Prolog
Muzyka to najlepsza towarzyszka dla tego, kto cierpi. Jest ochocza i radosna jak dziecko, ognista i powabna jak młoda dziewczyna, dobra i mądra jak stary człowiek, który spędził owocnie życie. Muzyka to najsubtelniejsza forma przekazu, można stwierdzić, że żadna dziedzina sztuki nie porusza ani nie wpływa na podświadomość tak, jak muzyka. Muzyka jest kwintesencją, skrajnie zwięzłym komunikatem, jest tym, co istnieje poza naszym słuchem, postrzeganiem, świadomością. To najwyższy stopień platonizmu, eidos, który spada z niebios w najczystszej postaci. Z muzyką jest podobnie tak jak z miłością, nie można jej wyjaśnić, trafia kogoś bez słowa - prosto w serce.
Powtarzałem układ po raz kolejny z rzędu. Co chwila albo myliłem kroki, albo traciłem równowagę przy gwałtownych ruchach. Parkiet w ciągu ostatnich kilku tygodni wydawał się mi odległy i obcy, tak jak kiedyś był częścią mnie.
Zmęczony usiadłem na podłodze wycierając pot z czoła. Podniosłem wzrok na lustro, które pokrywało całą ścianę. Ostatnio widywałem w nim ten sam widok, który z każdym tańcem dobijał mnie jeszcze bardziej. Zawieszenie mojej kariery kosztowało mnie bardzo dużo. Ogłosiłem to oficjalnie niedługo po naszym ponownym zejściu się z Michelle jakieś 2 miesiące temu. Postanowiłem powiedzieć fanom i światu prawdę, że moje zdrowie odmawia posłuszeństwa i dopóki nie wróci ono do normy, jestem zmuszony pozostać w pauzie, która mnie dobijała.
Przytłaczały mnie teraz też długi przez wiele zerwanych kontraktów, odwołanej trasy koncertowej, kręcenia teledysków, nagrywanie piosenek - wszystko co miałem zaplanowane na najbliższy okres czasu legło w gruzach. Zostawało mi jedynie tańczenie w mojej sali w Neverlandzie i nawet tutaj wszystko z dnia na dzień waliło się coraz bardziej.
Wstałem na nogi marszcząc brwi ze złości i po raz kolejny zacząłem pływać po drewnianej podłodze. Czułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej, jednak wciąż wykonywałem kolejne kroki. Na ostatnim obrocie już poczułem silne ukłucie. Momentalnie złapałem się ręką na piersi i upadłem na kolana sycząc z bólu. Usłyszałem nagle jak ktoś krzyczy moje imię. Nie minęła chwila a była już przy mnie, klęcząc obok i przytulając mnie do siebie. Nawet nie zauważyłem kiedy weszła do środka.
- Powaliło Cię do reszty? - syknęła gdy mój oddech się uspokajał - Ostatnio było to samo, kiedy Ty w końcu zrozumiesz, że nie możesz się tak przemęczać?
- Przepraszam - mruknąłem wtulając się w nią jeszcze bardziej - Próbuję po prostu od tego uciec, nie myśleć o tym wszystkim.
- Musisz dbać o siebie, wykończysz się w ten sposób.
- Zrezygnowałem z wielu rzeczy, nie zrezygnuję też z robienia tego co kocham chociaż we własnym domu - syknąłem chcąc się podnieść, ale złapała mnie za koszulę znów do siebie przyciągając.
- Wiem że Ci ciężko - szepnęła gładząc mnie po włosach, na co automatycznie przymknąłem oczy - Ale wiesz, że musiałeś ogłosić tę przerwę w pracy.
- Zawiodłem wszystkich. Fanów, Quincego, Franka, rodzinę...
- Nikogo nie zawiodłeś - ujęła moją twarz w dłonie i obróciła w swoją stronę, zmuszając bym na nią spojrzał - Najważniejsze jest Twoje zdrowie. Fani to rozumieją, Q i Frank również.
- Narobiłem im strasznych długów - warknąłem - Przeze mnie zerwali wiele kontraktów.
- Masz też pewien niewidzialny kontrakt ze swoją córką, który nakazuje Ci być jej ojcem i tym samym dbać o siebie, aby nie została sama - spojrzałem w jej oczy w głębi duszy wiedząc, że ma rację.
Od tych dwóch miesięcy mimo choroby i przerwy w pracy, czuje się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mogę nadrabiać z Evą cały ten czas, gdy mnie przy niej nie było. A Michelle? Mam wrażenie, że znosiła całą sytuację o wiele lepiej ode mnie. Troszczyła się o mnie na każdym kroku, gdy ja z rozpaczy nie wiedziałem jak mam zadbać o nią, gdyż myśl, że nie mogę jej pomóc dobijała mnie na każdym kroku. Oddałbym wszystko, aby tylko zwrócić jej zdrowie.
***
Mając przy sobie ukochanego mężczyznę i cudowną córkę - wiem teraz jak wiele straciłam. Wiem już, ile odebrało mi moje odejście ponad 6 lat temu. Czas ten jednak przeminął, a ja nie mogę nadrobić straconych dni. Zastanawiam się często, jakby się ułożyło nasze życie, gdybym obrała wtedy inną drogę.
Michael przechodził w swoim życiu trudny okres, a ja z każdym dniem zaczynałam zdawać sobie sprawę, że jestem bezsilna. Zatrzymanie kariery okropnie wpłynęło na jego samopoczucie. Odebrano mu pasję, czyli coś co kochał, tak z dnia na dzień. Choroba odebrała mu to, na czym mu zależało i do czego tak bardzo dążył przez cały ten czas. Czuł się winny, a ja nie mogłam znieść jego cierpienia. Próbował odnaleźć tę radość z muzyki w domu, ale jaki miało to sens, skoro tu też się wykańczał? Przerwał pracę, aby móc odpocząć i nie narażać serca. Z rejestru dawców wciąż biła głucha cisza, a ja codziennie sprawdzałam pocztę, odbierałam każdy telefon z nadzieją, że usłyszę słowa: 'mamy serce dla Pana Jacksona'. Tylko to mogło go uratować, przywrócić zdrowie i radość z życia.
- Panienko Evans, musi Pani coś zjeść - rzuciła Isa widząc, jak dopijam szklankę wody oparta o blat w kuchni - Schudła Pani strasznie.
- Dziękuję, ale naprawdę nie jestem głodna - posłałam kobiecie ciepły uśmiech - Nie mam apetytu.
- Bo się poskarżę Panu Michaelowi - pogroziła mi palcem śmiejąc się, akurat gdy do pomieszczenia wkroczył mój ukochany.
- Na kogo mi poskarżysz? - wszedł szczerząc się do mnie, po czym spojrzał na gosposię - Kto tym razem coś przeskrobał, hm?
- Nic się nie dzieje - uniosłam lekko kąciki ust - Isabella przesadza.
- Ale z czym? - spojrzał na kobietę, która wyraźnie nie chciała mnie 'sprzedać' swojemu szefowi, więc postanowiłam że sama mu powiem, bo i tak nie odpuści.
- Bo nie chciałam zjeść obiadu - rzuciłam bez emocji - Nie jestem po prostu głodna.
- Ostatnio ciągle to słyszę - skarcił mnie mówiąc poważnym tonem - Iso nałóż Michelle normalnie obiad.
- Ej - warknęłam strzelają piorunami z oczu - Powiedziałam że...
- Ty mi możesz mówić, że mam się nie przemęczać, a sama będziesz się głodzić? - uniósł brew podchodząc do mnie i obejmując mnie delikatnie - Nie chcę się kłócić. Zjedz ile możesz, ale masz zjeść.
- Mhm - szepnęłam wzdychając niezadowolona, że znów mu uległam. Cmoknął mnie krótko w usta po czym skierował się w stronę wyjścia - Wychodzisz?
- Tak, jadę na chwilę do studia.
- Do studia? - spojrzałam na niego pytająco - Przecież...
- Q dzwonił i ma do mnie ważny interes. Nie wiem o co chodzi, nie chciał mówić o tym przez telefon.
- No dobrze, to leć - uśmiechnęłam się po czym spojrzałam na gosposię, która akurat stawiała na stole talerz z jedzeniem, oczywiście przygotowanym dla mnie.
Przeżuwanie i połykanie przychodziło mi z trudem. Nie dlatego, że mi nie smakowało. Isa była cudowną kucharką, jednak ostatnimi czasy jedzenie ledwo przechodziło przez gardło. Bóle głowy były częste, zdarzały się mdłości i wymioty, które starałam się zatuszować przed Michaelem, aby go bardziej nie martwić.
Eva miała teraz zajęcia z nauczycielką, więc korzystając z chwili dla siebie usiadłam przed telewizorem w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Przerzucając kanały spojrzałam na szklany stolik, gdzie leżał mały stos dzisiejszej makulatury. Odłożyłam pilota, zostawiając na jakimś muzycznym programie i zaczęłam przeglądać jedną z gazet. Już na pierwszych stronach znalazłam artykuł, który przykuł moją uwagę:
Michael Jackson bankrutem?!
Jak wiadomo nasz król pop-u zawiesił dwa miesiące temu swoją karierę muzyczną, odwołując tym samym nawet trasę Dangerous. Tłumaczy się problemami zdrowotnymi, jednak jaka jest prawda o kryzysie najsławniejszego piosenkarza na świecie?
Jego decyzja narobiła mu długów szacowanych na miliony dolarów.
Czy nasza gwiazda wygasła na dobre? A może po prostu jego odejście ma związek, z ponownym zejściem z byłą partnerką Michelle Evans?
Para jest coraz częściej widywana, w dodatku z dzieckiem. Muzyk unika odpowiedzi na pytania dotyczące małej dziewczynki. Co ma więc do ukrycia?
Wszystkie informacje razem potwierdzają, że Michelle prawdopodobnie wróciła do gwiazdy własnie po to, aby oczyścić jego konto do samego końca.
Jak widać, idzie jej to póki co wyśmienicie.
Nie mogąc doczytać artykułu do końca rzuciłam gazetą o stół, po czym schowałam twarz w dłoniach, aby się nie rozpłakać. Skąd w tych ludziach tyle nienawiści? Zazdrości? Pychy? Jak można tak kłamać dla zysku? Niszczyć innym życie i reputacje?
Od kiedy znów jesteśmy razem, takie artykuły są na porządku dziennym. Wielokrotnie Michael rozmawiał ze mną na ten temat, tłumacząc abym nie czytała tego, a jeśli to zrobię to mam zignorować wszystko, co piszą. Byłam świadoma, że media będą się nami interesować, a milczenie ze strony Michela sprawiało, że musieli sami zacząć wymyślać swoje racje, aby zysk z sprzedaży gazet nie zmalał. Doceniałam, że Mike chciał nas chronić i odmawiał wywiadów, jednak coraz bardziej mnie zastanawiało, czy nie należą się światu wyjaśnienia.
Nasze nagłe zejście się, wyjawienie o chorobie Michaela oraz jego zakończenie kariery spadły nagle, jedno po drugim i faktycznie wyglądało to, jakbym ja i mój powrót był winien jego klęski zawodowej. Zmęczona psychicznie wzięłam do rąk ponownie gazetę z artykułem i ruszyłam schodami na górę do sypialni. Opadłam bezradnie na łóżko, kładąc pismo na poduszce obok. Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu, a ból głowy pojawił się znikąd. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
Różne są powody, dla których ludzie wybierają kłamstwo. Jedni wierzą, że to doprowadzi ich do osiągnięcia upragnionego celu, inni myślą, że dzięki temu przyczynią się do zwycięstwa dobra nad złem, jeszcze inni czynią to, bo taka jest ich natura. Wszyscy ludzie są nikczemni, ale każdy w inny sposób. Ja wybaczyłem Michelle jej kłamstwo. Wiele razy wracaliśmy do tej rozmowy, chcąc wyjaśnić wszystko w każdym, najdrobniejszym szczególe. Musiałem wiedzieć co nią kierowało, abym mógł jej ponownie zaufać. Mając teraz obraz z jej strony zrozumiałem. Mimo iż wciąż czuję swego rodzaju żal, zrozumiałem i wybaczyłem. Najważniejsze dla mnie było chyba to, że nigdy nie zdradziła naszego uczucia. Nigdy nie pokochała nikogo innego, a to była myśl która mnie najbardziej niszczyła od środka. Pogrążony we własnych myślach nawet nie zauważyłem, kiedy limuzyna zatrzymała się pod wejściem do studia. Poprawiłem swoje okulary i w otoczeniu ochroniarzy udałem się do budynku, gdzie czekał już na mnie Quincy.
- No nareszcie! - rzucił lekko poddenerwowany, co mnie przestało dziwić od ostatnich dwóch miesięcy - Siadaj proszę, mamy sprawę do omówienia.
- Znów mi pokażesz rachunki? - zaśmiałem się pod nosem, zajmując miejsce po drugiej stronie biurka na przeciwko mężczyzny - Wszyscy wiedzą, że jestem chory, jednak niewiele jest osób, które wiedzą prawdę o moim zdrowiu w każdym calu. Jesteś Q jedną z tych osób dlatego boli mnie, że nie rozumiesz powagi sytuacji.
- Wszystko rozumiem - skrzyżował ręce na piersi nie spuszczając ze mnie wzroku - Jednak pracuję dla Ciebie, bo mam bronić Twoich interesów i własnie to robię.
- Przejdźmy do sedna - westchnąłem - Po co miałem przyjechać?
- W tym tempie Mike ShowBiznes zje Cię na śniadanie. Dałeś pożywkę brukowcom, ale też twoja sytuacja finansowa...
- Odbiję to, gdy wrócę do zdrowia - warknąłem przerywając mu - Gdy znajdzie się dawca i będzie po przeszczepie, wrócę do pracy i wszystko nadrobię.
- Ujmę to inaczej: chcesz zostawić córce na głowie długi na miliony? - na te słowa zacisnąłem ręce w pięści. Poruszył nietykalny temat. Zaczynałem powoli żałować, że powiedziałem i jemu i Frankowi o tym, że Eva jest moją córką.
- Co to ma do rzeczy? - syknąłem - Nie mieszaj w to mojej rodziny.
- Ale Twoja rodzina na tym ucierpi. Trasa faktycznie by była za dużym obciążeniem, ale chyba jeden koncert Cię nie zbawi?
- Nie odbiję tego jednym koncertem - zaśmiałem się - Same kontrakty są na większą liczbę niż bym zdobył za jeden koncert.
- I dlatego Cię wezwałem - pochylił się nad biurkiem, opierając na łokciach - Dostałeś propozycję. Jeden koncert za 3 miesiące w NY. Za Twój występ proponują kilkakrotnie większą sumę, niż Twoje teraźniejsze długi.
- Jakim cudem? - nie kryłem zdziwienia - Przecież to dla nich nieopłacalne.
- Zainteresowanie Twoją osobą wzrosło Mike. Twój występ ściągnie masę ludzi, a oni zarobią na tym więcej niż sobie wyobrażasz. Odwołałeś trasę, zawiesiłeś działalność a tu nagle BUM! Jackson powraca w jedynym koncercie w NY.
- Nie zrezygnowałem z kariery... Wrócę do koncertów kiedy...
- Mike to Twoja ostatnia szansa - przerwał mi - Jeden koncert, ale ocali Twoje imię i budżet.
- Zadzwonię do Ciebie jutro - mruknąłem wstając z miejsca - Muszę to przemyśleć.
- Przemyśleć? To za 3 miesiące, masz strasznie mało czasu. Z odpowiedzią masz czas do jutra Mike. Jeśli się zdecydujesz, przyjedź tutaj o 20. Będę czekał z papierami na Twój podpis.
- Odezwę się - rzuciłem bez emocji w stronę mężczyzny i opuściłem pomieszczenie.
Całą drogę do domu myślałem o jego słowach. Wiedziałem, że moja sytuacja materialna jest kiepska, ale nie pomyślałem, że może to jakkolwiek wpłynąć na życie mojej rodziny. A jeśli to jedyna szansa? Jeden koncert. Robiłem to setki razy, przecież to nic wielkiego, nie? Co może się stać?
Nim zajechaliśmy do domu było już całkowicie ciemno. Wszedłem do posiadłości, gdzie panowała o dziwo grobowa cisza. Odwiesiłem płaszcz i pierwsze co skierowałem się do pokoiku mojej córeczki. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem, jak siedzi na podłodze przy domku dla lalek. Uśmiechnąłem się i wszedłem do pomieszczenia, zachodząc dziewczynkę od tyłu.
- A moja księżniczka jeszcze nie śpi? - pocałowałem ją w policzek, na co odwróciła się i mocno mnie przytuliła - Gdzie mamusia?
- Śpi - rzuciła i ponownie wróciła do zabawy.
- Ty też już chyba powinnaś iść spać, hm? - spojrzałem na nią unosząc brew na co zrobiła naburmuszoną minkę.
- Jeszcze nieee - przeciągnęła patrząc na mnie błagalnym wzrokiem - Nie jestem śpiąca.
- No już, do łóżka. Lalki też muszą odpocząć - wyciągnąłem do niej rękę, którą niechętnie chwyciła wstając z podłogi. Wiedziałem, że nie jest zadowolona z faktu, że musi iść spać, ale godzina już tego wymagała.
- Myłaś ząbki?
- Tak - mruknęła wchodząc jednocześnie pod kołdrę.
Usiadłem na łóżku obok niej przykrywając ją mocniej pościelą.
- A jak dzisiejsze zajęcia? - spytałem odgarniając jej kosmyk włosów za ucho.
- Dobrze. Przytulisz mnie?
- Oczywiście skarbie - uśmiechnąłem się i nachyliłem nad dziewczynką mocno przytulając. Dała mi buziaka w policzek po czym szepnęła:
- Kocham Cię tatusiu.
- Ja Ciebie tez córeczko - znów się uśmiechnąłem i pogładziłem ją ręką po główce - Dobranoc - rzuciłem wstając z łózka i wyszedłem z pokoju gasząc po drodze światło.
Skierowałem się automatycznie do swojej sypialni, zastanawiając się czy Michelle wciąż śpi. Eva miała rację - leżała na łóżku z zamkniętymi oczami, a jej klatka piersiowa równomiernie się unosiła i opadała. Dziwne... Zazwyczaj nie sypia o tej porze. Jest za wcześnie...
Podszedłem do łóżka rozpinając jednocześnie koszulę, gdy moją uwagę przykuła gazeta leżąca obok kobiety. Wziąłem pismo do ręki i zacząłem przeglądać. Gdy zobaczyłem artykuł, gdzie widniało moje nazwisko miałem ochotę roznieść wszystko wokół. Przejechałem wzrokiem po tekście, czując narastającą złość. Znów to robią, znów mieszają moją rodzinę w moją pracę. Obwiniają Michelle za coś na co nie ma wpływu. Oczerniają ją a ja nie wiedziałem już jak to wszystko odkręcić. Schowałem gazetę do komody i udałem się do łazienki wziąć szybki prysznic. Gdy wróciłem wciąż spała. Położyłem się ostrożnie obok na co delikatnie się poruszyła. Przysunąłem się bliżej obejmując ją i jednocześnie całując jej ramię.
- Mike? - spojrzała na mnie zaspanymi oczkami - Spałam? - chciała się podnieść, ale uniemożliwiłem jej to zatrzymując ręką.
- Spokojnie. Byłem u Evy i położyłem ją już spać.
- Co w pracy? - spytała nagle, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Wiedziałem, że jak się dowie o propozycji Q będzie się sprzeciwiać, a ja sam nie podjąłem jeszcze decyzji.
- Nic wielkiego. Znów rachunki - przytuliłem ją do siebie całując we włosy - Widziałem gazetę na łóżku... Prosiłem, abyś tego nie czytała.
- Przepraszam - szepnęła wtulając się w mój tors - Nie wiem jak Ty to znosisz od tylu lat. Nie mogę sobie wyobrazić, że od małego niszczą Ci życie takimi kłamstwami i...
- Ciii, nie myśl o tym. Nie pozwolę, aby dalej wymyślali to wszystko.
- Co chcesz zrobić? - uniosła głowę spoglądając na mnie niepewnie - Oni nie wiedzą przecież...
- Dlatego czas im powiedzieć. Zorganizuję w przyszłym tygodniu konferencję, wywiad, cokolwiek. Czas im powiedzieć o nas i Evie, że jest moją córką.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? Wiesz co się stanie, jak się dowiedzą, że nie znałeś swojego dziecka przez prawie 6 lat?
- Nie muszą wiedzieć wszystkiego - cmoknąłem ją delikatnie aby się uspokoiła - Powiem, że jesteśmy razem a Eva jest naszym dzieckiem. Gdy zapytają jak to się stało, powiem że po prostu potrafiłem bronić swojej prywatności. Nie muszą wiedzieć wszystkiego. Chcę tylko aby przestali pisać o Tobie w taki sposób.
- Myślisz, że to coś da?
- Mam taką nadzieję - pogłaskałem ją po policzku - Obiecuję, że moje problemy was nie dotkną. Łącznie z moimi długami.
- Nie obchodzi mnie stan Twojego konta - rzuciła lekko podirytowana, na co znów ją mocno przytuliłem, nie chcąc by źle odebrała moje słowa.
- Miałem na myśli, że nie będziecie obciążone w żaden sposób. Zadbam o to, obiecuję - ucałowałem ją w czoło myśląc znów o słowach Quincego.
Nie wiem na ile mi zdrowie pozwoli, ale jeśli to jedyna szansa to podejmę wyzwanie. Żadne ryzyko nie jest za wysokie, jeśli chodzi o moją rodzinę. Muszę zrobić wszystko co w mojej mocy. Powiem prasie o Evie, oraz o planowanym koncercie. A Michelle? Na razie nie musi o niczym wiedzieć. Nie mogę jej znów denerwować, nie mogę pogarszać jej i tak złego stanu zdrowia. Dowie się razem z innymi podczas wywiadu. Będzie zła, że ukryłem przed nią ten fakt. Wiem to, jestem na to przygotowany. Strasznie niebezpieczna jest siła, której towarzyszy poczucie odpowiedzialności.
***
Komentarz = to motywuje!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top