FRIDAY

6857 SŁÓW

~~~~~~~~~~~


Jeongguk:

Na pewno nigdy nie zapomnę moich dwudziestych trzecich urodzin. Bo to w tym dniu Han Sohee w końcu postanowiła dać mi szansę. Możliwe że nie tak jak zakładałem, ale... to był niezapomniany wieczór i noc.

Jednak minął tydzień i nadszedł piątek, a ja nie widziałem Sohee od tamtej nocy. Co prawda było to spowodowane nagłą delegacją, ale mimo wszystko czułem jakby chętnie z niej skorzystała do uniknięcia konfrontacji ze mną. A przecież... nie było tak źle. A przynajmniej wspominałem to dobrze. Zarówno nasz pierwszy pocałunek na karaoke, w czasie którego chętnie do siebie lgnęliśmy, oboje spragnieni swojej bliskości, jak również nasz pierwszy raz w jej mieszkaniu. Wprawdzie ten pierwszy dość szybki i pospieszny, z racji tego, że zarówno ja, jak i Sohee, byliśmy już mocno nakręceni. Ale za to drugi już taki o jakim z nią marzyłem. Powolny, pełen pieszczot i pocałunków. Pełen badania i podziwiania jej pięknego ciała, na którego sam widok byłbym w stanie dojść. Iiii... może to tu popełniłem błąd? Może nie byłem wystarczająco „męski" w tym wszystkim? Czasami moja pierwsza dziewczyna mi to zarzucała. Zbyt mało tych dość prymitywnych, samczych zachowań w łóżku i poza nim. Ale dzięki temu wiedziałem, że nie jest to dziewczyna dla mnie i szybko się z nią rozstałem. Dopiero druga uświadomiła mi, że właśnie tego chcą prawdziwe kobiety. A ja potrzebuję właśnie takiej relacji. Głębokiej, skupiającej się na doznaniach emocjonalnych, a nie tylko tych cielesnych. Zwłaszcza podczas seksu. I choć do tej pory byłem przekonany, że Sohee szuka właśnie kogoś takiego... teraz nie byłem tego pewien. Bo nawet czekające na mnie śniadanie na drugi dzień, wraz z karteczką informującą o wyjściu Sohee do pracy, nie były w stanie pozbyć się lekkiego rozczarowania przez brak rozmowy po tym wszystkim. A jej dodatkowy brak w pracy, kiedy już dotarłem do biura, jedynie wszystko pogorszył. Cały dzień byłem przez to markotny, tłumacząc się wszystkim kacem. Choć Yugyeom wiedział swoje, zwłaszcza gdy po raz kolejny przyłapał mnie na spoglądaniu w stronę gabinetu Sohee. Na pewno rozczarowanym i smutnym spojrzeniem, którego nie potrafiłem ukryć. Na szczęście nie zadawał żadnych pytań, zapewne nie chcąc pogarszać sprawy.

I tak na codziennych analizach tamtej nocy, smutku i rozczarowaniu, mijały mi kolejne dni. Sohee się nie odezwała, a ja wolałem tego nie robić, nie chcąc łamać sobie serca jeszcze bardziej gdybym przez SMS–a dowiedział się, że nic z tego nie będzie, bo teraz tym bardziej jestem w jej oczach tylko dzieciakiem. Zwłaszcza gdy na jej Instagramie pewnego dnia znalazł się bukiet słoneczników, który... nie wiedziałem jak interpretować. Bo może chciała w tej sposób pokazać, że już ktoś inny wręczył jej podobne kwiaty? I to jego wolała ode mnie...?

Dopiero w piątek, dowiadując się od innych, że Sohee w końcu wróciła, pierwszym co zrobiłem była wyprawa do jej gabinetu.

Na spokojnie. Po prostu zapytam. A jeśli powie, że faktycznie nic do mnie nie czuje... dam jej już spokój. Wystarczająco długo ją męczyłem.

Nie rozważałem tego dłużej, po prostu poszedłem zapukać, a gdy usłyszałem zaproszenie do środka... myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi.

Na. Spokojnie.

Ale przecież się nie dało. Bo jak tylko przekroczyłem próg jej gabinetu i znów ją zobaczyłem, poczułem jakby wszystkie negatywne uczucia, które towarzyszyły mi przez ostatni tydzień nie miały żadnego znaczenia. Bo Sohee mogła się do mnie nie uśmiechać, nawet mogła na mnie w tej chwili nie patrzeć, a ja i tak nadal darzyłem ją mocnym uczuciem. Zwłaszcza po tamtym pierwszym pocałunku i po pierwszej wspólnej nocy. W końcu z naszej dwójki chyba to ja byłem tą przesadną, romantyczną stroną, która już ułożyła nam całe życie, pragnąc dzielić je tylko z tą kobietą.

– Noona, wróciłaś – powiedziałem na przywitanie, starając się zachować dość neutralny ton głosu, nie pokazując szalejących we mnie emocji.

Sohee na szczęście tuż po podniesieniu na mnie wzroku uśmiechnęła się delikatnie, a w jej oczach nie widziałem nic negatywnego, co było dobrym znakiem.

– Wróciłam. Słyszałam, że wysprzątałeś całe archiwum. Dobra robota – stwierdziła, skupiając się na dość dziwnym temacie? Bo przecież wiadomo, że nie po to tu przyszedłem?

Mimowolnie zmarszczyłem lekko brwi. Przez chwilę milczałem, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć, bo raczej spodziewałem się rozmowy o nas? Co oczywiście zaraz postarałem się jakoś subtelnie poruszyć:

– Tak. Chętnie się czymś zająłem, żeby zbytnio nie myśleć i wszystkiego zbędnie nie analizować.

Iiii... Sohee pokiwała na to po prostu głową...?

Hę?

– Dostaniesz dzisiaj do korekty tekst jednego z moich autorów. Potrzebuję na środę. Dasz radę? – I znów zupełnie inny, tak nieważny dla mnie temat.

Czyli woli tego... unikać? Było... aż tak źle?

Potrzebowałem chwili, aby się nad tym wszystkim zastanowić. Najpierw nad jej pytaniem, na które od razu znałem odpowiedź, a później nad naszą relacją i tamtą nocą.

Coś schrzaniłem. Ale co...?

– Tak, raczej bez problemu. Noona... – Już chciałem o to dopytać. I zapewne bym to zrobił, gdyby nie nagłe i nachalne pukanie do drzwi i wpadnięcie bez zaproszenia do jej gabinetu przez Kim Chanmi z naszego zespołu.

Oboje popatrzeliśmy w jej stronę, zdziwieni tym nagłym wtargnięciem.

– Pani Han, pan Choi panią wzywa – stwierdziła dość przejęta Chanmi, definitywnie kończąc moją i Sohee rozmowę. A raczej próbuję wyciągnięcia przeze mnie informacji na temat naszej relacji...

– Dostarczę ci tekst, gdy wrócę – rzuciła tylko moja przełożona, od razu podnosząc się od biurka i kierując do gabinetu Choia. A mi nie pozostało nic innego jak powrócić do swojego boksu i zacząć wysłuchiwać uwag Somi i Yu odnośnie „zamienienia serca Sohee z powrotem w lód".

Przez najbliższe godziny po prostu ją obserwowałem, w międzyczasie wykonując swoje zadania. Okazało się, że jedna z autorek skasowała cały maszynopis, dlatego Sohee faktycznie nie miała na razie dla mnie czasu. Podrzuciła mi tylko tekst, o którym wspomniała, po czym z telefonem przy uchu wyszła całkowicie z biura. I już myślałem, że z rozmowy nici i zobaczę ją dopiero w poniedziałek, ale o dziwo w okolicach lunchu wróciła do swojego gabinetu.

Nie zwlekałem z tym, natychmiast się podnosząc i od razu do niej kierując. Zapukałem, ale tym razem nie czekałem na zaproszenie, zbyt zdeterminowany, aby w końcu usłyszeć prawdę.

Jedno słowo i daję ci spokój. O wiele nie proszę, Han Sohee.

Jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, starsza jako pierwsza się do mnie odezwała:

– O, Jeongguk. Jadłeś już?

– Jeszcze nie.

– W takim razie pójdziemy razem zjeść?

Dłuższa chwila zastanowienia, bo... skąd takie pytanie?

Ale na razie tego nie kwestionowałem. Możliwe że lepiej będzie jeśli faktycznie porozmawiamy poza biurem.

– Chętnie. Daj mi sekundkę – poprosiłem, szybko się wycofując po telefon i porntfel.

A kiedy byłem już gotowy do wyjścia, skierowaliśmy się prosto do pobliskiej knajpki z koreańskim jedzeniem. I dopiero gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, Sohee w końcu się do mnie odezwała:

– Podobał ci się prezent? – zapytała, a ja znów musiałem na chwilę zmarszczyć brwi, bo ponownie – to nie takiego tematu się spodziewałem. – Pomyślałam, że przydadzą ci się na pierwsze spotkania z nowymi autorami – dodała, a ja postarałem się szybko przypomnieć sobie co takiego od niej otrzymałem. Bo niestety już dawno wyleciało mi to z głowy. Zwłaszcza po urodzinowej nocy.

To były chyba... spinki do mankietów... w kształcie książek? Iiii... Aaa! I biało–czarna poszetka.

Tak, na pewno udany prezent.

– To zdecydowanie coś w moim stylu. Trafiłaś idealnie, noona. Tak jak z tą torbą. Choć to i tak za dużo. Ty byłaś dla mnie wystarczającym prezentem – zauważyłem, znów chcąc jakkolwiek wymusić na niej rozmowę na temat naszej relacji. Skoro już byliśmy poza biurem? Oczywiście postarałem się, aby powiedzieć to nieco ciszej, bo wiadomo do czego w ten sposób nawiązywałem.

Sohee albo nie miała dziś humoru, albo była do tego naprawdę negatywnie nastawiona, bo zaraz dość mocno mnie zgasiła:

– Po pierwsze – nie mów tak, bo nie jestem rzeczą, by być czyimś prezentem. Po drugie – chyba warto, byśmy porozmawiali o tym co dalej.

Ręce mi opadły. Bo jednak okay, to ja mogłem być tą romantyczną stroną w naszej relacji, ale to ona była tą, która tego romantyzmu w ogóle nie rozumiała.

Albo faktycznie jest na mnie zła.

– Za prezent nie uznaje się tylko i wyłącznie rzeczy materialnych. To może być też słowo, gest, pocałunek, czy uczucie, które we mnie wywołałaś – wytłumaczyłem spokojnie, nie mając zamiaru się o to denerwować. Nawet jeżeli odrobinę mnie to zraniło. Ponownie. – A jeśli chodzi o rozmowę – próbowałem. Od samego rana – podkreśliłem, jeżeli faktycznie tego nie zauważyła. A raczej starała się to zignorować...

– W pracy nie poruszajmy spraw prywatnych, dobrze? – rzuciła tylko, wchodząc już do knajpy, do której zmierzaliśmy. A ja znów zmarszczyłem na to brwi, bo rozumiałem, że nie wypada poruszać takich wątków na openspace, ale w jej gabinecie...? Przecież powinniśmy o tym porozmawiać już z samego rana...

Skierowaliśmy się do jednego z wolnych stolików. Sohee zaraz złapała za menu, przeglądając dostępne dania.

– Mam ochotę na ramen... dużą, bogatą porcję – stwierdziła, a jej wzrok śledził wszystkie obrazki wspomnianej zupy, kiedy ten mój ani na sekundę nie oderwał się od jej twarzy. – Moje nastawienie do tego, że jesteś za młody się nie zmieniło. To coś, do czego muszę się przyzwyczaić – dodała po chwili, a moje zmarszczenie jeszcze bardziej się pogłębiło.

Zauważyłem. Chyba ogólnie twoje nastawienie do mnie się nie zmieniło?

Nie chciałem tego mówić na głos. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Głupio byłoby się rozpłakać przed kobietą swoich marzeń z powodu odrzucenia, w dodatku w knajpce tuż przy naszym biurze...

– Nigdy nie byłaś z kimś młodszym od siebie? – zapytałem, na razie uczepiając się tego wątku, bo do tej pory nie rozmawialiśmy na tak prywatne tematy. A powinniśmy. Aby się lepiej poznać. Już dawno.

– Nie. W zasadzie... miałam chłopaka tylko, gdy byłam w liceum. W czasie studiów chodziłam na randki, ale nic z nich nie było. A potem skupiłam się na pracy i nie wiem nawet kiedy tych kilka lat minęło – wyjaśniła, przedstawiając mi swoją historię, która całkiem do niej pasowała. Bo znając już jej charakter i nastawienie do pracy, spodziewałem się właśnie czegoś takiego.

– Czyli jednak plotki o rozwodzie były nieprawdziwe – zauważyłem mimo wszystko, nieco rozbawiony tymi biurowymi opowieściami. Choć oczywiście nie zamierzałem w to brnąć, kontynuując wcześniejszy temat, aby w końcu usłyszeć to czego potrzebuję: – Dlaczego więc jesteś aż tak uprzedzona do związku z młodszym facetem?

– Mówiłam ci już. Jestem w takim wieku, gdzie myślę już bardzo poważnie o związku. A ty potrzebujesz zapewne jeszcze się wyszaleć.

I znów to dziwne założenie...

– Ja też już mówiłem, że wcale tego nie potrzebuję. Zdążyłem się przekonać, że młodsze dziewczyny nie są dla mnie. Chcę poważnego związku, a nie zabawy – przypomniałem, deklarując to po raz kolejny. – Dlatego kiedy tak nagle zniknęłaś tuż po moich urodzinach, nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć... – zdradziłem w końcu moje obawy, ostatnie słowa szepcząc, bo ciężko się o tym mówiło.

– Powinnam była napisać? Prawdę powiedziawszy czekałam na jakąś wiadomość od ciebie. Nawet wstawiłam zdjęcie, które miało sugerować, że myślę o tamtym dniu – oznajmiła, uświadamiając mi, że chyba coś opacznie zinterpretowałem...

Więc ja czekałem na jakąś wiadomość od Sohee, a Sohee... na wiadomość ode mnie. No pięknie.

– Właśnie nie wiedziałem jak je odebrać, noona – zdradziłem, odnośnie tego zdjęcia słoneczników, oczywiście nie mając zamiaru przyznawać się do moich prawdziwych interpretacji. Bo w świetle jej ostatnich wyznań były one wręcz żałosne...

Sohee wstała po moich słowach, chyba uznając, że wstępną, łagodzącą wszystko rozmowę mamy za sobą, i zapytała:

– Zamówić ci coś?

A z racji tego, że nareszcie miałem spokojniejszą głowę, mogłem się na coś zdecydować.

– Wezmę to samo co ty. Chyba w końcu wrócił mi apetyt – przyznałem, posyłając jej delikatny uśmiech.

Sohee zaraz udała się do baru, zamawiając nam ramen. A gdy wróciła z powrotem do stolika, na szczęście kontynuowała temat:

– No więc... jak to widzisz?

Jak to widzę...

Na to pytanie na szczęście znałem już odpowiedź. W końcu w ciągu ostatnich tygodni zdążyłem ułożyć nam wiele wspólnych, życiowych scenariuszy.

– Nie chciałbym narobić ci problemów w pracy. Jesteś na wysokim stanowisku, na które ciężko pracowałaś. A wystarczy, że krążą już o nas plotki, które potwierdzamy choćby takim wspólnym lunchem... – zacząłem, tworząc dość... negatywny obraz zarówno naszej relacji, jak i potencjalnego związku. Ale chciałem w ten sposób wyjaśnić swoją decyzję. A nie widząc na twarzy Sohee jakiejkolwiek reakcji, kontynuowałem: – Dlatego jeżeli zdecydujesz się na związek ze mną, zrezygnuję ze stażu w tej firmie – oznajmiłem, dzieląc się z nią najlepszym według mnie rozwiązaniem. Dla jej spokoju i ograniczenia plotek.

Jednak jak się mogłem tego spodziewać, niezbyt jej się to spodobało...

– Mając taką decyzję, nie mogę się na to zgodzić. Nie chcę być twoim powodem odejścia z pracy.

– Noona, znajdę inną pracę, ona nie jest w tej chwili dla mnie najważniejsza – zapewniłem, bo w sumie bardziej dochodową „pracę" już miałem. A tę... traktowałem raczej jak hobby.

– Nie zgadzam się. Możemy się umawiać i razem pracować. Po prostu w pracy zajmujmy się pracą – podkreśliła, a ja dałem sobie chwilę, aby się nad tym wszystkim zastanowić. Bo skoro aż tak nalegała na to, abym pozostał w firmie, teoria była jedna...

Nachyliłem się do niej nieco, uśmiechając zadziornie.

– Chyba pani Han za bardzo tęskniłaby za widokiem stażysty, który co chwilę zerka w stronę jej gabinetu? – rzuciłem, oczywiście specjalnie się z nią drocząc, za co zaraz mnie zrugała:

– Nie cwaniakuj, stażysto. – Na szczęście posłała mi przy tym lekki uśmiech, który tak miło było oglądać na jej twarzy. Ogólnie... tak miło było spędzać z nią po prostu czas.

Niestety akurat w tym samym momencie pager dał o sobie znać, wzywając nas do odbioru zamówienia. Noona poprosiła, abym się tym zajął, co chętnie zrobiłem. Bo oprócz odbioru naszych zup, zamówiłem jeszcze dwie herbaty jaśminowe, na spodku jednej z nich kładąc podkradzionego z baru kwiatka. Bo skoro dziś ominąłem przyniesienie jej kawy z żółtym kwiatkiem, chciałem to zrekompensować chociaż herbatą.

– Smacznego, noona – życzyłem jej jeszcze, kiedy już wszystko znalazło się na naszym stoliku. A gdy zabraliśmy się za jedzenie, Sohee jako pierwsza się odezwała:

– W ten weekend jestem zajęta, ale w przyszły moglibyśmy pójść na randkę.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Chwila ciszy i wewnętrznego wybuchu. Bo jednak nadal wypadało, abym się kontrolował. Dlatego pozwoliłem sobie jedynie na szczęśliwy uśmiech.

– Chętnie. Powinienem coś zaproponować, czy wolisz niespodziankę, noona? – zapytałem, bo jednak choć zazwyczaj do czasu randkowania udawało mi się jakkolwiek poznać dziewczynę, z którą chciałem się umówić, tak teraz... miałem zagwozdkę.

Bo co wolała Sohee? Chyba raczej... spontan?

Szatynka chwilę się zastanawiała, zapewne rozważając kilka opcji.

– Zaskocz mnie – oznajmiła w końcu, a w mojej głowie od razu pojawiło się kilka ciekawych scenariuszy.

Sohee, tak samo jak ja, spędza wolny czas dość aktywnie, więc chyba... właśnie na tym się skupię? Zobaczymy jeszcze.

I akurat przy kolejnym kęsie jedna z klusek dość niefortunnie poleciała na fragment policzka Sohee. I zanim dziewczyna zdążyła na to zareagować, moja ręka już przygotowała serwetkę, sięgając do jej policzka, aby jej z tym pomóc. Zrobiło się jej przez to trochę głupio, dlatego nie zamierzałem tego komentować, ani się na tym skupiać. Zresztą, wolałem poruszyć jeszcze jeden męczący mnie ostatnio wątek...

– Wiesz noona... Już się obawiałem, że tamtej nocy zrobiłem coś nie tak... – zacząłem ostrożnie, zaraz biorąc kolejnego kęsa, jak gdyby nigdy nic. Jakbym właśnie wcale nie poruszył tematu naszego seksu...

– Domyślałam się tego. Ale w sumie dobrze wyszło. Ta przerwa pozwoliła mi przemyśleć sporo spraw.

– Spraw związkowych? – drążyłem, licząc, że wypowie się bardziej obszernie w tym temacie.

– Bardziej spraw... uczuciowych.

Ech...

– Uczuciowych. Dotyczących... mnie? – znów ostrożnie dopytywałem, bo nadal nie powiedziała mi wprost czy w ogóle jej się podobam??? Bo umówienie na randkę to jedno. Ale usłyszenie choćby: „Tak, jesteś w moim typie", „Podobasz mi się", to co innego.

Jednak był to dla niej chyba dość krępujący temat, bo choć starałem się nawiązać z nią jakikolwiek kontakt wzrokowy, Sohee wolała cały czas wpatrywać się w konsumowaną zupę.

– No tak. To aż tak dziwne, biorąc pod uwagę naszą wspólną noc? – wypaliła, a ja od razu zacząłem zbierać do kupy wszystkie myśli, które kotłowały się ostatnio w mojej głowie. I zaraz postanowiłem przedstawić jej moją perspektywę:

– Biorąc pod uwagę nasz stan podczas tej wspólnej nocy i moje otwarte przyznanie się do moich uczuć, przy jedynie domysłach odnośnie tych twoich, noona... tak. Bo chyba... chciałbym to usłyszeć? – Ostatnie słowa powiedziałem dość ostrożnie i powoli, bo jednak ciężko mi było aż tak wymuszać na niej jakiekolwiek wyznania.

Choć kiedy odłożyła pałeczki na bok, w końcu podnosząc na mnie wzrok i mówiąc: „Lubię cię, Jeon Jeongguk", te moje podchody i dopytywanie, były tego warte. Zwłaszcza gdy widziałem w jej oczach, że było to naprawdę szczere wyznanie, prosto z serca.

– A co wydarzy się dalej, to po prostu zobaczymy – dodała jeszcze, z czym jak najbardziej się zgodziłem.

Choć doskonale wiedziałem co wydarzy się dalej. Postaram się pokazać jej na miliony sposób co do niej czuję. Słowami, gestami, czynami. Bo w końcu ten piątek przyniósł totalny przełom, którego nie zamierzam zmarnować. Tygodnie starań, tak wiele prób i tak wiele negatywnych reakcji, ale Han Sohee W KOŃCU zgodziła się na randkę ze mną!



Sohee:

W ostatni piątek popełniłam błąd. O czym przekonałam się dokładnie tydzień później. Kiedy obudziłam się po nocy spędzonej z Jeon Jeonggukiem, nie czułam ani grama wyrzutów sumienia. Z lekkim uśmiechem przyglądałam się jego przystojnej twarzy, pogrążonej we śnie. Oblałam się rumieńcem na samą myśl o tym, co robiliśmy ledwo kilka godzin wcześniej. Nogi nieco mi drżały, gdy stałam w łazience pod prysznicem, delikatnie myjąc każde miejsce, które dotykały jego usta, jakbym bała się zmyć z siebie to cudowne wspomnienie muśnięć miękkich warg. Po ubraniu się nakarmiłam Lily oraz przygotowałam śniadanie. Zerknęłam w stronę sypialni, skąd młodszy nadal nie wychodził, dlatego zapakowałam mu posiłek, by zabrał go ze sobą do pracy. Sama zjadłam szybką kanapkę z jajkiem sadzonym, popiłam herbatą i opuściłam mieszkanie, zostawiając mu tylko liścik z wiadomością, by częstował się przygotowanym jedzeniem. Gdy dotarłam na miejsce okazało się, że nasza filia w Daegu ma spory problem z autorem, który groził samobójstwem, załamany pracą nad ostatnią książką. Jako redaktorzy czasem musieliśmy być naprawdę wszechstronni, służąc nawet pomocą mocno osobistą. Dlatego jako najlepszy negocjator do rozmów zostałam wysłana jako wsparcie.

Spędziłam tydzień w Daegu, rozmawiając sobie szczerze z mężczyzną po pięćdziesiątce, który ewidentnie stracił chęć nie tyle do dalszej kariery, co po prostu do życia. Prowadziliśmy długie dyskusje nad sensem tego dlaczego istniejemy, aż w końcu zgodził się pójść na terapię, która miała go uratować. Umowa na książkę została na razie anulowana, aby autor mógł się skupić na własnym zdrowiu. A jego redaktor obiecał czuwać nad tym, by podniósł się z kolan. I choć sprawa była ciężka i wymagała ode mnie dużego zaangażowania, to z tyłu głowy nadal miałam perspektywę własnego życia.

Jeongguk nie zadzwonił. Nawet nie napisał. A ja ciągle czekałam na wiadomość. W poniedziałek zamieściłam nawet post na Instagramie, gdzie uwieczniłam bukiet słoneczników, leżący na łóżku. Może oczekiwałam za dużej umiejętności interpretacji z jego strony. Może powinnam była dodać do zdjęcia bieliznę, by ułatwić mu zrozumienie, że myślę o nim i o tym, do czego między nami doszło. Ale zdjęcie pozostało bez odzewu. Sama nie napisałam do niego, zbyt dumna, by to zrobić. Dlatego czekałam na dzień powrotu do Seulu.

Choć mogłam zostać w Daegu jeszcze cały weekend, wolałam wrócić jeszcze w czwartek wieczorem, aby w piątek stawić się w pracy i móc go zobaczyć. Te kilka dni rozłąki pokazało mi, jak potwornie zadurzyłam się w tym dzieciaku. Każda komórka w moim ciele tęskniła do jego umięśnionego ciała, odurzającego zapachu i oczu, które patrzyły na mnie z takim uwielbieniem. Dlatego nie wahałam się już, nie chcąc szukać dalszych wymówek. Pragnęłam być szczęśliwa u jego boku.

Nie zamierzałam jednak pokazywać tego jak bardzo dałam mu się oczarować. Dlatego od rana drażniłam się z nim, specjalnie omijając temat, który wyraźnie chciał poruszyć, gdy tuż po dziewiątej zjawił się w moim gabinecie. I chciałam to przeciągnąć do końca pracy, jednak nagły wrzód ze skasowaną, ukończoną książką, pokrzyżował mi plany. Postanowiłam więc zabrać Jeona na lunch, aby móc porozmawiać poza biurem, co dawało większą swobodę.

W końcu wszystko sobie wyjaśniliśmy, najwyraźniej zgadzając się na podjęcie próby zbudowania jakiejś relacji, zaczynając od randki w przyszłym tygodniu. Najchętniej wyszłabym z nim już jutro, jednak obiecałam mamie wizytę, by pomóc przygotować kimchi na całą zimę. A trzeba być dobrą córką, przy okazji ucząc się na dobrą panią domu.

Po lunchu musiałam wrócić do pracy, wisząc na telefonie kolejnych kilka godzin, by jakoś naprawić sytuację. Ta seria nieszczęśliwych wypadków, która dotyczyła maszynopisu zdawała się wręcz celowym działaniem – zniszczony laptop z kopią, pokasowane maile, zalanie dysku zapasowego... Długo zajęło dojście prawdy, przez co musiałam zostać po godzinach, prosząc Jeongguka, by wsparł mnie, jeśli może zostać ze mną.

Ostatecznie okazało się, że owszem, było to celowe działanie, jednak nie samego autora, a jego eks dziewczyny, która postanowiła zemścić się za – jak to określiła – zmarnowanie trzech lat życia na nieudacznika, który nie potrafi zarobić wystarczająco pieniędzy na jej zachcianki. Związki bywają bardzo trudne.

Na szczęście udało nam się odzyskać maila z gotową pracą, a przy okazji dowiedzieliśmy się, że poczta w naszym wydawnictwie potrzebuje lepszej ochrony.

Ponad trzy godziny po czasie, gdy powinniśmy zakończyć pracę, odwiozłam Jeongguka do jego mieszkania. Przez całą drogę milczał, ale nieszczególnie mi to przeszkadzało, bo jednak niewiele spałam tej nocy i potrzebowałam spokoju, by głowa mnie nie rozbolała zbyt mocno.

Dopiero kiedy zatrzymałam się pod jego blokiem, spojrzeliśmy na siebie.

– Noona, może... chcesz zobaczyć mojego kota? – zapytał nagle, na co roześmiałam się głośno, nie spodziewając takiego pytania. Ok, liczyłam na to, że mnie zaprosi, ale nie takimi słowami!

– To jakiś nowy pomysł na podryw? Ostatnio się mówiło: „Może Netflix and chill"? A wcześniej: „Może napijemy się herbaty?".

Jeongguk niby starał się zachować powagę, ale widziałam, że w kącikach jego ust czaił się uśmiech.

– No nie widziałaś jeszcze Elly na żywo – zauważył, niby niewinnie, jednak zaraz roześmiał się. – Mogę polecieć jeszcze z tekstem: „Może zjemy razem ramen?".

– A tak, faktycznie. Jeszcze ramen było po drodze. Gdzie mogę zaparkować?

– Sprawdzimy na parkingu podziemnym. Może będzie coś wolne dla gości. Tamten wjazd – wyjaśnił, wskazując odpowiednie miejsce.

Ruszyliśmy więc i po dwóch minutach udało mi się zaparkować samochód na jednym z ostatnich wolnych miejsc. Było dość daleko od wejścia do windy, dlatego czekał nas krótki spacerek.

Nie złapaliśmy się za ręce, ani nic takiego, jednak szliśmy ramię w ramię, uśmiechając się delikatnie. Dopiero, gdy byliśmy w windzie przypomniałam sobie, że mogę mieć coś, co spodoba się jego kotce.

– Nie sądziłam, że tak będzie, ale mam prezent dla Elly. Kupiłam mojej Lily, ale chyba mi daruje jeśli inna kicia poje – wyjaśniłam, wyjmując paczkę przysmaków.

– Łosoś? Jeżeli tak, już będzie twoja – wyjaśnił ze śmiechem.

– Renifer. Lily lubi dziwne smaki.

– Renifer? – zapytał, zupełnie zaskoczony. Najwyraźniej Elly miała mało urozmaiconą dietę jeśli chodziło o smaczki. – Czego to nie wymyślą. Sami nie jadamy reniferów, a nasze zwierzaki już tak – mruknął, przewracając oczami.

Nim drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze, Jeongguk objął mnie jedną ręką w pasie, przysuwając nieco, co wywołało mój rumienieć.

– Na lewo, noona – wyjaśnił, gdy wyszliśmy na korytarz, a on puścił mnie, by otworzyć i przytrzymać drzwi do odpowiedniej klatki.

Skierowaliśmy się do mieszkania numer 22, gdzie po wpisaniu kodu, Jeon natychmiast zablokował szparę swoją nogą.

– Tak, wróciłem. Ale żadnych ucieczek – powiedział do kotki, która najwyraźniej już czaiła się do startu. Poczekałam, by wziął ją na ręce i dopiero wtedy mogliśmy wejść.

W środku Jeongguk zapalił światło w przedpokoju, gdzie mogłam zostawić marynarkę oraz buty, dostając kapcie dla gości. W tym czasie chłopak puścił Elly, która wydzierała się, jakby ją głodził latami. Widocznie musiała zamanifestować swój bunt na pustą miskę.

Jednak najwyraźniej nowa osoba w mieszkaniu zaintrygowała ją na tyle, by przestała miauczeć i podeszła do mnie, połasić się nieco. Ewentualnie rozpoznała dźwięk smakołyków w paczce, którą potrząsnęłam.

– Cześć śliczności – przywitałam się, kucając przy niej, by pogłaskać miękkie futerko. – Piękna jesteś. Mam dla ciebie prezencik – wyjaśniłam, otwierając paczkę, by nasypać nieco na dłoń i podsunąć jej.

Elly od razu rzuciła się na jedzenie, niegroźnie hacząc ostrymi ząbkami o skórę na moich rękach.

– No zagłodziłem kocinę – stwierdził rozbawiony Jeongguk, odkładając już rzeczy takie jak torba czy kurtka na właściwe miejsce. Bardzo spodobało mi się to, że dba o porządek. Widać to było również w równiutko ułożonych butach na półce.

Zaraz po tym zajął się uzupełnieniem miseczki kotki, która pobiegła tam od razu, chyba naprawdę woląc łososia od renifera.

Podniosłam się z kucek i poszłam w głąb mieszkania. Okazało się całkiem duże i nowocześnie urządzone. Schludne, bez masy niepotrzebnych ozdobników, utrzymane w biało–beżowej tonacji.

Poszliśmy razem do łazienki, by umyć ręce. Wisiało tam sporo cytatów motywacyjnych, co było dość ciekawym rozwiązaniem. Może budował swoją pewność siebie, czytając je co rano? Albo potrzebował ich, by w ogóle chodzić do pracy? A może po prostu pasowały mu w tym miejscu, jako dekoracja.

Idąc do salonu, połączonego z kuchnią, zerknęłam przez otwarte drzwi sypialni, gdzie nad łóżkiem również znajdowało się kilka haseł. Te jednak dotyczyły bardziej romantycznych rzeczy, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.

Odłożyłam torebkę na kanapę i poczułam jak moje ciało się rozluźnia. Jakbym była we własnym mieszkaniu, mogąc zrzucić cały ciężar dnia z barków.

– Napijesz się czegoś, noona? – zapytał Jeon, który znalazł się tuż przy mnie i objął mnie w pasie z uśmiechem.

Przez chwilę pomyślałam, że mogłabym tak codziennie wracać do niego z pracy, by mnie przytulał i obdarowywał tym pięknym uśmiechem.

– Nie, dziękuję – powiedziałam, kładąc powoli dłonie na jego ramionach. – Poznałam już Elly, więc chyba pora na mnie – dodałam, chcąc się podroczyć.

– Ach taaak... Poznanie kota zaliczone, czyli pora posmakować tego ramenu? – zapytał z zadowolonym uśmiechem, pochylając się nieco, by nasze twarze dzieliły centymetry.

– Ewentualnie włącz Netflixa – odpowiedziałam ciszej i zaraz nasze usta się spotkały na kilka sekund.

– Wolę posmakować i pooglądać inne widoki – wyszeptał, wracając zaraz do pieszczoty.

Przez chwilę nasz pocałunek był dość niewinny, ale z każdym ruchem warg stawał się coraz namiętniejszy, oddając sobą całą tęsknotę, jaką czułam przez dni rozłąki.

Ręce młodszego objęły mnie szczelniej w pasie, sprawiając, że miałam ochotę rozpuścić się w jego ramionach.

W końcu jedna moja dłoń zawędrowała na jego krawat, lekko za niego ciągnąc.

– Co ty ze mną robisz, dzieciaku? – wymruczałam, gdy odsunął się ode mnie zaledwie o centymetr.

– Całuję – odpowiedział niewinnie, ale zaraz po tym pochylił się jeszcze trochę, aby dotrzeć ustami do mojej szyi, gdzie złożył mokry pocałunek, od którego jęknęłam cicho, czując jak miękną mi kolana.

Pozwoliłam mu na to, ale po krótkiej chwili odsunęłam.

– Pójdę się najpierw umyć.

– Dlaczego? – zapytał, składając buziaka tuż przy moim uchu. – Pięknie pachniesz. Nawet po całym dniu, noona.

– Ale nie czuję się świeżo, a wolałabym, by tak było – wyjaśniłam spokojnie.

Jeongguk był wyrozumiały dla mojej prośby. Dał mi jeszcze długiego buziaka w policzek i poszliśmy razem do łazienki.

– W dolnej szafce znajdziesz coś dla siebie, noona. Już ci zanoszę ręczniki... i jakąś moją koszulkę? – zaproponował, pokazując wszystko.

Nie chciałam dopytywać, dlaczego jest zaopatrzony w damskie kosmetyki, które znajdowały się w szafce. Jednak wszystkie wyglądały na nieużywane, więc nieco mnie to uspokoiło.

– Byłoby miło. Dziękuję – powiedziałam, zaczynając się zupełnie swobodnie rozbierać. Widział mnie już nago. I pewnie jeszcze nie raz zobaczy, więc czemu miałabym się wstydzić?

Akurat ustawiałam wodę, gdy zapukał do drzwi.

– Noona?

– Wejdź, spokojnie.

Drzwi się uchyliły, ale zamiast Jeongguka, przez szparę wystawała jedynie jego ręka, trzymająca dwa puchate białe ręczniki i koszulkę, chyba w rozmiarze XXL, w której zapewne się utopię.

– Myślisz, że wtedy wyjdę? Czy raczej od razu zemdleję przez takie widoki? – zapytał ze śmiechem.

– No to dołącz do mnie. Ale tylko dla wspólnego prysznica – zaproponowałam, wchodząc już do kabiny.

– Dzisiaj otrzymuję od ciebie same ciężkie zadania – poskarżył się, po czym wszedł, udając, że jedną dłonią zasłania oczy. Oczywiście widział wszystko przez rozchylone palce.

Odłożył przyniesione rzeczy na pralkę i jednak zaczął zrzucać z siebie ubrania, które wylądowały w koszu na pranie. Chwilę mu zeszło, nim dołączył pod strumień ciepłej wody, więc zdążyłam się już namydlić jednym z płynów, które znalazłam w szafce. Ciężko mi było nazwać czym pachniał, ale gdybym miała określić zapach słońca i plaży, to to byłoby właśnie to.

Na moment zawiesiłam oczy na tej górze mięśni, która znalazła się tuż przed moim nosem i mimowolnie oblizałam usta.

Ten piątkowy wieczór już jest wspaniały. A wiedziałam, że to dopiero początek.



Jeongguk:

Zazwyczaj piątkowe wieczory przeznaczałem na moje hobby lub wyjście ze znajomymi. Czasami na zabawę z Elly lub odwiedzenie rodziców, którzy mieszkali w Busan. Ale o takim piątkowym wieczorze nawet nigdy nie marzyłem. Bo choć umówiliśmy się z Sohee na randkę, nie sądziłem, aby po mojej propozycji wejścia na chwilę do mojego mieszkania, przystała na to. A co więcej – postanowiła u mnie nocować! Wiadomo, to było dość normalne w naszym wieku. Nie byliśmy nastolatkami, aby ukrywać się z takimi rzeczami lub pytać kogokolwiek o zgodzę, ale... bardzo długo walczyłem o to, aby chociaż zwróciła na mnie uwagę i przestała patrzeć na mnie w kontekście zwykłej pomocy biurowej. Dlatego kiedy teraz tak chętne przystawała na tak śmiałe propozycje, byłem w lekkim szoku.

Już przy kierowaniu się na miejsce parkingowe modliłem się, aby było jakiekolwiek wolne, nie utrudniając nam dodatkowo tego wieczoru. W windzie również prosiłem w duchu, aby Jeongguk z przeszłości nie zostawił rano bałaganu w mieszkaniu. Ale tak jak udało nam się z parkingiem, tak również z czystością nie było żadnej przykrej niespodzianki. Nawet Elly była spokojna, nie szalejąc przez nowego gościa, co zazwyczaj jej się zdarzało. Ewentualnie tak jak ja – zakochała się w Han Sohee od pierwszego wejrzenia i dzięki temu nie zamierzała przesadzać z bieganiem i demolowaniem mieszkania w jej obecności.

Nie bardzo wiedziałem jak ten wieczór będzie wyglądał. Zjedliśmy już coś w biurze, więc kolacja odpadała. W sumie rozważałem przygotowanie jakichś szybkich przekąsek i czegoś do picia, i obejrzenie jakiegoś filmu... ale po pocałunku w salonie trochę zmieniłem zdanie na ten temat. Zwłaszcza gdy podając Sohee ręczniki i koszulkę, dziewczyna zachęciła mnie do wspólnego prysznica.

W takim momencie naprawdę ciężko mi było pohamować moje myśli. Bo choć oboje faktycznie po prostu zaczęliśmy obmywać nawzajem swoje ciała, moje dłonie i usta bardzo chciały już przejść do działania. Na razie jednak ograniczyłem się do sunięcia dłońmi po jej plecach, ramionach i barkach, przeradzając to w mały, relaksujący masaż. W międzyczasie starałem się nie przyglądać zbytnio jej ciału, bo w mojej głowie było już wystarczająco dużo scenariuszy i pozycji, do których moglibyśmy przejść pod tym prysznicem. Ale Sohee miała rację, najpierw lepiej się odświeżyć po całym, męczącym dniu pracy.

Jednak gdy już obmyliśmy swoje ciała i opuściliśmy kabinę, owijając się ręcznikami, a dziewczyna rzuciła: „Teraz możemy działać", to był mój limit. Dałem jej jeszcze sekundkę, albo dwie na jakiekolwiek wytarcie, po czym wziąłem ją bez problemu na ręce, od razu ruszając do sypialni. Jeszcze przed wejściem do łazienki zdążyłem spuścić wszystkie rolety, dzięki czemu wiedziałem, że nikt z bloku naprzeciwko nie będzie miał okazji zobaczyć nas w takim wydaniu. Dlatego spokojnie mogłem przenieść Sohee na łóżko w sypialni, od razu zawieszając na niej swój wzrok. Zwłaszcza gdy ręcznik, którym jako tako się oplotła, powoli zaczął zsuwać się z jej ciała.

– Czy wspominałem już, że nigdy nie spotkałem piękniejszej kobiety od ciebie? – rzuciłem tylko, nie mając zamiaru zachowywać takich myśli dla siebie. Bo od dzisiaj wszystkie komplementy, które od tylu tygodni hamowałem, niektórymi dzieląc się jedynie z Yugyeomem, zamierzałem kierować w końcu do mojego obiektu westchnień. Bo nie musiałem się już kryć z moim uwielbieniem tej kobiety. I mogłem jedynie liczyć, że zaakceptuje wszystkie moje fascynacje...

Zaraz pozbyłem się też mojego ręcznika, przenosząc nad nią, aby nie czuła się niekomfortowo przez moje stanie w miejscu i wpatrywanie w jej ciało.

Byłem już naprawdę mocno nakręcony. Zwłaszcza widząc jej uśmiech i lubieżne spojrzenie. A moje palce zaraz postanowiły rozpocząć powolną, wstępną wędrówkę po jej ciele, sunąc od barku, przez obojczyk, pomiędzy jej piersiami, aż do pępka, skąd uciekły na jej biodro, postanawiając delikatnie się na nim zacisnąć.

Sohee nie odrywała ode mnie spojrzenia, przenosząc powoli dłoń na mój policzek, który delikatnie pogłaskała. I dopiero po tym działaniu odpowiedziała na moje pytanie, które było zresztą dość retoryczne:

– Mówiłeś. I bardzo mi się to podoba – zapewniła. A słysząc takie słowa z jej ust ulżyło mi na sercu, bo przecież nadal byliśmy na etapie badania swoich reakcji na niektóre słowa i działania. Na sprawdzaniu co lubimy, a czego nie. I w przeciwieństwie do naszej pierwszej wspólnej nocy, dziś chciałem się na tym skupić, poznając ją przy okazji... nieco dogłębniej.

Jej dłoń zaraz zsunęła się na mój tors, gdzie też przez chwilę sobie pomanewrowała. W takiej pozycji, chcąc nie chcąc, trochę je napinałem, dzięki czemu wiedziałem, że raczej powinna być z nich zadowolona. O czym zaraz się przekonałem, gdy nagle zamruczała usatysfakcjonowana. W dodatku jej wzrok, który przez tę chwilę skupił się na moim torsie, nieco pociemniał, a kącik jej ust lekko uniósł. Dzięki czemu wiedziałem, że ostatnie dodatkowe ślęczenie na siłowni opłaciło się.

To był mój kolejny limit. I na razie wiedziałem, że tak od razu nie dotrzymam słów, które skierowałem do niej jeszcze w salonie. Nie kiedy tak mocno jej pragnąłem. Wolałem poprowadzić to rozsądnie i na miarę naszych obecnych możliwości. Dlatego kiedy zbliżyłem się do jej ust, wyszeptałem:

– Jeszcze zdążę się napatrzeć. I nasmakować.

Bo na razie wolałem powrócić do namiętnego pocałunku z salonu, który tym razem potrwał dłużej. Zatraciliśmy się w tej pieszczocie. A moje dłonie chętnie zaczęły sunąć po jej ciele, doskonale wiedząc gdzie się zatrzymać na chwilę dłużej, gdzie delikatnie uszczypnąć, a gdzie zahaczyć opuszkiem palca. Sohee poddawała się tym działaniom, reagując pozytywnie zarówno na nasz pocałunek, jak i mój dotyk. Bo choć na co dzień w jej oczach mogłem uchodzić za „gówniarza", w łóżku od zawsze starałem się dokładnie dowiedzieć i poznać co kobiety uwielbiają. Dlatego teraz liczyłem, że na tę godzinę lub dwie kompletnie zapomni o tej mojej nieszczęsnej łatce „gówniarza", myśląc o mnie jak o mężczyźnie, a nie jakimś niedoświadczonym dzieciaku. Bo pragnąłem spełniać jej oczekiwania, pragnąłem, aby czuła się przy mnie jak najlepiej. Zwłaszcza w takich momentach.

Jednak tak jak zapowiedziałem – jeszcze zdążę się napatrzeć i nasmakować. Bo to miała być tylko pierwsza, szybka runda. Oboje pragnęliśmy już swojej bliskości, dlatego kiedy upewniłem się, że na pewno jest na mnie gotowa, zadbałem o odpowiednie zabezpieczenie, po którym przez te kilkanaście sekund mogliśmy upajać się rozkoszą, wzdychając prosto w swoje usta, które raz po raz do siebie wracały, odrywając się jedynie na które chwile, aby zaczerpnąć choć trochę powietrza.

Jeszcze nigdy się tak nie czułem. To nie było pożądanie, to było pragnienie bliskości. Pragnienie pozostania przy niej, w niej, już na zawsze. Pragnienie... kochania jej i sprawiania jej przyjemności do końca moich dni.

Ta krótka, pierwsza runda, była dla nas przedsmakiem. Byłem nią jeszcze nienasycony. Nadal pragnąłem jej ust, jej ciała. I teraz w końcu mogłem przejść do tak upragnionych pieszczot, o których w ostatnich tygodniach zdarzało mi się śnić i marzyć.

Zacząłem pieścić ustami jej ciało. Wiedziałem gdzie zatrzymać się na dłużej, pomagając sobie w międzyczasie dłonią, która również krążyła, zaciskała się i badała. Kontrolowałem jej reakcje, czasami dopytałem czy mogę gdzieś docisnąć lub ugryźć mocniej. Jednak moim celem w tej rundzie było posmakowanie ósmego cudu świata. A raczej ósmego i dziewiątego, czyli... jej nóg. Nóg, o których marzyłem od tylu tygodni. Nóg, które mogły jej pozazdrościć największe supermodelki. Były... tak kobiece, tak kształtne... Idealne. Zwłaszcza wyeksponowane w krótkiej spódniczce i szpilkach, co miałem okazję raz na jakiś czas ujrzeć w biurze. A teraz... mogąc je posmakować, wycałować, znaleźć się pomiędzy nimi, byłem w siódmym niebie. I tuż po wypieszczeniu ich zadbałem o to, aby Sohee również zaraz się w nim znalazła, gdy mój język przeniósł się w końcu pomiędzy jej uda, rozkoszując i upajając jej smakiem. Choć jak dla mnie niewystarczająco... kobiecym. Ale nie chciałem przy naszym pierwszym razie na trzeźwo nalegać na to pominięcie prysznica. Choć przy kolejnym na pewno postaram się delikatnie wytłumaczyć jej mój typowo samczy fetysz.

Sohee poddawała się tym pieszczotom. I poddawała się działaniom mojego języka, wzdychając i jęcząc tak sensualnie, że jeszcze bardziej mnie przez to nakręcała, znów wszystko przyspieszając. Ale mogąc oglądać jej rozchylone usta, przymknięte powieki i zaciskające się na pościeli dłonie z tej perspektywy, mój język sam nabierał tempa, trafiając tam gdzie powinien, znów szybko doprowadzając ją do orgazmu.

Przy trzeciej rundzie to Sohee postanowiła być bardziej aktywna, chyba chcąc mi się odwdzięczyć za te wszystkie pieszczoty. Bo jej dłonie i usta skupiły się na moich mięśniach. Nie miałem nic przeciwko temu, poddając się jej działaniom, wzdychając cicho, kiedy zassała się gdzieś na moim obojczyku, na pewno tworząc w ten sposób czerwoną malinkę. Wiedziałem, że na pewno będę ją dumnie nosił, najchętniej pokazując wszystkim wokół, mogąc pochwalić, że to Han Sohee, czyli najpiękniejsza kobieta na świecie mi ją zrobiła.

A po tych wstępnych pieszczotach, zaproponowałem jeszcze jedną pozycję, w której byłoby jej najwygodniej. Nie znałem jej możliwości. Na te tematy jeszcze przyjdzie czas. Jednak wiedząc jak niektóre ułożenia sprawiają kobietom ból, wolałem zdecydować się na coś klasycznego i tak samo uwielbianego przez obie strony w łóżku. Dlatego po wymianie zabezpieczenia, moja piękna partnerka przeniosła się tuż nade mnie, mogąc tym razem zdecydować się na kąt jaki jej odpowiada, decydując o tempie i głębokości. A ja mogłem podziwiać jej seksowne, nagie ciało, przenosząc dłonie na jej pas, na którym początkowo po prostu sunąłem kciukami po jej skórze, dostosowując swoje ruchy do jej rytmu.

I w tym momencie jeszcze bardziej chciałem zatrzymać czas. Bo to nie był już początkowy pęd ku spełnieniu. Teraz po prostu się kochaliśmy. Powoli i namiętnie.

Jej dłonie, oparte o moje ciało, zaciskały się raz po raz na skórze. Gdy te moje czasami zjechały na jeden z jej pośladków, a czasami przeniosły się na jej pierś, nadal tak samo kuszącą i zapraszającą moje palce i usta do ich pieszczenia.

Nasze pełne pozytywnych uczuć spojrzenia tylko na chwilę odrywały się od siebie, śledząc działania naszych rąk. A moje usta co jakiś czas komplementowały jej działania lub ciało, pragnąc je gloryfikować. Bo na świecie nie istniało nic piękniejszego od niej w tej chwili.

W końcu oboje zdecydowaliśmy na powolne zakończenie tej rundy. Zaproponowałem w tym swoją pomoc, przyciągając ją do pocałunku, przez co pochyliła się w moją stronę, umożliwiając mi lekkie przejęcie inicjatywy. Bo pod takim kątem mogłem powrócić do roli aktywa, przymuszając swoje mięśnie jeszcze do tych kilkunastu sekund wysiłku, aby doprowadzić najpierw Sohee, a później siebie, do kolejnego orgazmu.

Byliśmy już wymęczeni. Ale szczęśliwi. Noona opadła w moje ramiona, a ja chętnie ją przygarnąłem, uspokajając z nią swój oddech. I dopiero po dłuższej chwili przeniosła się tak, aby leżeć wtulona w mój bok.

Nie mogłem przestać się delikatnie uśmiechać. Bo jeszcze nigdy nie miałem okazji przeżyć takiego zbliżenia, łącząc się z drugą osobą nie tylko samym ciałem, a również duszą. I dzięki temu wiedziałem już, że to właśnie z nią pragnę spędzić całe życie. Jeżeli tylko mi na to pozwoli.

Leżeliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Jej dłoń sunęła leniwie gdzieś po moim brzuchu, bawiąc się wyrobionymi tam mięśniami, a ta moja muskała jej ramię kciukiem, trzymając blisko siebie.

– Jesteś wspaniałym kochankiem – odezwała się w końcu jako pierwsza, naprawdę mocno łechtając tym moje ego. Bo pragnąłem to od niej usłyszeć. Albo chociaż „czuję się przy tobie dobrze", lub po prostu „to było cudowne". Dzięki temu wiedziałem, że wszystko robię dobrze, sprawiając jej przyjemność. A na tym mi przecież zależało.

– To nie jest wcale trudne kiedy kocham się z tak wspaniałą kobietą – zauważyłem, nie mogąc przypisać sobie wszystkich zasług. Bo jednak to było wspólne działanie. A z nieodpowiednią osobą na pewno byłbym beznadziejnym kochankiem. – Może to zabrzmi trochę przesadnie, ale w takich momentach po prostu chcę byś czuła się jak bogini, którą czczę – dodałem, w końcu dzieląc się z nią choć częścią moich przemyśleń w czasie naszego zbliżenia. – Bo sama bliskość z tobą, dotyk, twój smak, sprawia mi dużo przyjemności, noona – zdradziłem, oczywiście specjalnie podkreślając jedno z tych słów, którym było oczywiście „smak", o którym jeszcze z nią kiedyś porozmawiam. Choć nie dziś. Zwłaszcza gdy na tak odważne słowa z mojej strony wręcz ukryła się w moich ramionach, chowając swoją twarz w dłonie.

Zbyt bezpośrednio? Oj, chyba muszę być ostrożny z takimi wyznaniami...

Mimo wszystko uśmiechnąłem się na to urocze działanie, przez które zrobiła się jeszcze drobniejsza w moich ramionach.

– Naczytałeś się za dużo romansów – wymruczała w swoje dłonie, pogłębiając tym mój uśmiech. Bo możliwe że miała w tym trochę racji. Ale zamiast romansów, użyłbym słowa: „erotyków". Choć tego też jeszcze nie zamierzałem jej zdradzać. Zresztą, niektóre cytaty nad moim łóżkiem zrobią to za mnie. Na razie wolałem to jedynie skomentować słowami: „To są słowa prosto z serca, noona".

Sohee zaraz powróciła do poprzedniej pozycji, po prostu obejmując mnie jedną dłonią i postanowiła uszczęśliwić mnie swoimi słowami raz jeszcze:

– Ale jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze jak przy tobie.

– Czyli ten młody gówniarz jednak nie jest aż taki zły – zauważyłem od razu, podkreślając przy okazji po raz kolejny jak bardzo stereotypy są mylne. Zrobiłem to już z lekko przymkniętymi oczami, powoli czując jak zaczynam przysypiać.

– Nigdy nie był zły. Po prostu jest młody – sprecyzowała, przejeżdżając delikatnie swoimi paznokciami po mojej skórze gdzieś na brzuchu.

Uśmiechnąłem się na to, nie mając już siły zagłębiać się w ten temat, dlatego rzuciłem na jego zakończenie:

– A jednak jakby stworzony dla Han Sohee.

Zapewne gdyby nie okoliczności i mój powoli zasypiający umysł nie pozwoliłbym sobie na taki tekst, nawet w żartach, obawiając, że może go źle odebrać. Jednak nie miałem czego się obawiać, bo początkowo otrzymałem na to buziaka. A zapewne po szybkiej analizie mojego obecnego stanu i zamkniętych już kompletnie oczu, odpowiedziała po prostu na to:

– Dobranoc, panie Stworzony–Dla–Han–Sohee.

Zaśmiałem się krótko, jeszcze wysilając na sięgnięcie ustami do jej głowy, aby ją ucałować.

– Dobranoc, moja najpiękniejsza Han Sohee.

I tak zasnęliśmy w swoich ramionach. Ja z kobietą mojego życia, a ona... z potencjalnym chłopakiem. Który miałem nadzieję, że dzisiejszego, piątkowego wieczoru, udowodnił wystarczająco mocno jak bardzo szaleje za swoją Han Sohee.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top