy poczułam jego wargi na moich.

Z początku był to tylko buziak, jakby chłopak badał, czy nie posunął się za daleko. Ale nie miałam zamiaru go odtrącać. Uśmiechnęłam się lekko, co było chyba dla niego wystarczającą odpowiedzią, by przysunął się jeszcze bliżej i objął w pasie.

Nasze usta znów się spotkały, tym razem zaczynając powolne muskanie, budzące stado motyli w moim brzuchu. Chciałam tego. Nie. Chciałam JEGO. Całego Jeona, którego chciałam po prostu kochać i który mnie też obdarzy miłością.

Położyłam dłonie na jego ramionach, jakbym nie chciała pozwolić mu na odsunięcie się. Wręcz przysunęłam się jeszcze bliżej, niemal siadając na jego udach.

Silna dłoń chłopaka zacisnęła się na moim pasie, kiedy młodszy pogłębił pocałunek, doprowadzając mnie do szaleństwa z rozkoszy. Odsłonięta skóra na brzuchu aż paliła od jego ciepłej dłoni. Ale chciałam więcej tych przyjemnych doznań.

Dopiero kiedy w płucach zaczęło mi brakować oddechu, odsunęłam się nieco, nadal pozostając blisko. Patrzyłam w ciemne oczy, które aż błyszczały z pożądania. Moje pewnie były w tym momencie bardzo podobne.

– Właśnie na taki prezent liczyłem, noona – powiedział cicho, z zadowolonym uśmiechem.

– Ach tak? To chyba na dziś wystarczy – stwierdziłam, po czym poklepałam lekko jego tors, schodząc z jego ud. Zabrałam też torebkę, która wylądowała w kącie.

– Chcesz już wracać do domu? – zapytał z lekkim niedowierzaniem, ale wstał, zabierając swoją kurtkę.

Byłam już przy drzwiach, więc tylko odwróciłam się nieco do niego z uśmiechem.

– A chcesz iść ze mną? – zapytałam.

Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

– Do ciebie czy do mnie? – spytał szczęśliwy.

– Do mnie.

Takiego zakończenia czwartku sobie nie wyobrażałam. Choć może po cichu miałam na niego nadzieję.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top